Do wartemborskiego pałacu, obecnie funkcjonującego jako hotel, przyjeżdżają goście: pisarz zainteresowany historią drugiej wojny światowej, emerytowany architekt o nienagannych manierach, roztargniona, samotna dziewczyna, sympatyczne starsze małżeństwo, wścibska pani Róża z mężem pantoflarzem i tajemniczy wędkarze, którzy znikają na całe dnie. Czy ktoś z nich stoi za uprowadzeniem małej Rosalie oraz jej niani? I jaki związek z tym incydentem ma wygrywana przez zabytkową pozytywkę stara kołysanka? Tę zagadkę spróbuje rozwikłać Klara, znana czytelnikom z powieści Tajemnice Luizy Bein, jednocześnie usiłując nie zepsuć swojego obfitującego w burzliwe momenty związku z Kubą.
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2015-04-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 464
Lektura powieści „Tajemnice Luizy Bein” dostarczyła mi mnóstwo interesujących wrażeń, dlatego z prawdziwą ochotą sięgnęłam po kontynuację tej opowieści.
„Kołysanka dla Rosalie” zapewniła mi podobne emocje, choć tym razem nie oddalałam się zbytnio od mazurskiego Barczewa towarzysząc bohaterom w rozwiązywaniu zagadek, odkrywaniu przeszłości i próbach radzenia sobie z niełatwą codziennością.
Pałac w Wartemborku, czyli obecnym Barczewie należy do Klary, która zamieszkuje go razem ze swoim mężem Jakubem. Parze udało się odremontować stare domiszcze i zorganizować w nim pensjonat. Wraz z początkiem lata spodziewają się pierwszych turystów. Lada dzień do pałacu przybywają również ze Szwajcarii Alex z Sarą i dziećmi – córeczką Rosalie i synkiem Albertem. Wkrótce pałacowe wnętrza zaczynają tętnić życiem, a przyjezdni, nieco tajemniczy goście coraz bardziej interesują się przeszłością tego niezwykłego miejsca. Stałą bywalczynią pensjonatu jest też miejscowa staruszka – Liska, która opiekuje się dziećmi. Szybko okazuje się, że kobieta ma do wykonania również inne zadanie. W Wartemborku znów przeszłość upomina się o uwagę. Pojawiają się osobliwe kołysanki, stara pozytywka, tajemnicze podziemia, wiekowe dokumenty i zupełnie zaskakujące powiązania. Sprawy dodatkowo się komplikują, gdy jedno z dzieci znika. Pociąga to za sobą szereg nieoczekiwanych zdarzeń, bohaterom zaczyna grozić niebezpieczeństwo i nic już nie jest takie, jakim się na początku wydawało. Pogodny, momentami sielski nastrój nabiera mistycznego charakteru, magia miesza się z kabałą i okultyzmem i stajemy się świadkami zupełnie nieziemskich wydarzeń.
Drodzy Czytelnicy, mam nadzieję, że udało mi się Was zaintrygować i sami zechcecie odkryć jaką rolę w całej tej historii odgrywa tytułowa stara kołysanka śpiewana małej dziewczynce oraz co kryje przeszłość rodziny Beinów. Najlepiej zacznijcie swoją przygodę z tą niezwykłą rodziną od poznania tajemnic protoplastki rodu Luizy, aby potem przenieść się do wartemborskiego pałacu i dalej śledzić poczynania przesympatycznych bohaterów, którym los nie szczędzi atrakcji. Obie części zapewniają morze emocji.
Pani Renata potrafi fantastycznie budować napięcie w swoich opowieściach. Liczne niespodzianki, zwroty akcji i zupełnie zaskakujące rozwiązania nie pozwalają oderwać się od lektury. Wydarzenia są naprawdę ciekawe, a cała fabuła i wpleciona w nią intryga są bardzo dobrze przemyślane i opowiedziane w niebanalny sposób. Pomysłowość, inwencja i wyjątkowa kreatywność autorki sprawiają, że każda jej powieść jest inna, nietuzinkowa i warta przeczytania. Dlatego jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać pióra pani Renaty Kosin to koniecznie powinniście to nadrobić. Fantastyczne emocje i miłe wrażenia gwarantowane. Serdecznie polecam.
Zdecydowanie nie mogłam doczekać się tego tytułu. Po przeczytaniu pierwszej części serii ,,Tajemnice Luizy Bein" długo złościłam się na siebie, że znów zabrałam się za książkę, której dalszy ciąg ma zostać dopiero wydany. Niby stanowi on zamknięta całość ale pytania co, kto i jak- cisną się do głowy. Ile to razy mówiłam do siebie, że będę spokojnie czekać i czytać już wszystko w całości. Niestety kompletnie nie potrafię jednak posłuchać głosu rozsądku i cierpię potem katusze, ciekawość mnie zżera i układam w głowie ciąg dalszy, który oczywiści później okazuje się zupełnie inny niż wymyśliła autorka. W tym tomie bohaterowie - Klara i Jakub przygotowują wartenborski pałac na przyjęcie pierwszych gości, pilnują by wszystko było zapięte na ostatni guzik. Pracy jest mnóstwo bo przekształcenie go, by mógł pełnić rolę hotelu, było wyzwaniem nie lada. Jest to czas pełen niepokoju, jak przyszli, bardzo różni goście go przyjmą, co w ostatnim momencie okaże się nie tak? Już na samym początku autorka ukazuje czytelnikowi bardzo interesującą galerię postaci, jest tu pisarz szukający spokojnego miejsca do pracy, emerytowany architekt, Matylda - młoda kobieta, państwo Róża i Stefan Pastewni, którzy od samego początku starają się o konflikt, starsze niemieckie małżeństwosmy Rita i Feliks Schmidt i wędkarze, którzy o ironio nie jedzą ryb. Ważnymi gośćmi są również państwo Beinowie z dziećmi - trzyletnim Busiem i siedmioletnią Rosalie. Żeby rodzice mogli trochę wyp ocząć, dziećmi ma zająć się niania Liska. Mieszanka osobowości iście wybuchowa, lecz czy faktycznie wszyscy są tymi za kogo się podają? Czy ich pobyt w tym miejscu to czas wypoczynku czy też
sprowadza ich do tego miejsca zupełnie coś innego? Czas ten dla Klary jest niebywale trudny. Nie dość, że nie czuje się najlepiej, to zaczyna zauważać pewne mankamenty w związku i to, że na pewne sprawy mają z Jakubem zupełnie inny pogląd. Wszystko to powoduje, że jej poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa zaczyna się lekko chwiać, pomimo solidnych murów dopiero co odrestaurowanego pałacu. Całkowitym szokiem staje się jednak zaginiecie Rosalie wraz z nianią. Czy jedyny świadek Buś (Albert) cokolwiek widział? Jak w ciągu dnia z kuchni, może ktoś kogoś niezauważalnie uprowadzić? Czy niania była z kimś w zmowie czy też jest porwana? Autorka poprowadzi śledztwo w oryginalny sposób, gdzie wskazówki mogą wydawać się lekko nierealne, a ciekawość ogromnie wzmogą zdjęcia małych dziewczynek, czy też porozbijane słoiki w piwnicy. Mnie ogromnie interesowały płatki róż na okładce, które okazały się interesującym elementem nie tylko łamigłówki.
Wydaje mi się że i łatwiej będzie powiązać wszystkie wątki , jeżeli czytelnik zapozna się z pierwszą częścią, ponieważ jednak pewne rzeczy mogłyby wydać się nie do końca zrozumiałe. Ogromnie jednak ciesze się, że autorce również w tym tomie udało się mnie całkowicie zaskoczyć i wyprowadzić na manowce. W powieści widać ogromną dbałość o szczegóły, wydawałoby się nieraz tak nieistotne, a w rezultacie pełniące ważną rolę . Autorka fantastycznie łączy różne wątki fabuły a ujawniana przez nią po troszeczku tajemnica jest tak zajmująca, że nie sposób robić sobie przerwę w czytaniu. Widać ogromne przygotowanie do napisania tej powieści, zarówno pod względem historycznym jak i bardzo ciekawej samej konstrukcji , połączenia powieści obyczajowo- psychologicznej z elementami prozy zarówno sensacyjnej jak i przygodowej. Efekt jest znakomity, wspaniała równowaga, dzięki której momentalnie jesteśmy jako czytelnicy wciągnięci w wir wydarzeń, czasem lekko przerażających lecz okraszonych humorem, którego tak właściwie nie spodziewałam, a który świetnie tutaj się sprawdza.
Większość z nas swoje sekrety trzyma głęboko w osobistych szufladkach. Zapewniam jednak, że warto poznać te usnute w fabule przez autorkę, zaskoczenie gwarantowane!
Jeśli jeszcze nie macie planów na długi weekend, to zapraszam do wartembowskiego pałacu przerobionego z dbałością o każdy szczegół, na hotel. Na majówkę do właśnie otwartego Pałacu Stu Róż. Klara i jej ukochany Jakub z pomocą Łucji, robią wszystko, by sprostać starożytnej zasadzie gościnności hotelarskiej „Hospes hospiti sacer” (Gość gospodarzowi świętym jest). W dosłownym polskim znaczeniu powiedzielibyśmy: „Gość w dom, Bóg w dom”. Ale czy na pewno? Tutaj mało będzie światła, raczej górować będą siły ciemności i zaprowadzą nas z nikłym płomieniem świecy do podziemnego królestwa zafascynowanego ruchem Bractwa Różokrzyżowców.
Gdyby nie mocno ucharakteryzowane postacie, to pewnie powiedzielibyście, że samo miejsce wydarzeń w książce jest mało wyszukane, a wręcz infantylne patrząc na poprzednią część książki pani Kosin pt. „Tajemnice Luizy Bein”. Cały wystrój hotelu błaga o zmianę: tapety, poduszki, filiżanki z motywem róży, a w dodatku cały ogród z wieloma gatunkami tego krzewu. Może ratują trochę sytuację z zaaranżowaniem głównego miejsca przy recepcji, sprzęty stylizowane na starocie i prawdziwe perły w postaci wiekowych książek i bibelotów. Niby retro powiecie – ale jednak w przeciętnym guście, a życie często ociera się o kicz. Muszę już od początku wyprowadzić was z błędu.
Każdy motyw w „Kołysance dla Rosalie” ma rację bytu. Jest logicznie i rozmyślnie zaplanowany. Rozwijające się pąki róż duszących główną bohaterkę, zaprowadzą nas do Różokrzyżowców , tajemniczych przepowiedni, zaklęć, wyroczni, planów dla świata. Sekretów owitych bluszczem, kurzem i mchem będzie więcej! Szykuje się wam wspaniały weekend w otoczeniu zieleni, fontanny, tarasu, podziemi i najlepszych posiłków przyrządzanych przez świetną kucharkę Kazię. Ona oprócz gotowania zajmuje się nieformalnie donoszeniem wiadomości o każdej osobie w miasteczku – taki książkowy „Pudelek”. Umieszczenie tej postaci nadało książce uroku, humoru i większej realności.
Kiedy już dostaniecie klucze do pokoi, rozejrzyjcie się koniecznie kogo macie za sąsiada. Albowiem pomieszkują tu różni dziwni ludzie. Wędkarze, którzy przesiadują nad wodą z wędką, a wcale nie lubią jeść ryb. Miłe starsze małżeństwo, które nie wadzi nikomu, bo prawie co dzień urządzaja sobie wycieczki lub zbiera grzyby. Pisarz przesiadujący całe dnie w pokoju ku niezadowoleniu kucharki, która chce go wyswatać z roztargnioną Matyldą. Przyjeżdża też starszy pan z nienagannymi manierami o niemieckim nazwisku von Egloff. Jeśli zamieszkacie blisko rodziny Pastewnych, to macie zapewnioną rozrywkę cały dzień. Pani Róża Pastewna lubi wywoływać afery, na słodkiej buzi często zobaczycie rozkapryszenie i chęć zwrócenia na siebie uwagi. Pojawią się też goście ze Szwajcarii: Sara z mężem Alexem, siostra Alexa oraz ich dwójka dzieci – Albert (Busio) i Rosalie. To małżeństwo tak bardzo zapragnie stać się letnikami w 100 %, że wynajmie niańkę do swoich pociech. Liska – starsza pani opiekująca się rodzeństwem zawsze będzie się wam grzecznie kłaniała, może nawet zaparzy wam herbatę z róż. Stańcie czasem bliżej niej i posłuchajcie jakie historie opowiada dzieciom. Do tego ta melodia wygrywana przez zabytkową pozytywkę.
