Opisuję kobiety, które mnie ciekawią - wywiad z Aleksandrą Boćkowską
Data: 2012-03-08 13:49:55Justyna Gul: Dziennikarka pisze książkę. To oczywiście nie jest rzadkie zjawisko, ale czy to znaczy, że zamierza Pani porzucić dotychczasowe zajęcia czy też książka jest po prostu kolejnym krokiem w Pani zawodowej karierze?
Aleksandra Boćkowska: To krok równoległy do mojej codziennej pracy w ELLE.
J.G.: Kiedy pojawił się pomysł na książkę? Dojrzewał powoli, czy po prostu pewnego dnia stało się oczywiste, że polskie kobiety potrzebują motywacji, a nawet pokazania jak wiele jest możliwych dróg rozwoju i że sukces może nosić także spódnicę?
A.B.: Pomysł powstał w jednej chwili, zresztą w kawiarni prowadzonej przez dziewczyny. Rozmawiałam z kolegą o pomysłach na książki i wymyśliłam, że może powinnam napisać o kobietach, którym zawdzięczamy różne przyjemności. Od blisko pięciu lat pracuję w ELLE, z prasą kobiecą związana jestem dłużej. Kibicuję feministkom i obserwuję wokół niebywałą siłę kobiet. Nie chciałam opisywać tych, które po prostu osiągnęły sukces, lecz takie, które dzielą się nim z innymi. Stąd wybór bohaterek.
J.G.: Czy coś jeszcze wyróżnia opisane w książce kobiety?
A.B.: Z pewnością nie to, że są szefowymi, tylko fakt, że za czymś stoją: dobrymi książkami, promocją polskich projektantów mody, czy tym, że płacimy niższe rachunki za telefon i internet. Wybrałam dziedziny, które mnie interesują czy w jakiś sposób dotyczą. Chyba wszystkie bohaterki wytypowałam siedząc wtedy w kawiarni. Z tym, że zdrowo gotuję natychmiast skojarzyła mi się Agnieszka Kręglicka, z literaturą Beata Stasińska, z wprowadzaniem do mainsteamu niszowych tematów Ewa Wanat... Agnieszka Odorowicz jest bez wątpienia najbardziej wpływową osobą w polskim kinie. Z Beatą Stelmach chciałam porozmawiać o barierach, które wciąż napotykają kobiety w drodze do kariery.
J.G.: Dotarła Pani do wielu osób z bliższego i dalszego otoczenia bohaterek. Forma jaką Pani proponuje – wywiady, komentarze i osobiste uwagi, wymagała katorżniczej pracy przy zbieraniu materiału. Stworzyła Pani swego rodzaju patchwork, ukazujący tę wspaniałą ósemkę kobiet w różnym świetle i przez pryzmat różnych środowisk, w których się obracają. Jak długo trwało pisanie tej książki, a właściwie - ile trwało zbieranie fragmentów tej układanki?
A.B.: Od pierwszej rozmowy do oddania książki minął rok i dwa tygodnie. Słusznie się Pani domyśla, że najtrudniejsze było zbieranie opinii o bohaterkach. Głównie oczywiście były to problemy logistyczne. Ja na co dzień jestem redaktorką w magazynie, wszyscy moi rozmówcy też są bardzo zajętymi ludźmi. Znalezienie dogodnego dla wszystkich terminu spotkania trwało czasem kilka tygodni. W trakcie pracy nad książką zdarzały się też niespodzianki. Gdy zaczynałam rozmawiać z Beatą Stasińską, właśnie wyrzucono ją z W.A.B. W sierpniu została prezesem wydawnictwa, w nowej strukturze właścicielskiej. To oczywiście wymagało napisania rozdziału od nowa, choć - mam wrażenie - z korzyścią dla tekstu. Anna Streżyńska straciła pracę w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej tuż przed wigilią, gdy właśnie miałam posłać całość książki mojej wydawczyni.
J.G.: Życie bohaterek Pani książki może być inspiracją dla wielu kobiet. To przykład, że warto spełniać własne marzenia, w każdej sytuacji i w każdym wieku. Czy taki właśnie przyświecał Pani cel? Inspirować?
A.B.: Trudne pytanie. Myślę, że przede wszystkim chciałam opisać kobiety, które mnie ciekawią. Jeśli te opowieści będą dla kogoś inspiracją, tym lepiej.
J.G.: Opisując współczesne kobiety, jakich użyłaby Pani słów, a może… smaków?
