Kobiety z „Jeżycjady". Poznajcie kulisy powstania słynnego cyklu

Data: 2021-03-05 17:31:12 Autor: Adrianna Michalewska
udostępnij Tweet

Bohaterki Jeżycjady czytelniczki pokochały od pierwszej strony, od pierwszej literki. To była miłość bezgraniczna i szczera. Czuły, że się zaprzyjaźniają z nimi na dobre i na złe. W każdej z dziewcząt i kobiet z powieści Małgorzaty Musierowicz było trochę ich samych: nieufnych, zagubionych, smutnych, wesołych, życzliwych, otwartych, szczerych i spragnionych świata. I, co ważne, w każdej z tych inteligentnych i współczujących innym dziewczyn widziały siebie – bez retuszu, prawdziwe i wyjątkowe. A ile z bohaterek tej trwającej już czterdzieści pięć lat serii jest w samej autorce przygód Borejków i ich przyjaciół? Wiele na ten temat dowiemy się z książki Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę.

Mama Żakowa znajdowała się w kuchni, gdzie zmywała naczynia jednocześnie czytając powieść fantastyczno-naukową pod tytułem „Dzień tryfidów”. Nie mogła oderwać się od lektury, toteż ustawiła książkę na szczycie skomplikowanej konstrukcji ze słoików i szklanek, wspartej na skraju zlewu.   

- „Szósta klepka"

Jeżycjada. Wielkie serce mamy Żakowej

Bez postaci matki Jeżycjada byłaby kruchą konstrukcją. Bo to właśnie mamy w tych historiach są kręgosłupem, na którym wspiera się wiele opowieści. Zacznijmy od mamy Żakowej. Miła plastyczka, z dystansem do życia, bardziej ceniąca dobrą lekturę niż obowiązki domowe. Ale to ona wpatruje się uważnie w swoją młodszą córkę, Cesię, dostrzegając, że dramaty wieku dojrzewania wymagają podjęcia radykalnych kroków. To mama Żakowa domaga się dla dorastającej Celesyny kożuszka, botków i sukienki, które zamierza sfinansować z honorarium za swoje prace. Nie wie, ile i kiedy jej za nie zapłacą, ale traktuje te sprawy jako drugorzędne. Mama Żakowa ma wielkie i pojemne serce i jest gotowa na niejedną konspirację, aby umilić swoim córkom życie.

Małgorzata Musierowicz. Jak plastyczka została pisarką?

Plastyczką była także autorka Jeżycjady, która sama przyznaje, że to umiejętności malarskie stały się przyczyną jej pisarskiej kariery.

Ledwie wyszłam za mąż, a już – jak przepowiadano – bieda zajrzała nam w oczy. Był rok 1968. W kraju wiadomy zamęt. Pracy dla młodych plastyków po prostu nie było.  

- „Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę”

Zachęcona przez profesora Węgrzynowicza i profesora Latawca (inspirując się nimi, autorka stworzyła postać przesympatycznego pedagoga, profesora Dmuchawca), Małgorzata Musierowicz najpierw na pożyczonej maszynie do pisania stworzyła Małomównego i rodzinę i wysłała powieść na konkurs. Choć niczego nie wygrała, książka przypadła do gustu wydawcom, została wydana i przyniosła autorce przyjemne honorarium. I tak plastyczka stała się pisarką, zrozumiałe zatem było, że również mama Żakowa, tworząc hipcie i Łabędzicę, musiała, po prostu musiała, pokochać książki. 

Nieco inną, ale równie wyjątkową mamą jest Mila Borejkowa. Swoją drogą, w losach poznańskiej rodziny Borejków odbicie znalazła inna, równie ciekawa historia z życia Małgorzaty Musierowicz. Gdy po ślubie młodzi małżonkowie zamieszkali w akustycznym mieszkanku spółdzielczym w nowym bloku, od razu odczuli wszelkie mankamenty tego rozwiązania. Ciasno, głośno i bezdusznie, tak nie mogli żyć! Odpowiedzieli na anons w gazecie i zamienili swój przydział na zdewastowane sto dwadzieścia metrów przy ulicy Słowackiego.

