Niespełnione marzenia, zawiedzione nadzieje i tajemnice, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Inga de Graaf prowadziła na pozór zupełnie normalne życie. Mieszkała wraz z rodziną w niewielkim holenderskim miasteczku. Pewnego dnia wyszła na spacer i ślad po niej zaginął.
Policja natrafia na mejle, które Inga wysyłała, a na które nigdy nie dostała odpowiedzi. W tym na tajemnice, które mogłyby dla wielu osób oznaczać koniec kariery. Wkrótce zostaje odnalezione niezidentyfikowane ciało.
Komu Inga zdradzała sekrety swej duszy? Kim tak naprawdę była spokojna, przykładna i kochająca żona? Co stało za jej normalnym i zwykłym życiem?
,,Niesamowita, klimatyczna, piękna powieść. Bardzo mnie wciągnęła od pierwszych liter właściwie i trzymała do ostatniej kropki. Język i styl, który zabiera nas w wykreowany świat z tak wielką łatwością, i napiszę wprost, że pomimo mroku, niepokoju i lęku nie chce się z niego wracać" - Ostatnia Strona
,,Stawia wiele pytań, powoduje gonitwę myśli i polemikę z własnymi standardami moralnymi. Poruszyła mnie i zaskoczyła, a przede wszystkim skłoniła do rozważań na temat macierzyństwa, małżeństwa i wyborów w życiu" - czytaj-na-walizkach.pl
,,To historia o niespełnionych pragnieniach, marzeniach, związku, w którym zgasły wszystkie światła. Przygnębiająca, gorzka historia o macierzyństwie, a także zakazanej więzi, która przeradza się w uczucie, z którego ciężko się wyzwolić, bo daje to czego nie czuliśmy od dawna, jednocześnie uzależniając" - books-culture.blogspot.com
,,Ta książka rozbiła mnie na kawałeczki. Roztrzaskała wszystko to, co było we mnie głęboko ukryte. Mam nadzieję, że wyciągnę z tego konstruktywną naukę o samej sobie, oraz... że będę mieć w życiu osoby, z którymi będę mogła głęboko wierzyć, że kiedyś będziemy deszczem" - w.bibliotece.pl
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2021-11-03
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 512
Czy macie czasami takie momenty w życiu, że pragniecie zostawić wszystko za sobą i uciec? Bo przytłacza Was codzienność, a cały swój czas poświęcacie tylko dzieciom i obowiązkom domowym i nie ma ku temu końca, aż wreszcie mówicie dość?
.
Trudy macierzyństwa i rutyna, która zakrada się w małżeństwo i codzienność, dopaść może każdą kobietę. Dochodzą do tego obowiązki, które tylko się mnożą i ciągle napływają nowe wyzwania związane z dorosłym życiem. Za duży nadmiar obowiązków, presja i odpowiedzialność ciążąca na kobiecie mogą doprowadzić do załamania nerwowego, a ucieczka w ramiona innej osoby, to tylko kwestia czasu. Osoby, która potrafi przede wszystkim wysłuchać, sprawić, aby pojawił się uśmiech na twarzy i co najważniejsze sprawił, że poczujesz się odprężona i wolna. To wszystko czuła i przeżywała główna bohaterka Inga.
.
Ta książka od samego początku zabiera nas w szczegółowe opisy z życia Ingi, jej myśli i odczucia bohaterka spisuje w formie listów skierowanych do przyjaciółki. Staniecie się świadkami jej wielkiej przemiany, tej wewnętrznej przemiany, która do tej pory była tylko więźniem w swoim ciele i duszy. Inga straciła wiarę w siebie i stanęła w pewnym punkcie w swoim życiu i nie potrafiła zrobić kolejnego kroku naprzód. Pewne okoliczności i nowa znajomość zapali w niej dawną iskierkę i zacznie cieszyć się nawet z tych najmniejszych rzeczy, tym samym dowartościowując się od nowa.
.
W niektórych sytuacjach i emocjach Ingi, widziałam samą siebie sfrustrowaną matkę, która nie radzi sobie z dwójką własnych dzieci i ma wszystkiego po dziurki w nosie. Uważam, że każda z nas może odnaleźć, chociaż maleńką cząstkę siebie w tej kobiecie. Nie liczcie na zwykły dramat psychologiczny z romansem w tle, wplątany został tu również wątek kryminalny związany z tajemniczym zniknięciem Ingi, próby poszukiwania jej, walka z czasem i emocjonalny finał.
