MOJA PRAWDA - wywiad z ALBERTEM UDERZO, twórcą Asteriksa
Data: 2011-08-09 12:02:52
F.B: Proszę opowiedzieć, jak narodził się Asteriks?
A.U.: W 1959 roku René Goscinny i ja, wspólnie z dwoma kolegami, Jean-Michelem Charlierem i Jeanem Hebrardem, założyliśmy niewielkie wydawnictwo Edifrance-Edipresse. Zajmowaliśmy się działalnością edytorską i reklamową. Chcieliśmy być jak najbardziej niezależni, ale... nie mieliśmy zbyt wielu klientów! Pewnego dnia Jean Hebrard przyszedł do biura bardzo podekscytowany. Jeden z przyjaciół zaproponował mu, by założył gazetę poświęconą komiksom rysowanym dla „małych Francuzów”. Ów przyjaciel nie mógł znieść, że jego dzieci czytają wyłącznie komiksy amerykańskie. Chciał, by poznały kulturę francuską. Zaproponował więc Hebrardowi, żeby nasze wydawnictwo zajęło się stworzeniem takiej gazety. Wszystkim nam bardzo spodobał się ten pomysł! Nie wiedzieliśmy tylko za bardzo, w jaki sposób się do niego zabrać. Jedyna wytyczna była taka: stwórzcie komiks wywodzący się z kultury francuskiej.
René zaproponował, by zaadaptować „Powieść o Lisie” („Le Roman de Renart” – średniowieczna francuska epopeja zwierzęca – przyp. tłum.), jednakże na dwa miesiące przed ukazaniem się pierwszego numeru pisma okazało się, że „Powieść o Lisie” została już wydana w formie komiksowej.
René nie poddał się. Spotkaliśmy się pewnego popołudnia u mnie i René powiedział: „Wymieniaj epoki, które były znaczące dla historii Francji”. Wyciągnąłem podręcznik do historii: „człowiek z Cro-Magnon, Galowie...” René powiedział wtedy: „O! Galowie!” Zaczęliśmy spisywać wszystko, co wiedzieliśmy o Galach. René natychmiast wpadł na pomysł, żeby ukazać ich historię z drugiej strony niż ta znana z przekazów: wszyscy wiedzieli o wojnie Rzymian z Galami, ale nieobiektywnie, tylko z pamiętników Juliusza Cezara. Nigdy żaden Gal nie opowiedział swojej wersji tych wydarzeń. Zdecydowaliśmy więc, że „50 lat przed narodzeniem Chrystusa cała Galia jest podbita przez Rzymian... Cała? Nie. Jedna jedyna osada Galów wciąż stawia opór najeźdźcom”... Tak narodził się Asteriks. W naszej wersji wydarzeń Galowie mieli stracić wszystko za wyjątkiem jednej wioski. René zawsze powtarzał, że „Juliusz Cezar niejedno przekręcił w swoich «Pamiętnikach o wojnie galiskiej”. Dlaczego więc my nie mielibyśmy postąpić tak samo?”
Szczerze mówiąc, wtedy dalecy byliśmy od myśli, że opowieść o Asteriksie będzie miała jakiś ciąg dalszy!
Kiedy doszło do spotkania Goscinnego z Uderzo?
W 1951 roku. René był pierwszym scenarzystą, z którym pracowałem. Wcześniej sam pisałem dla siebie scenariusze – wtedy to było normalne. Dyrektorzy wydawnictw nawet nie wiedzieli, że mogą istnieć scenarzyści: na początku lat 50. wynagrodzenie otrzymywał jedynie rysownik! Scenarzysta nie dostawał od wydawcy nic – to rysownik odpalał mu procent od swojej gaży. Dziś te praktyki mogą szokować, ale były stosowane jeszcze długo po wojnie. Ale właśnie to sprawiało, że stawałem się bardziej kreatywny. Zawsze zależało mi na tym, by nazwisko Goscinnego widniało obok mojego na moich pracach. I by zostało zapamiętane. Później zażądałem, żeby René był opłacany bezpośrednio przez wydawcę.
Ale wróćmy do naszego spotkania. Gdy ujrzałem René po raz pierwszy, pracowałem dla belgijskiej agencji, mającej w Paryżu filię. Ponieważ zawsze miałem straszne opóźnienia w oddawaniu plansz, rysowałem nie w firmie, a u siebie w domu. Pewnego dnia przyszedł po rysunki goniec z agencji. Ujrzałem na progu niskiego, wątłego chłopaka z kędzierzawymi włosami i o błyszczącym spojrzeniu. Nosił muszkę. To był René Goscinny. Kilka dni później dyrektor agencji powiedział do mnie „Będziesz miał kolegę w pokoju, nazywa się Goscinny”. „Zakochaliśmy się” w sobie od pierwszego wejrzenia. Trzeba pamiętać, że René Gościnny początkowo był rysownikiem. Ale że czuł się znacznie lepiej w roli scenarzysty, a ja właśnie na odwrót, postanowiliśmy współpracować. Na dobre i na złe. Chcieliśmy stworzyć komiks, który byłby jednocześnie adresowany i do dzieci, i do dorosłych. By to osiągnąć, trzeba było dopracowywać scenariusz i wyostrzyć humor. Przypominam sobie, że wtedy poczucie humoru Gościnnego było postrzegane jako zbyt intelektualne... a ja pokładałem się ze śmiechu, słysząc jego dowcipy! Z kolei moje rysunki uważano za zbyt groteskowe, gdyż lubiłem rysować duże nosy – cóż, nie wiem dlaczego, ale zawsze lubiłem rysować duże nosy. Tworząc Asteriksa, René mógł dać upust swemu rzekomo przeintelektualizowanemu humorowi, a ja moim rzekomo groteskowym rysunkom. Oto, dlaczego Asteriks i jego kumple mają wielkie nosy, a humor jest zwykle oparty na intelektualnych gagach.
Jak wyglądała wasza współpraca?
Panowało między nami całkowite porozumienie. Kiedy René pisał scenariusz, wiedział dokładnie, w jaki sposób go odczytam i przetworzę. Był bardzo pragmatyczny i nie mógł zrozumieć, jak można rozpocząć tworzenie historii, jeśli nie zna się jej końca. Jego scenariusze były doskonale skonstruowane. I teraz, kiedy sam kontynuuję przygody Asteriksa, narzuciłem sobie tę samą dyscyplinę. Przez pierwsze lata siadaliśmy wspólnie przy stole i dyskutowaliśmy. Dość szybko postanowiliśmy, że przygody Asteriksa będą się rozgrywać na przemian w wiosce (lub w Galii) i za granicą. Posiadaliśmy dość dobrą znajomość geografii starożytnej, co ułatwiało nam sprawę. Brytowie, Goci, Iberowie, Belgowie... to, że przygody Asteriksa będą rozgrywały się wśród tych plemion, było oczywiste, gdyż to byli sąsiedzi naszych przodków.
Ja i René spotykaliśmy się u tego z nas, który wpadł na pierwotny pomysł danego scenariusza. René był lepszy w tej zabawie. On nakreślał kontury wydarzeń. Nie mogliśmy przecież wysyłać Galów w przypadkowe miejsca – René był szczególnie wyczulony na błędy chronologiczne. Mnie nauczył tego samego. Zawsze zaczynał od napisania skrótu scenariusza na starej maszynie do pisania. Wysyłał mi go pocztą, a ja odsyłałem mu go, nic nie zmieniając, następnie René przystępował do szczegółowego rozpisywania historii na plansze i znów wysyłał mi tę wersję. Ja z kolei nadawałem jego pomysłom formę rysunków. Gdy coś wydawało mi się mało jasne (a zdarzało się to bardzo rzadko) lub gdy miałem pomysł na jakiś rysunek nieprzewidziany w scenariuszu (jak to było w przypadku powstania Idefiksa), dzwoniłem do niego i najczęściej słyszałem: „Narysuj to”. Każdy z nas wiedział, co drugi chciał przedstawić. Nasza współpraca opierała się także na wspaniałej przyjaźni. Nigdy też nie braliśmy siebie zbyt poważnie: bawiłem się doskonale, czytając jego scenariusz, a on bawił się świetnie, oglądając moje plansze.
Jaka była największa trudność w trakcie rysowania „Asteriksa”?
Podczas całej mojej pracy nad serią o Asteriksie jedynym zadaniem, które mnie paraliżowało, było rysowanie armii rzymskiej. To niezmiernie rozbawiło René, który wiedział, że będę się męczył, więc podstępnie dorzucił mi scenę, w której Obeliks miał sam jeden roznieść cały legion rzymski... Siedziałem przed białą kartką i zastanawiałem się, jak narysuję całą armię, składającą się ze stu żołnierzy w rzymskich zbrojach...
Czy zdarzyło się, że poprosił pan Goscinnego, aby zmienił jakiś tekst lub część scenariusza?
Nie, nigdy. To, co pisał, było doskonałe.
A czy on poprosił kiedyś, by zmienił pan rysunek?
Nie, nigdy. Poza przyjaźnią istniało między nami doskonałe porozumienie zawodowe.
Obdarzaliśmy się całkowitym zaufaniem. Gdy René został szefem magazynu „Pilote”, często przychodziłem do redakcji, by go zobaczyć i pokazać mu swoje plansze. Raz poprosił mnie, bym nie rysował pewnej postaci...
O co chodziło?
Zrobił to bardzo delikatnie. Grzecznie poprosił o zmianę, zanim przystąpiłem do rysowania.
Pierwotnie zaproponowałem, że zrobię karykaturę ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Nixona, a działo się to niedługo po aferze Watergate. To był jedyny raz, gdy René przeciwstawił się jednemu z moich pomysłów: uważał, że byłoby to zbytnie angażowanie się w politykę, a poza tym omawianie skandalu, który dopiero co wybuchł.
Asteriks początkowo miał być antybohaterem?
René nie chciał, by głównym bohaterem był waleczny i zwycięski Gal, a tym bardziej wierna, „poważna” kalka Wercyngetoryksa (wódz galijski, walczący z Rzymianami, jeden z francuskich bohaterów narodowych – przyp. tłum.). Nie chciał także bohatera pozytywnego w rodzaju amerykańskiego superherosa. Ja wyobrażałem sobie postać Gala zgodnie ze znanymi archetypami: potężny, silny blondyn z wielkimi wąsami... Kiedy jednak narysowałem postać zgodną z tym wyobrażeniem, René powiedział: „Nie, inaczej go sobie wyobrażam. Chciałbym, żeby był mały i groteskowy”. I tak to się zaczęło. Chcieliśmy się odciąć od Tintina, który był bohaterem pozytywnym, młodym, silnym, przebiegłym... Nie dlatego, by seria Herge’a wydawała nam się zła, lecz dlatego, że pragnęliśmy stworzyć coś nowego. Szybko też zdaliśmy sobie sprawę, że antybohater nie może udźwignąć całoalbumowej historii. Często rozmawiałem o tym z Andre Franquinem, twórcą Gastona Lagaffa: Lagaffe jest doskonałym antybohaterem, lecz Franquin pisał i rysował historie rozgrywające się na jednej lub co najwyżej dwóch planszach. W dodatku antybohater wymyślony przez René miał działać sam: bez towarzysza czy zwierzęcia.
Obeliks nie był więc początkowo przewidziany?
Nie, według pierwotnego scenariusza miał być postacią drugoplanową i marginalną. Tylko Asteriks miał pozostać na pierwszym planie. Lecz René szybko zdał sobie sprawę, że mogą wyniknąć korzyści z obecności drugiego Gala: trochę groteskowego, przygrubawego i odrobinę głupawego. To on powinien charakteryzować się wadami, których nie mógł mieć główny bohater.