Lekkomyślni jak zwykle Borejkowie zgodzili się na zamianę (mieszkania), podnieceni myślą, że czynsz w owym starym mieszkaniu kwaterunkowym jest o wiele niższy niż opłata za mieszkanie spółdzielcze. (…) Mieszkanie miało kaflowe piece, do których węgiel trzeba było zdobywać podstępem i szantażem, po zdobyciu zsypywać do piwnicy, a następnie wnosić w kubełkach do mieszkania  

- „Kwiat kalafiora”

Mila Borejkowa. Mama na miarę Nobla z ekonomii

Mama Borejkowa, choć bardzo zaradna, poukładana i życzliwa całemu światu, nie zawsze była tak wspaniała i pogodzona ze światem, choć zwykle przyjmowała przeciwności losu z wdziękiem. Gdy ostatniego popołudnia 1977 roku pogotowie zabrało ją do szpitala, przejęła dowodzenie swoją wesołą, inteligentną i dosyć hałaśliwą rodziną ze szpitalnego łóżka. Ta operatywna kobieta, przygotowująca szereg przetworów na zimę, surowa i metodyczna w postępowaniu wobec swoich niesfornych córek, a jednocześnie ciepła i życzliwa, uznała, że wychowanie dzieci na porządnych obywateli jest ważniejsze niż pisanie sprawozdań w biurze, co wzbudziło zdumienie wśród przyjaciółek Mili. Cierpliwa i wspierająca swego ekscentrycznego męża – naukowca, filologa klasycznego Ignacego Borejkę, którego wiecznie spowijał woal zadumy, zawsze gotowa do wysłuchania dramatycznych historii jednej ze swoich czterech latorośli. Zaradnie łatała budżet pracami zleconymi, dokonywała cudów na miarę nobla z ekonomii w końcówce siermiężnych lat siedemdziesiątych XX wieku. Była wyjątkową kobietą, potrafiącą pocieszyć każdą osobę, która znalazła się w jej otoczeniu.

Twarz mamy była myśląca, dobra i szlachetna, a błękitne oczy patrzały wesoło, mądrze i kochająco. I kiedy do zielonych oczu Idy napłynęły łzy zrozumienia i miłości – do skołatanej jej głowy trafiła nagle prosta i banalna prawda, iż to piękna dusza sprawia, że twarz ludzka jest piękna.  

- „Ida sierpniowa”

Gabrysia Borejkówna - kobieta wspaniała

Gabrysia Borejkówna okazała się za to stuprocentową córką swoich rodziców. Gdy Mila po perforacji żołądka trafiła na ostry dyżur, Gaba natychmiast stanęła na wysokości zadania. Rozpoczęła od organizacji porządku domowego, zajmując się młodszymi siostrami (jak wiemy, każda z nich miała niezwykle głębokie i skomplikowane życie wewnętrzne), a przede wszystkim stoczyła walkę z samą sobą. Gdy ta wysoka koszykarka i blondwłosa piękność o silnym charakterze postanowiła, że czegoś dokona, nie było takiej mocy, która mogłaby to postanowienie zmienić. Jej kłopotliwy i męczący dla obu stron związek z niejakim Januszem Pyziakiem, kolekcjonerem niewieścich serc, okazał się siłą, dzięki której Gaba wyszła z kokonu i odkryła, że jest kobietą zaradną, pracowitą i w każdym calu wspaniałą, przy której Aspazja to zwyczajny wycirus. Przy tym Gabrysia kochała łacinę, a nie znosiła fizyki.

Łacina w Jeżycjadzie

Łacinę i całą kulturę antyczną kochali w Jeżycjadzie chyba wszyscy. Na pewno kochano ja w domu Borejków, począwszy od wspomnianego już taty Ignacego Borejki, który ochoczo kupował przekłady Plutarcha, mając na półce oryginał, co, w jego mniemaniu, było ważniejsze od tak trywialnych rzeczy jak czekolada, na najmłodszych bohaterach powieści kończąc. Gabrysia, czytując ze smakiem „Fizjognomikę" Arystotelesa pożyczoną od ojca, język starożytnych pokochała najmocniej. I nic dziwnego.

Proszę się nie dziwić stałej obecności łaciny w Jeżycjadzie. (…) Kraszenie posiłków rzymskimi sentencjami albo nagłe cytowanie Horacego przy herbatce nie było w naszym domu niczym nadzwyczajnym. (…) Było rzeczą naturalną, że i ja, i brat zostaliśmy zapisani do klas łacińskich w naszych liceach. Powiedziano nam, że nauka tego języka rozwinie w nas umiejętność logicznego myślenia, pozwoli poznać fundamenty kultury europejskiej, poszerzy możliwości poznawcze.  

