„Czemu innego nie ma świata"? Ontologia Leśmiana na przykładzie ballady „Dziewczyna".
Data: 2019-09-09 13:22:49„Dziewczyna” Bolesława Leśmiana należy do pereł młodopolskich czasów, kiedy liryka jak echo odbijała nastroje świata sztuki, atmosferę dekadencji i zwątpienia powszechnego, jakiego nie było od czasów co najmniej romantyzmu. Moderniści schyłku wieku pięknego – owej la „belle epoque” – wiedzieli, że kończy się coś, a zanim coś się zacznie, istnieje międzyepoka. Leśmian, inaczej niż pozostali czołowi młodopolanie (Tetmajer, Kasprowicz, Staff, Lange, etc.), pozostał na uboczu mód poetyckich, wszelkich skandali (nimb i aureolę skandalisty miał zdolny skądinąd Przybyszewski) i zrywania wszelkich więzów z narodem, sprawami ważnymi i obchodzącymi każdego. Jednak Leśmian pozostał – by tak rzec – „poetą autystycznym”, który ma swój własny świat wewnętrzny, tylko fragmentarycznie dający się przelać na papier. Udowodnił, że ludowość nadal żyje – zresztą ludomaństwo bogatego mieszczaństwa i zubożałej szlachty, było – co pokazał, oczywiście, najpełniej sam Wyspiański – podówczas w modzie, podobnie jak emancypacja, mezalianse i środowiskowe gierki. Leśmian szedł własną drogą, nigdzie nie zbłądził artystycznie i to jest poeta uniwersalny, ale inaczej niż Miłosz, Herbert czy Różewicz. Leśmian postawił na nastrój, symbolikę i przepiękny styl. Jednak utwór, który spróbujemy od nowa zrozumieć, wyłamuje się nawet na poziomie meta – nie dość, że Leśmian się wyłamał ze środowiska, to jeszcze jego wiersz należy do najbardziej znanych oraz najmniej zrozumianych.
Jako utwór nie-doczytany i nie-dointerpretowany, po tylu dekadach domaga się jak echo egzegety, czytania ponownego, czytania raz jeszcze podjętego, wnikliwej analizy, nie mającej nic wspólnego ze strukturalnymi i formalistycznymi próbami XX wiecznej humanistyki. Nie tracąc czasu, przeczytajmy ów wiersz raz jeszcze, tak jakbyśmy nigdy go nie znali, jakby wrażenie deja lu („czytane wcześniej”, analogicznie do „deja vu”) ustąpiło swemu przeciwieństwu – za każdym razem czytanie jest nowe i trwa teoretycznie bez końca. Do tej drogi poza horyzonty, zarysowane przez dotychczasowych krytyków, zaprosił nas dawno temu Bolesław Leśmian.
Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony,
A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony.
I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o Dziewczynie,
I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie...
Mówili o niej: "Łka, więc jest!" - I nic innego nie mówili,
I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili...
Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych rzecze.
Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił!
Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił!
Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną...
I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną!
Lecz cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni!
I tylko inny płynie czas - i tylko młot inaczej dzwoni...
I dzwoni w przód! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi nawrotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu innych rzecze.
Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...
I nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!...
I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!
Lecz dzielne młoty - Boże mój - mdłej nie poddały się żałobie!
I same przez się biły w mur, huczały śpiżem same w sobie!
Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem!
I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty młot do jedenastu innych rzecze.
I runął mur, tysiącem ech wstrząsając wzgórza i doliny!
Lecz poza murem - nic i nic! Ni żywej duszy, ni Dziewczyny!
Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kwiatach losu!
Bo to był głos i tylko - głos, i nic nie było oprócz głosu!
Nic - tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!
Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?
Wobec kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów,
Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów.
I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?
Prawda, że porywa za sobą, jak porywa dobra poezja, w dodatku bardzo melodyjna, rytmiczna, można rzec: w sam raz do zaśpiewania, o niesamowitym ładunku muzyczności? Jednak to nie forma jest tutaj najważniejsza, choć – jak zwykle – Leśmian nie szczędzi sił, aby formalne aspekty jego liryków były na jak najwyższym możliwym pułapie. Tutaj, jak i w innych wierszach poety, sama treść stanowi pewien pretekst do snucia bardzo głębokich refleksji metafizycznych, zwłaszcza ontologicznych. Pytanie o świat: czy żyjemy w jednej rzeczywistości, wspólnej nam wszystkim? Czy – jeżeli tak – ten koinos kosmos, wspólny kosmos, jest tylko materialny, jak ów skruszony nareszcie mur? I dalej: czy głos przetrwa śmierć? Czy ma jeszcze wartość recytowanie na głos poezji, czy tylko lektura „pisana”, pisemna, a więc cicha, prywatna?
Pytań jest tutaj więcej, może więc zaczniemy od fabuły, bo Leśmian często liryki swoje osnuwa wokół jakiejś mikro-narracji. Tak więc dwunastu braci usłyszało za murem wołający o pomoc głos, który należał do nie nazwanej dziewczyny. Mur ten, oczywiście, ma znaczenie symboliczne: dzieli, oddziela, stanowi granicę, zabezpiecza, uniemożliwia przejście, a nawet samo ujrzenie tego, co za murem. Jednak nie jest to mur w świecie obiektywnie danym, lecz mur oniryczny, ze snu, z marzenia. Leśmian kreuje świat snu, aby zbadać jego ontologię – czym jest sen, jeśli nie innym poznaniem? Nie jest zwykłym przypomnieniem, choćby i przetworzonym, przeżyć z jawy, ale odrębnym światem, jakże jednak kruchym. Gdy zmarli z żalu bracia, ich cienie i narzędzia poznania – młoty, poniosły porażkę. Protagonista utworu, na pewno nietożsamy z autorem tekstu, prawie wykrzykuje słowa, czemuż innego nie ma świata? Kiedy umieramy, znika wszystko, nawet sama pustka, nawet sam głos. Czymże bowiem jest głos, jak nie czymś niematerialnym, a więc może duchowym?
Głos tradycyjnie wyprzedza pismo – w tym sensie poeta sytuuje się w logocentrycznej metafizyce obecności Zachodu, którą podważają pisarze postmodernistyczni. Tak, Leśmian to jeszcze mocna moderna, szansa na nowoczesność uwolnioną od kiepskiej sztuki realistycznej, biernie odtwarzającej tylko zewnętrzny świat, podczas gdy właściwie tylko światy wewnętrzne, mimo swej efemeryczności, są piękne i są warunkiem rozumienia wspólnego świata.
Dwunastu braci to liczba nieprzypadkowa i chcielibyśmy delikatnie zasugerować, że jednak może chodzić o odniesienie do apostołów Jezusa w tej właśnie liczbie. Byli oni wybrani do misji ewangelizacji świata. Bohaterowie utworu też są wybrani – właśnie oni, bezimienni, badają mur od marzeń strony, co oznacza, że ważniejsza jest ich misja – skazana od początku na porażkę – niż ich prywatne cechy, dane osobowe i role społeczne.
Centrum utworu jest oczywiście mur – prawda, że mocny, ale w końcu zburzony. Poza murem płacze głos: jest to czytelne nawiązanie do ludowych opowieści i klechd o pokutujących duszach, zaklętych w kamieniach, drzewach, błąkających się po świecie niewidzialnie, wykorzenionych z siebie samych. Dziewczyna okazuje się fantomem, widmową istotą, eteryczną i nieobecną. Jej jedynym przejawem obecności jest głos – to z kolei czytelne nawiązanie do opowieści o duchach, które nie mogąc zjawić się w ciele, wywołują fenomeny dźwiękowe. W somnambulicznym dekadentyzmie istniała pewna marginalna moda na spirytyzm – duchy nie ukazywały się wprost, lecz przemawiały, także za pomocą różnych dźwięków. Tak czy inaczej, głos jest fenomenem bardziej duchowym niż materialnym, bo przecież z wnętrza muru czy spoza niego nikogo usłyszeć nie można. Tak – nie można, ale w realnym świecie. My razem z autorem przebywamy jednak w świecie marzeń, gdzie – jak we śnie, jak w baśniach – wszystko jest możliwe.
A jednak wymowa wiersza nie nastraja optymistycznie – okazuje się, że jedyne, co mamy, to marzenia i sny, ale nawet i one – jak nawiązujące do platońskiej jaskini cienie – okazują się bardzo zwiewne i ulotne. Bracia ponoszą klęskę – umierają, chcąc uratować nieznajomą przed śmiercią. Leśmian za neoplatończykami i gnostykami twierdzi, że nie ma jednej śmierci. Oprócz śmierci ciała, istnieją inne śmierci – duchowa z nich jest najgorsza. Idzie pod prąd teologicznej tezie o nieśmiertelności duszy ludzkiej – tu „cienie”, czyli judaistyczne dusze, przebywające w szeolu, który wcale nie jest tym samym, co chrześcijańskie piekła i czyśćce – nie żyją wiecznie, też umierają jakby drugą śmiercią. I na tym nie koniec, bo umierają nawet rzeczy, przedmioty. U Leśmiana dusza nie jest tylko atrybutem ludzkim – mają ją zwierzęta, rośliny, a nawet martwa natura, skały, kamienie, głazy i cały wszechświat przenika subtelny eter, łączący wszystko ze wszystkim.
Warto pomyśleć, czy utwór ten nie jest dowodem pesymizmu ontologicznego, a nawet utworem polemizującym z chrześcijańską wizją zaświatów? W słowach czemu innego nie ma świata? zawiera się całe credo autorskie: poecie nie wystarcza ten świat, bo jest on zły, niedobry. Jednak stąd nie ma ucieczki. Każdy umrze, ale zanim to nastanie, spotka go niejedna postać jakiegoś zła. Można rzec, że bracia się spóźnili – dziewczyna umarła, zanim nadeszła pomoc. Pozostał głos – tak, jak nam z całego bogactwa Leśmianowskiej poezji pozostał – jedynie i aż – jego głos.
/r.sulikowski/
Dodany: 2019-10-24 16:37:07
Swego czasu czytywałam Leśmiana...