Gorzki smak zwycięstwa Donalda Tuska - o debacie Kaczyński-Tusk
Data: 2007-10-13 01:15:31Sondaże pokazują jednoznacznie – zwycięzcą piątkowej debaty Kaczyński-Tusk został lider Platformy Obywatelskiej. Ale – paradoksalnie – zwycięstwo to może okazać się gwoździem do trumny partii liberałów. Bo Donald Tusk zaprezentował się wprawdzie jako polityk konsekwentny, sprawny, elokwentny, ale równocześnie –nieco zbyt pewny siebie.
Pewność siebie, która zwykle w tym zawodzie bywa zaletą, tym razem może być poczytana liderowi PO za zbytnie zadufanie. Tusk bowiem zbytnio szafował słowami „Pan kłamie” i „Pan nie jest zbyt dobrze przygotowany”. Ponadto zastosował cios poniżej pasa mówiąc o sytuacji, gdy Kaczyński rzekomo groził mu pistoletem w windzie. Pół biedy, gdyby jeszcze konsekwentnie wątek ten doprowadził do końca. Tymczasem po zaprzeczeniach premiera porzucił temat – jakby była to „rewelacja” przygotowana wyłącznie na potrzeby mediów.
Brakło mu konsekwencji również podczas rozmowy o polityce zagranicznej. Tu – choć Annę Fotygę tylko bardzo niewiele osób skłonnych byłoby uznać za dobrego ministra spraw zagranicznych – bardziej przekonujący okazał się premier. Tusk stawiał zarzuty na poziomie raczej ogólnym, nie „punktując” konkretnych błędów. Z kolei Kaczyński gładko zripostował pytaniem, dlaczego Tusk gotów jest tak gładko odejść od wywalczonej przez rząd „Joanniny”.
Rozmowa o gospodarce jednak to lepszy wynik Tuska. Na jego pytanie, o ile zdrożały w Polsce konkretne produkty za rządów PiSu Kaczyński nie potrafił odpowiedzieć. Nie wytłumaczył także, że jest to wynikiem – najprościej mówiąc – wyrównywania cen polskich i europejskich. Z kolei Tusk, rozmawiając o państwie i jego sile, postawił bardzo dobrze dobrany zarzut wysokich kosztów kancelarii Prezydenta i Premiera. Uzyskane w odpowiedzi stwierdzenie Kaczyńskiego „Budujemy tanie państwo” publiczność powitała śmiechem.
Publiczność to zresztą osobna kwestia. Zdecydowanie bardziej aktywni byli zwolennicy Platformy Obywatelskiej. Głośno skandowali nazwisko lidera, komentowali spotkanie, dodając sił Tuskowi. Co akurat przez wielu komentatorów poczytane zostało za wyraz braku kultury. Jak ocenili ich zachowanie telewidzowie – dowiemy się w najbliższym czasie.
Obaj panowie dali poza tym popis doskonałego samopoczucia. Zachowywali się tak, jak gdyby wiedzieli, że debata ta nie może zmienić zbyt wiele. Byli bardzo swobodni, nie ukrywali, jak doskonale dawniej się znali oraz w jak bliskich stosunkach pozostawali. Od grzecznościowych zwrotów: „Panie prezesie” czy „Panie premierze” gładko przechodzili do mniej oficjalnych „Panie Jarku” czy „Panie Donaldzie”. Tu zresztą upatrywać można dodatkowego punktu dla Kaczyńskiego – każde wypowiedzenie imienia Donalda Tuska wywoływało z wiadomych względów efekt komiczny i ukazywało w ten sposób lidera PO jako polityka mniej wiarygodnego.
W tym miejscu warto jeszcze wspomnieć – choć to już raczej nikogo nie dziwi – o raczej miernym poziomie merytorycznym debaty. Obaj panowie raczej wyliczali wzajemne zarzuty, uskuteczniali w gruncie rzeczy dość prymitywną pyskówkę, niż wymieniali się argumentami, które mogłyby przekonać kogokolwiek do ich racji. Debaty o gospodarce tak naprawdę nie było, podobnie jak konkretnych wizji polityki, jaką zwycięska partia – ktokolwiek by nie wygrał – zafunduje Polakom.
Tuskowi w końcu udało się zająć pozycję od początku kampanii zarezerwowaną dla polityków Prawa i Sprawiedliwości. Był pogodny, uśmiechnięty, pewien swych racji i bardzo przekonujący. Nie wspominając już o doskonałym przygotowaniu merytorycznym. Kaczyński w porównaniu z nim zadawał pytania wręcz dziecinne. Bo głupotą było tracenie czasu na zadawanie pytań, co za rządów PO stanie się z ministrem Ziobrą czy minister Fotygą. Tusk wytykał ignorancję, ukazywał, że to właśnie on jako pozostający poza rządem bliski jest problemom i życiu zwykłych ludzi.
Ale czy ich przekonał? To już odrębny problem. Bo - czego łatwo się domyślić – niektórzy widzowie mogli odnieść wrażenie, że Tusk był zbyt pewny siebie. Choć do dnia debaty sondaże wskazywały raczej jako zwycięzcę PiS, lider PO zachowywał się, jakby zwycięstwo miał już w kieszeni. Przekonywał Polaków, że jest w stanie – wzorując się na przykładzie Irlandii – doprowadzić w Polsce do cudu gospodarczego na miarę Zachodu, tak, że pracownicy którzy wyemigrowali do innych krajów europejskich będą chcieli wrócić do Ojczyzny. Ale – skoro w Polsce do tego czasu ma być jak w Irlandii czy Wielkiej Brytanii – po co mieliby tu wówczas wracać? Lider PO zaprezentował się jako polityk proeuropejski do granic. Może nawet – zbyt zapatrzony w Europę?
Wiele się więc nie zmieniło – wprawdzie Tusk debatę wygrał, jednak do elektoratu patriotów, konserwatystów silniej trafią argumenty Kaczyńskiego, który głosił, że wprowadzenie Karty Praw Podstawowych oznaczać będzie zgodę na małżeństwa homoseksualne i eutanazję, że lider PO jest politykiem proniemieckim, że tylko Prawo i Sprawiedliwość jest w stanie w Polsce przeprowadzić rewolucję moralną. Elektorat więc raczej z partii braci Kaczyńskich nie odpłynie. Jedyną więc szansą dla Platformy jest zmobilizowanie się i wymierzenie kilku ciosów Prawu i Sprawiedliwości. Ciosów mocnych i – najpewniej – skierowanych poniżej pasa. Konsekwencji nie będzie. Bo w to, że po wyborach dojdzie do koalicji PO-PiS, nikt już raczej nie wierzy.
Sławomir Krempa
Dodany: 2007-11-18 13:40:29
Dodany: 2007-10-28 01:41:16
Dodany: 2007-10-18 19:11:25