.
Przygotujcie się na duże ilości opisów, tych szczegółowych fragmentów z życia Ingi bałam się najbardziej, bo nastawiona byłam, że moje czytanie książki ewidentnie się wydłuży i wynudzi mnie, za nim dojdę do jej połowy. Bądźmy też szczerzy, że objętościowo robi wrażenie i tym samym wzbudza przerażenie. Nic bardziej mylnego, czytało się ją o dziwo bardzo szybko, może dlatego, że jest to mieszanka wielu gatunków, taki czytelniczy misz masz. Nie spodziewałam się tutaj wątku o psich czworonogach, w niektórych momentach psy wręcz zawładnęły tą książką. Autorka pięknie ukazała wątek przyjaźni i oddania zwierząt do swoich właścicieli, nie wspominając już o samym zakończeniu, które wycisnęło ze mnie morze łez.
.
Książka z trudnymi wyborami, skrywanymi tajemnicami, zakazaną przyjaźnią i niepowtarzalnym klimatem.
Wybory, dylematy, analizy, naszych zachowań, przypadków, zbiegów okoliczności, nasze życie które składa się z pytań, z poszukiwań odpowiedzi, pragniemy dla siebie tej iluzji, pewności że wytyczony szlak jest tym właściwym, że nasze decyzje są poprawne, że nasze sumienie czyste, że jesteśmy szczęśliwi. Ale czy tylko nasze szczęście się liczy?
; Kiedy będziemy deszczem ;
Dominika van Eijkelenborg.
Wydawnictwo: Kobiece.
Literatura: Piękna.
Inga, studentka anglistyki, w raz z przyjaciółką spędzają wakacje w Texel, gdzie tam poznała Marca, swojego męża. pozostawia za sobą Polskę, po to by związać się na stałe z Holandią. Tam buduje swoje życie, zostawiając rodzinę, ojca alkoholika, brata z którym nie utrzymuje kontaktów. Jednak nie wszystko układa się tak jak na początku wskazywało, traci ciążę, po której ledwo się zbiera, by poniewczasie zdać sobie sprawę że trzeba żyć dalej. Kiedy na świat przychodzi jej dwójka dzieci, świat staje na głowie, obowiązki, rutyna, brak organizacji, doprowadza do frustracji, ogólnego zniechęcenia, wręcz obłędu który nasila już i tak zachwianą relację pomiędzy małżeństwem. Ona dobita brakiem czasu, odwieczną walką o egzystencje, o brak sił witalnych, pewnego dnia nie wytrzymuje, rozgoryczona wsiada na rower i pędzi przed siebie, by natrafić na łąkę, na której są prowadzone zajęcia z łucznictwa. To tam Inga poznaje Robina, który wprowadza ją w tajniki, zawiązuje się między nimi więź emocjonalna, która sprawia że kobieta czuje się przy nim dobrze, bezpiecznie, pokonuje samotność która ją osaczała. Jej życie zaczęło przypominać huśtawkę, emocjonalny pociąg, który pędził, tak bardzo potrzebowała słuchacza, zrozumienia, odskoczni, a wiadomo że człowiek to istota stadna, jak gęsi, czy wilki, potrzebują towarzysza, osoby która jest i będzie w chwilach chwały, także zwątpienia. Spacery z jego psem, plac zabaw na których bawiły się jej dzieci, pies który się przybłąkał, znikąd. Stał się częścią jej życia, który na powrót wszystko przewrócił do góry nogami. Jej zajęcia z łucznictwa, dodatkowe, ukradzione, prawie wyrwane z monotonii codzienności, obowiązki wyprowadzania psa, bo to prawda, że ludzie i psy przychodzą do naszego życia nie bez przyczyny. Przychodzą, by nas ukarać, kochać, czegoś nauczyć. Przychodzą by dać nam lekcje, które trzeba odrobić, jak egzaminy, które należy zdać. Myślimy że odchodząc, zostawiają w nas puste miejsca. Ale przecież jest odwrotnie, rodzimy się opustoszali, a ci, którzy przychodzą do naszego życia i z niego odchodzą, zostawiają ułamek siebie. Tak Robin każdego dnia, wyrywał fragment swojej osoby, im bardziej częste stawały się spotkania z psami, spacery, rozmowy, wspólne milczenie, tym bardziej oko sąsiada było czujne, zerkające niby w przelocie, a tak na prawdę kryło cel. Któregoś dnia, idąc na spacer, Inga zostaje brutalnie porwana. Zostaje wszczęte dochodzenie, mąż Ingi zaskoczony, pełen niedowierzania, dowiaduje się że żona pisała maile do zmarłej przyjaciółki, której opisywała wszystkie doznania, emocje które ją szarpały, w tedy to do Marca dotarło że Inga z Robinem mają romans. Czy zostanie odnaleziona? Czy jest cień szansy by małżeństwo przetrwało kryzys?
