Jeże też mógłbym przesłuchać. Fragment książki "Śmierć druga"

Data: 2022-11-10 10:34:07 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Czasami dawni wrogowie okazują się najlepszymi sojusznikami. Gorzej, gdy działa to w drugą stronę...

We Wrocławiu zostają znalezione zwłoki dwudziestoletniego Rafała Góry, a podejrzanym o morderstwo jest jego najlepszym przyjaciel, Sebastian. Buksujące w miejscu policyjne śledztwo mogłoby skorzystać z pomocy prywatnego detektywa Tomka Winklera, ale jest jeden problem: Winkler zna podejrzanego i ma pewne powody, by wierzyć w jego niewinność. Ma też sporo wątpliwości... Może dlatego zgadza się włączyć w dochodzenie swoją najbliższą współpracowniczkę - Romę Wiśniowiecką, prywatnie: babcię. Gdy Winkler rusza tropem tajemniczego ,,Tuliboru", Roma prowadzi własne śledztwo w kipiącej od przemilczanych sekretów miejscowości, z której pochodził zabity chłopak.

Żadne z nich jeszcze nie wie, że w tej sprawie jest też druga śmierć.

Obrazek w treści Jeże też mógłbym przesłuchać. Fragment książki "Śmierć druga" [jpg]

Do lektury powieści Śmierć druga Beaty i Eugeniusza Dębskich zaprasza Wydawnictwo Agora. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Śmierć druga. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Rozłączył się bez pożegnania. Tomasz spakował niezbędnik, papierosy, zapalniczkę, portfelik z kartami, samsunga. Podszedł do drzwi pokoju Romy i poprzebierał w powietrzu palcami, wskazującym i środkowym, Roma skinęła głową. 

Wyszedł, obojętnie minął windę, do której żywił coraz słabsze zaufanie i jednocześnie ze zgrozą myślał o czekającym ich, lokatorów, niechybnym remoncie przedsolidarnościowego gruchota. 
Malicki już był. W granatowej beemie, nie czarnej, nie w furze jakiegoś lewego bukmachera, ale i nie w czerwonej, wygłupie nowobogackiego właściciela hurtowni. Bmw X3, to do niego pasowało. Winkler wsiadł, uścisnęli sobie dłonie. Malicki zaczął wykręcać w stronę Pereca. 

– Ty się trzymasz swojego clio? 

– Nie do końca. – Winkler zapiął pas i wskazał stojącego w szeregu zaparkowanych wozów czerwonego nissana qashqai. 

– O kurde! – jęknął Malicki. – Tyle rur?! Groźnie wygląda. 

– Taki był, wybór słaby, a to jest wersja plus dwa, dużo miejsca dla psów. 

Malicki pokiwał głową ze zrozumieniem, skręcił w Pereca i rozpędził się miękko w stronę kompleksu działek na Stalowej. Nie poruszał tematu, dla którego przyjechał, Winkler postanowił go przetrzymać.

– Ale clientki nie sprzedałem. Bo jak w tym czerwonym smoku kogoś śledzić? Z kilometra widać. 

– No – przytaknął Malicki, myśląc o czymś innym. – A jak ty jesteś z inspektorem Klimaszewskim? Dalej pracujesz dla niego pod przykrywką zagadkowego audytora? Bierzesz sobie nierozwiązane sprawy jak ci z Archiwum X i przy nich dłubiesz? Taki szpieg z krainy dreszczowców? 

– Deszczowców – poprawił odruchowo Winkler. – No tak, mam kwity audytora, nikt nie wie, co to dokładnie znaczy, jak na razie nikt się nie czepia. Myślę, że dopóki nie będę próbował kogoś aresztować, to nic się nie wydarzy. A co potem? – Skrzywił się i wzruszył ramionami. 

– Przypuszczam, że dobrze, w końcu Klimaszewski wziął cię z powrotem do Firmy. Ale to twoje stanowisko… – Machnąłby w tym momencie ręką dla podkreślenia dezaprobaty, ale przecież prowadził dwustukonną furę. – Będziesz mógł zaproponować mu śledztwo w tej sprawie? 

– Mogę spróbować. – Przecież mam carte blanche i ty o tym wiesz! – Są duże szanse. 

– Możemy też od naszej strony uderzyć – zaproponował Malicki, ale nie przesadzał z naporem. 

– Nie trzeba, najpierw… – Odwrócił się do Macieja. – Właśnie, co najpierw? 

Malicki skręcił w Stalową, po stu metrach w Kwaśną i po bruku pomknął do zakrętu, do Kruczej. 

– No… Proponuję małą wizję lokalną, a potem do nas na rozmowę… 

– Tak sobie zaplanowałeś? – przerwał mu Winkler. Najwyraźniej Malicki uważał już, że zdominował przyszłego partnera. Czas trochę przydepnąć mu palce stóp. 

Zerknął w dół, ale widział tylko jedną, lewą. Była w czarnej skarpecie. 

– Single się skończyły – rzucił w przestrzeń Malicki. – Musiałem wziąć parę. – Zerknął na Winklera z uśmiechem. – Może przestańmy się naparzać jak dwa koziorogi na górskiej grani? – zaproponował, patrząc przed siebie i zwalniając, żeby zjechać na chodnik przy boisku treningowym. – Jak nie chcesz, to nikt cię za uszy nie wyciągnie. A jak zechcesz, to może być fajnie. 

To niepoważne, chciał powiedzieć Winkler. Policjant, zbrodnia, trup, zabójca… Gdzie tu pasuje przysłówek „fajnie”? 

– Idziemy ścieżką? – spytał, odkładając poważne deklaracje na później. – Kto znalazł ciało i którędy szedł? 

Musiał przecież poznać warunki. Nie finansowe, bynajmniej. 

– Poczekaj… 

Malicki wjechał na chodnik, szczęknął blokadą pasa, Winkler wysiadł również. Chrumknęły zamki w drzwiach. Maciej ruszył pierwszy w kierunku gruntowej ścieżki między nasypem kolejowym i płotem stadionu. 

– Od strony Grabiszyńskiej szła ścieżką para dżentelmeneli… Podsłuchałem u pani Iwy Jurek, wczoraj, w kuluarach – wyjaśnił, widząc zdumione spojrzenie Tomasza. – No więc skracali sobie drogę na Kruczą. – Wkroczył na ścieżkę i ruszył pierwszy, odwracając głowę, gdy mówił. – Doszli do połowy trybun i zobaczyli cztery jeże, dokładnie mówiąc jednego dużego i trzy mniejsze, może samicę z młodymi, nie wiem, nie przesłuchiwałem ich jeszcze. 

– Jeży?

Malicki posłał mu przez ramię przebiegłe spojrzenie i pokręcił głową. 

– Nie. Dżentelmeneli. Ale jeże też mógłbym przesłuchać, bo ta czwórka nie zbierała jabłuszek ani grzybków, tylko chłeptała spływającą z nasypu krew. 

– Była płynna? – zainteresował się Winkler. 

To był odruch: zapytać, żeby nie zapomnieć. 

– Źle się wyraziłem – przyznał Malicki. – Właściwie lizały już niemal zakrzepłą. Chłopaki zaczęli się rozglądać, zobaczyli zmiętoloną trawę, jakby ktoś coś wlókł po nasypie. Za krzakiem, jakieś trzy metry od ścieżki, była wydeptana polanka. Jeden z nich, wyższy, coś zobaczył, kawałek ciała, jak powiedział. Drugi twierdzi, że się zhaftował, ale to konfabulacja. Po prostu się sfajdał ze strachu. Mieli ze sobą niedokończoną flachę czegoś mocnego i brzoskwiniowego, dopili dla kurażu i poszli na portiernię zadzwonić po psy. Tyle ich udziału w sprawie. 

Maszerowali sto metrów, już w milczeniu. Winkler uznał, że Malicki nie chce tu, w marszu, zapoznawać go z resztą detali. Przemierzyli bok boiska, weszli w cień rzucany przez trybuny, w połowie ich długości Malicki zwolnił, a potem stanął i zapalił papierosa. Tym razem nie odwracając się, wyciągnął ponad ramieniem rękę z paczką pall malli. „Nie, dziękuję”, mruknął Winkler. Stanął obok Malickiego, o metr przed biało-granatową taśmą z powtarzającym się napisem policja. Taśma wyznaczała placyk cztery na sześć metrów, od przeciwnej strony została zerwana i leżała na ziemi, a między zerwaną i wiszącą widniał placek podrapanej, zrytej trawy.

– Psy, ich mać, pewnie poryły – burknął Malicki. – Przecież nie jeże. – Popatrzył w lewo. Trawa była pognieciona na całej odgrodzonej powierzchni, najpierw przygniótł ją zabójca, wciągając ciało na zbocze nasypu. Nie wiadomo po co, przecież jego działania były widoczne gołym i marnym okiem z kilkunastu metrów. Malicki zaciągnął się i powiedział: – Może myślał, że w nocy nikt nic nie zobaczy, to i ciało nie zostanie szybko znalezione. 

– A o której oni je odkryli? 

– Podobno o piątej z minutami. Telefon na sto dwanaście był o piątej czterdzieści. 

Winkler pokiwał głową, odsunął się, żeby popatrzeć na miejsce zbrodni z innej perspektywy. Zrobił jeszcze dwa kroki bokiem i stanął na wprost śladu prowadzącego na nasyp. Malicki zaciągnął się w filmowy sposób, filmowy à la Pasikowski: dym ulatywał z ust, a on od razu wciągał go przez nos do płuc. 

– W każdej porządnej powieści kryminalnej sprowadzony na miejsce zbrodni prywatny detektyw albo inny amator od razu pochyla się i podnosi źdźbło trawy, na którym ktoś wyskrobał igłą: „Należało ci się. Peter”, albo obrączkę z wygrawerowanymi imionami. – Maciej wypuścił dym i wzrokiem spenetrował krawędź nasypu, z tego kąta nie było nawet widać torów, wagony, zapewne, pędziły zielonym korytarzem. 

Winkler pomyślał, że faktycznie dużo by teraz dał, żeby znaleźć maczetę, którą przegapili technicy.

Książkę Śmierć druga kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Śmierć druga
Eugeniusz Dębski8
Okładka książki - Śmierć druga

Czasami dawni wrogowie okazują się najlepszymi sojusznikami. Gorzej, gdy działa to w druga stronę... We Wrocławiu zostają znalezione zwłoki dwudziestoletniego...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje