Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2016-01-13
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 258
Recenzja również na http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/
Kiedy Monika poznaje Roberta, jej życie ma się odmienić na lepsze, jednak w jej kartach była pisana inna przyszłość.
Borykając się z wieloma problemami, zdradą, brakiem oparcia, depresją, powoli zaczyna stawać na własne nogi i dążyć do wytyczonych celów. Spełnia swoje marzenia, rozwija się, staje się niezależną kobietą.
Jakie nieoczekiwane zwroty akcji pojawiły się w życiu Moniki? Dlaczego jej życie jest takie trudne?
"Umarł tak jak ich miłość, która nie zatliła się dość, aby wznieść jakikolwiek pożar."
Pozytywka jest książką, która oparta jest na prawdziwym życiu. Pokazuje realia i problemy współczesnego świata, z którymi boryka się wiele osób. Przedstawia ludzi, którzy mimo tego, że nie mają w życiu wiele, starają się zrobić koło siebie szum, nie zważając na konsekwencje, jakimi są długi.
Głupota ludzka jest w tej książce mocno nakreślona, dobre imię jest ważniejsze od rodziny, którą widzi się tylko, gdy ta ma poważne problemy.
Książka jest przepełniona smutkiem, jak żadna mnie nigdy nie wzruszyła, tak przy tej łzy poleciały.
Monika jest dziewczyną, która pochodzi z nadmorskie wsi, z dość biednej rodziny, która tak naprawdę ma ją głęboko w nosie, a głównie ojciec, który cieszył się, że w końcu wyprowadza się do bogatego męża. Rodzice nigdy nie potrafili okazać jej uczuć pozytywnych, zawsze ją krytykowali.
W życiu nie mogła się cieszyć szczęściem, od zawsze była źle traktowana, a jej przyszłość okazała się być jeszcze gorsza.
Monika swoimi marzeniami i uporem staje się kimś. Ze zwykłej wiochy, która nie posiada nic, otrzymuje wszystko.
Robert to skończony dupek i idiota. I używam tutaj tak mocnych słów, bo niestety, ale taki jest. Sam nie wie czego od życia chce.
Tutaj mówi, że kocha Monikę, a jak biedna dziewczyna ma problemy, to leci i ją zdradza, obgaduje i obraża przy kolegach, ma ją głęboko w nosie, a później nagle staje się kochającym mężulkiem, który chce tylko sexu.
Matko i córko, toż to tylko gdzieś zamknąć za takie zachowanie...
"- Praca? Jaka praca? Co ona z tej pracy przynosi? W domu tylko ciągle jej nie ma. Latawica! Albo w pracy, albo na tych studiach! Na co jej studia? Źle jej tu? Wszystko ma, czego jeszcze brakuje?! - Robert wściekał się."
"- Jak, ku*wo, się nie weźmiesz w garść, to ci nogi z dupy powyrywam. Nieużyta jesteś ci*a i skoro pożytku z ciebie nie ma, to chociaż kłopotu nie rób. Jutro z matką grzecznie porozmawiasz, umyjesz się wreszcie, śmierdziuchu, i przestaniesz mi tu boleść wielką odwalać. A jak się nie podoba - wypierd*lać! Wypierd*lać rozumiesz? Nie ma miejsca dla takiej nimfy, to normalny dom jest!"
Robert i rodzice Moniki żyją pewnym życiowym schematem - ślub, dziecko, kura domowa. Żona nie może studiować, pracować, jeździć samochodem. Ma siedzieć z tyłkiem w domu i wychodzić jedynie na zakupy.
Dla mnie są to ludzie stereotypowi, którzy są nieziemsko irytujący. Gdyby ktoś powiedział mi, że tak mam postępować, najprędzej dostałby z patelki po głowie.
"- Nie nudziłaby się, gdyby wreszcie zaszła w ciążę i bawiła dzieci. Od tego jest żona!"
"- Córko, nie możesz robić rodzinie takiego zawodu. Nie możesz wstydu rodzinie przynosić!
- Wstydu?
- Wstydu, wstydu. Tyle miesięcy po ślubie! Brzuch powinnaś nosić!"
