Kobieta to najwspanialszy prezent, jaki otrzymał świat...

Data: 2011-11-21 21:47:11 Autor: Justyna Gul
udostępnij Tweet

J.G. Witam serdecznie autora książki stawiającej na nogi polską policję, siły specjalne i dziennikarzy śledczych razem wziętych.

J.M Witam Panią, witam Czytelników. Mam nadzieję, że wspomniana mobilizacja związana jest z pojawieniem się Amatorki w księgarniach i wspaniałymi recenzjami, które zbiera od debiutu. 

 

J.G. To się rozumie samo przez się. Dlaczego jednak prezes Klubu Sportowego Korona Kraków i zdobywca Krakowskiego Dukata zajął się pisaniem książki?

 J.M. Piszę od prawie czterdziestu lat. W siódmej klasie szkoły podstawowej postawiono nam jako zadanie domowe prowadzenie dziennika przez tydzień. U mnie ten tydzień skończył się po dwóch latach. Potem były wiersze, a jakże, pierwsza miłość, druga…W trakcie studiów prawniczych związałem się ze studenckim radiem UJ Alma Radio i wtedy odkryłem zalety prozy. Pierwsze felietony, pierwsze próby „twórczości” literackiej pojawiły się właśnie na antenie Alma Radio. Pracę dyplomową na studiach dziennikarskich (UJ) broniłem już w stanie wojennym. Parę przegranych bitew z „cenzurą” sprawiło, że poszedłem inną drogą, ale nie przestałem pisać. Wtedy mówiło się o pisaniu „do szuflady”. Gdy pojawiły się komputery, szufladą został twardy dysk. Powstawały opowieści, które z czasem zamieniały się w powieści… Dokładnie rok temu moja żona zdenerwowała się i postawiła ultimatum: „Albo wydasz wreszcie jakąś książkę, albo koniec z pisaniem!” Nie dziwię się tej reakcji, bo jak długo można tolerować męża, który większość wieczorów spędza w towarzystwie klawiatury komputera. Dla mnie jednak była to zapowiedź końca świata. Nie wyobrażam sobie życia bez pisania. Spakowałem się i wyjechałem do Zakopanego, gdzie znaleźć można czarowne miejsce na ulicy Zamojskiego. Miejsce to nazywa się Grań. Cztery dni pracy po szesnaście, czasem – osiemnaście godzin na dobę pozwoliły mi na dopracowanie książki. Dziesięć miesięcy później z dumą wręczyłem żonie pierwszy egzemplarz „Amatorki”.


J.G. Jak na debiut to bardzo solidnie przygotowana książka, w której nie sposób znaleźć słabych punktów. „Amatorka” nie przypomina zupełnie dzieła… amatora. Jak zatem pisać tak, jak Pan? Czy to ukończone dziennikarstwo dało dobre podstawy, czy po prostu objawił się samorodny talent?

 J.M.  Dziękuję za tak pozytywną ocenę mojej książki. Muszę Pani i Czytelnikom się przyznać, że jestem ogromnym leniem. To lenistwo sprawia, że gdy już się z niego wyrywam, to to, co mam zrobić, staram się zrobić najlepiej jak potrafię. Bo jeśli zrobię gorzej, będę musiał poprawiać, a to pozbawi mnie możliwości leniuchowania. A tak trochę poważniej: nie wiem, co odpowiedzieć. Na to, jak piszę, złożyło się wiele czynników. Studia dziennikarskie i praca w Alma Radio na pewno dały mi podstawy. Promotor mojej pracy dyplomowej, wspaniały Maciej Szumowski, zawsze mówił, że jeśli nie masz nic do powiedzenia, lepiej idź na wódkę, a nie bierz się za pióro. Jak już siadasz do pisania, zrób to najlepiej, jak potrafisz, bowiem to Ty jesteś dla Czytelnika, a nie on dla Ciebie. Również ówczesna szefowa Alma Radio była bardzo wymagająca. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby dziś miała możliwość zweryfikowania wszystkich materiałów pojawiających się w mediach. Jak więc Państwo widzą, miałem wspaniałych nauczycieli. Myślę, że nie bez znaczenia jest też fakt, że uwielbiam czytać. Był czas, że czytałem wszystko i wszędzie. Teraz jestem już trochę bardziej wybredny. Zafascynowany jestem twórczością z jednej strony, Joe Alexa, Raymonda Chandlera, Alistera MacLeana, Johna Grishama, a drugiej – Stanisława Lema, Kazimierza  Tetmajera, Karola Bunscha, Józefa Kraszewskiego i Henryka Sienkiewicza. Każdy z nich napisał, moim zdaniem, przynajmniej jedną książkę, która może być podręcznikiem (czy przewodnikiem), jak napisać solidną książkę. Trzeba to tylko odkryć, a potem mieć odwagę, by usiąść przy komputerze. No i, oczywiście, nie zapominać o podstawowej zasadzie lenistwa: jak już coś robisz, rób to dobrze!

 

J.G. W książce spotykamy Marię, młodą i piękną lekarkę, zajmującą się chirurgią plastyczną. Skąd pomysł na włączenie do środowiska mafijnego i rządowego delikatnych kobiecych dłoni i motywu zmiany twarzy? 

J.M. Kobieta to najwspanialszy prezent, jaki otrzymał świat. Piękne, delikatne, zalotne, sprawiają, że chce się żyć. A z drugiej strony: inteligentne, pomysłowe, wytrwałe i silne, mobilizują nas, tę brzydszą część ludzkości, do wysiłku, do podejmowania nowych wyzwań i czynów szaleńczych. Przecież to kobieta sprawiła, że „Amatorka” ukazała się drukiem, to kobieta jest właścicielką Wydawnictwa Bliskie, to kobieta prowadzi ze mną ten wywiad, to kobieta… Jak widać, nie miałem innego wyjścia. Bohaterem mojej debiutanckiej powieści musiała być kobieta. A motyw zmiany twarzy? Każdy bandyta marzy o tym, by pozostać nierozpoznawalnym. Do niedawna stosowano w tym celu różnego rodzaju maski, przebrania, sztuczne brody i wąsy. Odkąd pojawiła się chirurgia plastyczna, pojawiły się nowe możliwości.

 

J.G. Na ile opis planów mafijnych bossów i mafijnej rzeczywistości poprzedzony był badaniami, a ile było w tym ponurych przepowiedni przyszłości?

 J.M. Codziennie media dostarczają nam informacje, na podstawie których można napisać kilka powieści sensacyjnych czy kryminalnych. Wystarczy tylko wybrać jedną, dodać trochę fantazji, następnie zmieszać, wstrząsnąć i poturlać, a potem mieć odwagę zasiąść przed komputerem i to wszystko opisać. 

 

J.G. Nie korciło Pana, żeby zamiast brudów polskiej gospodarki i polityki „wyprać” trochę tych związanych ze sportem?

 J.M. Piszę, bo sprawia mi to przyjemność. Sprawia mi to przyjemność, bo staram się pisać relacje z tego, co dzieje się w mojej głowie, a nie na boiskach czy przy „zielonych stolikach”. Nie chcę tworzyć literatury interwencyjnej. Wymyślając historie, przede wszystkim kładę nacisk na to, żeby konflikt był – po pierwsze – uniwersalny, to znaczy żeby miejsce akcji nie odgrywało istotnej roli, po drugie – globalny, to znaczy, żeby dotyczył spraw, które mogą dotknąć każdego z nas. I tak jest w przypadku „Amatorki”. Mamy tu „żądzę władzy”, bo tak należy nazwać pomysł kupienia partii politycznej przez bandytów. Spotykamy się z tym zjawiskiem pod każdą długością i szerokością geograficzną, a więc jest ono w pewnym sensie zjawiskiem uniwersalnym. Realizacja tego pomysłu dotknęłaby wszystkich obywateli państwa – mamy problem globalny. Natomiast to, że paru facetów sprzedaje mecze, dotyczy bardzo wąskiej grupy ludzi i powinno być przedmiotem zainteresowania tylko i wyłącznie policji oraz prokuratury.