Autorka usypia naszą czujność przemiłym brzmieniem kołysanki i budzimy się w szoku dowiadując się, że z hotelu zniknęły Rosalie i jej niańka. Wiem, że będziecie chcieli pomóc w odnalezieniu dziecka, ale napotkacie wiele fałszywych tropów. Pozwólcie autorce krok po kroku doprowadzić do finału poszukiwań małej lub też zróbcie to inaczej zaczerpnąwszy z rady Liski: „Wystarczy uważnie popatrzeć, żeby zyskać pewność. Podobnie jest z ludźmi. Nie należy ich słuchać, tylko dobrze im się przyjrzeć, żeby wiedzieć, jacy są naprawdę. W środku”. Oby tylko nie zemdlił was jak główną bohaterkę Klarę, zapach róż: „Róże! Mnóstwo! Połamane, pomięte, wszystkie purpurowe, ale w czarne plamy, jakby pleśni. Całe łózko było nimi zasłane. I ten straszny, duszący zapach”.
Książkę czytałam z bagażem doświadczeń pracy recepcjonistki również w pałacu przerobionym w hotel. Mury książkowego wymyślonego pensjonatu gościły bardzo ciekawych ludzi. Osoby pracujące w hotelarstwie wiedzą, że przyjeżdżający goście mają wiele różnych oczekiwań oraz przedstawiają całą paletę osobowości, przyzwyczajeń, zachcianek. Te są powodem, dla którego z radością usługujemy im, ale też i są sprawcami rozmaitych kłopotów. Autorka książki ma dobry zmysł wtopienia się w realia obyczajowe. Oddała atmosferę tej całej krzątaniny przy obsłudze gościa. Za to dodatkowy plus. Muszę z nieukrywaną szczerością dodać, że w moim hotelu nigdy nie miała miejsca tak wielka afera. Być może podświadomie tęskniłam do odkrycia jakiejś tajemnicy zakamarków mojego miejsca, które tak wiele ma wspólnego z pałacem przedstawionym przez panią Renatę Kosin. Pisarka zrekompensowała tę tęsknotę w sposób wyczerpujący. Dostałam wszystko: ciemne lochy, odgłosy z podziemi, zakradający się po nocach goście, przemykające niezauważalnie ciche postaci tylko z wyglądu, ciemne strony nauk wolnomularzy, skandale rodzinne, przykurzone pajęczyną sekrety na strychu, magiczne wyrocznie, znaki Różokrzyżowców, a zamiast słuchania na nocnych zmianach radia – dobiegająca muzyka pozytywki. Pani Kosin ukołysała moje zmysły.
Reszta recenzji na mojej stronie:
http://stefeklidia.wix.com/kulturalnie#!Recenzja-książki-pt-Kołysanka-dla-Rosalie/cu6k/55361a420cf23d01643c6a2c
Renata Kosin kolejny raz zabiera czytelnika w głąb wykreowanej przez siebie fabuły. Wciąga nas do powieściowego świata od pierwszych stron, kusi tajemnicami, zaprasza do ich odkrywania, zostawia ślady (często są to fałszywe tropy), straszy niebezpieczeństwami, przeraża, ale i fascynuje wiedzą tajemną, zaskakuje zwrotami akcji. Nie sposób nudzić się w wartemborskim Pałacu Stu Róż (i okolicach), który wreszcie – jako ośrodek wczasowy – otworzył swoje podwoje.
Klara i Kuba (znów razem) zdają pierwszy egzamin jako gospodarze hotelu. Goście nie ułatwiają im zadania, tworząc prawdziwą galerię osobowości. Ekstremalnie różne charaktery, potrzeby i oczekiwania dają się we znakom przede wszystkim Klarze (kobieta w tym upatruje swojego złego samopoczucia). Marzenia bohaterki znacznie odbiegają od wymagającej rzeczywistości, zwłaszcza, gdy w Pałacu zaczynają się dziać się przerażające rzeczy (skierowane w stronę właścicielki). Przyjazd Alexa z rodziną miał być przyjemnym akcentem tych wakacji. Urocza mała Rosalie i jej młodszy braciszek Buś sprawiają domownikom wiele radości. Ale i to do czasu. Gdy jedno z dzieci ginie rozpoczyna się gorączkowe poszukiwanie. Czytelnik wraz z powieściowymi postaciami przeobraża się w detektywa.
„Kołysanka dla Rosalie” ma w sobie wszystko, czego potrzeba ciekawskiemu, aktywnemu, żądnemu wiedzy i przyjemności czytelnikowi – sekrety z przeszłości i tajemnice teraźniejszości, ciemne korytarze, gasnące świeczki, koszmary senne, niebezpieczeństwa, bezcenną księgę, przepowiednię, porwania, szyfry, przedstawicieli masonerii, Różokrzyżowców itd. Jednak walory książki muszę zacząć wyliczać od humoru powiesciowego (ach, ta pani Kazia!), który w tej powieści ujął mnie najbardziej. Podobnie jak wielka swoboda stylu autorki.
Pisarka znów stworzyła książkę bardzo różnorodną. Jako powieść obyczajowa „Kołysanka…” zachwyca przede wszystkim naturalnymi dialogami i zdarzeniami (a także m.in. kwestia dojrzewania Klary i Jakuba). W opowieści łączącej czasy minione z obecnymi na uwagę zasługuje umiejętne poprowadzenie wątków-zagadek. Znakiem rozpoznawczym prozy Kosin mogą być świetnie skonstruowane „zmyłki”. Czytelnik dostaje informacje, łączy je z innymi i uważa, że wie, co się zdarzy(ło), a tu niespodzianka. Zwykle w tych momentach widać uśmiech na ustach odbiorcy i wyrażające uznanie kręcenie głową. Jest tylko jedna sprawa, którą każdy z pewnością prędzej czy później odgadnie. Rozwikłanie tajemnic i tropienie porywaczy wpisują się w konwencję literatury detektywistycznej. Jej głównym walorem w tym wypadku jest tempo akcji oraz „śledztwo”, które w swoim toku odpowiada na wiele pytań zrodzonych podczas lektury.
Pisarka chętnie sięga do historii (nie boi się przy tym trudnych i skomplikowanych tematów), którą zgrabnie łączy z powieściową fikcją. Właściwie trudno od razu rozdzielić fakty od wyobraźni (to wielki atut). Znajdą się tu zatem wydarzenia prawdziwe, legendy, ale i historia budynków, miejsc, obecnie już nieistniejących. Renata Kosin jest przykładem twórcy, dla którego liczy się nie ilość publikacji, ale ich jakość i odbiór. Każda strona to odbicie ogromnego nakładu pracy, talentu i pasji autorki. Najbardziej widać je w precyzji, z jaką został stworzony cykl (fabuła, odniesienia, bohaterowie, wspaniały narrator, główne motywy).
Nie ma mowy, by pisząc o „Kołysance dla Rosalie” nie wspomnieć o rozpoczynających cykl „Tajemnicach Luizy Bein”. Obie powieści dość mocno ze sobą współgrają. By nie popaść w chaos informacyjny, nie zaplątać się w rodzinnych koligacjach Beinów czy zwyczajnie – dla zrozumienia bohaterów i ich reakcji na najnowsze wydarzenia – należy zapoznać się z pierwszą częścią.
Nazwisko Renaty Kosin na okładce książki daje gwarancję pasjonującej przygody, a nie tylko lektury. To jedna z nielicznych polskich pisarek, która tak trafnie potrafi odgadnąć (i zaspokoić) potrzeby czytelnika.
Jeśli planujecie niezapomniane wczasy polecam Pałac Stu Róż! Można wybrać się już dziś!
Czy da się być jednocześnie roztargnioną perfekcjonistką i chaotyczną pedantką? Czy można nie cierpieć brudu, ale w radosnym oszołomieniu wdychać zapach...
Piąty tom pięknej, pełnej nadziei serii ,,Siostry Jutrzenki" Renaty Kosin. Historia często zatacza koło i bywa dobrą nauczycielką. Mimo upływu lat stary...