Za to teściowa Moniki jest cudowną kobietą. Nie pozwoliła poddać się dziewczynie, kazała iść na studia i nie popełniać jej własnych błędów. Dała Monice siłę do walki, zabroniła być uległą wobec męża.
"Ja zmarnowałam swoje marzenia; nie oddawaj życia walkowerem."
Fabuła książki jest niesamowita, autorka manipuluje uczuciami czytelnika, wprowadza w stan smutku i płaczu, aby po chwili mógł się zaśmiać.
Historia jest nieprzewidywalna. Nigdy nie czytałam tak zagmatwanej i poruszającej opowieści o losach młodej dziewczyny, która za wszelką cenę stara się osiągnąć sukces i która walczy z przeciwnościami losu.
Autorka naprawdę odwaliła kawał dobrej roboty. Książkę świetnie mi się czytało i mogłam zobaczyć świat pełen smutku, wytrwałości braku miłości. Świat, którego nie znam. I jeśli takie sytuacje dzieją się na świecie, a jestem pewna że tak, to naprawdę współczuję ludziom.
Jedyne co mi przeszkadzało, to rozwinięcie kariery Moniki, momentami problemy firmowe, ich rozwiązywanie, finanse itp. rzeczy związane z karierą bohaterki. Mnie osobiście to męczyło, ponieważ nie interesuję się tym.
Jeśli macie w związku problemu, mąż was nie szanuje, nie układa wam się, nie możecie liczyć na rodziców, nie potraficie walczyć o swoje, to koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Ona wam pokaże, jak sobie radzić i jak postępować w ciężkich sytuacjach. A przede wszystkim, nie pozwoli wam zrezygnować z marzeń.
"- Dlaczego te kwiaty tak pachną? - Starała się oddychać głęboko. - Zapach jak na pogrzebie babci. Tak pachniało, zanim wynieśli babcię z domu."
"- Nie puszczę gnojowi jednemu. Chamowi niemytemu."
" - Nie ma słowa na noszenie dziecka, po to żeby miało umrzeć. Nie ma słowa na śmierć dziecka, które jeszcze się nie urodziło. Nie ma takiego słowa!"
"Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach."
"Jest tak chuda, że jak bierze prysznic, to musi biegać, żeby ją woda całą oblała."
Idealny ślub, wspaniały mężczyzna, cudowny dom. Można by rzec życie niczym bajka. Jednak czy w bajkach jest tylko pięknie i kolorowo? Czy bohaterowie magicznego świata nie zmagają się z trudami losu? Nikt z nas nie wiem, jakie plany wobec nas szykuje życie i nigdy nie będziemy na to gotowi. Monika, piękna i młoda ze zwykłego i prostego życia trafia do wspomnianej bajki. Poznajemy ją podczas wesela godnego samej księżniczki. Najpiękniejszy dzień życia każdej kobiety, a przynajmniej jeden z piękniejszych. Jednak Monika nie odczuwa euforii, pełni szczęścia zbyt przejęta detalami. Kobieta przeprowadza się do willi teściów i wspólnie z małżonkiem Robertem powinna wieść sielankowe życie. Chciałoby się powiedzieć: żyli długo i szczęśliwie. Z dnia na dzień Robert coraz bardziej odsuwa się od żony, ich miłość słabnie, a jedyne co ich jeszcze łączy to pragnienie dziecka. W wigilijny wieczór Monika oznajmia rodzinie radosną nowinę, jest brzemienna. Szczęście jednak, nie ma ochoty zawitać na dłużej, a niebawem nad żoliborską willę nadciągną ciemne chmury... Agnieszka Lis ma niezwykle lekkie pióro, prosty, choć niebanalny język. Książkę czyta się naprawdę bardzo sprawnie. Pierwszą połowę powieści dosłownie pochłonęłam. Polubiłam główną bohaterkę, która bardzo przypominała mi Klaudię z powieści Edyty Świętek "Wszystkie kształty uczuć". Obie bohaterki miały w sobie to coś, co mnie