- „Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę”

Dzięki łacinie w domu Borejków codzienne uczty Trymalchiona miały, co prawda, charakter duchowy, na co uskarżała się najstarsza córka Ignacego, ale za to etyka, wzorowana na Arystotelesie i Marku Aureliuszu, miała wymiar jak najbardziej realny. Krótko mówiąc, bohaterowie i bohaterki powieści Małgorzaty Musierowicz to postaci prawe, brzydzące się nieuczciwością i ceniące erudycję znacznie wyżej niż przyziemne korzyści. Nawet randki Mili i Ignacego były zabawne, bowiem ten drugi rozmawiał o Alkajosie z Mityleny, twórcy strofy alcejskiej, a na propozycję zawarcia związku małżeńskiego zareagował z entuzjazmem, włączając w zaręczyny opowieści obejmujące rzymskie obyczaje weselne. Czy wychowane w takim domu cztery córki Borejków mogły nie kochać starożytności? Nie mogły!

Teatr i szkoła w Jeżycjadzie 

Ale łacina nie jest jedyną i najważniejszą pasją, jaką swoim bohaterom przekazała ich twórczyni. Anielka Kowalik, dziewczyna znad morza, pokochała teatr. Upodobanie do sztuki scenicznej zdradzała sama Małgorzata Musierowicz, chętnie biorąca udział w przedstawieniach teatralnych. Szkolne lata autorka wspomina z życzliwością i docenia edukację, którą miała okazję odebrać. Wymagania, jakie jej stawiano, zaowocowały mądrością, którą przekazała swoim bohaterkom. Do dzisiaj z podziwem czytamy o wymarzonych nauczycielach z poznańskiego liceum, prowadzącym młodzież przez trudne lata dojrzewania, nie tylko przekazujących wiedzę, ale uczących wrażliwości i życzliwości wobec innych.

A właśnie, że nie! - krzyknął Dmuchawiec i złapał się za serce. – Nigdy nie zdobędziecie takiej samodzielności, która zwalniałaby was od życia problemami społeczeństwa! Kiedyś trzeba będzie wypowiedzieć się wyraźnie, przyznać rację słabym przeciwko silnym – nie będziecie umieli ani walczyć, ani ryzykować, bo przyzwyczaicie się do myśli, że najbezpieczniej jest nie wystawiać głowy. – Stał przed Hajdukiem i dźgał go palcem w piersi.  

- „Szósta klepka”.

Szkoła, do której uczęszczają dziewczęta w Jeżycjadzie, bardzo przypomina ekskluzywne przedwojenne licea, ale zapewniam, wiele było wtedy w Polsce takich szkół, w których nacisk kładziono na każdą działalność, która modelowała osobowość przyszłego dorosłego obywatela.

Jak podkreśla w swoich wspomnieniach Małgorzata Musierowicz, oprócz teatru, który pochłaniał każdą wolną chwilę młodzieży i wymagał uczenia się na pamięć całych dramatów Juliusza Słowackiego, młodzież szlifowała języki obce i klasyczne, zgłębiała tajemnice przedmiotów ścisłych i ucząc się na pamięć poezji – kształtowała swoje charaktery. Ucząc się pięknych słów – porządkowała świat. Chciała, by był piękny.

Teatr szkolny był sporą częścią mojego życia przez te ważne licealne lata, nic więc dziwnego, że już w „Kłamczusze” pojawić się musiało szkolne przedstawienie. Jako najwyższa w klasie nie zostałam nigdy poddana takiej próbie, ról żeńskich bowiem z reguły mi nie przydzielano, co przyjmowałam bez szemrania, licząc się z opinią profesora Latawca: „Na amantkę to ty warunków nie masz!”.  

- „Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę”

Zupełnie inaczej przedstawiała się sytuacja Anieli. Ta przesympatyczna okularnica, uciekinierka z rodzinnego domu, wiedziona szalona miłością do wiarołomnego Pawełka Nowackiego, choć aparycję może początkowo miała niesceniczną (szczupła właścicielka chudych łydek), za to talentem zdołałaby obdzielić kilka swoich koleżanek, od Danki Filipiak poczynając. Rozkochana w teatrze Anielka nie tylko zagrała Hamleta w przedstawieniu reżyserowanym przez profesora Dmuchawca, ale przede wszystkim zagrała swoją życiową rolę, udając dochodząca służącą Franciszkę Wyrobek w domu pani wicedyrektor Dąbek-Nowackiej, mamy Pawełka. Genialna dziewczyna zwiodła nie tylko działaczkę Nowacką, ale i jej syna, któremu dość długo nieudolna, wiecznie coś tłukąca i rozkojarzona kuchta nie kojarzyła się z romantyczną dziewczyną z wakacji. Kiedy sobie uświadomił, że padł ofiarą własnej niewierności, było już za późno. Rozsierdzona Anielka nie miała litości i z satysfakcją patrzyła na upadek niedoszłego/byłego ukochanego. A że miłość jest ślepa, sama Aniela padła po latach ofiarą zauroczenia Krystianem-stomatologiem, zanim zrozumiała, że kochający ją Bernard, podobnie jak wcześniej Robrojek, znacznie lepiej zdołają zrozumieć jej artystyczną duszę. Cóż – teatr to sztuka opowiadania i uwodzenia widza. Czasami nawet najlepsi aktorzy nie potrafią dostrzec, że żyją w iluzji.

Artystycznie i lingwistycznie uzdolnione bohaterki „Jeżycjady” z pewną niechęcią odnosiły się natomiast do fizyki. Już sama Gabrysia miała z fizyką spore trudności, ale przy bliższym zbadaniu sprawy wyszło na jaw, że najstarsza Borejkówna nie lubiła raczej zachowania nauczyciela od fizyki zwanego Pierogiem. Lubiła za to Jurka Hajduka i Pawełka Nowackiego, którzy byli z fizyki geniuszami, a także inżyniera Żaczka, specjalistę od hipotetycznych cząstek elementarnych, zwanych kwarkami. Fizyka, oczywiście, musiała zaistnieć w Jeżycjadzie, a to za sprawą licealnego wychowawcy Małgorzaty Musierowicz, także fizyka, wspomnianego już profesora Węgrzynowicza.

Potrafię! – pomyślałam z mocą. Przecież „Dziadek” Węgrzynowicz we mnie wierzył.
I polonista, profesor Latawiec, też! A ja zawsze wierzyłam im. To byli wspaniali nauczyciele – z prostej przyczyny – byli wspaniałymi ludźmi!  

- „Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę”.

Oprócz łaciny, zdolności aktorskich i fizyki, w końcu pokochanej, bohaterki Jeżycjady okazały się – nie mogło być przecież inaczej – uzdolnione plastycznie. Nie tylko zresztą bohaterki. Mężczyźni także przejawiali wielką wrażliwość i upodobanie do sztuk pięknych. Niektórzy zupełnie hobbystycznie, a niektórzy potrafili z umiejętności plastycznych uczynić źródło dochodu. Wspominaliśmy już o mamie Żaczkowej, która zawodowo trudniła się sztuką. W sytuacjach ekstremalnych powołanie do tworzenia odkryła w sobie Ida Borejkówna. Gdy opuściła wypoczywającą za Czaplinkiem, nad jeziorem Drawskim, rodzinę i uciekła do Poznania, gotowa zarabiać na siebie, skonstatowała, że potrafi wyrabiać z gipsu urocze serduszka, które sprzedawała przechodniom.

Jak jej siostra, Gabrysia, Ida podziwiała romantyczne kobiece sukienki, których nie miała, ale o które potrafiła zadbać Mila, nie tylko uzdolniona kulinarnie, ale także genialna w kwestii przeszywania materiału na firanki na suknię „romantycznego motyla” dla Gaby. Choć strojenie się i obwieszanie biżuterią nie było w guście Borejkówien, to w Idzie sierpniowej bohaterka otrzymała od pana Paszkieta, u którego nie tylko dorabiała jako dama do towarzystwa, ale i rozwiązywała zagadki rodzinne, broszkę z wisienkami. Oczywiście, taka broszka istniała naprawdę i była w domu Małgorzaty Musierowicz cenną pamiątką.

Ida zajrzała do pudełka i zobaczyła właśnie to, czego brakowało jej sukience do całkowitej doskonałości: prześliczną staroświecką broszkę – dwie bursztynowe czeresienki, osadzone na srebrnych gałązkach, ze srebrnym listkiem i takąż zapinką. Nie potrafiła nic powiedzieć. Wzdychała tylko i wzdychała, jakby jej wzruszone serce miało lada chwila ustać bez ciągłego dopływu tlenu.  

- „Ida sierpniowa”

Jeżycjada. Rodzina przede wszystkim

Bezsprzecznie jedną z najwspanialszych cech, charakteryzujących wszystkich bohaterów Jeżycjady, jest życzliwość i wsparcie całej rodziny. Wspierają się siostry Borejkówny, wspierają się Mamerciątka z Kłamczuchy, wspierają się Cesia i Julia Żaczkówny, bracia Ogorzałkowie i rodzeństwo Lelujków.

