Good night and good luck. Mass media od lat 50. ubiegłego wieku niewiele się zmieniły...
Data: 2021-11-04 19:57:35Po obejrzeniu filmu George’a Clooneya nie można spokojnie położyć się spać. Bo obok zabrania głosu w dyskusji o misji mass mediów, reżyser przekazuje nam też parę prawd, które są niezmiernie ważne w kontekście obecnej „walki o media” w Polsce...
Good night and good luck – opis filmu
Głównym bohaterem opartej na faktach historii jest dziennikarz telewizyjny, Edward R. Murrow (świetny David Strathairn, trudno zresztą stawiać zarzuty któremukolwiek z występujących w filmie aktorów). W swym cotygodniowym programie toczy on walkę z senatorem McCarthy’m – człowiekiem węszącym wszędzie spisek komunistów. Dodajmy jeszcze, że rzecz cała dzieje się w latach 50. ubiegłego wieku, a więc w czasach, gdy zimna wojna szczególnie przybiera na sile, a każdy wyraz sympatii wobec komunistów może być wręcz poczytany za zdradę stanu. Przywołany zostaje zresztą słynny przepis 35-62, głoszący, że człowiek może zostać uznany za zagrożenie, jeśli ma stały i bliski kontakt z komunistami lub ludźmi podejrzanymi o sprzyjanie im...
Czytaj także: Capote. Biografia genialnego potwora
Podział ról jest tu równie czytelny, jak konwencja obrana przez Clooneya. Mamy okazję obejrzeć film czarno – biały, imitujący produkcje realizowane w czasach, gdy rozgrywa się jego akcja. McCarthy (zamiast powierzyć tę rolę profesjonalnemu aktorowi, wykorzystano po prostu archiwalne nagrania występów publicznych senatora) jest tu typowym „czarnym charakterem”. Posługuje się manipulacją i demagogią, toczy swoją krucjatę i brutalnie łamie przy tym prawa jednostki. Murrow z kolei ukazany zostaje jako bohater, walczący z całym złem tego świata, w tym również z szefami własnej stacji, którzy dbać przecież muszą nade wszystko o zyski.
Good night and good luck – recenzja filmu
Wydaje się więc, że Clooney momentami stosuje podobne metody, jak człowiek, którego potępia. Takie uproszczenia bowiem zawsze są irytujące, podobnie jak nadmierny momentami dydaktyzm przekazu... Jednak skłonny jestem wybaczyć reżyserowi skłonność do uproszczeń, bowiem bardzo skromnymi środkami znakomicie potrafi on utrzymać napięcie... Tym bardziej że postawa McCarthy’ego mocno przypomina zachowanie kilku polityków, doskonale nam znanych z życia codziennego. Senator ma wielką skłonność do wyrażania przekonania, że każdy, kto się z nim nie zgadza, z definicji musi być komunistą.
Czytaj także: Syriana. Fabuła tak zawiła, że już sam opis może zmęczyć
Swą siłę buduje na wzbudzaniu strachu przed tymi, którzy chcą zniszczyć Amerykę. Atakując Morrowa, sięga po szczegóły z jego biografii, niesprawdzone w dodatku. A przecież i w Polsce są tacy, którzy planują oceniać wiarygodność dziennikarzy poprzez badanie ich pochodzenia czy życiorysów... Dziennikarz przestrzega, że granica między prowadzeniem dochodzenia a prześladowaniem jest bardzo cienka, że nie wolno łączyć różnicy zdań z automatycznym oskarżeniem o zdradę. Mówi, że niczego nie można budować na strachu. Na strachu przed samą władzą lub na wzbudzaniu strachu przed jej przeciwnikami...
Good night and good luck – czy warto obejrzeć?
Ostatnią lekcją, jakiej udziela nam Murrow, jest opowieść o misji, jaką realizować powinna telewizja. Misji komentowania i wyjaśniania rzeczywistości, edukacji obywatelskiej. Bo jeśli telewizję sprowadzimy tylko do słupków oglądalności, wpływów z reklam i dostarczania ludziom taniej rozrywki, to będzie to jej koniec. Niby oczywiste to prawdy, ale jak bardzo znaczące jest, że wypowiada je człowiek, na co dzień związany z najbardziej skomercjalizowanym środowiskiem świata – środowiskiem amerykańskiej „fabryki snów”...