 

J.G. Kiedy Pan nie pisze i nie „prezesuje”, jak spędza Pan wolny czas? Czytając kryminały? Śledząc akcję „Ojca chrzestnego” i innych kultowych filmów?

 J.M. Kiedy nie piszę i nie „prezesuję”, to przede wszystkim zarabiam pieniądze. Jestem współwłaścicielem firmy handlowej, która jest moim jedynym źródłem utrzymania. Korona i pisanie to hobby. Żeby je uprawiać, trzeba mieć pieniądze. Jak spędzam wolny czas? Oczywiście, dużo czytam, filmy lubię, ale przegrywają one z książką. Oboje z żoną jesteśmy zakochani w górach, a szczególnie w Tatrach, stąd wykorzystujemy każdą okazję, by chociaż przez kilka godzin wędrować po szlakach.

 

J.G. Wiem, że nie przewiduje Pan kontynuacji „Amatorki”. Ale czy nawet przez chwilę nie przyszło Panu na myśl, żeby sympatyczne małżeństwo Piechów wykorzystać w kolejnym dochodzeniu i tropieniu afer na szczytach władzy?

 J.M. „Amatorka” jest relacją z pewnego okresu w życiu małżeństwa Piechów. To normalne małżeństwo jakich tysiące w Polsce i na świecie. Przypadek, który każdego z nas może dotknąć, sprawił, że życie wystawiło Piechów na ciężką próbę. Ich przygody kiedyś się kończą i powrócą oni do „normalnego” życia. Postawienie na ich drodze kolejnej przeszkody byłoby sztuczne. Czytelnik mógłby się czuć oszukany. Natomiast stworzyłem już postać, która zajmuje się tylko i wyłącznie tropieniem afer i rozwiązywaniem zagadek kryminalnych, ale jest to zupełnie inna bajka.

 

J.G. W jednym z wywiadów wspomniał Pan, że w grudniu okaże się, czy „Amatorka” ożyje. Czyżby szykowało się jej przeniesienie na szklany ekran?

 J.M. O przeniesieniu jej na ekran na razie nic mi nie wiadomo. Faktem jest to, że we wrześniu ukończyłem scenariusz filmu fabularnego na podstawie „Amatorki”. Czy Mikołaj coś w tej kwestii nam przyniesie? Jeżeli przeczyta mój list i oceni, że byłem grzeczny, to kto wie…

 

J.G. Teraz mały odpoczynek, czy praca nad nową książką? A – jeśli tak (a mam taką nadzieję) – to nad jaką? Proszę uchylić choć rąbka tajemnicy przed czytelnikami.

 J.M. Na odpoczynek jeszcze za wcześnie. Staram się, jak tylko mogę, pomóc Wydawnictwu w wypromowaniu „Amatorki”. Mam 53 lata i chociaż tego nie czuję, to nie zmienia faktu, że debiut w tym wieku musi być zauważony i pozytywnie oceniony, by myśleć o następnej książce. Czy tak się stanie? Zobaczymy. Mam przygotowane na wszelki wypadek trzy opowieści, które po kilku dniach pobytu w Zakopanem mógłbym przedstawić jako propozycje wydawnicze. Jeszcze kilkanaście dni temu dokładnie wiedziałem, którą z nich wybrać. Teraz, po kilku wspaniałych recenzjach „Amatorki”, w tym również Pani autorstwa, nie mam już takiej pewności. Chcę wydać następną książkę, ale czy tak się stanie – zależy tylko i wyłącznie od Czytelników. Jeżeli Wydawnictwo będzie zadowolone ze sprzedaży „Amatorki”, to może otrzymam propozycję wydania drugiej książki…

J.G. Dziękując za rozmowę.

 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje