Nauczyłem się zabijać ludzi. Wywiad z Bernardem Aichnerem
Data: 2017-02-06 15:17:09Mścicielka nie jest pierwszą książką, jaką Pan wydał, ale dopiero ta powieść stała się bestsellerem, tłumaczonym na wiele języków i mającym stać się podstawą scenariusza serialu. Zaskoczył Pana tak wielki sukces?
Jeśli mam być szczery: i tak, i nie. Zawsze chciałem stać się popularnym pisarzem i długo nad tym pracowałem, jednak dopiero w 2013 roku zdecydowałem się na spory krok naprzód - postarałem się wydać książkę poza Austrią, sprzedając prawa do niej dużemu niemieckiemu koncernowi. Ku mojemu zaskoczeniu, od razu zostałem dostrzeżony. Sprzedaż na poziomie 160 tysięcy egzemplarzy nadal wprawia mnie w pewne onieśmielenie, lecz w skrytości ducha oczywiście o tym marzyłem. Postanowiłem zostać pisarzem mając 15 lat, tak więc moje ówczesne marzenie okazało się raczej długodystansowe.
Bo obecnie żyje Pan wyłącznie z pisania?
Tak, ale dopiero od dwóch lat. Ale nie koncentruję się wyłącznie na książkach, tworzę również sztuki teatralne i scenariusze.
Dość charakterystyczny w przypadku Mścicielki i Domu śmierci jest język, jakim się Pan posługuje. Mamy w tych książkach wiele bardzo krótkich zdań, również dialogów nie ma zbyt wiele. Długo poprawia Pan swoje książki?
Książki tworzę dość szybko - nad każdą z nich spędzam przeciętnie półtora roku, natomiast styl, język, jakim piszę, wypracowałem na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Styl ten wciąż ewoluuje, natomiast faktycznie u jego podstaw stoją krótkie zdania, nadające akcji odpowiednie tempo, podkreślające dynamikę zdarzeń. Zawsze chciałem wypracować styl, który byłby z miejsca rozpoznawalny, charakterystyczny tylko dla mnie. Myślę, że za kolejne dziesięc lat czytelnik, który sięgnie po moje książki, będzie mógł już po kilku zdaniach powiedzieć: „Tak, to na pewno jest Aichner”.
Sukces cyklu o mścicielce to kwestia właśnie tego dopracowania?
Myślę, że na popularność Mścicielki złożyło się kilka spraw. Po pierwsze: nietypowość tej powieści. Nietypowa, oryginalna - na ile mogę sam to oceniać - jest cała historia. Nietypowa jest również główna bohaterka, wykonująca zaskakujący przecież zawód. Blum jest przede wszystkim sympatyczną, życzliwą osobą, kochającą matką. Ale z drugiej strony - to przecież morderczyni.
Druga zaleta Pańskiej książki to jej temat. Motyw zemsty, wykorzystany w Pańskiej powieści, jest przecież po prostu uniwersalny.
Tak, uniwersalność tego tematu to chyba druga z przyczyn sukcesu cyklu o Blum. Zawsze lubiłem powieści o zemście - jedną z moich ulubionych książek jest Hrabia Monte Christo.
Trzecia zaś przyczyna - moim zdaniem - to sposób, w jaki opowiadam tę historię. Wszystkie te czynniki są niemal równie ważne, a w przypadku Mścicielki świetnie współgrają. Połączenie wspomnianych elementów było - moim zdaniem - kluczem do sukcesu. We wcześniejszych książkach stosowałem bowiem podobne zabiegi - ale teraz forma, język są bardziej dopasowane. To tak, jak w przypadku muzyka, który przez wiele lat ćwiczy grę na wybranym instrumencie - wirtuozem człowiek staje się przecież stopniowo.
Mówi Pan o swojej bohaterce bardzo ciepło, ale Blum nie wydaje się przesadnie sympatyczną postacią. Wie Pan - właścicielka zakładu pogrzebowego…
...która regularnie zabija ludzi - to prawda. Rzecz w tym, że lubię ją ja, ale - co bardzo zaskakujące - lubią ją liczne czytelniczki. Mimo wszystkich jej wad, wszyscy za nią trzymamy kciuki. A więc musi być w niej coś interesującego, coś pociągającego. Zapewne kluczem do identyfikowania się z seryjną morderczynią jest jej troska o dzieci, dla których jest gotowa poświęcić wszystko. To rozumiemy, to w niej cenimy, lubimy - to jej największy atut.
Opisywanie jej pracy wymagać musiało wielu badań…
Research i przygotowanie do pisania były bardzo ważne w przypadku każdej mojej książki. Być może nie było to konieczne, ale przed napisaniem Mścicielki odbyłem praktykę w zakładzie pogrzebowym. Chciałem zbliżyć się na tyle, na ile to możliwe, do wielkiego tabu, jakim jest śmierć. Doświadczenie to w pewnym sensie zmieniło mnie jako człowieka - zmniejszył się nieco mój lęk przed śmiercią, stałem się w pewnym sensie bardziej dojrzały. No i dzięki tej praktyce moja bohaterka zyskała bardzo fajny zawód, a ja nauczyłem się, jak w praktyce zabijać ludzi. To bardzo przydatna wiedza - nie tylko dla autora kryminałów.
Współczesna kultura temat śmierci spycha na margines - nie lubimy tak „nieprzyjemnych” tematów. A jednocześnie kryminały - także Pańskie - cieszą się od lat niesłabnącą popularnością. Nie wydaje się to Panu paradoksalne?
To, że próbujemy od śmierci uciec, jest bardzo szkodliwe dla całej naszej cywilizacji. Mam trójkę dzieci, w tym córeczki w wieku pięciu i siedmiu lat, i bardzo chciałem spróbować uświadomić im, że smierć jest częścią życia. Ludzie umierają - również ci, którzy są nam bliscy. To smutne, ale przecież smutek jest częścią życia. Może się to wydać zaskakujące, ale dziewczynki dość szybko to pojęły, zrozumiały. Okazuje się więc, że dzieci mają dalece mniej problemów ze śmiercią niż dorośli.
Tak było także w przypadku mojej bohaterki, która bardzo wcześnie - już jako małe dziecko - zetknęła się ze śmiercią. W jej dzieciństwie śmierć była sprawą najzupełniej normalną - może też dlatego później dużo łatwiejsze było dla niej rozprawianie się z ofiarami i oporządzanie ich ciał?
Tyle że Blum ma swoim rodzicom za złe to, że nie starali się od śmierci jej odseparować…
Oczywiście - dlatego w pierwszym rozdziale Mścicielki zabija ich z zimną krwią i w ten sposób się od nich uwalnia. Ona doświadczenie śmierci w dzieciństwie ocenia negatywnie. Ale pytanie, czy zetknięcie ze śmiercią miało na nią wyłącznie destrukcyjny wpływ, pozostawiłbym otwartym.
Wróćmy na moment do kwestii powszechnej miłości do kryminału…
Myślę, że wynika ona z tego, że kryminały dają nam w gruncie rzeczy poczucie bezpieczeństwa. Wiemy, że wszystko to, o czym czytamy, jest fikcją, że nawet najbardziej dramatyczne wydarzenia toczą się pomiędzy okładkami książek. Wszystko jest zmyślone i „w przypisie" możemy przeczytać, że przecież cała ta historia to jedno wielkie kłamstwo. Nawet, jeśli identyfikujemy się z bohaterami kryminału, to przecież wiemy, że nawet największe niebezpieczeństwo nas nie dotyczy. Najczęściej czytamy kryminały, leżąc na przykład na plaży w słońcu - zbliżamy się do niebezpieczeństwa, wchłaniamy je, mając jednocześnie w sobie pewność, że sami jesteśmy najzupełniej bezpieczni.
Myśli Pan, że mimo lęku przed śmiercią, wystawa podobna do tej opisanej w Domu śmierci cieszyłaby się w rzeczywistym świecie popularnością?
Oczywiście - w Niemczech zresztą takie wystawy są codziennością. Gunther von Hagens od lat już na swoich wystawach pokazuje spreparowane ludzkie ciała. Na stworzone przez niego widowisko śmierci każdego roku patrzą tysiące ludzi. Von Hagens preparuje zarówno ludzi, jak i zwierzęta, ale chyba nikt jeszcze nie skrzyżował człowieka ze zwierzęciem. A przecież sami jesteśmy zwierzętami, od nich się wywodzimy - myślę więc, że pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy jakiś artysta postanowi uświadomić to rzeszom ludzi, przełamać kolejne tabu i „skrzyżować” ludzkie ciało z ciałem zwierzęcym.
Porozmawiajmy przez chwilę o tym, w jaki sposób Pan pracuje…
U mnie cały proces zaczyna się trzy-cztery miesiące przed napisaniem pierwszego zdania. Wówczas zastanawiam się, tworzę kolejne konstrukcje fabularne, dokładnie planuję, kto w książce grał będzie jaką rolę, kiedy ujawni swą prawdziwą twarz, kto jest dobry, a kto - zły. Od początku wiem, jak moja historia ma się skończyć i w jaki sposób do tego dojdę. Dlaczego? Bo pisanie przypomina budowę domu - budynek bez dobrego projektu, konstrukcji nośnej, architekta byłby niczym i natychmiast by się zawalił. Taki sposób pracy nie jest regułą w przypadku każdego pisarza - mój przyjaciel, nie ustępujący mi pod względem warsztatu, pisze bez planu, nie mając pojęcia, dokąd zaprowadzi go cała historia. Efekty są imponujące, on jednak bardzo często musi się cofać, wyrzucając dziesiątki napisanych stron. Mnie takie marnowanie własnej pracy sprawiałoby ból. Wolę więc odpowiednio wcześniej wszystko przemyśleć, poukładać i dopiero wtedy przelać myśli na papier.
Cykl o Blum pod wieloma względami wydaje się gotowym materiałem na scenariusz. Ujawnił Pan też, że są dość konkretne plany adaptacji Pańskich książek…
Przez sześć lat robiłem wszystko, by moja książka była świetnym materiałem na film, by całość była pełna napięcia i przykuwała uwagę już od pierwszej strony. Chciałem, by Mścicielka była tak barwna, jak to możliwe, by opisywane przeze mnie obrazy były przekonujące i naładowane emocjami. I udało się - książka stała się najpierw podstawą sztuki teatralnej, a teraz prawa do ekranizacji kupiła amerykańska stacja telewizyjna i na podstawie Mścicielki powstanie dwunastoodcinkowy serial telewizyjny.
Bardzo jestem ciekaw, kto zagra Blum, bo - prawdę mówiąc - po lekturze Pańskich książek nadal nie wiem, jak ona właściwie wygląda…
I bardzo słusznie - w Mścicielce napisałem po prostu, że jest piękna. Jej wygląd określa tylko to jedno słowo, nic więcej. Nie opisuję wyglądu bohaterów, lecz ich wnętrze, to, jak myślą, reagują, co lubią, jak kochają. Sądzę, że to zdecydowanie ważniejsze w przypadku bohaterów literackich - resztę pozostawiam wyobraźni czytelników.
Wczoraj pod kątem nowej książki wyobraziłem sobie kobietę siedzącą i płaczącą. Gdybym miał ująć ten obraz w słowa, nie opisałbym, jakie miała włosy, zaznaczyłbym, że twarz zakryła rękami, określiłbym jak długo płacz trwał, ile łez przelała, jak szlochała. Ważniejsza jest dla mnie mowa ciała niż samo ciało. W ten sposób bardziej przybliżam postać czytelnikom i wciągam ich w moją grę daleko bardziej niż poprzez opis zewnętrzny - zmuszam ich do współprzeżywania.
Cykl o Blum w jakimś sensie wydaje się eksploatować stary motyw literacki - zbrodni i kary. W Mścicielce Pańska bohaterka w poszukiwaniu sprawiedliwości zbrodnię popełniła. W Domu śmierci przychodzi jej za nią zapłacić. Co będzie w trzeciej? Odkupienie?
Wywodzę się z rodziny katolickiej, głęboko wierzącej. Bardzo długo byłem ministrantem i uczono nas, przygotowując do sprawowania tej funkcji, że każdy zły czyn podlega karze. To zaczyna się w drugiej książce, gdzie pokutuje, jednak jej kara nie dobiega końca. Mogę tylko zdradzić, że Blum mimo wszystko odzyska siły i znowu stanie się silną kobietą, walczącą ze wszystkich sił o życie swoje i swoich dzieci. W trzeciej powieści kluczowe było dla mnie pytanie, czy notorycznej morderczyni może się udać powrót do szczęśliwego życia? Czy Blum zasługuje na happy end? Czy wybaczymy jej kolejne zbrodnie?
Właśnie - w Mścicielce Blum zamordowała aż siedem osób. W Domu śmierci - nikogo. Koniec z zabijaniem?
Oj, nie, Blum we wszystkich trzech książkach zabija łącznie trzynaścioro ludzi, więc - jak łatwo obliczyć - zostało nam jeszcze sześć ofiar. To całkiem sporo jak na liczącą trzysta stron powieść.
A czy Pan już skończył z zabijaniem?
Raczej nie, życie byłoby wówczas zdecydowanie zbyt nudne. Poza tym, skoro w zakładzie pogrzebowym dowiedziałem się tak wiele o śmierci, to porzucenie tej wiedzy byłoby wielkim marnotrawstwem. Od paru tygodni jednak pracuję nad nową książką, zupełnie inną niż cykl o mścicielce. Wciąż szukam dla niej stylu, chciałbym, by mocno różniła się od trzech ostatnich powieści. Chciałbym ponownie czytelników zaskoczyć.
Dodany: 2017-05-29 21:53:55
Dodany: 2017-02-07 12:32:08
Dodany: 2017-02-06 16:20:58