Powieść napisana płynną narracją, z wszelkimi emocjami, osobista analiza zdarzeń, która prowadzi czytelnika po świecie nie tyle kobiecych fascynacji, co ukazuje czym jest samotność, czym jest wyobrażenie sobie lub przekłamanie własnych wyobrażeń, do bycia dorosłą, podejmowaniu subiektywnych wyborów, czym jest zawód, pokora, akceptacja i zwątpienie. Bardzo ciepła historia która na samym końcu daje totalnego kopa, zaskakuje brawurą, szybką akcją, dopuszczając wątek kryminalny. Czy jest to tylko powieść z gatunku literatury pięknej? Sądzę że końcówka powieści, może być szokiem, ale tym pozytywnym, który okaże się dobrze dopracowaną strategią, której użyła autorka wobec czytelnika. Pokazała tę stronę macierzyństwa gdzie obraz idylli, jest w rzeczywistości przereklamowanym blichtrem. Bo nie jedna z nas jest przemęczona, sfrustrowana, zgorzkniała. Ale jeśli chociaż jedna z nas, będzie i dopuści świadomość że pragnie żyć inaczej, zacznie walczyć o mini sekundy dla siebie, zostaje dopuszczony kolejny głosik, który wpędzi w poczucie winy. Bo tak nauczyły nas, nasze matki, a potem przejmą tę pałeczkę nasze córki i naszych córek. Każda z nas posiada w sobie zalęknioną dziewczynkę, tę wstydliwą, małomówna, nieasertywną, jest ona brzemieniem wielu pokoleń, kultur. Zapada w komę, czasem tylko jakaś siła każe jej iść na przód, walczyć dla siebie o lepsze jutro, być zdecydowana i zdeterminowana, pomimo błędów, nie poddawać się, brnąć jak taran by nie być tylko w oczach naszych partnerów - kurą domową, osobą do wszystkiego, lecz także partnerem na równych zasadach, posiadająca własną przestrzeń i pasje. Powieść z której można wiele wynieść, morał i puenta każe dojść do wniosku, że czasem nie warto nic zmieniać, a czasem warto zmienić wszystko.
Kiedy będziemy deszczem
@Dominika van Eijkelenborg
"Ale jeśli wszystko to, co do tej pory żyło tylko w twojej głowie, zaczyna z niej wypełzać i przybierać realną formę?"
Ja jednak kocham prozę, pisaną przez tą autorkę.
Może i można powiedzieć o tej książce, że to thriller, ale zupełnie marginalny...
To OPOWIEŚĆ O ŻYCIU. GŁĘBOKA. PRAWDZIWA. SZCZERA.
"Kiedy poczułam, że każda kolejna godzina to męczarnia, że każda kolejna pobudka to gwóźdź wbity w moją głowę mocnymi uderzeniami młotka? Kiedy pierwszy raz schowałam się w ubikacji i odkręciłam wodę w kranie, próbując zagłuszyć nieustanny płacz synka? (...)Mijają dni, tygodnie, miesiące lata.Umieram z każdą minutą bardziej, umieram powoli, tak wolno, że nikt nie zauważa."
TO ESENCJA REALIZMU, przepięknie obleczona w słowa.
"Dzieci wypełniają całą przestrzeń, każdy centymetr, każdy atom powietrza. Ich piskliwe głosy są ścianą, przez którą nie dociera żaden inny dźwięk. Jestem ogłuszona. Jestem jak ktoś, kto podniósł się po wybuchu bomby i w szoku idzie na drżących nogach wśród odłamków i zgliszczy. Idzie, choć powinien być nieprzytomny lub martwy. Idzie, choć nie wie dokąd (...)"
Wszystko to, co czujemy - pochłonęłam.
Słowa prawdy, o której mało kto odważa się mówić głośno...
"Mój dom jest zbudowany z odłamków i zgliszczy moich wyobrażeń o macierzyństwie, rodzinie, życiu. (...)Jestem chaosem uwięzionym w kobiecym ciele. jestem dziką bestią zamkniętą w głowie tej kobiety ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy."
Kobieta.
Dzieciństwo. Patologia. młodość. Ucieczka. Zwycięstwo. Miłość. Rodzina. Dzieci.
Koniec marzeń. Depresja. Bezsens. Stagnacja. Rozpacz. Zniechęcenie. Rozczarowanie.
A w tle: pasja, namiętność, młodość, szczerość, nadzieja, euforia... i psychopata. I pies.
Trzyciestopięcioletnia Inga de Graaf, mieszkanka Sneek, Polka z pochodzenia, matka dwójki dzieci i żona Holendra, wychodzi z domu z psem na spacer i ślad po niej ginie...
POLECAM zarówno tą historię, jak i rewelacyjne Tkanki:)
MOJA OCENA: 8/10
******************************************************************
"COKOLWIEK ROBI, GDZIEKOLWIEK JEST, CZUJE, ŻE JEGO OCZY JĄ ŚLEDZĄ.
Pewnego październikowego dnia Inga de Graaf wychodzi z psem na spacer, z którego nigdy nie wraca. Zaniepokojony mąż zgłasza jej zaginięcie, nie wierząc, że kobieta mogłaby porzucić wszystko i po prostu przepaść bez wieści. Policja zaczyna akcję poszukiwawczą, która nie przynosi rezultatów. Dopiero mailowa korespondencja zaginionej odkryta w koszu jej laptopa naprowadza na wątły ślad. Okazuje się, że Inga kryła mroczną tajemnicę, którą podzieliła się z przyjaciółką ze studiów.
Z pozoru poukładane życie Ingi, której niczego nie brakowało było jedynie fasadą, za którą kobieta skrywała samotność i rozczarowanie. Spotkanie młodego mężczyzny uruchomi lawinę strasznych zdarzeń, od których nie było żadnej ucieczki.
THRILLER, KTÓRY NĘCI ZAKAZANĄ WONIĄ ZDRADY, NAMIĘTNOŚCI I MROCZNYCH ZAGADEK."
Inga od dziecka tworzy w wyobraźni świat, w którym bardzo często zatraca się myląc rzeczywistość z wyobrażeniami. Pomaga jej to przetrwać chwile, które najchętniej od razu wymazała by z pamięci. Zupełnie inna od brata, który ucieka w towarzystwo, ona sama zamyka się we własnych wyobrażeniach i przemyśleniach. Dorosłość wzmacnia jej poczucie własnej wartości i pozwala na ucieczkę od przeszłości. W czasie pobytu w Holandii, gdzie będąc studentką latem pracuje sezonowo, poznaje człowieka, który jest nią z każdym dniem coraz bardziej zafascynowany. Czy różnice kulturowe pozwolą na stworzenie idealnego związku a demony przeszłości schowane zostaną do szafy?
„Kiedy będziemy deszczem” to z jednej strony powieść ogromnie emanująca emocjami, a z drugiej bardzo statyczna. Autorka ukazuje rzeczywistość poprzez listy pisane przez główną bohaterkę do swojej przyjaciółki, która pośrednio pełni rolę powiernika, który ani nie pochwali ani nie zgani, jak i przez przedstawienie codzienności głównej bohaterki. Młoda mama, marząca o tym, aby spełnić się zawodowo, często z trudem znosi uroki tak podobnych do siebie dni. Opieka nad dziećmi, coraz bardziej oddalający się mąż,mechanizm wykonywanych czynności, wszystko to powoduje, że z każdym dniem to co kochała, co jej się podobało, wydaje się szare i nic nie warte. Jedna niespodziewana chwila zmienia całkowicie jej życie. I znów pewna nierealność miesza się z tym co codzienne.