Idefiks narodził się w podobny sposób, ale nieco później: bawiłem się, rysując psa, którego nie było w scenariuszu. René później go wykorzystał. Idefiks jest jedną z postaci, które najbardziej lubię rysować. Za każdym razem, gdy przedstawiam go na ręku Obeliksa, myślę o Lennim, bohaterze niesamowitej powieści Steinbecka „Myszy i ludzie”, której lektura był dla mnie szokiem.
Dlaczego Asteriks został Bretończykiem?
Musieliśmy gdzieś umiejscowić wioskę. René powiedział: możesz umiejscowić osadę, gdzie chcesz, ale pod warunkiem, że będzie to wybrzeże morskie, aby Galowie mogli łatwiej podróżować.
To był więc pański pomysł?
Tak, René ta sprawa była całkowicie obojętna. Wybrałem Bretanię, gdyż to jedyna prowincja francuska, która dobrze znałem. Mieszkałem w Bretanii podczas ponurych lat okupacji niemieckiej... Była dla mnie niezwykłym miejscem, które uwielbiam i do którego często wracam.
Czy „Niezgoda” jest albumem autobiograficznym? Jak często kłóciliście się z Goscinnym?
O ile jestem w stanie sobie przypomnieć – nigdy. Pracowaliśmy razem dwadzieścia sześć lat (z czego osiemnaście nad „Asteriksem”) i nigdy nie pojawił się między nami choćby cień niezgody. Zdarzyło się, że raz czy dwa razy mnie poniosło, ale nigdy nie miało to żadnego związku z pracą.
Jak zareagował pan na śmierć René Goscinnego?
Byłem w szoku. Umarł tak nagle. Nikt się tego nie spodziewał. Miał jedynie 51 lat...
Był w pełni sił twórczych. Media pochowały Asteriksa razem z René, co sprawiło, że żałoba była dla mnie tym boleśniejsza. Wydawało się, że według nich nie odegrałem żadnej roli w historii o Asteriksie, że cała zasługa przypadała René. „Paris-Match” poprosił mnie nawet, bym zrobił rysunek na okładkę, przedstawiający Asteriksa płaczącego na grobie René, czego zresztą odmówiłem, gdyż byłem zbyt nieszczęśliwy, by rysować cokolwiek. Pomogli mi czytelnicy. Zacząłem otrzymywać mnóstwo listów, w których pisali, że Asteriks nie należy już do mnie, lecz do nich i że powinienem kontynuować serię... To było bardzo miłe. Przeciwwaga dla tego, co pisała prasa w artykułach zatytułowanych: „Koniec Asteriksa”. Dodam – bez goryczy, ale z żalem – że prawie wszyscy moi koledzy uważali wtedy podobnie – sądzili, że ten, kto podejmie się kontynuacji Asteriksa, poniesie porażkę...
Jak się panu pracuje samemu?
Ciężko. Bardzo ciężko. René zmarł, gdy kończyłem plansze do „Asteriksa u Belgów”. Już wtedy mieliśmy wrażenie, że historia o Asteriksie zatoczyła koło, że wszystko zostało już powiedziane, że wyczerpaliśmy pomysły na przygody i kierunki, w których mógł się udać. Gdy uporałem się z próbą, jaką była dla mnie śmierć René i postanowiłem kontynuować przygody Asteriksa, musiałem stawić czoło pisaniu scenariuszy, co mnie przerażało.
Dlaczego? Przecież robił pan to, zanim spotkał Goscinnego.
