Jak nie promować czytelnictwa wśród dzieci. Historia pewnego projektu
Data: 2014-03-24 18:35:36Przejrzyj całą publikację "Pierwsza Książka Mojego Dziecka" - KLIK!
Dwa lata temu Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podjęło decyzję o przyznaniu dofinansowania na kolejny - po sztandarowej akcji "Cała Polska Czyta Dzieciom" projekt fundacji - "Pierwsza Książka Mojego Dziecka". W efekcie podjętych działań w grudniu 2013 roku do ponad 90% szpitali położniczych w całym kraju trafiło 72,5 tysiąca pakietów zawierających publikację "Pierwsza Książka Mojego Dziecka", które były bezpłatnie przekazywane świeżo upieczonym mamom. Mam nadzieję, że ta piękna książka pomoże od pierwszych dni życia Waszego dziecka wspierać jego rozwój psychiczny, rozwijać zdolności językowe i umysłowe, pobudzać wyobraźnię - pisał we wstępie do publikacji minister Bogdan Zdrojewski.
Szmira za pieniądze podatników?
Problemy zaczęły się, gdy wgląd w “Pierwszą Książkę Mojego Dziecka” zyskali specjaliści zajmujący się książką dziecięcą - ilustratorzy, autorzy, wykładowcy uczelni artystycznych. 15 kwietnia 2013 roku wystosowali oni list otwarty, w którym wyrazili zaniepokojenie poziomem niektórych publikacji rekomendowanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz brakiem polityki kulturalnej dotyczącej dzieci. Poprosili również ministra o spotkanie celem przedyskutowania problemu. Odpowiedzi się nie doczekali. Minister odpisał jedynie na list wystosowany przez Polską Sekcję IBBY - Stowarzyszenia Przyjaciół Książki dla Młodych. Zbył milczeniem stawiane zarzuty, wskazując jedynie, ile pieniędzy Ministerstwo Kultury przeznacza na promocję literatury dziecięcej. Rzecz w tym, że zarzuty dotyczyły faktu, iż owe środki wykorzystywane były w niewłaściwy sposób.
- Powiedzmy otwarcie: zamysł, by każdej kobiecie w połogu wręczyć bezpłatnie książkę, którą mogłaby czytać swojemu dziecku, jest bardzo szlachetny - mówi Joanna Olech - sygnatariuszka listu do ministra, wielokrotnie nagradzana autorka książek dla dzieci i młodzieży, a także ilustratorka. - Rzecz w tym, że publikacja taka winna odpowiadać najwyższym standardom, jakie powinno gwarantować Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nie ma powodu, by mnożyć publikacje przygotowane nieprofesjonalnie, szmirowate, jakich bardzo wiele dostępnych jest za grosze na stoiskach z tanią książką.
Czym publikacja fundacji ABCXXI Cała Polska Czyta Dzieciom tak bardzo “zgrzeszyła”?
- O ile samym tekstom zamieszczonym w publikacji trudno postawić poważniejsze zarzuty (większość z nich to klasyka poezji dziecięcej), o tyle od strony edytorskiej “Pierwsza Książka Mojego Dziecka” to przykład rzadkiej partaniny. Wybór tekstów sprawia wrażenie najzupełniej przypadkowego, losowego. Pod wierszami, których autorami są Julian Tuwim czy Jan Brzechwa, ale też Joanna Papuzińska czy Janina Porazińska winny znaleźć się ich nazwiska (te ujęto jedynie w stopce). Najbardziej rzuca się jednak w oczy zupełnie nieprofesjonalna typografia oraz chaotyczny i przypadkowy layout - podkreśla Joanna Olech.
Miażdżące recenzje
Wszystkie te wady ujawnia recenzja Krystyny Lipki-Sztrabałło, ilustratorki, kuratorki prezentacji narodowych we Frankfurcie i Bolonii:
Zadziwia żałosny poziom artystyczny książki. W rozwiązaniach plastycznych odwołano się do estetyki marnych opakowań żywności w supermarkecie. Liternictwo i ozdoby wokół nich należą do tej samej rodziny marketingowego kiczu.
- W tej książce (...) wszystkiego jest za dużo - mówiła w rozmowie z “Kulturą Liberalną” Monika Obuchow. - Zaczynając od okładki – kolor niebieski przechodzący od ciemnego do najjaśniejszego, tytuł napisany stylizowanym na odręczny krojem i dodatkowo ozdobiony cieniem, całość jeszcze otoczona ramką. W tym wszystkim dwie płaskie postaci. Gdy otworzymy książkę i zobaczymy rozkładówki, mamy wrażenie, że strony „się nie widzą”, więc nie wchodzą w żaden twórczy dialog. Ilustracje narysowano prostą kreską: wielkie głowy o głupawym wyrazie twarzy są płaskie, wypełnione kolorem ze sztancy. Poza tym tekst zilustrowano jeden do jednego, obrazy są echem tekstu: wierszyk o słoniku – obok słonik, napisano idzie, więc idzie. Obraz nie dodaje niczego do tego, co mówi tekst i na odwrót. (...) Wzrok ludzki rejestruje obraz w pewien określony sposób, dzieci dłużej niż dorośli błądzą wzrokiem, a maluch, czyli odbiorca tej książki, potrzebuje wyraźnych, nieprzeładowanych informacjami obrazów. Książka obrazkowa to nie tylko związek pomiędzy słowem a obrazem, ale także dialog obu tych rzeczy z formą – okładką, wyklejką, stroną tytułową. W tej publikacji ilustracje są wepchnięte pomiędzy tekst przypadkowo, strony są przeładowane. Strojność, jednym słowem. Ani centymetra wolnego miejsca.
Miażdżącą ocenę wystawia “Pierwszej Książce Mojego Dziecka” profesor Lech Majewski, wykładowca na warszawskiej ASP. - Te ilustracje i sposób ich wykonania są przerażająco tandetne. Nie odnoszą się w żaden sposób do wielkich osiągnięć polskiej ilustracji, któa zawsze brałą pod uwagę zarówno to, do jakiego odbiorcy jest kierowana, jak i tradycję. Ta publikacja niemal całkowicie zrywa z tradycją polskiej ilustracji - chyba, że mówimy o koszmarnych pod względem plastycznych nieudanych kopiach Disney’a, jakich pełno było w taniej książce w latach dziewięćdziesiątych. Ta publikacja po prostu uczy bardzo złych nawyków estetycznych, promuje totalne bezguście i stanowi przykład braku zrozumienia, czym jest komunikowanie za pomocą obrazu i tekstu.
Wykładowcy akademiccy wypowiadają się o publikacji z pewnym zażenowaniem. - Nawet laik, który spojrzy na “Pierwszą Książkę Mojego Dziecka”, dostrzeże, że to produkt z najniższej półki. Pytanie o ocenę profesjonalisty to jak proszenie muzyka Filharmonii Narodowej o wypowiedź na temat tego, dlaczego piosenka “Ona tańczy dla mnie” nie nadaje się do promocji Polski za granicą - żartuje Joanna Olech.
Odwołanie warte 800 tysięcy złotych
Ale sytuacja nikomu nie wydaje się zabawna. Mimo miażdżącej krytyki ze strony środowiska, w roku 2014 Fundacja ABCXXI “Cała Polska Czyta Dzieciom” ponownie wystąpiła do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z wnioskiem o dofinansowanie publikacji, stanowiącej kontynuację “Pierwszej Książki Mojego Dziecka”. W pierwszym etapie, w którym wnioski ocenia specjalna komisja, projekt dofinansowania nie uzyskał. Dopiero po złożeniu odwołania wniosek zatwierdzono i na jego realizację przeznaczono 800 tysięcy złotych.