Podoba mi się jak bardzo starannie autorka stworzyła portrety bohaterów powieści. Dzięki temu czytelnikowi wydaje się, że bardzo dokładnie ich zna, i spodziewa się pewnych ich zachowań a jednak zostaje wyprowadzony w pole. Świat odczuć, emocji, jest tak głęboki, że trudno pozostać na niego obojętnym. Miłość może zaskoczyć wszędzie i poprowadzić takimi ścieżkami, na które nikt nie jest przygotowany, tak samo jak i bohaterowie powieści. Nie umiejący nazywać swoich uczuć, gubiący się we własnych emocjach. I on, ten, który wszystko widzi, analizuje, porównuje, ocenia. On, któremu wydaje się, że ma prawo wymierzać sprawiedliwość. Niebezpieczny i podstępny, tajemniczy i strofujący.
Muszę przyznać, że zwiodła mnie trochę reklama tego tytułu jako powieści sensacyjnej. Tak naprawdę otrzymałam dobrą powieść psychologiczno-obyczajową z wątkiem sensacyjnym w tle. Na dodatek, właśnie on wydawał mi się znajomy, bardzo podobne klimaty poznałam już w „Obserwatorze” Ch. Link. Nie przeszkadza mi to jednak stwierdzić, że przeczytałam ją z wielką przyjemnością, widząc jak wielką rolę autorka przywiązała do każdego słowa. Powieść, choć momentami monotonna wciąga, porusza wiele aktualnych problemów, daje dużo możliwości do osobistych porównań czy przemyśleń. Na pewno pełna emocji głównych bohaterów, którzy próbują radzić sobie z nimi nie zawsze w odpowiedni sposób. Czy poradzą sobie ze swoją codziennością? Polecam.
"Najśmieszniejsze jest to, że tak naprawdę każda miłość przypomina kicz. Wszyscy jesteśmy tacy sami, gdy się zakochujemy, niezależnie od wieku, stanu konta bankowego, wykształcenia. Wszyscy zakochujemy się w ten głupi, kiczowaty, przesłodzony, melodramatyczny sposób, dajemy się omotać, pozwalamy, by świat się zacieśnił do jednej osoby, by się wokół niej obracał, aż do mdłości, aż do zaerotów głowy..."
Mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce. Jednak czasami jeden rzut oka na oprawę graficzną, tytuł czy krótki opis potrafi sprawić, że czujesz, iż musisz sięgnąć po daną książkę. Po prostu coś wewnątrz woła, jakby z nadzieją, że historia zawarta na tych tajemniczych kartkach, całkowicie Cię pochłonie. Właśnie takie uczucie towarzyszyło mi, gdy pierwszy raz zobaczyłam okładkę książki "Kiedy będziemy deszczem" Dominiki van Eijkelenborg. Poczułam, że muszę po nią sięgnąć - bo ta przepiękna kolorystyka, te krople, wyglądające niemal jak łzy i już ten sam tytuł, który dla kogoś, kto od zawsze lubi deszcz, był jak magnes. Najlepsze jest jednak to, że kompletnie nie spodziewałam się tego, co zaserwowała mi autorka. Otrzymałam coś wspaniałego: ogrom emocji ujawniający się śmiechem, chwilami grozy oraz łzami wzruszenia. To najlepsze rozpoczęcie czytelnicze roku, jakie mogłam sobie wymarzyć.
Inga de Graaf - główna bohaterka książki to kobieta rozczarowana dotychczasowym życiem. Czuje, że wpadła w pewnego rodzaju rutynę i nic nie przynosi jej szczęścia... Któregoś dnia wychodzi na spacer z psem, z którego już nie wraca. Zaniepokojony mąż zgłasza zaginięcie, gdyż nie wierzy, że Inga mogłaby tak po prostu porzucić rodzinę. Jednak ślady odkryte w jej korespondencji rzucają nowe światło na tę tajemniczą sprawę. Prowadzą bowiem do dawnej przyjaciółki kobiety oraz pewnego, młodego mężczyzny... Jak zatem potoczą się losy kobiety? Kim okaże się być tajemniczy młodzieniec? Czy Inga uciekła z kochankiem czy faktycznie stało jej się coś złego? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie sięgając po książkę "Kiedy będziemy deszczem".