do nich bardzo przyciągnęło. Bardzo kibicowałam Monice i na wieść o dziecku bardzo się ucieszyłam. Jednak wraz z czarnymi chmurami pojawiającymi się nad żoliborską willą, u mnie pojawiły się łzy, delikatnie spływające po policzku i zawieszające się na rzęsach. Tak bardzo jej współczułam, tak bardzo chciałam przytulić i jakoś pocieszyć. Tylko jak? Co można powiedzieć kobiecie w takiej sytuacji... Do teraz nie znajduję odpowiednich słów, bo czy w ogóle jakieś słowa na taki ból istnieją? Czy cokolwiek poza czasem jest w stanie choć odrobinę złagodzić ból, pozwolić zapomnieć? Nie sądzę. Monika rzuca się w wir pracy i to, co z początku służyło jako mechanizm obronny, strategia przetrwania, z czasem stało się rutyną i jej stylem życia. Z drugiej strony mamy Roberta i całą resztę. Mężczyzna początkowo bardzo zakochany w żonie, nie widzący świata poza nią, gdzieś po drodze się pogubił. Jego świat zawirował, a on nie za bardzo wiedział jak się z tego zamętu wydostać. Kiedy dochodzi do tragedii, jego życie zmienia się już na dobre. Nie daje Monice odpowiedniego wsparcia, nie dba o nią i nie zapewnia żonie bezpieczeństwa w swych silnych, męskich ramionach. Co mnie zaskoczyło, jedyną osobą, która od początku wyciąga pomocną i życzliwą dłoń do Moniki, jest jej teściowa Teresa. Matka Roberta często widzi w młodej kobiecie siebie sprzed wielu lat. Pamięta jakie popełniła błędy, których żałuje do dzisiaj. Ja zmarnowałam swoje marzenia; nie oddawaj życia walkowerem. Niestety druga połowa książki była troszkę słabsza, od pierwszej, jednak nie była zła. Przeczytałam ją również szybko, jednak nie odczułam już tak potężnych emocji jak wcześniej. Pojawiał się czasami na mojej twarzy uśmiech, ale już nie od ucha do ucha, jak wcześniej. Nie pojawiły się też łzy, choć były momenty, kiedy zamykałam książkę i przerywałam na chwilę lekturę bojąc się, że za chwilę znów uronię łzę. Pozytywce zdecydowanie towarzyszą mocne emocje, które mną targnęły. Autorka wystawia swoich bohaterów na wielką próbę życia. Autorka w ciekawy i ujmujący sposób przedstawia nam dramat kobiety, stojącej w obliczu strasznej tragedii. Jej przemiana i dojrzewanie do pewnego punktu życia są bardzo realne. Troszkę zawiodłam się zakończeniem, czegoś mi w nim zabrakło. Reasumując Pozytywka to powieść z nutą zarówno słodyczy, jak i goryczy. Opowiada o szczęściu i samotności wśród ludzi, wśród najbliższej rodziny. Przedstawia tragedię młodych, kochających się ludzi i rozpad miłości. Ukazuje jak radzić sobie z depresją, jak wspiąć się na szczyty sławy, ale i jak z niej szybko spaść. Razem z Moniką poznajemy świat i podróż do psychiki i serca kobiety ponad wszystko kochającej swoje dziecko. Książka nie jest dla każdego. Jednego zachwyci i wyciśnie z niego emocje, zmusi do refleksji, innego zrazi. Ja jestem zdecydowanie bliżej tej pierwszej opcji. Osobiście z całą pewnością jeszcze nie raz sięgnę po twórczość Agnieszki Lis, gdyż mnie przekonała do siebie. Na koniec słowa, które szalenie mi się spodobały: Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach.
"I żyli długo i szczęśliwie...". W taki sposób kończą się wszystkie bajkowe historie. No bo jak to tak, przecież bajka musi mieć szczęśliwe zakończenie. Niestety w prawdziwym życiu bywa z tym różnie. Nie zawsze po ślubie jest tak pięknie i kolorowo.
Ślub Moniki wyglądał jak wycięta scena z najlepszej komedii romantycznej lub telenoweli brazylijskiej. Kościół skąpany w kwieciu, aż od zapachów mogło zakręcić się w głowie. Panna Młoda odziana w piękną, lecz bardzo strojną białą suknię rozdawała na prawo i lewo uśmiechy. Lada moment zostanie żoną Roberta, chłopaka ze snów każdej dziewczyny. Przystojny, bogaty, pochodzi z dobrego domu. Po ślubie będą mieszkać w pięknej willi na Żoliborzu wraz z jego rodzicami. Taki duży dom, więc miejsca wystarczy dla wszystkich. Ta wielkość, troszkę przytłoczyła Monikę. Dziewczyna wychowała się na wsi i nie jest przyzwyczajona do tego typu luksusów. Do tego dochodzi jej sposób bycia. Jest cichą i skromną osóbką. Ma problemy z odnalezieniem się w nowej sytuacji. Pomocną dłoń w kierunku dziewczyny wyciągnęła teściowa. To ona staje się jej osobistą przewodniczką po ścieżkach nowego życia.
Dziewczyna właśnie za namową Teresy zapisuje się na studia oraz kurs językowy. Mąż Robert nie był zachwycony postępowaniem swojej żony. Od ślubu minęło już sporo czasu, a po domu nie słychać odgłosu biegającego dziecka. Gdy Monika, któregoś dnia oznajmia wszystkim, że spodziewa się upragnionego potomka lub potomkini wszyscy wpadają w stan euforii. Włącznie z Robertem, który od jakiegoś już czasu traktował Monikę z obojętnością. Może pojawienie się dziecka scementuje ich związek.
Niestety nikt w tym czasie nie przypuszczał, że euforia może przemienić się w niewyobrażalny dramat, którego doświadczy przyszła matka...
"Pozytywka" to pierwsza książka autorstwa Agnieszki Lis z jaką miałam do czynienia. Przed lekturą przeczytałam kilka recenzji, ale jedna wyjątkowo mnie zachęciła, do tego aby wgłębić się w historię Moniki.
Z książkami z grupy tych kobiecych jest tak, że przeważnie kończą się na ślubie. W przypadku "Pozytywki" od ślubu się zaczyna. Pięknego, wypełnionego przepychem. Tylko, czy panna młoda chciała, żeby najpiękniejszy dzień w jej życiu właśnie tak wyglądał. Tak naprawdę za organizacją ślubu i wesela stali rodzice nowożeńców. Ona musiała tylko wszystkiemu się przyporządkować. Słowo "musisz" pada w treści książki bardzo często i kierowane jest przede wszystkim w stronę Moniki. A ona zwyczajnie chciałaby chcieć, nie musieć. Męża wybrała sobie sama, takiego jakiego chciała. Pokochała Roberta od pierwszego wejrzenia, gdy pojawił się jako letnik w gospodarstwie prowadzonym przez jej rodziców. W trakcie pobytu spędzali ze sobą czas, pisali do siebie listy. Pełne pasji i uczuć...
Postać głównej bohaterki intryguje. Monika wyszła za mąż mając 21 lat. Mimo tak młodego wieku była pewna swoich uczuć. Ale czy czasami ta pewność jej nie zgubiła? W dniu ślubu mogła poczuć się jak Kopciuszek. Ona, cicha i spokojna dziewczyna ze wsi. On, miastowy, wykształcony i bogaty. Każda panna na wydaniu chciałaby się znaleźć na jej miejscu. Niestety bajka się skończyła z dniem, kiedy ślubny przeniósł ją przez próg domu, w którym będą mieszkać. Monika nie potrafi zaaklimatyzować się w nowym, wielkomiejskim otoczeniu. Do tego dochodził strach przed popełnieniem nawet najmniejszego błędu. Od męża nie mogła liczyć na jakiekolwiek wsparcie. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc ich małżeństwo powoli zanika wraz z atramentem na listach, które przechowuje, i których autorem jest Robert. Jedyny dowód, który świadczy o tym, że kiedyś tworzyli kochającą się parę. Teraźniejszość wypełnia tylko cisza i pustka. Nie pamięta już nawet chwili, kiedy zwyczajnie ze sobą rozmawiali. Cóż z tego, że może liczyć na towarzystwo teściów. Nazywana jest przez najbliższą rodzinę "wiochą", ale przydomek "samotna żona" też idealnie do niej pasuje.
Tak dłużej nie da się normalnie funkcjonować. Samotność przytłacza Monikę do takiego stopnia, że zaczyna się buntować. Małymi kroczkami przechodzi wewnętrzną jak i zewnętrzną metamorfozę...
Jeśli chodzi o kwestię językową i stylistyczną, nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Wręcz przeciwnie. Agnieszka Lis pisząc "Pozytywkę" zadbała o poprawną polszczyznę. Całość czyta się płynnie. Nie poczułam się ani przez moment znużona lekturą. Przewracałam kartki w zawrotnym tempie. Ciekawa byłam zakończenia. Jak się okazało, bardzo zaskakującego, co jest olbrzymim plusem. Na wyróżnienie według mnie zasłużyły również krótkie wtrącenia, które pozwoliłam sobie nazwać "przekazem myśli". Nadały książce bardzo fajnego charakteru.
"Pozytywka" to nie jest zwyczajna babska opowiastka jakich wiele na rynku literackim. Spośród innych tego typu książek z pewnością wyróżnia ją postać głównej bohaterki. Po lepszym poznaniu dostrzegłam kilka cech wspólnych i może dlatego obdarzyłam ją szczególną sympatią...
Drogie Panie, jeśli szukacie wciągającej książki z gatunku literatury obyczajowej, dość macie już naiwnych historyjek to najnowsza książka autorstwa Agnieszki Lis będzie idealną pozycją.
Monika- zakompleksiona dziewczyna, posłuszna córka, niespełniona jeśli chodzi o edukację. Wychodząc za mąż nie ma sprecyzowanych planów na przyszłość, ale wszystko się zmienia, gdy w willi na Żoliborzu nudzi się. Pozostaje jej tylko sprzątanie własnyh pokojów, bo gotowaniem zajmuje się gosposia. Gdy długo nie zachodz w ciąźę postanawia rozpocząć studia. Ma poparcie i wsparcie finansowe swojej teściowej. Wspinając się po szczeblach kariery zachodzi daleko. "Pozytywka" to książka o samotnośni nie tylko Moniki, ale także jej teściowej i matki. One wszystkie nie mają wsparcia swoich mężów.
Zaczęłam czytać nieprzekonana, skończyłam w pełni zadowolona. To moja pierwsza pozycja pani Lis z jaką miałam okazję się zapoznać. Podoba mi się jej styl i chyba on sprawił, że tak dobrze mi się czytało. Historia Moniki, której życie pokazało, że złote klatki z reguły są złe i że w większości przypadków trzeba polegać na sobie. Taka historia trochę Kopciuszka. Biedna, piękna dziewczyna, zły mąż, tragedia rodzinna i w końcu zaciśnięcie zębów i własna ścieżka życia obrana.... Fabuła nie jest powalająca. Chociaż muszę przyznać, że motyw brania pieniędzy za seks i teściowa Teresa to dwa interesujące punkty :) Ale tak jak pisałam styl pani Lis jest - dla mnie zaznaczam - inny niż pozostałych pań piszących taki rodzaj kobiecej literatury. Nie ma tu opisów, nie ma jakichś roztkliwiań, mam wrażenie, że opowieść jest przedstawiona w takich "krótkich, żołnierskich słowach", co tylko wpływa pozytywnie i broni historię. Podobało mi się. Polecam!
Niedoścignione, niedościgłe, piękne, przyjemne, próżne, płonne, śmiałe, najśmielsze takie mogą być marzenia, takie są. A jakie marzenia ma główna bohaterka powieści Pozytywka Agnieszki Lis?
Cała była szeptem i ciszą. (s. 20)
Monika jest skromną, młodą kobietą, szarą myszką, która wygrała los na loterii. Bierze ślub z przystojnym i bogatym mężczyzną z Warszawy. Zamieszkuje w willi teściów i jest tłem domu, staje się wręcz niewidoczna. Niewiele robi – sprząta swój małżeński pokój. Teściowa stopniowo wyciąga ją z życiowego marazmu, nie chce, by Monika powtarzała jej błędów. Młoda kobieta korzysta z możliwości, jakie oferuje stolica i znajomości teściów. Zaczyna pracować, studiować, a mąż Robert przestaje być dla niej księciem z bajki, więcej go nie ma w domu, niż jest. Jednak oboje mają wspólne marzenie – dziecko. W wigilię rodzina otrzymuje bardzo wyczekiwany prezent – wiadomość o ciąży Moniki.