Nikt nie wspiera małej Genowefy Zombke, dziewczynki tak nieszczęśliwej i samotnej, że poszukuje ciepła rodzinnego w domu Lewandowskich. Malutką Genowefę wspiera jedynie „Piesek” – ukochany pluszak, którego autorka Jeżycjady wykorzystała także w swojej rodzinie. Nic w tym dziwnego, każde dziecko ma swoją ukochaną przytulankę, bez której absolutne nie może zasnąć. I nie ma znaczenia, że często taka maskotka nie jest piękna, brakuje jej ucha, jest zużyta i dość dokładnie pocerowana. W trudnych chwilach okazuje się jedynym przyjacielem i pocieszycielem, którego pomoc jest bezcenna. Gdy dorastamy, zapominamy o tych małych bohaterach naszego dzieciństwa, odkładamy je na półki, czasem po latach znajdujemy je i z rozrzewnieniem wspominamy, jak wiele dla nas znaczyły. Cudowne, kochane „Pieski” z naszych dziecięcych lat.

Udramatyzowałam mocno historie Pieska – i ufff! – przeszło mi trochę. Już się nie czułam zimnym potworem bez serca: Ewa Jedwabińska była dużo gorsza ode mnie!  

- „Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę”.

Jeżycjada – na czym polega fenomen cyklu?

Jeżycjada do dziś wzbudza emocje. Tak, jak wzbudzała je na początku. Jej bohaterowie i bohaterki dorośli wraz z czytelnikami, pojawili się nowi, kolejne pokolenia zapełniły strony powieści swoimi problemami. Choć zmienia się świat wokół nas, wiele rzeczy pozostaje niezmiennych. Sprawy, o których Małgorzata Musierowicz pisała czterdzieści pięć lat temu, wciąż wracają, choć w nieco innym wydaniu. Ale nie ma chyba wątpliwości, że każdy z nas marzy najpierw o przyjaciółce na całe życie, o powodzeniu, o sukcesach w szkole, o wielkiej romantycznej miłości, o kimś, kto będzie przy nim na stałe. O tym właśnie jest cała Jeżycjada, od pierwszego tomu aż do ostatniego. To wielka opowieść o poszukiwaniu szczęścia i byciu gotowym na wyzwania, które codziennie stawia przed nami życie.

Wyjątkowość tych historii sprawia, że Jeżycjada się nie starzeje. Dzisiaj możemy niektórych bohaterów postrzegać inaczej, zmieniają się bowiem okoliczności, w jakich żyjemy, ale nie zmieniają się wartości, którymi książki Małgorzaty Musierowicz są nasycone. Powieści te są jak rytuał przejścia dla młodych ludzi, jak pokonanie niewidzialnej przeszkody, która odgradza ich od świata dorosłych. Pokazują świat kobiet, które musiały w pierwszej kolejności stoczyć walkę z samymi sobą, aby pokazać innym swą wyjątkowość. Wyjątkowość, która czasami zaczynała się od wyprowadzki z domu, pokonania przeciwności losu, pomocy innym czy zwykłego ścięcia włosów.

Wydaje mi się teraz, że to było działanie symboliczne, również mające korzenie w tradycji antycznej. W Grecji starożytnej postrzyżyny wiązały się także – uwaga! – z ceremoniałem wyzwalania niewolników! I otóż to. Otóż to. Potrzebowałyśmy wyzwolenia z jakiejś tajemniczej niewoli, i ja, i Mila. Od takiej potrzeby zaczyna się wchodzenie w dorosłość.  

- „Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę”

A może wszystko zaczyna się od żółtego notesu, który wciąż leży w szufladzie Małgorzaty Musierowicz? Jakie notesy leżą w szufladach jej czytelniczek? Te zapisane, gdy czytelniczki już dorosły i te całkiem czyste – gdy dopiero zaczynają swoją przygodę z Jeżycjadą?  Cokolwiek się w nich pojawi, będzie to pierwszy krok w kolejną opowieść. Opowieść o kobiecie, która poszła swoją drogą.

Książkę Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Na Jowisza! Uzupełniam Jeżycjadę
Emilia Kiereś, Małgorzata Musierowicz

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Siemowit Zagubiony
Robert F. Barkowski ;
Siemowit Zagubiony
Pokaż wszystkie recenzje