Układ może narodzić się wszędzie. Wywiad z Maciejem Czerniakiem

Data: 2021-08-16 12:05:35 Autor: Patryk Obarski
udostępnij Tweet

– Nieuregulowane rachunki czasem działają jak odbezpieczone granaty, a czasem jak ładunki z opóźnionym zapłonem. Każdy ma jakąś przeszłość, która go kształtuje. Doświadczenia sprawiają, że dowiadujemy się o sobie rzeczy, których czasem wolelibyśmy nie wiedzieć – mówi Maciej Czerniak, autor debiutanckiej powieści Ludzie z Miasta.

Maciej Czerniak, autor książki

Śmierć nigdy nie jest przypadkowa?

Nie w kryminałach! Nakręcono sporo świetnych filmów katastroficznych o losach bohaterów rzuconych w wir bezlitosnej natury. Przypadek oznaczy, że za śmiercią stoi ślepy los. Tymczasem w kryminale zło musi mieć twarz i, o ile tylko się da, musi być inteligentne.

Po lekturze Pańskiej debiutanckiej powieści można dojść jednak do wniosku, że za każdą nagłą śmiercią kryją się ukryte intencje. W zbrodni istotny jest motyw?

Nie zawsze najistotniejszy, ale zawsze jakiś jest. Jak z tą słynną zasadą „strzelby Czechowa”, która mówi, że jeśli autor w pierwszym akcie dramatu powiesił na ścianie strzelbę, to w kolejnym ta broń musi w końcu wystrzelić. Chyba faktycznie motyw jest podstawą dla fabuły kryminału.

Z drugiej strony, przypominam sobie pewną anegdotkę z udziałem Raymonda Chandlera, który swego czasu wdał się w rozmowę z wiozącym go taksówkarzem. Kierowca był fanem powieści Chandlera i zapytał go, kto w końcu zastrzelił mężczyznę w jednej z jego książek. Problem polegał na tym, że sam Chandler nie miał pojęcia, o którego trupa chodzi! To w gruncie rzeczy pocieszające, że nawet tym największym zdarzają się wpadki.

– Żona zamordowanego jest pierwszym, a bywa, że jednym z najważniejszych świadków w sprawie –  pisze Pan w książce. Świadkinią, a nie podejrzaną?

To prawda, że powieściowych femme fatale nie brakuje i w kryminałach bliscy od razu znajdują się na liście podejrzanych, ale w prawdziwym śledztwie wygląda to nieco inaczej. Na samym początku wszystkie osoby przesłuchiwane mają status świadków, a podejrzanymi stają się dopiero, gdy przedstawi im się dowody, a potem zarzuty.

Czyli to rodziny powinniśmy się najbardziej obawiać?

Prokuratorzy powtarzają, że zabójcę można znaleźć w pierwszym tomie akt śledztwa, wśród najszybciej przesłuchanych świadków. A to, no właśnie, często osoby bliskie.

W Bydgoszczy swego czasu odbył się proces dotyczący zabójstwa starszej kobiety. Wyszła ze swojego domu mieszczącego się na skraju małej miejscowości – wokół lasy, słabo zaludnione okolice Tucholi – i ślad po niej zaginął. Zabójstwo wyszło na jaw dopiero po kilku tygodniach. Szambiarka się zatkała, znaleziono ucięty fragment ręki owinięty w czarną folię. Potem w różnych częściach gospodarstwa znajdowano fragmenty ciała kobiety. Z początku nikt nie podejrzewał synowej, która brała nawet udział w poszukiwaniach staruszki!  Potem skazana została za morderstwo…

Tej historii nie ma w Ludziach z Miasta. Jest za to inna, na przykład mówiąca o zamordowanym mężczyźnie, który wiódł podwójne życie. Miał kochankę, której urządził dom identycznie, jak swój własny. Rodziny kryją wiele tajemnic.

Te tajemnice wychodzą w końcu na światło dzienne?

Nieuregulowane rachunki czasem działają jak odbezpieczone granaty, a czasem jak ładunki z opóźnionym zapłonem. Każdy ma jakąś przeszłość, która go kształtuje. Doświadczenia sprawiają, że dowiadujemy się o sobie rzeczy, których czasem wolelibyśmy nie wiedzieć.

Chyba nie bez przyczyny akcja Pana powieści osadzona jest w latach 90. Nowa Polska, nowa rzeczywistość to czas odwilży – także tej przestępczej?

To okres, który idealnie nadaje się do osadzenia w nim historii sensacyjnej! Te wszystkie luki prawne, system tworzony na nowo, który nie nadążał za inwencją obywateli. No i nie było Internetu! Można było stosunkowo bezpiecznie dogadywać różne interesy, również te między politykami a przestępcami.

I wielu postanowiło to wykorzystać?

Słynne reformy ministra Wilczka jeszcze pod koniec lat 80. dawały niesamowite pole do popisu ludziom takim, jak powieściowy Winiarski albo bracia Sikora. Jeżeli dodatkowo, ktoś mógł liczyć na protekcję dawnej bezpieki urządzającej się w nowych instytucjach państwowych, to… ograniczała go tylko wyobraźnia. Polskę infiltrowały również grupy przestępcze, między innymi z byłych „demoludów”.

No ale przecież nie panowało całkowite bezprawie! Powstały w 1997 r. kodeks karny nie stanowił żadnego rozwiązania problemu?

Prawo nie nadążało za zmieniającą się rzeczywistością. Wprowadzono wprawdzie pojęcie zorganizowanej grupy przestępczej, ale prokuratorom brakowało narzędzi, by te grupy rozpracowywać i stawiać przed sądami. Dlatego powstała instytucja świadka koronnego. I dla wielu prokuratorów ambicją było mieć w swojej sprawie „koronę”. Potem często ci pozornie skruszeni byli przestępcy prowadzili własną grę z organami ścigania.

Czyli wolność i demokracja zrodziły nowe zło? A może jedynie powrót tego, które już wcześniej istniało?

To chyba bardziej sprawa nowych pokus niż nowego zła. Nienawiść, zdrada czy ujma na honorze w każdych czasach mogły motywować do popełnienia zbrodni. A kiedy gra idzie o kontrolę brudnych interesów w Mieście, dających całkiem pokaźne dochody, to dlaczego nie zawrzeć przymierza, na przykład z mafią? „Lewy”, czyli Boguś Lewiński w mojej powieści postawił wszystko na jedną kartę. A jak na tym wyszedł? Tego nie mogę zdradzić.

Ludzie z Miasta - książka Macieja Czerniaka

Akcja pana powieści toczy się w Mieście. Nie stanowi ono synonimu każdej innej polskiej miejscowości lat 90?

Myślę, że każdy czytelnik może z powodzeniem przymierzyć Miasto do realiów, które go otaczają, bądź jakie pamięta z czasów swojej młodości, dzieciństwa. Układ może narodzić się wszędzie.

Jest świetny, ale nieco zapomniany już film Jacka Skalskiego „Miasto prywatne” z początku lat 90. Zależało mi, by dać w Ludziach... ujście podobnej dzikości czasów.

– Współpraca opiera się na zaufaniu – mówi Kostrzewa do prokuratora Śliwińskiego. Śledczy nie powinni raczej liczyć jedynie na siebie?

Jasne, że powinni, ale dla gliny zaufany prokurator jest zawsze na wagę złota. Z drugiej strony ostrzegam, w mojej powieści nie można wierzyć nikomu na słowo. Każda rozmowa, nawet z zaufanym stronnikiem, może być elementem gry na dwa fronty.

Prowadzenie śledztwa to jednak praca zespołowa.

Nawet najlepszy śledczy nie rozwiąże sprawy sam. Jake Gittes z kultowego Chinatown też miał kumpli z policji, którzy – choć pokrętnie – ostatecznie pomogli w rozwikłaniu zagadki. A że czasem cena rozwiązania sprawy jest ogromna, to już zupełnie co innego.

Czasem jednak policjanci i prokuratorzy nie grają do tej samej bramki…

To sprawia, że zabawa – dla autora przy pisaniu, konstruowaniu akcji, a dla czytelnika przy jej odkrywaniu – robi się tym ciekawsza. Jeżeli jednak prokurator i policjant sobie ufają, to przecież zawsze może się przytrafić sprzedajny sędzia…

Może to sprawia, że książkowi (i nie tylko) detektywi nie są wolni od nałogów?

Jeżeli detektyw przyjmuje ciosy, które spadają na niego w najmniej spodziewanych okolicznościach, to często nie pozostaje mu nic innego, jak iść do baru i pić. A tam przecież niespodziewanie może spotkać, na przykład, informatora, który ostrzega go przed jeszcze większym niebezpieczeństwem. I gra rozpoczyna się na nowo.

Bo i chyba podobną grą jest po prostu ludzkie życie. I dlatego też Ludziach z Miasta ucieka Pan od klasycznego kryminału, nieco bardziej skupiając się na wątkach społecznych?

Tak, chciałem, by czytelnik wsiąkł w tamte realia, by obejrzał z bohaterem wydanie Wiadomości, by poznał od kuchni, jak wyglądała kampania wyborcza tamtych lat. Chciałem, by spotkał policjantów zarabiających grosze, wystawionych na pokusy pokątnych interesów. I by odwiedził obskurny burdel, a potem zaczął snuć plany wielkiego skoku na kasę, bo oto właśnie nadarza się okazja życia.

Ludzie z Miasta to Pana pierwsza książka. Dobrze typuję, że nie ostatnia?

Faktycznie, przygotowuję coś nowego. To będzie jednak współczesna opowieść. Osadziłem ją w małej miejscowości. Mam nadzieję, że uda mi się stworzyć nieco klaustrofobiczną atmosferę zagrożenia. No i wywołać u czytelników ciarki przerażenia.

Książkę Ludzie z miasta kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.