Nie tylko taniec...
Data: 2008-07-15 15:37:11Nie pochodzi Pani z Bytomia, w jaki więc sposób trafiła Pani do Śląskiego Teatru Tańca?
Historia mojego związku z bytomską sceną jest dosyć prosta – zaczęłam interesować się tańcem współczesnym, poznałam Jacka Łumińskiego, człowieka w środowisku teatru tańca bardzo znanego, wielkiego indywidualistę, z którym praca zawsze stanowi spore wyzwanie. Zdecydowałam się starać o przyjęcie do jego teatru. Wcześniej pracowałam w różnych miejscach – między innymi w Domu Kultury we Wrocławiu jako instruktor gimnastyki artystycznej, a później również i tańca, jednak tak naprawdę nie wiedziałam wówczas o tej gałęzi sztuki zbyt wiele. Z wykształcenia jestem zresztą nauczycielem i trenerem gimnastyki artystycznej, odeszłam jednak od sportu i przez dwa lata uczyłam się w studium w Krakowie, gdzie Jacek był wykładowcą.
W wielu Pani spektaklach widać jednak, że doświadczenie Pani jako gimnastyczki jest w obecnej pracy bardzo przydatne...
Oczywiście, bo u podstaw mojej obecnej twórczości leży praca z ciałem, które pozostaje w stanie ciągłej aktywności. Sprawność fizyczna jest tu więc dosyć ważna, stanowi swego rodzaju punkt wyjścia. W ostatnim czasie wracam często do gimnastyki, która związana jest z manipulacją przedmiotem, z technicznym wykorzystaniem różnych przyborów. W najnowszym spektaklu, „Przelotnie”, również wykorzystałam te doświadczenia, choć korzystałam też z ogromnych umiejętności Aleksandra, który związany był z akrobatyką. Interesuje mnie po prostu wykorzystanie ciała w różnych przestrzeniach, stąd też korzystam z różnych dziedzin, w których najważniejsza jest praca z ciałem.
Praca choreografa mocno różni się jednak od pracy aktorki teatru tańca...
To prawda. Zaczęłam od aktorstwa, przejście do choreografii miało miejsce kiedy byłam w ciąży i moje możliwości ruchowe zostały mocno ograniczone. Zaczęłam myśleć, jak nabyte wcześniej doświadczenie i wiedzą wykorzystać w sytuacji, gdy nie mogłam pracować w pełni z własnym ciałem. Zaczęłam wówczas współpracować z dwiema tancerkami, jednak z powodu ich odejścia nie mogłam skończyć tworzonego wówczas spektaklu. Część stworzonego wówczas materiału wykorzystałam w „Omdlałej sukience”. Początkowo miało to być przedstawienie dla dwóch aktorek oraz trzeciej osoby, która pozostawała na marginesie spektaklu. W rezultacie powstało trio – byłam więc z jednej strony uczestniczką spektaklu, aktorką, co nieco utrudnia pracę, ale i daje większą satysfakcję, a z drugiej strony musiałam patrzeć na przedstawienie z dystansem, więcej dostrzegać, mocniej się skupić na sprawach technicznych. Aktorstwo to w dużej mierze emocje, które jako choreograf musiałam powściągnąć, ogarnąć. Na początku nie było to łatwe.
Praca choreografa jest jednak w jeszcze większej mierze pracą twórcy...
Gdy zaczynam tworzyć spektakl, najpierw staram się myśleć nad tematyką. W mojej codzienności zaczyna przewijać się jeden konkretny temat, który powraca w najróżniejszych sytuacjach. Jest tak, jakby rzeczywistość dawała mi sygnały, że warto zająć się pewną problematyką. Zbieram więc informacje, szukam koncepcji scen, obrazów, gestów. Moja choreografia zawsze związana jest z tym, co aktualnie czytam, oglądam, przeżywam. Rzeczywistość przynosi pomysły, dla których szukam przełożenia na konkretne sceny. Zawsze jednak słucham pomysłów tancerzy, aktorów, część gestów improwizowana jest w ramach procesu twórczego, jednak całość przedstawienia musi być wcześniej dokładnie zaplanowana i przygotowana, tu nie ma już miejsca na szaleństwa. Spośród propozycji aktorów wybieram to, co do mnie przemawia, co pasuje do mojej wizji całości – tak powstaje spektakl.
Jednym z tematów, który zdaje się stale powracać w Pani spektaklach, pozostaje kobiecość.
Jeśli tak jest, to ta kobiecość powracająca w przedstawieniach nie jest wynikiem całkowicie świadomej pracy. Tyle, że właśnie kobiecość z pewnością determinuje mój sposób postrzegania – a co za tym idzie również przedstawiania – świata. Powraca więc na pewno często w moich choreografiach. Na pewno jednak staram się uciekać od feminizmu. Ostatnio fascynuje mnie problem wolności i zniewolenia, które obejmuje różne sfery życia, sytuacje, etapy. Mam tu na myśli fakt, że nie zawsze mamy możliwość podejmowania w pełni świadomych decyzji. Zarzuca się często, że kobiety w sztuce skupiają się w sztuce na tym, co jest bardzo indywidualne, a nie sięgają po tematy wielkie, po problemy uniwersalne, ogólnoludzkie, społeczne. Nie wiem, czy tak jest – wiem, że chciałabym o ważnych sprawach mówić przez pryzmat indywidualnych, codziennych doświadczeń.
Czy nie czuje Pani nieco znużenia swoją pracą? Czy potrafi Pani jeszcze z prawdziwą przyjemnością obejrzeć jakiś spektakl?
Czasami faktycznie jest moment, kiedy przychodzi znużenie, wynikające z ogólnego zmęczenia, psychicznego i fizycznego. Teraz jednak stoi przede mną sporo wyzwań – pracuję nie tylko w teatrze, ale także jestem nauczycielem, co mocno absorbuje. Przygotowywałam również projekty społeczne i warsztaty – wszystko to sprawiało, że tak naprawdę nie mogłam się skupić wyłącznie na pracy artystycznej, stąd i znudzenie codzienną działalnością jak dotąd mnie ominęło.
Trudniej rzeczywiście jest mi obecnie zachwycić się przedstawieniem teatralnym. Ale może dzięki temu tylko naprawdę dobre spektakle w pełni do mnie docierają? Niedawno widziałam w Śląskim Teatrze Tańca IXY, najnowszą produkcję Leszka Stanka. Przeżyłam ją bardzo głęboko, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło – bo czasem podczas spektaklu potrafię myśleć tylko o tym, jak został on przygotowany od strony technicznej, jak tańczono, poruszano się, jak wykorzystano przestrzeń, jaką rolę pełni muzyka czy światła.
Co spośród tegorocznych propozycji prezentowanych podczas Festiwalu Sztuki Tanecznej mogłaby Pani polecić widzom?
Nie znam oczywiście wszystkich propozycji festiwalowych. Ważne jednak, że Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego daje nam możliwość zobaczenia na miejscu tego, co dzieje się w światowym teatrze. Na pewno z chęcią pójdę na przedstawienia Company Drift – jestem ciekawa, co zaprezentują i jaka będzie różnica między tymi spektaklami. Bardzo odpowiada mi ten sposób uprawiania sztuki, rodzaj ruchu, wykorzystanie aktora, sylwetki, dramaturgia i opowiadane przez tancerzy historie. Z całą pewnością mogę również polecić bardzo poetyckie spektakle Eiko & Koma, to sztuka naprawdę przejmująca.
Dziękuję za rozmowę.