Galeria Kronika pod lupą (I)
Data: 2007-04-13 23:30:57Rzec można: dejá vu. Bytomscy radni, członkowie Komisji Kultury zorganizowali posiedzenie w siedzibie galerii „Kronika”. Jej dyrektor programowy Sebastian Cichocki starał się ich zasypać ilością realizowanych projektów oraz nazwami instytucji, które „Kronikę” doceniają. W odpowiedzi na krytyczne pytania padły sugestie, że radni na sztuce się nie znają. Drodzy radni, nie dajcie się sterroryzować. Wielu artystów i krytyków podziela wasze odczucia!
Po raz pierwszy Komisja Kultury zebrała się w „Kronice” w ubiegłym roku, po tym jak kilka dni przed wizytą Benedykta XVI w Polsce wywieszono w bytomskiej galerii fotomontaż pokazujący papieża wznoszącego urwaną głowę piosenkarza Eltona Johna. Rzecz działa się w poprzedniej kadencji, kiedy miastem rządził SLD i sprawa rozeszła się po kościach, a żadnych konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za profil „Kroniki” nie wyciągnięto. W tym świetle nic dziwnego, że jednym z kolejnych przedsięwzięć tej galerii stało się wydanie książki „Drżące ciała”, w której wydrukowano m.in. zdjęcia nagiego mężczyzny, który w niedwuznacznej pozie położył się na krucyfiksie, symulując akt seksualny. Radni postanowili zapytać o program merytoryczny „Kroniki” oraz jej budżet.
O tym, że szef Bytomskiego Centrum Kultury Paweł Koj przygotowany jest na konfrontację z Komisją można było się przekonać już na początku, kiedy odczytał oświadczenie. Zarzucił w niej przewodniczącej Komisji Danucie Skalskiej, że mówiła nieprawdę w wywiadzie udzielonym „Życiu Bytomskiemu”. Zapowiadała w nim, że działalność galerii zostanie sprawdzona przy otwartej kurtynie. Owszem, w jednym przewodnicząca popełniła błąd – projekt organizowany z muzeum w Skopje polega nie na wyjeździe do Macedonii, ale na prezentacji zbiorów stamtąd w „Kronice” Ta jedna pomyłka wynikała akurat z braku precyzji zapisów preliminarza budżetowego „Kroniki”, jaki Danucie Skalskiej dostarczył sam Paweł Koj. W innych sprawach trudno zarzucić kłamstwo - przewodnicząca mówiła o swoich wrażeniach, że „Kronika” jest instytucją, która nie ma pomysłu na zagospodarowanie posiadanych przestrzeni. Identyczne wrażenie odnosi również autor tych słów.
Dyrektor programowy „Kroniki” Sebastian Cichocki, mówiąc radnym o galerii zastosował swój stary sposób: wyliczał artystów i instytucje z kraju i zza granicy, z którymi „Kronika” współpracuje i które wysoko oceniają ją działalność. Zgłaszającym zastrzeżenia Cichocki i Koj odpowiadali, że w galerii nie bywają lub sugerowali, że nie znają się na sztuce. Nie sposób było odnieść wrażenia, że była to próba sterroryzowania radnych poprzez wmówienie im, że nie powinni wypowiadać się o czymś, czego nie rozumieją. Tymczasem nie!
Oto podstawowy „Kroniki”: prezentuje ona zaledwie wąski wyimek sztuki współczesnej. Tak się jednak składa, że osoby ją tworzące i popularyzujące dysponują wyjątkowo dobrym „public relations”. Mają przełożenie na media z „Gazetą Wyborczą” na czele. „Kronika” zaprasza wyłącznie osoby ze środowisk popierających ów nurt i obnosi się z ich pochwałami. Na przykład „Drżące ciała” wydane i promowane były wspólnie z redakcją lewicowego pisma „Krytyka polityczna”. Zapewniam, że gdyby zaproszono autorów (również z profesorskimi tytułami!) z kręgi „Frondy”, „Arcan”, czy „Nowego Państwa” – ich ocena byłaby zupełnie inna. Mówiliby, że prezentowane prace to etyczna degrengolada i estetyczny prymitywizm.
W Bytomiu znaleźliśmy się w mało komfortowej sytuacji: chłopcy z „Kroniki” są promotorami pewnych nurtów sztuki i zarazem recenzentami własnej pracy. Ewentualnie w roli takich recenzentów występują ludzie z ich kręgu ideowo-towarzyskiego. Tymczasem kolekcję sztuki współczesnej docenianą w kraju i uważaną za jedną z najlepszych w Polsce tworzy od lat, bez rozgłosu, Marek Meschnik w Muzeum Górnośląskim. Gmina Bytom, a w jej imieniu radni, mają prawo określić, co chcą, by realizowano za publiczne pieniądze w samorządowej placówce, jaką jest „Kronika”. Nie mają za to obowiązku dostosowywać się do gustów chłopców z „Kroniki”, ani ulegać szantażowi panów Cichockiego i Koja (Pawła)!
Szanowni Radni! Nie ulegajcie, nie dajcie się zaszantażować. Wielu artystów oraz krytyków podziela wasz pogląd na wartość niektórych prezentacji „Kroniki” nie zasługuje na miano sztuki. Ludzie z niekwestionowanym dorobkiem naukowym potwierdzą, że produkcje typu „Drżące ciała” to dokument duchowej degrengolady. Macie prawo żądać, by publiczne pieniądze nie były wydawane przede wszystkim na promocję wąskiego wycinka sztuki współczesnej, której wartość wiele osób podważa i przytacza na to znaczące argumenty.