Tak, ale szczerze mówiąc, nie były dobre! Dopiero po poznaniu René, który był prawdziwym pisarzem, nauczyłem się, w jaki sposób konstruować i pisać scenariusze. „Wielki rów” sprzedał się dobrze, ale wiedziałem, że w dużej części zawdzięczałem to ciekawości czytelników, którzy chcieli się przekonać, w jaki sposób będzie wyglądał „Asteriks” bez Goscinnego. Następny album też okazał się sukcesem. Gdyby dwa następne poniosły porażkę, to sądzę, że nie miałbym sił na kontynuację. Poddałbym się.
W jaki sposób powstaje „Asteriks”?
Ba, gdybym to ja wiedział!
Proszę nam dać przepis...
Z tym jest jak z przepisem na magiczny wywar: jedynie druid może przekazać go innemu druidowi.
Pan ma przepis od Goscinnego?
Tak, oczywiście. Wpadam na jakiś pomysł, ale najtrudniejszą rzeczą jest napisanie dialogów. Myślę wtedy o René. Zastanawiam się, czy podobałaby się mu taka historia, czy śmieszyłyby go żarty. Dużo się od niego nauczyłem. Miedzy innymi tego, czego nie należy robić.
Na przykład czego?
Nie można iść na łatwiznę. Wiem, że czasy są ciężkie, a na dworze zimno, ale to nie jest powód, by pisać i wydawać byle co! Gdy nie mam pomysłu, nie wydaję albumu. Muszę się przy tym bawić, znaleźć pomysł, który mi się podoba i który przede wszystkim „utrzyma” historię rozpisaną na aż 44 plansze. W dzisiejszych czasach za mało się śmiejemy, zbyt często rezultaty pracy to produkty marketingowe. Nie potępiam tego, ale w efekcie dochodzi do pomieszania pracy artystycznej z pracą marketingową, a ja całkowicie oddzielam te dwa wymiary. Jestem artystą i chcę nim pozostać.
W ciągu lat można zauważyć ewolucję pańskiej kreski. Asteriks i Obeliks z „Gala Asteriksem” i „Asteriksa i Latraviaty” różnią się od siebie. Co wpłynęło na te zmiany?
To nastąpiło naturalnie, niemal bez mojej wiedzy, René także tego nie zauważał. Powiedzieli nam o tym przyjaciele! Najważniejszą przyczyną późniejszych zmian był fakt, że Asteriks powstawał w wielkim pośpiechu. Nie miałem wtedy czasu na dokładne studium sylwetki, nieodzowne w każdym procesie tworzenia. I tak nie bardzo lubię poświęcać za dużo czasu szkicowaniu postaci: wolę kreskę spontaniczną. Wiele postaci, między innymi legioniści rzymscy, powstawało bezpośrednio na planszach, bez żadnych szkiców. I zawsze dawało to dobre efekty. Ta technika była zresztą niezbędna, by dopasować się do rodzaju humoru René. Z kolei dziś pozwala mi dostosować swój rysunek do moich własnych scenariuszy. Robię szkice tylko postaci pierwszoplanowych.
Jednym z powodów, które przyczyniły się do popularności Asteriksa, były nawiązania – na przykład polityczne w „Walce wodzów” i „Podarunku Cezara”, gospodarcze w „Obeliksie i spółce” czy feministyczne w „Róży i mieczu”... Czy z góry wiedzieliście, do czego będzie nawiązywał album?
Zawsze najpierw powstawała historia. Musiała być opowiedziana w ciekawy sposób. Dopiero później nie mogliśmy się powstrzymać, by nie sparodiować czegoś, co nas najbardziej interesowało we współczesnym społeczeństwie. Ale w „Asteriksie” nie ma żadnego przesłania. Wiem, że na ten temat pisze się poważne prace naukowe, co mnie niezmiernie bawi. René był jednocześnie wielkim pisarzem i wielkim komikiem. Czerpał ze wszystkiego, co było w jego zasięgu i miał niezwykłą zdolność przerabiania anegdot znajdowanych w książkach historycznych.
Fragmenty wywiadu przeprowadzonego przez Francoise’a Busnela pochodzą z magazynu Lire, Hors-serie numer 1.