Marzyciel. Kicz czy bajka? Opowieść inspirowana życiem autora "Piotrusia Pana"
Data: 2021-10-22 19:52:19Rzęsisty deszcz pada na teatralną publiczność. Za sceną James Barrie przygląda się ludziom, którzy przyszli na premierę jego najnowszej sztuki. Żona wysyła chłopaka, by przypomniał Marzycielowi o obowiązkach, związanych z przedstawieniem i późniejszym bankietem, jednak on myślami błądzi gdzieś indziej. Polski tytuł zapewne dobrze ujmuje postawę życiową głównego bohatera, jednak oryginalny (Finding Neverland) zdecydowanie lepiej oddaje treść filmu. Czy jednak warto szukać Nibylandii? Może lepiej dorosnąć i z podniesionym czołem wyjść naprzeciw życiu? Autorzy filmu starają się odpowiedzieć na to pytanie w sposób hollywoodzki.
Marzyciel – opis filmu
Scenariusz jest jasny, podobnie, jak nieskomplikowany jest bohater. Fabuła prowadzona jest w sposób prosty, jednowątkowy i zmierzający do celu bez poważniejszych zakrętów. Konwencja bajki zostaje zaznaczona od początkowych ujęć i trwa nieprzerwanie do samego końca. Potęgują ją jeszcze chwilami typowo baśniowe zdjęcia. I to jest m.in. powód, dla którego nie staram się odbierać tego filmu jako wielkiego dzieła.
Czytaj także: Lawendowe wzgórze. Opowieść o spóźnionej miłości
Bajka to bajka. Rządzi się własnymi prawami i ma swój morał, który na dodatek każde dziecko powinno umieć odczytać. Czy słuszne było przedstawienie życia autora jednej z najsłynniejszych powieści dla dzieci akurat w tej konwencji? Odpowiadam – czemu nie? Wielu zarzuca filmowi słodycz i przewidywalność. W pewnym sensie tak... Ale ta słodycz jest wpisana w produkcję od samego początku i – poniekąd – zamierzona. Czyż bajki nie są słodkie?
Marzyciel – recenzja filmu
Johnny Deep odnalazł się w roli „dorosłego dziecka” bardzo dobrze. Jego zabawy z dziećmi rozczulają, a platoniczna miłość do Sylvii Llewelyn Davies (Kate Winslet) wręcz wzrusza. Żona Mary oczywiście nie rozumie jego oporów, co do dorosłości i karci za każdy przejaw dziecinności. Niezrozumiany przez otoczenie, jedyny spokój i ukojenie znajduje w towarzystwie Sylvii i jej czterech synów. To właśnie dzięki nim napisze sztukę, która uczyni go sławnym nie tylko wśród dzieci.
Jedyne, co może razić, choć staram się przymknąć na to oko, to fakt, że James Barrie został pokazany jako krystalicznie dobra postać. Popieramy jego wybory, popieramy rujnowanie przez niego życia innych, popieramy nawet platoniczną (ale jednak) zdradę, której się dopuszcza. Przesadą było jednak wybielenie Jamesa i eksponowanie „złych” czynów żony. Był to może słuszny zabieg, by jeszcze bardziej udowodnić główną tezę filmu, ale podstawianie pod nos widzom jedynego rozwiązania może spowodować, że w końcu wystąpi reakcja odtrącenia i obcowanie z baśnią przestanie nas bawić.
Marzyciel – czy warto obejrzeć film?
Dzieło Marca Forstera Marzyciel wskazuje nam drogę, którą powinniśmy kroczyć, by swoją Nibylandię odnaleźć. Gloryfikuje też ludzi, chcących to uczynić. Oscarowa muzyka Jana A.P. Kaczmarka pilnuje na dodatek, byśmy przypadkiem nie chcieli z tej ścieżki zbaczać i zastanawiać się nad słusznością postawionej tezy. Balansowanie na krawędzi bajki i przesadnej amerykańskiej słodyczy można obserwować przez cały film. Raz fabuła przechyla się na jedną stronę, raz na drugą, by na końcu zlać się w całość i pozostawić wszystkim wcale nie łatwy orzech do zgryzienia. Kicz czy bajka? Używam całej swojej dziecinności i wierzę w tę drugą odpowiedź.