Monika wchodziła coraz głębiej w stupor, nie zamierzała się z niego wydostać ani nie pozwolić nikomu sobie w tym pomóc. (s. 92)
Nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii. Adaś był i wkrótce go nie było. Monika wpada w depresję. Wciąż szuka Adasia. Obwinia się za tragedię, nie chce pomocy od nikogo, nie zauważa nikogo wokół siebie. Oddala się od męża, od rodziny. Karmi się nienawiścią, która ciągłe ostrzyła grot skierowany w nią samą. Szybko niknie w oczach, gdyż nie ma po co żyć, lecz po pewnym czasie wraca do pracy. Wydaje się, że wraca do życia, że już wszystko będzie dobrze…
Sukces niszczył Monique. Jet lag ją rujnował. Alkohol poprawiał samopoczucie, wizerunku już nie. (s. 202)
Monika alias Monique to bohaterka z krwi i kości, a raczej powinnam napisać ze skóry i kości. Tak naprawdę to zagubiona wieśniaczka pozbawiona korzeni, zakompleksiona i niepewna siebie. Jednak to bystra i inteligentna kobieta, która szybko się uczy i sama przejawia inicjatywę w pracy, a że nie ma nikogo, to ciężko pracuje. Jej perfekcjonizm prowadzi ją po drabinie kariery na szczyt. Kobieta szybko awansuje, szczęśliwa bywa tylko przez chwilę. Obowiązków przybywa, a pracoholizm ją stopniowo niszczy, ulega pokusom. Wprawdzie jest piękną kobietą, choć nieco zbyt szczupłą, za którą mężczyźni wodzą wzrokiem i o której marzą, lecz której nienawidzą.
Nienawidziła siebie cały czas tak samo i nie chciała mieć czasu na myślenie. (s. 113)
Powieść Agnieszki Lis porusza wiele ważnych i bardzo trudnych, życiowych tematów, porusza czułe struny w czytelniku, zwłaszcza w czytelniczce. Chęć nauki, samorozwój, ambicja są jak najbardziej wskazane. Gorzej, gdy przeradza się to w pracoholizm i zerwanie stosunków z rodziną. Samotność wśród tłumu, choroba, największa strata, jaka może spotkać matkę – strata, która zabija i wyzwala najgorsze instynkty, a mimo wszystko daje ogromną siłę. Bohaterka stopniowo dojrzewa, pokonuje wiele przeciwności losu, zbyt wiele jak na jedną osobę, spełnia marzenia. Tylko z tymi marzeniami nie zawsze jest jej po drodze, gdyż los sam rozdaje karty i decyduje, kiedy i w jak zaskakujący sposób je spełnić. W tej powieści aż roi się od smutnych i złych emocji. Czasami miałam ich po prostu dość, zwłaszcza nienawiści bohaterki do samej siebie, która była jej motorem napędzającym.
To moja przeszłość. Nie otwieraj, bo jeszcze wylezie na wierzch. (s. 242)
Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni kilku, kilkunastu lat. Wszechwiedzący narrator opowiada historię Moniki, ale to jej myśli, plany, refleksje stanowią bardzo ważny element. Są one uzupełnieniem obrazu bohaterki i czynią z niej prawdziwą bohaterkę, prawdziwą kobietę. Bardzo nieszczęśliwą… i to od dzieciństwa. To właśnie najpierw z tym okresem kojarzy się bohaterce niewielkie, kwadratowe pudełko. To lekko rozstrojona pozytywka wygrywająca nieudolnie Kołysankę Brahmsa. Jest dla Moniki symbolem przeszłości, błędów życiowych, trudnych chwil, ulotnego szczęścia, tego wszystkiego, co było złe w jej życiu, co kulało. Woli, by ta przeszłość była zamknięta raz na zawsze.