Jedyne słowo, jakie przychodzi mi na myśl po przeczytaniu tej książki to piękna. Ta historia chwyciła mnie za serce całkowicie. Sprawiła, że poczułam ogrom emocji i wprost nie mogłam się od niej oderwać. Chociaż wykryłam tutaj rzecz, jaka może stanowić dla kogoś mały minusik, to mimo wszystko uważam, że to jedna z lepszych książek, jakie do tej pory czytałam. Nakreślając od razu tę drobną wadę - po przeczytaniu krótkiego opisu, książka wydawała mi się być trzymającym w napięciu thrillerem, a jednak tego nie było. Jak dla mnie to jak już bardziej thriller psychologiczny czy też powieść obyczajową z wątkiem kryminalnym. Dlatego jeżeli spodziewacie się thrillera pokroju pisanych chociażby przez Cobena, to tutaj takiego nie dostaniecie, chociaż muszę przyznać, że ostatnie rozdziały spokojnie dały radę i bardzo, ale to bardzo trzymały mnie w napięciu.
Przechodząc natomiast dalej, nie sposób nie wspomnieć o specyficznej budowie książki. Całość rozpoczyna moment, w którym czytelnik dowiaduje się, że Inga zaginęła, po czym zaserwowana zostaje historia, jaka miała miejsce wcześniej, aż znowu pojawia się powrót do chwili, w której policja robi, co może, by odnaleźć kobietę. Dodatkowo całość pisana jest poniekąd w dwóch narracjach. Maile, jakie Inga wysyłała do dawnej przyjaciółki pisane są w narracji pierwszoosobowej, z kolei pozostałe wydarzenia - w trzecioosobwej. Może Wam się teraz wydawać, że łatwo się pogubić, prawda? Jednak nie martwcie się - wszystko zlepia się tutaj w logiczną całość i o żadnym pogubieniu się w historii nie ma mowy. Jak dla mnie pomysł na taką, a nie inną strukturę książki, był genialny. Natomiast co do stylu, którym posługuje się autorka, muszę przyznać, że jestem pełna podziwu. Od samego początku przypadł mi do gustu. Był taki lekki w odbiorze sprawiając, że tę książkę się nie czytało, a pochłaniało. Jednocześnie ten styl trafił do mnie, bo był pełen emocji. Przelewały się one tutaj w tak wielu słowach, zdaniach sprawiając, że co rusz miałam ochotę zaznaczać jakieś fragmenty. Szczególnie emocjonalne były właśnie wiadomości, jakie Inga wysyłała do swojej przyjaciółki - o niektórych rzeczach pisała tak, jak sama śmiało mogłabym napisać.
Jednak jak już wspomniałam na początku, najbardziej urzekły mnie w tej historii emocje. Jest ich tam mnóstwo i nie jest się w stanie od nich uchronić. Sama nie spodziewałam się, że ta opowieść będzie w stanie lekko mnie rozwalić. Nie pomyślałabym, że jak przez dobre czterysta stron świetnie się trzymałam, tak końcowe fragmenty wycisnęły z moich oczu łzy wzruszenia. Jest to nieco trudno historia, która w pewnym sensie może zniesmaczać. Owiana jest nutą zakazanej zdrady, a to z kolei jest czymś, czego nie akceptuję. Mimo to autorce udało się mnie urzec i zastanawiając się dlaczego, zrozumiałam, że zobaczyłam w tej historii tak wiele pięknych prawd o życiu. Uświadamia ona bowiem, że nigdy nie wiadomo co nas czeka. Pokazuje, że czasami nawet trudne relacje są w stanie jakoś się poukładać. Uświadamia, że czasami trzymamy w sobie wiele blizn i chociaż nie pokazujemy ich na zewnątrz, to są gdzieś w środku nas, wypalając wciąż na nowo naszą duszę. Pokazuje, jak łatwo jest się zagubić w tym naszym życiu i jak ciężko potem na nowo odnaleźć. Sporo miejsca poświęca też relacji człowiek - zwierzę, bo znajdziemy tutaj psa Pirata, który był poniekąd strażnikiem Ingi. I może jestem czasami za dużą romantyczką, ale to, co jeszcze mnie urzekło to fakt, że zobaczyłam w tej historii przesłanie dotyczące istnienia bratnich dusz... Bo nawet jeżeli coś rozdzieli je na ziemi, to kto wie, co będzie potem - wtedy, "kiedy będziemy deszczem"? Wspaniała historia, którą polecam każdemu.
Bohaterowie zostali wykreowani bardzo dobrze. Inga jawiła się jako kobieta, która pragnęła w swoim życiu wielu rzeczy, a w pewnym momencie zagubiła się na tyle, by szukać czegoś, co ponownie tknie w niej tę zagaszoną iskrę. Była jednocześnie tak krucha emocjonalnie, że w jakimś stopniu myślę, że mogłabym znaleźć z nią nić porozumienia. Inne, istotne postacie tej historii to Marc - mąż kobiety, który był bohaterem, wobec jakiego przyjmowało się raczej neutralną postawę oraz Robin - który cóż, mnie osobiście przyciągał, być może swoją tajemniczością, a jednocześnie niezwykłą dojrzałością emocjonalną. Stąd też uważam, że autorka świetnie wykreowała swoje postacie.
Podsumowując, "Kiedy będziemy deszczem" to książka, która chwyta za serce. Jak dla mnie to piękna powieść z wątkiem kryminalnym, który mimo tego, że było go niewiele, to gdy już się pojawiał, niezwykle trzymał w napięciu, a rozwiązanie jakie ze sobą niósł było niezwykle zaskakujące. Polecam Wam zatem sięgnięcie po tę książkę, bo uwierzcie mi - warto!
Ona jedna przeciwko całemu światu- nieposkromionym dzieciom, niespełnionym nadziejom, nieszczęściom małżeńskim. Rozdarta między tym, czego by chciała, a tym do czego się zobowiązała. Kuszona perspektywą lepszego jutra.
„To było wszystko co jej pozostało po marzeniach i oczekiwaniach? To było życie, które wybrała? Rzeczywistość złożona z miliona prostych czynności, których nikt nie zauważał, które pożerają jej cały czas i wszystkie siły witalne. Pusty pokój, dni przepełnione, a sprawiające wrażenie pustych, nieobecny mąż”.
„Kiedy będziemy deszczem” to książka, po której spodziewałam się czegoś zupełnie innego- samej realizacji tematu, więcej mrocznych tropów, bardziej skomplikowanego śledztwa policyjnego. Elementy te zostały zastąpione, a raczej zdominowane, wątkami związanymi z rodziną, macierzyństwem, spełnieniem zawodowym i prywatnym. I muszę przyznać, że zamiana ta wyszła autorce jak najbardziej na korzyść.
Inga nie jest szczęśliwa. Matczyne obowiązki, słaby kontakt z partnerem, brak przyjaciół coraz bardziej ją uwierają. Kobieta odczuwa narastające zmęczenie i stres, którego nie sposób rozładować. Chętnie dzieli się szczegółami w niezwykle osobistych mailach. Przyznam szczerze, że momentami czułam się bardzo przytłoczona, a nawet lekko przerażona jej wyznaniami. Miałam wrażenie, jakby to na mojej szyi zaciskała się pętla zbudowana z rodzinnych powinności, a ciężary spadały na moje ramiona bez żadnego ostrzeżenia. Dawno nie czytałam powieści przedstawiającej macierzyństwo w taki sposób- nie jako spełnienie marzeń, a proces, który faktycznie może zmęczyć, obciążyć, sprawiać, że rodzi się w nas bunt.
Autorka stworzyła bardzo emocjonalną i smutną powieść, określającą rolę wielu kobiet w dzisiejszych czasach. To osobisty, przepełniony refleksjami, goryczą i niespełnionymi marzeniami portret kury domowej, samotnie zamkniętej w wieży zbudowanej z niedomówień i złamanych obietnic. Kolejne rozdziały mocno mnie zastanawiały i sprawiały, że popadałam w coraz większą złość, jednocześnie obawiając się, że moje życie mogłoby również tak kiedyś wyglądać i zastanawiając się, co zrobić, by do tego nie dopuścić.
