Drzazgi. Na Śląsku czyli... nigdzie!
Data: 2009-02-11 23:48:04Obrazu tego nie zmieniają nawet filmy osób z regionem związanych lub po prostu na Śląsku urodzonych. Reżyser „Drzazg” Maciej Pieprzyca studiował w Uniwersytecie Śląskim, jego znajomość i sposób postrzegania regionu powinny więc nieco bardziej odpowiadać rzeczywistości. Wielkie nadzieje budził także znakomity warsztat reżysera, który dał się poznać przede wszystkim jako świetny dokumentalista. Zapowiedzi głoszące, że „Drzazgi” są utrzymaną w baśniowym tonie opowieścią o „miłości na Śląsku” mogły tylko podsycać apetyty.
Film ukazuje chwile kluczowe dla kilku par młodych ludzi mieszkających na Śląsku, wyrosłych w okolicach jednego osiedla, prawdopodobnie na terenie Zabrza. Robert jest byłym piłkarzem Górnika, który po urazie kolana wynikłym na skutek upicia się został wykluczony z rozgrywek. Od tego momentu wiedzie beztroski żywot, snując się bez celu po swoim osiedlu i podkradając pieniądze na mecze i piwo zamężnej kobiecie, sklepikarce, z którą romansuje. Bartek ma szansę wyjechać na zagraniczne stypendium, gdy dowiaduje się, że jego dziewczyna jest w ciąży. Marta z kolei planuje ślub z mężczyzną, którego tak naprawdę nie kocha. Pozornie błahe zdarzenia każą im zastanowić się nad sensem i istotą ich związku, nad planami, które snują, czy marzeniami, jakie dzielą.
Najważniejszą z zalet filmu są doskonałe zdjęcia. Faktycznie, pejzaż śląskich familoków zyskuje tu piękne barwy i to mocno odróżnia film od większości produkcji, których akcja rozgrywa się w naszym regionie. Znakomita jest również rola Karoliny Piechoty. Jej Marta jest postacią z krwi i kości, pokazującą w filmie niemal prawdziwe emocje. A zadanie stanęło przed nią trudne, bowiem scenariusz pełen jest stereotypów, miejscami razi też sztucznością. Większość postaci to po prostu „papierowi” bohaterowie powieści drugiego sortu i tylko dość dobre aktorstwo nieco ratuje sytuację. Irytują także wspomniane już stereotypy. Fani Górnika to w większości chuligani atakujący wszystkich „obcych” odwiedzających ich „rejon”, potwornie nietolerancyjni i prymitywni. Niektórzy z nich wyrwali się ze swojego środowiska – jak na przykład Bartek – ale wówczas raczej dystansują się od tradycji lub pragną jak najszybciej stąd uciec. Więcej sympatii budzą starsi mieszkańcy regionu, ale ci z kolei najczęściej paradują po ulicach w galowych strojach górniczych. Mimo, że reżyser w jednej scen stara się wyśmiać prezentowany w innych filmach stereotyp Śląska jako wielkiego zbiorowiska biedaszybów, których wygląd najczęściej przypomina raczej miejsce wydobycia ropy naftowej niż autentyczny śląski pejzaż, sam popełnia podobny błąd. Takiego Śląska chyba nikt nie widział – a już na pewno nie znają go mieszkańcy tego regionu.
Nawet więc jeśli Pieprzyca stworzył całkiem niezły w gruncie rzeczy film o niemiłości, o rozpadzie związków i beznadziei, o współczesnej niemożności kochania, a jego film wprawdzie mocno wytrąca z dobrego samopoczucia i porusza, ale przede wszystkim – irytuje. Po raz kolejny dowiedzieliśmy się bowiem, że na Śląsku znaczy... nigdzie! Ani to mądre, ani głębokie. Polakom zdecydowanie nie będziemy więc gratulować... filmowców.