Tak, wszystko jest pozytywnie. (s. 242)
Pozytywka to słodko-gorzka powieść z dużą dawką złych i gorzkich emocji. Jednakże jest to powieść, która mimo wszystko ma pozytywny wydźwięk. Daje nadzieję, że będzie lepiej, że czas uleczy rany, że marzenia się kiedyś spełnią, nieważne jak. Pozwala uwierzyć w siebie, w ludzi wokół i dać siłę do dobrego życia, do walki o siebie. A przy tym podkreśla, jak ważna jest rodzina oraz rozmowa, czynne bycie ze sobą.
Monika to zwyczajna dziewczyna ze wsi. Poznajemy ją w momencie kiedy zmierza do ołtarza, by poślubić bogatego mężczyznę mieszkającego na warszawskim Żoliborzu Roberta. Wkrótce małżeństwu zaczyna się nie układać. Robert ulega coraz to nowym pokusom. Poza tym Monika nie może zajść w ciążę. Wszystko się zmienia, gdy dziewczyna pewnego wieczoru oznajmia rodzinie radosną nowinę. Jednak niebawem małżeństwu przyjdzie się zmierzyć z ogromną tragedią...
"Żyła wodą, powietrzem i niespełnioną miłością do dziecka, którego nie mogła mieć."
W następstwie tragedii, jaka spada na Monikę, kobieta nie może dojść do siebie i coraz bardziej popada w depresję. Jednak znajduje w sobie pokłady siły i postanawia realizować się zawodowo. Praca wydaje się jej być idealnym sposobem, aby zapomnieć o bolesnych przeżyciach. Ale czy na pewno? Czy sukces nie okaże się dla niej zgubny?
"- Praca? Jaka praca? Co ona z tej pracy przynosi? W domu tylko ciągle jej nie ma. Latawica! Albo w pracy, albo na tych studiach! Na co jej te studia? Źle jej tutaj? Wszystko ma, czego jej jeszcze brakuje?!"
Robert to mężczyzna, który tak naprawdę sam nie wie czego chce. Jego niezdecydowanie i oziębłość sprawiało, że podczas lektury momentami działał mi na nerwy. Monika również do końca nie budziła mojej sympatii. O ile to, że nie miała lekko w życiu mogę zrozumieć, ale tego, że stała się taką chłodną bizneswomen już nie bardzo. Kobieta swoją nową osobą zniechęca do siebie ludzi, a przy tym krzywdzi i samą siebie. Pragnie udowodnić sobie i całemu światu, że jest coś warta. Ale za jaką cenę?
"Praca to miała być odskocznią od zapomnienia. Muszę coś ze sobą zrobić, bo zwariuję."
Na początkowych kartach powieści akcja mknie bardzo szybko, natomiast później gdzieś to wszystko się rozmywa i w rezultacie w dalszej części zabrakło mi jakiegoś większego elementu zaskoczenia czy napięcia. Książka wydaje się jednostajna, a ja lubię, gdy od czasu do czasu coś więcej się zadzieje, coś mnie poderwie. Jednakże fabuła okazała się ciekawym pomysłem i autorce koniec końcom udało się udanie go przedstawić. Dramat głównej bohaterki oraz jej studium psychologiczne, gdzie mamy możliwość poznania jej przemyśleń i uczuć uważam za największy atut powieści.
Agnieszka Lis opowiedzianą historią boleśnie uświadamia, że nawet największe wygody życia, zawodowe sukcesy i góra pieniędzy nie zagwarantują nam szczęścia i miłości. Jak również to, że życie to nie tylko same radości, ale i łzy i smutek. Warto jednak nie poddawać się, iść naprzód i spróbować zawalczyć o swoje szczęście.
"Pozytywka" to słodko-gorzka powieść o samotności pośród ludzi, stracie, bólu, o głęboko skrywanych pragnieniach, zagubieniu, dojrzewaniu, walce z demonami przeszłości i poszukiwaniu szczęścia. Polecam!
Historia pachnąca choinką, przy której grzejemy serca rodzinną miłością. Zimowa opowieść pełna czułości i wzruszeń! Nastoletni Norbert przeżywa swoje...
W ekskluzywnym domu opieki umiera mężczyzna. To teoretycznie smutne, ale nikt się martwi. Rybak był domowym tyranem, nie stronił od alkoholu, a rodzina...
Przeczytane:2016-01-30, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Ta słodko-gorzka powieść obyczajowa autorstwa Agnieszki Lis ma w sobie zdecydowanie więcej goryczy, ale jest optymistyczna w swoim przekazie. Monika to dziewczyna z pomorskiej wsi, która swoje życie związała z Robertem – wykształconym mężczyzną „z miasta”, który chciał mieć przy sobie kobietę jakby na własność. W jego mniemaniu żona miała mu gotować, sprzątać i opiekować się dziećmi. Odbyło się huczne wesele, jakiego nikt we wsi nie pamiętał, a wszystko w myśl zasady „zastaw się, a postaw się”. Rodzice dziewczyny rzeczywiście zadłużyli się na poczet tej uroczystości, czego konsekwencje mięli ponosić w przyszłości. Monika trafiła do domu swoich teściów na warszawski Żoliborz. Zajmowali z Robertem wydzielone mieszkanie w ekskluzywnej willi, gdzie kobieta zajmowała się właściwie tylko sprzątaniem, bo gotowanie należało do gosposi ,a dzieci jeszcze nie było. Jej stosunki z mężem były niestety tylko poprawne. Robert często wyjeżdżał, rzadko widywali się w domu. Z czasem teściowa załatwiła Monice pracę sekretarki w zaprzyjaźnionej firmie. Dziewczyna szybko wdrożyła się w nowe obowiązki, rozpoczęła też studia na wydziale zarządzania, niebawem też zaszła w ciążę. Licencjat broniła na kilka tygodni przed rozwiązaniem. Niestety los nie poskąpił jej przykrych zdarzeń. Na krótko przed porodem okazało się, że jej synek ma wrodzoną wadę genetyczną znaną pod nazwą choroby Edwardsa, która nie została odpowiednio wcześnie wykryta. Prawdopodobieństwo utrzymania dziecka przy życiu było znikome, ale Monika nie traciła nadziei. Mały Adaś żył zaledwie dwa dni i zostawił po sobie ogromną pustkę w życiu swojej mamy, która popadła w depresję. Od tej pory Robert właściwie już w ogóle przestał zauważać żonę. Nie mając w nikim oparcia dziewczyna z czasem przemieniła swój ból i smutek po stracie synka w nienawiść do samej siebie. Taka postawa wyzwoliła w Monice ogromne ambicje. Chciała być kimś, pokazać światu, że „wiocha”, jak ja często nazywano, potrafi być kimś. Ta zdyscyplinowana i sumienna dziewczyna zmieniła pracę, rozpoczęła naukę języków, dokończyła studia, a potem już tylko awansowała. Praca od rana do późnych godzin wieczornych, a czasem także nocą pomagała jej zapomnieć o stracie… Jak zakończy się ta niesamowita historia? Do czego to Monikę doprowadzi? Czy praca może być lekarstwem na tragedię z przeszłości? Jaką rolę odegra w opowieści tytułowa pozytywka? Powieść Agnieszki Lis to bardzo inteligentne studium kobiety. Pochwała samodyscypliny i dążenia do realizacji własnych zamierzeń – bo jeśli się czegoś bardzo chce i do tego konsekwentnie dąży, to nie ma rzeczy niemożliwych. Historia Moniki to również opowieść o niesamowitej przemianie wiejskiego kopciuszka w kobietę światową, która wie czego chce, potrafi manipulować ludźmi dla osiągnięcia swoich celów. Autorka pokazuje także ogrom bólu, jaki matka odczuwa po stracie dziecka. Zmaganie się z nim i próba pokonania go pomimo licznych przeciwności zajmuje istotne miejsce w tej powieści. Jest to także książka o samotności w rodzinie, gdzie pieniądze nie stanowią problemu, a relacje międzyludzkie kuleją, albo ich wcale nie ma. A to wszystko na zaledwie dwustu trzydziestu stronach.
Książkę czyta się bardzo dobrze. Losy Moniki ciekawią i intrygują. Od pierwszej strony kibicujemy bohaterce w jej zmaganiach z życiem i przeciwnościami losu. Wiele tu emocji i uczuć, które są bardzo autentyczne i trafiają prosto do serca. Oby więcej takich interesujących historii wychodziło spod pióra naszych polskich autorów.
Polecam.