Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2015-11-19
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 296
Anna jest kobietę niezależną. Choć czy w obecnych czasach jest to możliwe? Nawet ją trafia w końcu starzała Amora, choć stara się zapierać rękoma i nogami przed wkraczającą powoli i boleśnie w jej życie miłością. Czy czterdziestoletnia policjantka, która za nic ma związki, uczucia i przywiązanie, podda się jej? Co się stanie, gdy grom trafi podwójnie i za Anną latać będą nie jeden, a dwa szczeniaki? Czy serce z lodu będzie w stanie się roztopić i otworzyć na nowe sympatie? Czy może posunąć się za daleko i żałować? Zapraszam do lektury!
Przyznam się, że od jakiegoś czasu zafascynowana jestem kryminałami. Jednak dobrze się składa, że lubię również od czasu do czasu zrobić sobie jakiś przerywnik i przyssać się do czegoś innego, odmiennego, przyjemniejszego niż wszechobecna śmierć i wina. I bardzo się cieszę, że taką właśnie przerwę wypełniłam tak przezabawną historią. Przy wielu momentach śmiałam się do rozpuku, aż bolał mnie brzuch, a współlokatorka patrzyła na mnie współczującym wzrokiem, dopóty sama nie wyrwała mi lektury i nie zatopiła w niej swoich spragnionych dobrej literatury ząbków. Niestety były momenty, kiedy fabuła mnie nudziła. Myślę, że przyczyna nie tkwi w słabej akcji, lecz w moim przyzwyczajeniu do dynamicznego działania bohaterów w książkach. A teraz przejdę do bohaterów książki. Moje serce od początku skradła główna bohaterka. Ze swoim ciętym językiem i dobrą ripostą upiększała mi mój dzień. Solidaryzowałam się z nią i miałam wielką ochotę bardzo często przybić jej piątkę za tak dobre teksty. Z drugiej jednak strony było mi jej żal, bo czym jest człowiek bez miłości? A człowiek, który jej pragnie, lecz za bardzo się boi? A nie ukrywając, była z niej niezła babka, dlatego szkoda, by tak się marnowała, uciekając gdzie pieprz rośnie przed uczuciami. Swoim kurzym móżdżkiem rozbawiał mnie również Jacek, który jest na drugim miejscu w drodze do mojego serca! Gdyby nie on, to mogłabym się trochę nudzić! Z pewnością nie byłaby to tak dobra opowieść! Ostatnie, choć wcale nie gorsze miejsce zajmuje Hania, siostrzenica Anny, która jest nad wyraz mądrą dziewczynką, wszędzie wsuwającą swój nosek!Jednak czym byłaby powieść bez czarnego charakteru? I tu bezapelacyjnie wygrywa wydra! Kiedy tylko widziałam ją w tekście, to na usta cisnęły mi się brzydkie słowa. Całe szczęście naszej bohaterce nawet ona nie straszna! Znajduje mnóstwo sposobów, by naszą lalunię doprowadzić do białej gorączki! I za to podziwiałam ją najbardziej. Mimo przeciwności losu zawsze znajdzie jakieś wyjdzie. No, może do czasu.Książkę polecam tak jak i sobie- w przerywnikach pomiędzy poważniejszymi lekturami! To właśnie ona rozładuje napięcie i rozweseli jak mało która! Jeśli więc nie wiesz co ze sobą zrobić, smutek pożera Ci radość z życia, kompleksy niszczą Twoją duszę, to weź książkę do ręki i zanurz się w tej historii, która z romantycznością nie ma tak dużo wspólnego jak przede wszystkim z komedią!
Recenzja znajduje się również na www.zksiazkadolozka.blogspot.com
Miłość łapie nas nieoczekiwanie. Za nic ma sobie naszą chęć lub niechęć do jej odczuwania. Nawet jeśli zatwardziale twierdzimy, że zupełnie nam ona niepotrzebna, to ona i tak nigdzie nie ucieka. Czasami to my jesteśmy króliczkiem, za którym goni myśliwy, a czasem to my polujemy na naszego króliczka. Ta zabawa może mieć finał w szczęśliwym związku lub nieszczęśliwym zakochaniu. Jedna miłość mija, inna zostaje na całe życie. Jak to będzie w przypadku rezolutnej policjantki Anny?
Więcej na zukoteka.blox.pl
Dysonanse i harmonie, to debiut pisarski, trafiający do szerokiej rzeszy odbiorców. Rzeszy co prawda kobiecej, ale mieszczącej się w wieku piętnaście-sto...
Trzy kobiety, trzy osobowości, trzy historie. I jeden adres. Trzy kobiety w różnym wieku, o odmiennych temperamentach i przeciwstawnych poglądach. Dzieli...
Przeczytane:2016-10-13, Przeczytałam,
Serce nie sługa. Nie poddaje się oczekiwaniom i „wywija koziołki” w najmniej spodziewanym momencie. Ale przecież jest jeszcze rozum. On też ma swoje do powiedzenia i nieustająco sprzeciwia się wszystkim nieracjonalnym decyzjom. A więc… serce, czy rozum? Posłuchanie, którego doradcy zagwarantuje miłość zakończoną słowami „i żyli długo i szczęśliwie”?
Rozum kontra serce to moje drugie spotkanie z Joanną Kupniewską. Pierwsze miało miejsce podczas czytania Dysonansów i harmonii. Wtedy bardzo spodobał mi się lekki charakter powieści i dlatego, kiedy tylko zobaczyłam, że autorka napisała kolejną książkę, od razu chciałam ją przeczytać. Rozum kontra serce nie jest kontynuacją, ale jego fabuła zbudowana jest wokół tych samych bohaterów. Tym razem to nie perypetie miłosne Marioli, ale jej kuzynki Anny są głównym tematem opowieści. Jeśli zdarzyło wam się czytać książki o zdesperowanych trzydziestolatkach, które za żadne skarby nie są w stanie znaleźć sobie męża, to tym razem czeka was zaskoczenia. Anna ma bowiem lat 39 i rewelacyjnie czuje się sama. W jej życiu co prawda pojawiają się mężczyźni, ale nie traktuje ich poważnie. Tak właśnie podchodzi do Jacka, obok którego budzi się po suto zakrapianym Sylwestrze. Na co dzień jest bystrą, ale bezkompromisową policjantką. Kiedy nie ma ochoty, nie wstaję z łóżka, kiedy chcę dobrze zjeść, jedzie do kuzynki. Właśnie tam spotyka dawnego przyjaciela, a jednocześnie pogromcę niewieścich serc, Ajrona. Jego związek właśnie się rozpada, a Anna nie może przestać zastanawiać się, co by było, gdyby... Jacek to sympatyczny młody chłopak, który z największą radością nosiłby ją na rękach. Jednak nie sprawia, że serce kobiety zaczynało szybciej bić. Z kolei sama obecność Ajrona przyprawia Anna o dreszcze i nieprzyzwoite myśli. Jednak związek z mężczyzną, który zmienia kobiety częściej niż rękawiczki, pozbawiony jest najmniejsze sensu. Co powinna zrobić? Posłuchać serca, czy rozumu?
Jak już wspomniałam, nie jest to kontynuacja wcześniejszej książki, jednak zawiera sporo nawiązań. Właśnie dlatego należy w pierwszej kolejności sięgnąć po Dysonanse i harmonie. Oczywiście Rozum kontra serce można czytać oddzielnie i fabuła nie stanie się przez to dla nas bardziej skomplikowane, ale przez podsumowania wcześniejszych historii, czytanie pierwszej powieści po prostu straci sens.
Lekko, ciepło, przyjemnie i z jajem, tak można by podsumować tę książkę. Jest to typowa babska historia, idealna na leniwe, jesienne popołudnie. Nie znajdziecie tutaj wydumany problemów, głębszych wartości czy filozoficznych przemyśleń. Rozum kontra serce to rozrywka w najczystszej postaci, wydana po to, żeby bawić i sprawiać przyjemność. A jednocześnie nie jest ani trywialna, ani płytka.
Anna ma sobie nieograniczone pokłady sarkastycznego humoru. Podczas czytania po prostu nie sposób się nie śmiać. Z reguły nie zgadzam się z opisami na okładce, ale tym razem okazało się, że obietnice zostały spełnione. Gdyby ją czytałam, nawet mój mąż zauważył zmianę i pytał, czemu cały czas się uśmiecham. Tę powieść spokojnie można przepisać jako antydepresant na jesienną słotę.
Nasza bohaterka nie tylko w sypie żartami jak z rękawa, ale też niczym Bridget Jones co chwilę pakuje się w tarapaty. Jeśli dodać do tego jej wybuchowy charakter i zabawne zbiegi okoliczności Mamy w efekcie powieść, od której nie sposób się oderwać.
Ale nie tylko z Anny jest niezły gagatek. Również pozostali bohaterowie to postaci, których nie sposób nie lubić. Zarysowani wyraźnie, wręcz karykaturalne, przyciągają naszą uwagę i umilają lekturę. Niezależnie od tego, czy pojawiają się często, czy epizodycznie, mają w sobie „to coś”.
W fabule pojawia się również wątek kryminalny, ponieważ Anna wypowiada wojnę kłusownikom. I robi to w sposób dla siebie charakterystyczne z humorem oraz determinacją. Czy jednak będzie w stanie skupić się na śledztwie, kiedy miłość wisi w powietrzu? Jedno jest pewne, nie zabraknie dowcipu oraz, przede wszystkim, miłości.