Kto do Charona? - Komentarz o nagrodach Nike

Data: 2006-09-11 17:38:40 Autor: mh
udostępnij Tweet

Nagroda literacka “Nike”, reklamowana jako najważniejsza polska premia w tej dziedzinie, powinna mieć chyba innego, również wywodzącego się ze starożytności patrona. Starca Charona mianowicie. Jak wiadomo – bogini zwycięstwa Nike względami otaczała tylko wybrańców. Do Łodzi Charona mógł się za to dostać każdy – wystarczył obol pod zdrętwiałym językiem. Żeby zostać nominatem do Nike – wystarczy mieć nazwisko, albo napisać na odpowiedni, poprawny politycznie temat.

Nie inaczej jest w przypadku części desygnacji do tegorocznego Charona. Przepraszam – do Nike. Można mieć nazwisko. Na przykład: Zagajewski. Nominacja dla Zagajewskiego nie powinna dziwić ze względu na nazwisko Zagajewskiego i jego pozycji w rankingach tworzonych przez “komputer Gazety Wyborczej”. Powinna natomiast dziwić, gdy skonstatujemy, że udzielona została ona za najsłabszy od wielu lat tom tego autora. O tym, że Zagajewski potrafi pisać bardzo dobre wiersze przypominają niektóre teksty umieszczone w tej książce – jak chociażby “W małym mieszkaniu”, przypominającym sposobem narracji słynne “Jechać do Lwowa”, czy “Zatopione miasto” - kolejny wiersz, w którym autor powraca do miejsca swoich narodzin. Jednak teksty piękne i przejmujące stanowią w tym zbiorze zdecydowaną mniejszość, przeważają takie, które przypominają wypracowania na zadane sobie tematy. Sprawne formalnie, ale wewnętrznie martwe, jakby symbolem tej poezji był nie Pegaz, ale koń pracujący co dzień w kieracie. Czyżby presja “noblowskiej poczekalni” i niemocy autora, który nabrał pewności, że już się w niej znajduje? A jakie wiersze można pisać z pozycji antyszambrów? Przede wszystkim bezradne, od oczekującego niewiele już zależy.

Bezradność przebija szczególnie w tych miejscach, gdzie autor konstatuje nieobecność Boga. Lub przynajmniej jego staranny kamuflaż, wycofanie się, Bóg staje się tym, który: “(...) nie chce pomóc tym / co go szukają / tylko kryje się wśród teologów, / na fakultetach.” Świat jednak nie znosi pustki, miejsce wiary wypełnia ersatrzwiara. Może stąd jako bohater wiersza pojawia się stary Marks? Cóż, przeciwstawianie młodemu Marksowi starego Marksa, to ulubione czary-mary marksizujących lub eksmarksizujących inteligentów, którzy albo chcą zachować resztki swej ersatzwiary, albo przynajmniej się z niej wytłumaczyć, usprawiedliwić. Przypomnijmy sobie chociażby wiersz Wiktora Woroszylskiego “Stary Marks” z tomu “Zagłada gatunków” (1969). U Zagajewskiego stary (choć właściwie: Stary) Marks: “Zaczyna się domyślać, / że biedna ludzkość / wciąż będzie szła / przez starą ziemię / jak miejska wariatka, / wygrażając pięściami / niewidocznemu Bogu.” Właściwie jest w tym wiele z młodego Marksa – zarezerwowanie dla Boga jedynie gestu wygrażającej pięści. Modlitwa nie mieści się w dialektyce Marksa w żadnym wieku.

Zdaje się, że Zagajewski cofa się do paradygmatów Nowej Fali. Czyżby więc literacki atawizm brał górę nad rozsądkiem, który raczej odradzałby przywracanie Marksa w obręb p o l s k i e j poezji? Nic więc dziwnego, że jak rasowy poeta nowofalowy czuje się w obowiązku “dać głos” na temat obowiązkowy, wraca do przemieniania poezji w publicystykę – choć może w ciut subtelniejszy sposób, czego dowodem jest tekst zatytułowany “Jedwabne”. Po co poeta dorzuca swoje trzy grosze publicystycznych kampanii? Może po to, żeby w wyścigu do Charona dorzucić nazwisku jeszcze jeden atut – temat, jaki pochwalą jurorzy.

Nazwiska nie ma młody prozaik Michał Witkowski. Musi mu więc wystarczyć temat – homoseksualizm, nic więc dziwnego, że tytuł jego książki “Lubiewo” czytelnicy zdążyli już przekręcić na “Pedialiewo”. Kiedy zaczniemy ją czytać – zwróci uwagę sprawność narracyjna Witkowskiego. W młodej prozie tak opowiadać mało kto już potrafi, co nie znaczy bynajmniej, iż Witkowski osiągnął jakieś mistrzostwo. Po prostu dobrze wypada na tle rówieśnym. Tak czzy siak, talentu narracyjnego starcza mu na ćwierć książki, jakieś 60 stron, potem rozpada się ona na się ona na zbiór scenek, notatek i obrazków, im bardziej międlących te same motywy, tym bardziej nużące. Dlaczego wspominam o narracyjnej biegłości Witkowskiego? Bo wydać może się, że obróciła się ona przeciw promotorom mody na homoseksualną literaturę, czy kinematografię. Oto opisywany przez Witkowskiego świat pederastów – “ciot” i “przegiętych” jest przede wszystkim obrzydliwy, przyprawiający o wymiotny skurcz. Pachnie moczem, stęchlizną, brudem, zestarzałym męskim potem. Czyżby książka mimo obscen i prowokacji (“– Nazywam się Milijon! Nazywam się Milijon – mówi – bo mnie Milijon lujów miało!”) – tak naprawdę rzecz demaskatorska, uzmysławiająca aestetyczne oblicze pederastii? W pewnej scence narrator zwany raz Michasią, raz Śnieżką deklaruje nawet wprost, że nie napisze książki, jakiej oczekują “nowocześni geje”, walczący o “swoją literaturę” i “swoje prawa”. Wbrew pozorom – nic z tych rzeczy. Know how powieści Witkowskiego nie polega na apologii homoseksualizmu, jego estetyzacji, czy stawianiu radykalnych tez, pod jakimi podpisują się uczestnicy różnych marszów równości. Chodzi raczej o wprowadzenie go (homoseksualizmu) w obręb dyskursu literackiego. Niech będzie książka będzie nasycona półpornograficzną obsceną – to co najwyżej przyciągnie pewne grupy czytelników, niech na razie świat “ciot” będzie lepki od brudu. Byle był częścią świata normalnego. Na początek taka właśnie praca u podstaw, którą doceni Charon. Do jego łodzi bardzo łatwo jest się dziś załapać.

MARCIN HAŁAŚ

Pierwodruk: "Gazeta Polska", 30 VIII 2006

P.S.

Po ogłoszeniu finalistów tegorocznej "Nike" (dziwić może tylko brak w tym gronie Skargi) stawiam na ciocię Wisławę (tylko co ona z tymi
pieniędzmi zrobi - wódki nie pije, dzieci nie ma, na dziwki nie chodzi więc pewnie przeznaczy na jakiś poprawnie polityczny cel), którą uhonorować przecież trzeba. Ewentualnie zastrzelą publiczność "bezkompromisową" nagrodą dla "Pedalewa" lub bełkotu Masłowskiej. Ukłonem w stronę normalności byłaby Nike dla Rylskiego, ale tego grona o normalność nie podejrzewam tego grona. Książka Wilka za bardzo podobna do "Jadąc do Babadag", Mentzel  z kolei napisał swój "Gnój", tyle że tak inteligencki, iż gnoju tam nie ma ani krzty, zastąpił go zapach książkowego kurzu.

MH

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - Naruto
Naruto
Dodany: 2006-09-18 13:40:50
0 +-
hahahaha
Avatar uĹźytkownika - MH
MH
Dodany: 2006-09-13 16:09:09
0 +-
Czarna, Ty chyba chcesz się ze mną na randkę umówić.
Avatar uĹźytkownika - Czarna
Czarna
Dodany: 2006-09-13 14:49:04
0 +-
Piszesz tak bo nie byłeś nominowany !!!

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje