Być sobą w różnych rolach. Wywiad z Olimpią Poniźnik-Burczyk i Pawłem Burczykiem
Data: 2018-11-28 10:05:38Paweł Burczyk jest synem dwojga znakomitych aktorów. Chociaż marzył o tym, by być klaunem, wybrał aktorstwo, bo wydawało mu sie łatwiejsze. Zagrał w ponad setce filmów i sztuk teatralnych. Prowadzi Warsztaty Castingowe, wraz z żoną, Olimpią, wyprodukował monodramy „4 tony podłogi" oraz „2 tony kamienia". Z żoną również napisał książkę Hardy, twardy, najlepszy, która łączy wspomnienia i anegdoty z poradnikiem na temat tego, jak realizować swoje marzenia. I o niej właśnie wraz z żoną nam opowiedział.
Często ludzie mylą Pana z Arturem Barcisiem?
P.B. Bardzo często – ale na szczęście Artur budzi bardzo pozytywne skojarzenia. Bywało, że – na wyraźną prośbę fanów – podpisywałem się jako Artur Barciś... Co więcej nawet aktorzy mnie z nim mylą... albo myślą, że jesteśmy braćmi.
Michael Emerson, z którym też Pana mylą, budzi już mniej pozytywne skojarzenia…
P.B. Ale to skojarzenie funkcjonuje przede wszystkim za granicą – zresztą, w polskich filmach zwykle dostawałem komediowe, zabawne role, w zagranicznym kinie grywałem zwykle psychopatycznych morderców. Takie rozdwojenie jaźni… trochę.
Skoro już mówimy o filmach zagranicznych – Pański przykład zdaje się przeczyć dość powszechnemu przekonaniu, że polski aktor nie może zrobić kariery zagranicznej. Kilkadziesiąt filmów – role w produkcjach z całego świata – jak to się robi?
Wygrywa się castingi. Szczegóły w książce....
Rozpoznawalność częściej Panu przeszkadza czy pomaga?
PB: Mogę z przekonaniem stwierdzić, że niemal zawsze pomaga. To, co robię, budzi najczęściej pozytywne skojarzenia – nie spotkała mnie chyba żadna trudna, przykra czy groźna sytuacja związana z tym, że rozpoznano we mnie aktora. Generalnie, to jest nawet miłe.
Czyli nie przez rozpoznawalność praktycznie zrezygnował Pan z kariery filmowej na rzecz aktywności teatralnej?
PB: Zdecydowanie nie, po prostu w ostatnim czasie filmom poświęcam mniej uwagi niż teatrowi. Wspólnie z Olimpią wystawiliśmy dwa monodramy „4 tony podłogi" i „2 tony kamienia” , cały czas jeździmy po Polsce ze spektaklami. Myślimy o tym, by zekranizować te sztuki.
OB: My po prostu zawsze wszystko robimy razem. Nie lubimy się rozstawać, większość czasu spędzamy wspólnie i - co więcej - nigdy się nie nudzimy. Uwielbiamy razem pracować. W ostatnim czasie razem przygotowaliśmy spektakle i razem pisaliśmy książkę. Wcześniej, zanim dzieci zaczęły chodzić do szkół, wszędzie tam, gdzie Paweł grał, jeździliśmy całą rodziną. Mieszkaliśmy już we Wrocławiu, Olsztynie, Cieszynie, na miesiąc przeprowadziliśmy się do Rzymu, pomieszkiwaliśmy w różnych miejscach świata. Teraz prowadzimy – jak na nas – osiadły tryb życia. Poza domem jesteśmy około tygodnia w miesiącu.
Monodramy, w których gra mąż, Pani reżyseruje. Ale to nie jest zawód wyuczony…
OB: Nie, ja jestem geodetą (śmiech). A poważniej: skończyłam kilka różnych kierunków, jednak najbardziej pociąga mnie urządzanie wnętrz i projektowanie. I to bardzo przydaje się w obecnej pracy. Razem zrealizowaliśmy dwa monodramy, w tym scenografię i kostiumy. Zrobiliśmy też wspólnie kilka prac dyplomowych w Akademii Teatralnej i innych szkołach teatralnych. Paweł ma całościowe spojrzenie na naszą pracę, ja skupiam się na szczegółach, ale wizję całości mamy wspólną i razem ją realizujemy. O naszych projektach mówimy, że są jak nasze dzieci.
Piątym dzieckiem jest książka…
PB: Wszystko zaczęło się od tego, że chciałem napisać książkę dla młodych aktorów, dla swoich studentów. Spisywałem więc notatki z warsztatów castingowych, które prowadzę, myślałem, że stworzę poradnik, którego czytelnicy będą podbijać świat, nauczę ich pracować swoich systemem. Męczyłem znajomych, podsyłając im kolejne fragmenty i bardzo szybko odkryliśmy, że książka pomóc może nie tylko aktorom. Siedliśmy więc razem do pracy i całość kompletnie zmieniliśmy. Z oryginalnej wersji zostało może 10-20 stron, reszta została napisana zupełnie od nowa.
OB: Dzięki naszym wspólnym refleksjom, dzięki książkom, spotkaniom i przyjaciołom możemy dziś dzielić się miłością do ludzi i świata. Przeszliśmy długą drogę – dziś nie oceniamy, nie porównujemy się, nie krytykujemy siebie i innych i widzimy, jak – dzięki temu – bardzo dużo dobrej energii płynie w naszą stronę. Chcemy dzielić się tym z innymi, chcemy pokazywać, że można żyć szczęśliwie, bez udawania, z miłością do ludzi i świata. Tak po prostu.
PB: Kilka lat temu dostaliśmy Mapę Świadomości Hawkinsa. To świetne narzędzie, które pokazuje, w jakim miejscu rozwoju duchowego jesteśmy. Co ciekawe, kiedy jest się już tego świadomym, to gdy człowiek wejdzie na wyższe poziomy, bardzo trudno go stamtąd zrzucić.
Mapa Świadomości, dr David Hawkins, za: virgobooks.pl
W książce otwarcie mówią też Państwo o Bogu…
OB: Tak, ale w naszym ujęciu Boga nie utożsamiamy z jakimkolwiek Kościołem. Bóg jest miłosierny, mądry, kochający. Bóg po prostu jest, istnieje. Bóg to miłość, która jest w nas.
PB: Moją ulubioną modlitwą jest „Ojcze nasz”, ale w czasie teraźniejszym. Pewnie sam Jezus tak rozmawiał z Bogiem – nie dzwonił do Niego, nie pisał listów, nie mówił: „Kiedyś tam daj mi to czy coś innego, odpuść mi moje winy w bliżej nieokreślonej przyszłości”. Wydaje mi się, że mówił raczej: „Ojcze mój, teraz dajesz mi chleb powszedni, teraz odpuszczasz mi moje winy”.
OB: Trzeba żyć czasem teraźniejszym, nie przyszłością. Szczęśliwi jesteśmy teraz, a nie jutro. I za to powinniśmy być Bogu wdzięczni.
A co, jeśli ktoś nie ma za co dziękować?
OB: Każdy ma za co dziękować. Jeśli nie ma, to znaczy tylko, że jeszcze tego, tej tajemnicy... w sobie nie odkrył.
PB: …i taki ktoś jest po prostu w czarnej d...dziurze.
OB: Zawsze mówimy, że trzeba wybaczać innym. Kiedyś usłyszeliśmy w odpowiedzi: „Ale jak mam tym chamom wybaczyć?” Takie podejście oznacza, że człowiek nie jest jeszcze wystarczająco gotowy, by się otworzyć na miłość do świata, na tę energię.
PW: Na zdjęciach z premier dobrze widać, że bardzo często po zakończeniu spektaklu trzymam ręce złożone. Niektórzy mówią, że się modlę, a to po prostu gest przypominający ten z obrazu „Jezu, ufam Tobie”. Od kiedy byłem dzieckiem ten obraz był mi bliski. Pewnego dnia przypadkiem wszedłem do kościoła w Krakowie i zobaczyłem ten obraz. Było to dla mnie wielkie przeżycie, znak, prawie objawienie. Dopiero potem odkryłem, że w wielu kościołach umieszczane są jego reprodukcje.
OB: Żeby było jasne: nasza wiara nie ma nic wspólnego z fanatyzmem religijnym, my do kościoła generalnie nie chodzimy. Nie chodzi o ceremonie, rytuały ale o głęboką więź z Górą.
„Hardy, twardy, najlepszy”. Co dla Państwa znaczą te słowa?
OB: Przede wszystkim wiarę w siebie. I to, że wierzymy w siebie nawzajem, nigdy nie wątpimy i się wspieramy.
PB: Myślę, że ta wiara w siebie nawzajem jest czymś, czego wiele osób od nas mogłoby się nauczyć.
OB: Moja mama mówi, że jesteśmy od 20 lat razem, a wyglądamy, jakbyśmy poznali się wczoraj.
PB: Ale „Twardy, hardy, najlepszy” to coś więcej. To wsparcie ze strony innych, to fakt, że ktoś inny w nas wierzy. Jestem przekonany, że człowiek nigdy nie powinien być sam. Wystarczy jedna osoba, która powie: „Wierzę w Ciebie” – to może zmienić życie. Ale potrzebne jest jeszcze pragnienie nieustającego rozwoju, próba przechodzenia na kolejne jego etapy. Znam ludzi, którzy całe życie jeżdżą na różne szkolenia i niewiele z nich w gruncie rzeczy wynoszą. Znam ludzi, którzy wiele razy chodzili po gorących węglach, łamali deski – przełamywali bariery, ale nadal je mają. Tego rodzaju szkolenia powinny być etapem zamkniętym – uczestniczymy w nich, a potem ruszamy w dalszą drogę.
W książce zwracają się Państwo do czytelnika wprost: „Wierzę w Ciebie”. Myślą Państwo, że taka właśnie wiara z Państwa strony, przekazywana poprzez słowo pisane, wystarczy, by zmienić czyjeś życie?
PB: Tu nie chodzi o wiarę – to pewność. Dziś w nocy dostałem smsa: „Przeczytałem Twoją książkę i wczoraj byłem na castingu po 10 latach przerwy. Gdy wyszedłem, dostałem dwa razy większą rolę niż ta, o którą się ubiegałem. Dzięki!”.
OB: Tak się dzieje – naszą pracą, spotkaniami, książką zmieniamy ludzi. Ostatnio napisał do nas bardzo młody chłopak, dziewiętnastolatek. Nie znał „13 posterunku”, nie miał szans być fanem Burczyka. Wziął po prostu książkę motywacyjną z półki rodziców. O pierwszej w nocy sięgnął po nią jako lekturę „do poduszki”. O trzeciej skończył, czytając jednym tchem. Hardy, twardy, najlepszy to nie biografia, to też nie jest poradnik, to... ksiąażka, jakiej jeszcze nie było.
Inną ważną poradą jest to, by po prostu być sobą. Przyzna Pan, że bycie sobą jako klucz do sukcesu to dość przewrotna rada, jeśli wygłasza ją aktor, który zawodowo wciela się w różne role.
PB: Ale przecież chodzi po prostu o bycie sobą w różnych rolach! Nawet, kiedy gram w filmie czy teatrze, nie jestem przecież wewnętrznie kimś innym. Oczywiście, są różne metody aktorskie – ja w roli pokazuję po prostu różne swoje możliwości. Ktoś, kto gra w filmie przestępcę, może pokazać swoje oblicze jako sukinsyna, a potem znów być kochającym, czułym ojcem i mężem. Podczas zajęć z filozofii usłyszałem kiedyś, że w każdym z nas jest morderca, tylko niektórzy by do zabicia kogoś dojrzeć, potrzebują 130 lat i, kurde, nie dożywają. Aktor, gdy wciela się w rolę, nie jest nagle kimś zupełnie innym, tylko oddaje konkretne emocje. My jako aktorzy po prostu znamy mechanizmy włączania konkretnych emocji na zawołanie.
Kiedy czyta się o tym, jak w ciągu jednego długiego wieczoru przygotował Pan monolog po francusku i ćwiczył Pan paryski akcent, nie znając języka Prousta, można odkryć, że aktorstwo to nie tylko blask sceny i nieustanne brawa, ale też cholernie ciężka praca.
PB: Ciężka praca to jest w Hucie Warszawa albo w kopalni.
Ale najdłuższy dzień zdjęciowy trwał u Pana 46 godzin…
PB: A potem miałem tydzień wolnego, a tymczasem są ludzie, którzy pracują 48 godzin bez przerwy, a potem odpoczywają tylko przez kolejne 48. Aktorstwo to przede wszystkim wielka przygoda. Kiedy gra się spektakl, człowiek się przede wszystkim świetnie bawi. A potem jeszcze mu za to płacą.
Jako aktor jest Pan pewnie też zawodowym czytelnikiem?
PB: Nie wiem, czy zawodowym, ale oboje czytamy bardzo dużo.
OB: Co miesiąc oddajemy 2-3 kartony książek do bibliotek, by trafiały one dalej, do ludzi. Nie przechowujemy w domu zbyt wielu książek. Kiedy Burczyk siada do książki, to może potem czytać do piątej rano i skończyć ją za jednym posiedzeniem. A że czyta szybko, to taka lektura na jeden wieczór może liczyć i 400 stron.
To jakie książki poleciliby Państwo naszym czytelnikom?
PB: Na pewno krótkie opowiadania Toma Hanksa z książki Kolekcja nietypowych zdarzeń…
OB: …i Pocieszki Kasi Grocholi – przepiękne, z życia wzięte historie.
To, oczywiście, w czasie, kiedy czytelnicy będą czekać na kolejną Państwa książkę?
OB: Oczywiście (śmiech). O tym, że ją napiszemy, jestem przekonana. A jeśli ja jestem przekonana, to Burczyk też jest.
Dodany: 2019-01-18 15:49:48
Sympatyczni i pomysłowi ludzie:)
Dodany: 2018-11-28 16:12:17
Popieram akcję oddawania przeczytanych książek do bibliotek, przynajmniej części z nich.
Dodany: 2018-11-28 13:12:20
Bardzo przyjemny wywiad i ciekawi ludzie ;)
Dodany: 2018-11-28 10:50:28
Takie artykuły czyta się do ostatniej kropki. Fajni, interesujący ludzie...
Dodany: 2018-11-28 10:33:26
Ciekawi ludzie!
Dodany: 2018-11-28 10:27:50
Ciekawy wywiad