In vitro jak produkcja dóbr konsumpcyjnych?

Data: 2011-12-14 13:09:32 Autor: granice_pl
udostępnij Tweet

Na początku uświadommy sobie, jak wygląda proces produkcyjny dóbr konsumpcyjnych, np. telewizorów albo samochodów w fabryce… Otóż na początku przygotowuje się materiał. Musi on być dobrej jakości, więc od razu odkłada się materiały wybrakowane. Następnie monitoruje się proces produkcyjny, by wreszcie poddać gotowe produkty kontroli jakości i raz jeszcze wysortować gotowe, ale wybrakowane produkty albo też takie, które z jakichś względów nie odpowiadają wymaganiom klientów, oczekujących na towar. Analogia jest oczywista. Nawet gdyby potencjalni rodzice i lekarze kierowali się najszlachetniejszymi intencjami, nie da się zaprzeczyć, że zapłodnienie in vitro dokładnie wpisuje się w ten schemat produkcji dóbr konsumpcyjnych: przygotowanie i ocena jakości materiału (plemniki, komórki jajowe), monitorowanie procesu zapłodnienia i wreszcie selekcja embrionów, by wybrać te najzdrowsze (lub z innych względów najodpowiedniejsze). Prokreacja pojęta jako współdziałanie ze Stwórcą w intymnej przestrzeni miłości małżeńskiej przeradza się w reprodukcję – działanie techniczne, poddane prawidłom efektywności. Dziecko zostaje potraktowane jako produkt.

Zajmując takie stanowisko, można narazić się na zarzut, że nie rozumie się dramatu niepłodności. Ten fakt akurat nie podlega żadnej dyskusji: nawet, gdyby ktoś spierał się o to, czy można tu mówić o chorobie, czy raczej o dysfunkcji, niepłodność jest rzeczywiście głębokim dramatem i źródłem cierpienia. Należy też jasno powiedzieć, że pragnienie dziecka, jeżeli tylko rodzice są gotowi zapewnić mu jak najlepsze warunki rozwoju, do których należy stabilny związek dwojga, jest szlachetnym i dobrym pragnieniem. Nie można jednak nie dostrzegać tego, że w niektórych przypadkach słuszne i zrozumiałe pragnienie własnego dziecka może zostać zdominowane przez mentalność roszczeniową i przerodzić się w domniemane prawo do posiadania własnego dziecka. Prawo takie nie istnieje, ponieważ człowiek nie jest rzeczą, przedmiotem, który można posiąść. Nie wolno go też redukować do rangi świadczenia, które mi się należy.

Inne poważne zastrzeżenie etyczne wiąże się z zagrożeniem dla życia embrionów. Zwiększenie efektywności zapłodnienia in vitro wymaga wyprodukowania większej liczby embrionów, z czego 2-3 przenosi się do macicy kobiety, a – zważywszy, że zazwyczaj transfer taki musi być dokonany kilkukrotnie – zniszczenie niektórych embrionów jest od początku wkalkulowane w cenę za udane zagnieżdżenie przynajmniej jednego. Bywa też, że ma miejsce sytuacja odwrotna: zagnieżdżenie się kilku embrionów prowadzi do aborcji selektywnej, bo wielokrotna ciąża stanowi zagrożenie dla matki, a także zmniejsza prawdopodobieństwo przeżycia choćby jednego z embrionów. Czy jednak, jak pytają sceptycy, w przypadku embrionu mamy w ogóle do czynienia z człowiekiem, skoro go nie przypomina? A może jest to jedynie ludzka tkanka, jak się mówi, „grudka komórek”. Otóż nie. Ludzie nie wykluwają się z jaj i nie rosną na drzewach, ale rozpoczynają swoje życie poprzez połączenie się gamet rozrodczych. To właśnie wtedy rozpoczyna się proces, który wprawdzie można sztucznie zatrzymać (poprzez zamrożenie embrionu w ciekłym azocie), ale nie można cofnąć. Powstaje jednorazowa istota ludzka. W jej rozwoju nie można już wskazać żadnej linii granicznej, do której byłaby tylko jakimś anonimowym biologicznym „życiem” (jak życie poszczególnych tkanek, które są rzeczywiście tylko grudkami komórek), a od której – pełnym człowiekiem. Dlatego wszelkie próby ustalania takich granic (np. zagnieżdżenie w macicy, wykształcenie układu nerwowego, zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki) są umowne i nie mogą stanowić kryterium decydującego o życiu i śmierci. Obserwując początek istnienia człowieka, trzeba uznać embrion od pierwszych chwil jego rozwoju za osobę ludzką, wprawdzie całkowicie zależną od warunków zewnętrznych, ale niepozbawioną przez to praw, jakie przysługują każdemu człowiekowi. Pełni praw, jaką cieszy się embrion, nie należy mylić z ograniczonymi możliwościami jego ochrony bezpośrednio po poczęciu. Te ograniczenia sprawiają, że również tam, gdzie embriony powstają wskutek naturalnego współżycia małżonków, spora ich liczba nie zagnieżdża się i ginie. Ten fakt bywa często przywoływany jako usprawiedliwienie dla zużywania wielkiej ilości embrionów w trakcie zapłodnienia in vitro. Byłoby ono jedynie – jak twierdzą jego zwolennicy – „naśladowaniem natury”. Jednak ta argumentacja jest błędna. Procesy naturalne, prowadzące do śmierci embrionów, nie podlegają kwalifikacji moralnej. Człowiek natomiast ponosi odpowiedzialność moralną za wszystkie swoje świadome i wolne działania, choćby dokonywał je w sposób naśladujący procesy naturalne.

Człowiek jest podmiotem niezbywalnych praw od pierwszych chwil swojego istnienia, dlatego za działanie niemoralne należy również uznać zamrażanie tzw. embrionów nadliczbowych (kriokonserwacja), chociaż oznacza ono czasowe ich ocalenie. Niedopuszczalna jest także arbitralna zmiana przeznaczenia, która sprawia, iż stają się one obiektem eksperymentów. Postuluje się wykorzystanie zamrożonych embrionów, których liczba w skali ogólnoeuropejskiej sięga setek tysięcy, do pozyskiwania komórek macierzystych. Bywają też takie embriony, które zostały całkowicie uprzedmiotowione (potraktowane jak rzeczy), bo wyprodukowane techniką zapłodnienia in vitro wyłącznie po to, by można je było zużyć w trakcie doświadczeń. Paradoksalnie: doskonalenie technik zapłodnienia in vitro, które mogłoby doprowadzić do większej wydajności, a co za tym idzie do mniejszego „zużycia” embrionów, wymaga prowadzenia eksperymentów, w wyniku których cały szereg embrionów ginie.

Jeżeli nie zapłodnienie in vitro, to co należałoby zaoferować niepłodnym parom? Trzeba uczciwie przyznać, że gdy wykluczy się zapłodnienie pozaustrojowe w niektórych sytuacjach poczęcie własnego dziecka będzie niemożliwe. Pozostaje wtedy droga adopcji. Ale w imię tej samej uczciwości należy także wskazać na zalety naprotechnologii, która bezspornie wielu parom, zdiagnozowanym jako niepłodne, a nawet poddanym wielokrotnym próbom zapłodnienia in vitro, umożliwiła bycie rodzicami, a kobiecie zajście w ciążę. Nazwa tej metody może być myląca. Czyż nie tkwi w niej słowo ‘technologia’, symbolizujące dopiero co odrzucone, zimne, techniczne, uprzedmiotawiające podejście, zastępujące wzajemne oddanie małżonków i prowadzące do traktowania embrionów jak produkty przemysłowe? Logika, którą kieruje się naprotechnologia, jest jednak zupełnie inna. Punkt wyjścia stanowi tu stwierdzenie faktu zbyt pobieżnej – i dlatego często błędnej – diagnostyki. Dłuższy okres obserwacji i indywidualne potraktowanie pacjentów sprawiają, że lekarz dociera do prawdziwych przyczyn niepłodności. I tu wkracza technologia medyczna, a więc korekta farmakologiczna czy chirurgiczna, ale także modyfikacja stylu życia oraz precyzyjna wiedza w odniesieniu do czasu płodności i niepłodności w naturalnym cyklu konkretnej kobiety. To podejście, w którym najnowsza i właściwie stosowana technologia medyczna nie zastępuje, ale wspiera naturalną prokreację (stąd pełna nazwa naprotechnologii – Natural Procreative Technology), daje na tyle obiecujące rezultaty, iż może stanowić realną alternatywę dla zapłodnienia in vitro, alternatywę, która nie jest obarczona etycznymi zastrzeżeniami. Sprzeciw części środowiska lekarskiego wobec naprotechnologii, a także bojkot naukowych opracowań w niektórych fachowych czasopismach są nie tylko efektem nieufności i niewiedzy, ale także obawy o utratę poważnych zysków, jakie wiążą się z popularyzacją zapłodnienia in vitro. Najważniejsze w całym sporze nie są jednak technologie lub ich brak. Najważniejsi są wyjątkowi i niepowtarzalni ludzie, których nigdy, nawet jeżeli przed chwilą zaczęli istnieć i są jeszcze mikroskopijnie mali, nie wolno traktować jak rzeczy, a co dopiero uśmiercać. I to nawet w imię słusznych czy szczytnych celów.

 

ks. Marian Machinek MSF – prof. dr hab. teologii UWM w Olsztynie, kierownik Katedry Teologii Moralnej i Katolickiej Nauki Społecznej WT UWM, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Teologów Moralistów, członek Polskiego Towarzystwa Bioetycznego, Association of Bioethicists in Central Europe (BCE), Europäische Gesellschaft für Katholische Theologie (ET), Internationale Vereinigung für Moraltheologie und Sozialethik.

 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje