„Inni" wśród dzieci. Wywiad z Anną Stryjewską
Data: 2016-08-16 11:49:28- Dzieci w pewnym wieku, dostrzegając jakąkolwiek odmienność, są wobec siebie nawzajem bardzo okrutne i bezwzględne. Ośmieszaniem słabszych czy w jakimkolwiek sensie innych niż większość z nich próbują zaimponować otoczeniu, nie zastanawiając się nad tym, że w ten sposób ranią czyjeś uczucia - mówi Anna Stryjewska, autorka książki Głowa do góry, Matyldo!
Głowa do góry, Matyldo! to nie jest pierwsza Pani książka…
Wcześniej pisałam powieści obyczajowe, baśnie, bajki i opowiadania. Wydałam książkę Mistrzowie życia, której akcja rozgrywa się w Łodzi na początku lat dziewięćdziesiątych, a następny był zbiór baśni Księżycowy Ogród.
Pierwsze próby pisania podjęłam jednak, będąc jeszcze nastolatką. Tworzyłam wówczas baśnie i opowiadania, ale nie zachowałam tych prób literackich. Wtedy jeszcze nie do końca wiedziałam, co chcę robić. Pierwszą swoją powieść obyczajową zaczęłam pisać, gdy miałam nieco ponad dwadzieścia lat. Inspirowały mnie ówczesne wydarzenia, losy bliskich mi osób. Pisałam z wewnętrznej potrzeby, bo w trudnych chwilach ta pasja pomagała mi przetrwać.
– Wiele osób zarzuca mi, że piszę zbyt smutne historie, zbyt dużo w nich cierpienia i upadania. Ale tak wygląda życie bez lukrowania i „różowych okularów". Zależy mi na tym, aby moje pisanie coś niosło – choćby małą refleksję, zadumę nad życiem… – mówi Anna Stryjewska w naszym nowym wywiadzie, w którym rozmawiamy o jej powieściach dla dorosłych czytelników. Zapraszamy do lektury!
Dlaczego więc debiut nastąpił tak późno?
Nie jest łatwo zadebiutować. Przekonałam się o tym bardzo szybko, kiedy wysłałam swój pierwszy maszynopis do kilku wydawnictw. Brak zainteresowania moją pracą sprawił, że przez następnych kolejnych lat odkładałam marzenia o debiucie na później. Oczywiście nie przestawałam pisać.
W dobie komputerów i Internetu łatwiej było wysłać pracę do wydawnictw, natomiast szanse, że ktoś zauważy akurat mnie były nadal bardzo nikłe. Wiele razy chciałam się poddać i obiecywałam sobie, że już nigdy więcej nie sięgnę po pióro. Wmawiałam sobie, że niepotrzebnie tracę czas, że widocznie nie mam talentu - a w końcu po co pisać, skoro nikt nie chce czytać moich opowieści?
Ale przychodził moment, że wcześniejsze obietnice traciły na ważności, bo potrzeba pisania była silniejsza od postanowień.
W swojej najnowszej książce opowiada Pani o Matyldzie - dziewczynce, która na pierwszy rzut oka wydaje się najzupełniej przeciętną nastolatką…
Opowieść o Matyldzie zrodziła się w mojej głowie nie przypadkiem. W każdej klasie znaleźć można dziewczynkę podobną do Matyldy - taką, która czuje się gorsza od rówieśników. Czasem przyczyną tego stanu rzeczy jest nadwaga, czasem - zbyt niski wzrost, wada wymowy... Nie jest łatwo zaakceptować siebie - zwłaszcza, gdy jest się odtrącanym czy nawet poniżanym.
Matylda czuje się gorsza, choć tak naprawdę nie odbiega przecież zbyt mocno od rówieśników. Mamy tu nawet pewien paradoks, bo Matyldzie jej normalność (którą dziewczynka nazywa nijakością) wydaje się nieco przeszkadzać. Właśnie: co to - Pani zdaniem - znaczy być normalnym?
W środowisku szkolnym jeśli ktoś jest taki jak większość, zostaje zaakceptowany. Najważniejsze wydaje się to, aby nie odbiegać od przyjętych norm, nie łamać zasad, które w danym środowisku funkcjonują. To najczęściej nazywamy normalnością, a w przeciwnym wypadku łatwo można być skrytykowanym i wyśmianym.
Matylda ze swoją krótszą nogą odbiegała nieco od wizerunku normalnej, zdrowej dziewczynki. Dzieci w pewnym wieku, dostrzegając jakąkolwiek odmienność, są wobec siebie nawzajem bardzo okrutne i bezwzględne. Ośmieszaniem słabszych czy w jakimkolwiek sensie innych próbują zaimponować otoczeniu, nie zastanawiając się nad tym, że ranią uczucia wyśmiewanej osoby. Ważną rolę w tej sytuacji odgrywają także rodzice, którzy - coraz bardziej zabiegani - zbyt mało czasu poświęcają swoim pociechom, zbyt mało rozmawiają i wyczulają na cudzą krzywdę.
Matylda – podobnie jak inne dzieci – ma również marzenia...
Marzeniem Matyldy jest być taką jak inni. Dziewczynka niczego tak nie pragnie, jak nie zwracać na siebie uwagi. Tymczasem za każdym razem wywołuje zainteresowanie. Niestety - nie takie, jakiego by pragnęła. A mankament w wyglądzie, z którym tak naprawdę można bez trudu funkcjonować, urasta w jej psychice do rangi wielkiego problemu, jeśli nie - osobistego dramatu.
Strach przed kolejnym odrzuceniem, wyśmianiem powoduje, że Matylda sama izoluje się od otoczenia. Jednocześnie nie potrafi przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebuje pomocy.
Matyldę od rówieśników odróżnia także to, że wydaje się bardzo dojrzała. Właśnie - czy nie nadto dojrzała jak na swój wiek?
Na dojrzałość Matyldy wpłynęła śmierć ukochanego taty, jej niepełnosprawność, brak akceptacji ze strony rówieśników oraz przeprowadzka w nowe, inne środowisko. Dzieci, które doświadczyły rodzinnych tragedii, szybciej dojrzewają psychicznie. Myślę także, że dużą rolę w jej dojrzałości odgrywa mama, która po śmierci taty próbowała pełnić rolę nie tylko obojga rodziców, ale także przyjaciółki, której Matylda dotychczas nie miała.
Czy ma Pani poczucie, że dziecko niepełnosprawne może w jakimś sensie wtopić się w otoczenie, normalnie funkcjonować w społeczności rówieśniczej?
Kwestia integracji dziecka niepełnosprawnego ze zdrowym otoczeniem jest bardzo złożona. Z jednej strony każdy człowiek - niezależnie od sytuacji, w jakiej się znalazł - powinien otrzymać szanse na normalny rozwój. Z drugiej strony - taka integracja dla dziecka upośledzonego może być okupiona ciężkimi przeżyciami. Wszystko zależy od stopnia upośledzenia. Odstawanie od reszty otoczenia powoduje różne reakcje. Dziecko może zostać odrzucone, może samo odczuwać różnicę i cierpieć z tego powodu.
To dom, rodzina i szkoła kształtują osobowość dziecka. Niestety, zdarza się, że to dorośli tworzą bariery i nie chcą, aby ich zdrowe dzieci przebywały w grupie z niepełnosprawnymi.
Uważa Pani, że pisanie może mieć siłę terapeutyczną? W jakimś sensie Głowa do góry, Matyldo to właśnie taka opowieść terapeutyczna - w końcu Matylda zostanie przez rówieśników zaakceptowana i osiągnie szczęście dopiero wówczas, gdy zaakceptuje samą siebie - ze wszystkimi swoimi doświadczeniami, zaletami, wadami i z całą swoją niedoskonałością.
Tworząc opowieść o Matyldzie, nie zastanawiałam się nad tym, natomiast chciałam dotknąć konkretnego problemu. Suche artykuły w gazetach często nie przemawiają do ludzi. Czytając książkę, łatwiej można wniknąć w odczucia bohaterów i je zrozumieć. Dlatego wydaje mi się, że owszem, pisanie może pełnić funkcję terapeutyczną.
Czy czytelnicy będą mieli okazję, by spotkać się jeszcze z Matyldą? Czy też uważa Pani swą książkę za zamkniętą już całość?
Piszę nadal. Kontynuacja opowieści o Matyldzie właściwie nie jest wykluczona. Dzięki publikacji mojej książki przez Wydawnictwo Jedność wstąpiły we mnie nowe siły, nowe nadzieje, wielka radość i spełnienie. Wszystkich, którzy polubili więc Matyldę, zachęcam, by czekali na kolejne książki.
Dodany: 2016-08-28 21:54:49
Dodany: 2016-08-19 12:06:16
Dodany: 2016-08-19 10:09:09
Dodany: 2016-08-16 12:35:44