- Już po raz drugi zdarzyło się tak, że projekt “Pierwszej Książki Mojego Dziecka” przepadł w ocenie komisji, a następnie minister autorytarnie przekreślił jej decyzję i jednoosobowo udzielił wsparcia przedsięwzięciu, którego jakość pozostawiała sporo do życzenia - oburza się Joanna Olech. - Za pierwszym razem rzecz była jeszcze do przyjęcia - minister nie musiał wiedzieć, jaki będzie ostateczny kształt projektu, który wsparł, choć gdy stawka toczy się o tak wielkie pieniądze, powinien chociaż poprosić o projekt wstępny czy zarys layoutu. Ale oczekiwalibyśmy, że Ministerstwo wyciągnie wnioski - skoro beneficjent pieniędzy ministerialnych poniósł klęskę, nie powinien otrzymać środków na kontynuację. Tymczasem minister Zdrojewski zakpił z listu protestacyjnego, nie próbując nawet weryfikować tez w nim zawartych. Sytuacja, gdy logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego widnieje na produkcie, za który wszyscy musimy się wstydzić, na produkcie pospolitym, kiczowatym, to strzał w stopę również dla wizerunku samego ministra.
Promocja złego smaku
Tym bardziej, że popularyzacja publikacji złej jakości na tak szeroką skalę może przynieść skutki dramatyczne.
- Wszyscy znamy powiedzenie: “przyzwyczajenie jest drugą naturą” - mówi prof. Maciej Buszewicz, prowadzący na warszawskiej ASP cenioną Pracownię Projektowania Książki. - Jeśli od poczatku wrażliwość dziecka się źle kształtuje, jeśli pokazuje mu się ilustracje w złym guście, daje mu się przykład fatalny. Kicz ma prawo istnienia, nie można ludziom zabronić lubić rzeczy, które uznajemy za tandetne czy brzydkie. Ale ważnym jest, by pierwszy kontakt dziecka z ilustracją nie był kontaktem ze “sztuką” przypominającą dekorację budek na bazarach czy funkcjonujący w obiegu społecznym straszliwy, zdeformowany przez tysiące kalek Kaczor Donald reklamujący bar z frytkami. Coś, co jest nieudolnym naśladownictwem, sprzedaje nieprawdę, jest krzywe ze swej natury, udaje. Jeśli dziecko najpierw będzie miało kontakt z tego rodzaju ilustracją, potraktować ją może jako swoisty wzorzec estetyczny. A to już naprawdę niebezpieczne.
- Powiedzmy wprost - podsumowuje prof. Lech Majewski. - Publikacja, która aspiruje do roli pierwszej książki dla młodego człowieka, będzie wpływała na gusta przyszłych pokoleń. Musimy zadbać o to, by przekazywała wzorce szlachetne, odwołujące się do rodzimej tradycji, by była po prostu dopracowana pod każdym względem. Nie wiem, czy projekt “Pierwszej Książki Mojego Dziecka” skonsultowano ze specjalistami. Jednak przeglądając ją, podejrzewam, że tak się nie stało.
- Nie chodzi dziś o to, by pieniądze przeznaczone na przygotowanie i wydanie kolejnej edycji “Pierwszej Książki Mojego Dziecka” komukolwiek odebrać - wyjaśnia Joanna Olech. - Chodzi o to, by po prostu zadbać o jakość tego - jak i innych, realizowanych w przyszłości przy udziale Ministerstwa Kultury projektów. Na przykład w przypadku środków przeznaczanych na produkcję i dystrybucję filmów wszystkie projekty przechodzą ocenę komisji specjalistów działającej przy Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Jej decyzje bywają oceniane różnie, jednak faktem jest, że już samo jej funkcjonowanie zmniejsza szansę na zmarnowanie pieniędzy podatników na projekty niskiej jakości. Jakość publikacji wspieranych finansowo przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego - zarówno “Pierwszej Książki Mojego Dziecka”, jak i serii z Dydkiem czy chomikiem Vincentem, które ukazały się wcześniej - dowodzą, że powołanie tego rodzaju grona w przypadku projektów wydawniczych jest najzwyczajniej koniecznie.
Dodany: 2014-03-25 21:17:23
Dodany: 2014-03-25 09:43:59
Dodany: 2014-03-24 22:43:16
Dodany: 2014-03-24 22:26:21