A.B. Raczej jednak słów. Nie lubię generalizować, nie przepadam za powtarzaniem banałów. No, ale powiem to: bez wątpienia są dzielne. Wychowane zazwyczaj w tradycyjnych domach, w swoich życiach coraz częściej uciekają od tradycji. Więcej wymagają od mężczyzn, choć - i to im (nam) zostało z domów: najwięcej wymagają od siebie. I nigdy nie są z siebie zadowolone. Moje bohaterki zanim zgadzały się na wywiad, zastrzegały, że nie są pewne, czy spełniają kryteria. Zapamiętałam spostrzeżenie Romana Kurkiewicza, o którym mówiła mi Ewa Wanat: że zaproszenie do radia kobiety graniczy z cudem. Mężczyźni pytają, o której mają przyjechać. Kobiety dopytują się, o czym będzie rozmowa i zastrzegają, że nie mają wystarczającej wiedzy, muszą się jeszcze przygotować. Nawet, jeśli są jedyną w Polsce profesor - specjalistką w danej dziedzinie.
Oczywiście, i tu znów uciekam się do banału, to wieczne niezadowolenie z siebie i dążenie do doskonałości, prowadzi do sukcesów.
J.G.: Czy różnimy się od kobiet w innych krajach? Często mówi się, że jesteśmy mniej przebojowe, zakompleksione, nie wierzymy we własne możliwości. Czy faktycznie mamy powody, by tak się nie doceniać?
A.B.: Nie wydaje mi się, żeby to była prawda. Od lat statystyki mówią, że w Polsce jest najwięcej w Europie kobiet-przedsiębiorców. Nawet, jeśli te statystyki są zawyżone przez samozatrudnienie, to jednak dziewczyny raczej są odważne. Mamy tę przewagę nad starą Europą, że u nas wszystko dzieje się naraz: wraz z transformacją ustrojową dostajemy wszystkie światowe zmiany obyczajowe i ekonomiczne. W mojej książce Beata Stelmach przytacza rozmaite dane o kobietach w biznesie. Wynika z nich, że owszem, wobec krajów skandynawskich możemy mieć kompleksy, ale wobec Francji czy Włoch już nie. Zresztą wystarczy rozejrzeć się dookoła. Nawet, jeśli kobiety nie wierzą w swoje możliwości, to pokonują tę niewiarę, bo po prostu muszą dać radę.
J.G.: Pani rozmówczynie to kobiety interesu, kobiety-szefowe. Myśli Pani, że na stanowiskach kierowniczych style zarządzania kobiet i mężczyzn różnią się między sobą?
A.B. Znów odwołam się do Beaty Stelmach, która twierdzi - upraszczając, że mężczyźni patrzą na cel: gdzie firma ma być za 10 lat, a kobiety zajmują się osiągnięciem tego celu. Być może jest w tym jakaś prawda. Agnieszka Kręglicka, która prowadzi firmę wspólnie z bratem, zajmuje się trochę dostosowywaniem jego wizji do rzeczywistości. Choć teraz akurat są w momencie realizowania jej wizji: promowania kuchni slow food, do której rzeczywistość dopiero musi się dostosować. Anna Steżyńska twierdzi, że wszystko zależy od charakteru, a nie od płci: trzeba być po prostu morderczo pracowitym. Ja uważam, że ważne jest, by kobiety i mężczyźni pracowali razem, na równych stanowiskach, za takie samo wynagrodzenie.
J.G.: Napisała Pani książkę o silnych kobietach. Czy Pani też się za taką uważa?
A.B.: Mam nadzieję, że moja książka udowadnia, że nie ma kobiet jednoznacznie silnych.
J.G.: Na zakończenie nie mogę po prostu nie zapytać o kontynuację książki. Zatem, czy planuje Pani tom drugi, a jeśli tak, to kogo tym razem poznamy bliżej?
A.B.: Na razie nie planuję.
J.G.: Książka One za tym stoją to piękny prezent dla wszystkich kobiet na 8 marca. A czego Pani pragnęłaby w ten dzień?
A.B. Nie lubię świętowania. Kwiaty w domu staram się mieć przez cały rok. I chciałabym pewnie, żeby 8 marca nie był powodem do poświęcania całych numerów gazet kobietom, robienia wydarzeń z tego, że kobieta jest marszałkiem czy wicemarszałkiem Sejmu. Francoise Giroud, francuska dziennikarka, związana z ELLE w początkach istnienia magazynu, scenarzystka i polityk powiedziała kiedyś: Całkowita równość między kobietami i mężczyznami zostanie osiągnięta wtedy, gdy niekompetenta kobieta zostanie mianowana na odpowiedzialne stanowisko. Kobiety rzadko pozwalają sobie na bycie niekompetentną, ale podoba mi się ta myśl.
J.G.: Dziękuję bardzo za rozmowę.