Jestem człowiekiem małych miejscowości. Wywiad z Jackiem Wiśnickim

Data: 2021-05-24 11:56:59 Autor: Adrianna Michalewska
udostępnij Tweet

– Pod budką z piwem spotkałem znacznie więcej ciekawych ludzi niż w drogich samochodach. Lubiłem ich, choć nie udaję, że nie mają poplątanych życiorysów. O świecie małych miasteczek, współczesnej architekturze sakralnej i życiowych szansach rozmawiamy z Jackiem Wiśnickim, autorem powieści Kartoteka Pitera P.

Bohaterowie powieści mieszkają w szczególnym miejscu. Ale Aureolii na prawdziwej mapie próżno szukać... 

Aureolia to podwarszawskie miasteczko, które gdzieś u swojego zarania miało być miastem idealnym, o okrągłym rynku pełnym szczęśliwych i dostatnich mieszczan. Jest projektem, który nie doczekał się realizacji, a którego ślady zostały niemal zatarte. Hitler i Stalin zrobili, co swoje, a później przyszła migracja ze wsi, urbanistyka tam nie zaglądała i powstała chaotyczna przestrzeń, pełna wysokich parkanów i domów krytych sidingiem – miastem, które zupełnie zapomniało o swojej historii. Nikt jej nie przekazywał. Takich miasteczek jest sporo w wianuszku warszawskim. Nie ukrywam, że w jednym z nich się wychowałem i moja Aureolia sporo zawdzięcza Ząbkom.

Aureolia miała być wzorem, modelem miasteczka. Ale to nie jest takie proste, pewnych rzeczy nie da się zaplanować…

To normalne, że śmiałe projekty upadają, Polska międzywojenna, do której sięga historia przedstawiona w książce, w większości nie doczekała się spełnienia. Od 1945 r mamy już zupełnie inny kraj, inne społeczeństwo. Tzw. historia Polski to według mnie konstrukt akademicki. II wojna światowa i komunizm rozorały tak mocno te tereny i świadomość ludzi, że możemy mówić o dwóch różnych krajach. Żyjemy tylko na gruzach idei, taka właśnie jest Aureolia. Zasiedlili ją ci, dla których historia tego miejsca nie miała żadnego znaczenia.

Ludzi też nie można sformatować. Z tym jest dużo trudniej niż z układem ulic. Bohaterowie Aureolii nie są doskonali, ale wielu ma jakiś plan na życie, choćby daleki od amerykańskiego przepisu na sukces…

Osoby, które włóczą się nocami po Aureolii, a to głównie one są bohaterami książki, dzielą się na dwie kategorie – tych, którzy jeszcze się z Aureolii, przynajmniej mentalnie, nie wyrwali i tych, którzy już się z niej nie wyrwą. Paweł – narrator i bohater książki – stoi w przedsionku dorosłego życia, już tak naprawdę „przechodzi” dojrzewanie. Jest mu tu dobrze, z pijackimi przygodami, niespełnioną i przez to wyidealizowaną miłością, ludźmi, z których każdy niesie swoją historię. Ale to nie może trwać wiecznie, chyba że zdecyduje się dołączyć do ludzi-cieni w warzywniaku Blondyny. Pierwsza wersja tytułu książki brzmiała Śmierć Pitera P. Piotr Pankowski jest w jakimś sensie figurą Piotrusia Pana. To książka o dojrzewaniu. Główni bohaterowie za chwilę staną się dorośli. Zostaną prawnikami jak Kosior albo informatykami jak Diodak, dojrzeją do związków. I wtedy opuszczą Aureolię na zawsze. Część bohaterów jednak w niej zostanie.

Co jest tak fascynującego w tych małych społecznościach, że przyciągają niczym magnes? Jest cały subnurt w literaturze o małych miasteczkach, życiu na obrzeżu życia…

Na obrzeżu życia? Może poza głównym nurtem życia, pędem dużego miasta? Pewnie jakaś nostalgia za trwałością, brakiem anonimowości, dzieciństwem, kiedy wydawało się nam, że świat jest niezmienny, a ludzie nie umierają. Świat, który zastygł, to figura małego miasteczka. Ja w każdym razie na pewno jestem człowiekiem małych miejscowości i społeczności. Dobrze się tam czuję.

W Kartotece Pitera P. jest coś bardzo ważnego. Pisze Pan o rozczarowaniu dorosłością. O momencie, gdy bohaterowie odkrywają, że nie wszystko w życiu poszło tak, jak kiedyś marzyli. Przeszłość wciąż ściga bohaterów, a przyszłość wydaje się nijaka. Przeraża ich to?

Chyba więcej miejsca poświęciłem na dekompozycję sielskiego dzieciństwa niż rozczarowanie dorosłością. To w dzieciństwie kryją się wyparte tajemnice, które wpływają na akcję i wybory bohaterów. Póki jesteś w Aureolii, kręcisz się w kółko, masz kolegów, przeżywasz różne przygody, dużo pijesz, to ani przeszłość ani przyszłość nie ma dla ciebie wielkiego znaczenia. Problem jest, kiedy chcesz z niej wyjść, kiedy przegapisz właściwy moment, może być za późno. Ale w książce nie oceniam dróg i wyborów. Z pobłażliwością traktuję chłopaków Blondyny, którzy spędzają życie u wrót budki z alkoholem i uwiędłymi warzywami. Ludzkie drogi są bardzo różne i każdy ma swoją historię i swój krzyż. Nawet, jeśli jest zbity ze skrzynek po kapuście.

A czy miłość jest w Aureolii zbrukana? Dziewczyny marzą o uczuciu, a w efekcie nie dostają niczego. Kobiety męczą się z mężami-pijakami, a mężowie-pijacy marzą o blondynie z monopolowego. Smutne…

Miłość w Aureolii istnieje, tak jak wszędzie. A że czasem jest to miłość do osoby, która ma epizody alkoholowe, a nie do amanta… Tak bywa. Każdy ma wady, za to nie wszyscy – konto na Instagramie. To ciekawe, że Pani tak depresyjnie odbiera świat Aureolii. Starałem się bardzo odebrać mu mrok. Ja naprawdę nie oceniam ludzi, dlatego że stoją pod budką z piwem, a nie rozbijają się drogimi samochodami w centrum Warszawy.

Ale tu nie chodzi o status materialny bohaterów, raczej o ich podejście do życia... 

Pod budką z piwem spotkałem znacznie więcej ciekawych ludzi niż w drogich samochodach. Lubiłem ich, choć nie udaję, że nie mają poplątanych życiorysów. Można oceniać czyny, ale do ich popełnienia wiodą bardzo skomplikowane ścieżki. Przecież cały wątek księdza Piotra to tak naprawdę ewangelia życiowych rozbitków. W książce jest też sporo humoru, są też komiczne postacie. Przynajmniej mam taką nadzieję.

W tym małym światku jest jeszcze ważne miejsce, kluczowe dla rozwoju akcji. Kościół z Jezusem z rur w brokatowo połyskującej szacie. Dużo w Polsce takich dziwacznych kościołów i ołtarzy. Skąd ten pomysł z rurami?

Z rzeczywistości. Naprawdę istnieje taki kościół z Chrystusem z Rur. A żeby odpowiedzieć na pytanie, co się dzieje z architekturą sakralną, trzeba by przeprowadzić długą analizę. Ostatecznie nasze kościoły są wprost zależne od naszego uśrednionego poczucia estetyki.

Czasy katedr minęły…

A wystarczy spojrzeć na nasze osiedla, współczesne dworce, czy budynki użyteczności publicznej. Czy kościoły odstają? Czasem tak, kiedy chcą się wyróżnić. Ja w ogóle jestem fanem współczesnej architektury sakralnej. Ona oprócz funkcji użytkowej ma też mieć przekaz. To ciekawe. Bywają perełki. Ale zazwyczaj makabryły. Jak to w Polsce.

Sporo mamy w powieści symboli. Jest Wodorost, który choć uznany za szalonego, widzi wyraźniej niż inni. Jest też wąż, symbol zła. Bohaterowie żyją w świecie symboli…

Bohaterowie żyją w opowieści. To narracja nadaje temu światu swoistości. Paweł nadaje wszystkiemu i wszystkim nazwy i przezwiska. To jego sposób na odnalezienie się w tym świecie. Opowiadanie. Kiedy nadasz komuś przezwisko to staje się bliższy, mniej straszny. Świat przedstawiony jest też zanurzony we śnie, dzieją się rzeczy na poły oniryczne, a sny są kluczem do odkrycia wypartych tajemnic. Wydaje mi się, że bohaterowie nie żyją w świecie symboli bardziej niż my. Nas też otaczają symbole. Chyba nawet jest ich coraz więcej.

Czytelnik wie, że w Aureolii doszło do zabójstwa. Za tą zbrodnią stała pewna kartoteka. Jak to zwykle bywa, ten, kto ma informacje, ten ma władzę. Ale można za to sporo zapłacić…

Tak, choć pisząc Kartotekę..., nie miałem żadnych celów edukacyjno- wychowawczych. Grzebanie w przeszłości uruchomiło lawinę zdarzeń. Ja zajmuję się tą lawiną.

Czy za winę zawsze zostaje poniesiona kara? Nawet w nieidealnym świecie?

Chyba im jestem starszy tym mniej w to wierzę. Ale z drugiej strony, gdybyśmy mieli absolutną świadomość kary, czy podejmowalibyśmy ryzyko? Bylibyśmy jeszcze ludźmi? O tym chyba mówi Księga Rodzaju. I czy zło, wina, zawsze rodzi złe owoce? W książce cytowany jest święty Paweł – gdzie rozlał się grzech, jeszcze bardziej obficie rozlała się łaska. To punkt wyjścia do specyficznej teologii księdza Piotra. Kara nie jest konieczna. Winy można odkupić, a kary nie doczekać. Ludowe, powszechne rozumienie sprawiedliwości, rzadko znajduje spełnienie w prawdziwym życiu.

Ale nie ma tu zadośćuczynienia bliźniemu.

Przenosimy ten zawód, wobec sprawiedliwej kary dla bliźniego, która mu się należy, na religię. Teraz ci się upiecze, ale po śmierci dostaniesz za swoje. Kłopot w tym, że nie mamy wglądu do tzw. duszy drugiej osoby i bardzo ograniczone rozumienie jej motywacji. Więc odpowiadając na pytanie: myślę, że nie, ale może to i dobrze.

Dziękuję za rozmowę.

Książkę Kartoteka Pitera P. kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.