„Macierzyństwo i małżeństwo odbierają nam, kobietom, tożsamość. Zamieniamy się w automaty czynne całą dobę, wypełniające swoje obowiązki. Stajemy się tłem, niewidocznym mechanizmem, dzięki któremu wszystko działa, jak należy”.
Przeminione marzenia i dni wypełnione frustracją stają się dobrym fundamentem do stworzenia dziwnej, niepokojącej i nieprzyszłościowej relacji. Obserwujemy zalążki tego uczucia, z jednej strony ciesząc się, że bohaterka będzie mogła liczyć na pomocne ramię i odrobinę wsparcia, z drugiej jednak pragnąc ją ostrzec i odciągnąć od niej tego mężczyznę. Co najważniejsze autorka nie oferuje nam płomiennego romansu, a ta zdrada nie boli. To pochmurna i deszczowa historia poprzetykana promieniami szczerego uczucia, które zdarza się raz w życiu.
Ta historia może nas zasmucić, nie brak w niej gorzkich fragmentów, niesie ze sobą łzy, złość, obawy. Znalazłam wszystko, mnóstwo emocji i pragnień, choć nadzieja na lepsze jutro została starannie ukryta. To z pewnością jedna z tych powieści, którą każdy czytelnik odbierze inaczej, doszukując się w niej wielu plusów, ale też braków, jakie można by policzyć na minus- zależnie od tego, czego oczekujemy i jak bardzo jesteśmy elastyczni wobec przekazanej nam treści.
Spodziewałam się interesującego policyjnego śledztwa, bo na takie autorka zrobiła mi apetyt na początku książki. Tymczasem konstrukcja powieści okazała się zgoła inna- śledztwo rozpoczyna i zamyka powieść, gubiąc się w codzienności Ingi. Taki obrót akcji nieco mnie zaskoczył, ale niekoniecznie mi przeszkadzał. Liczyłam również na więcej elementów charakterystycznych dla thrillera, ale może takie stonowane tło nie jest najgorszym pomysłem. Eijkelenborg zachowała się całkowicie fair oferując prostą, a jednak emocjonalną i refleksyjną historię, mądrze i składnie napisaną, uzupełnioną pełnowymiarowymi bohaterami i nostalgiczną otoczką.
" Są dwa rodzaje bólu. Ten którego źródło jest widoczne, który pozostawia blizny, i ten w twoim wnętrzu, niezlokalizowany dziwny w którego epicentrum nie możesz wbić zębów paznokci, ostrza. Możesz go tylko na, chwilę zagłuszyć "
Inga mieszka w Holandii. Przeprowadziła się tam Kiedy Zakochała się w Marcu.Kobieta ma dwójkę dzieci, jednak jej życie w pewnym momencie, staje się do nie do zniesienia. Ciągle starał się być wzorową mamą i żoną. Rozpaczliwie szuka zrozumienia pomocy ucieczki i zapomnienia. W pewnym momencie pozorne życie które stworzyła jest ponad jej siły Pewnego dnia znika. Danie mi męża wiodła zupełnie zwyczajne życie. Była kochającą żoną i matką, jednak korespondencja mailowa którą zostawiła zdaje się temu zupełnie przeczyć.
Kiedy przeczytałam opis wiedziałam że muszę sięgnąć po Kiedy będziemy deszczem. Jak tylko zaczęłam czytać fabuła wydawała mi się chwilami naprawdę nudna. Nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Chwilami myślałam, że to zdecydowanie nie jest książka dla mnie. Jednak z każdą stroną ta historia wciągała mnie coraz bardziej. Na szczęście fabuła w końcu nabrała tempa. Nie spodziewałam się że będę przy niej płakać i to aż dwa razy. Główna bohaterka ma bardzo głębokie przemyślenia na temat życia, więc wpadło sporo wartościowych cytatów.
"Kiedy będziemy deszczem" to książka, która opowiada o życiu Ingi, łączy w sobie nie tylko zagubienie, i zrezygnowanie głównej bohaterki ale również pewnien rodzaj mroku i tajemnice.
Moje pierwsze spotkanie autorką, wypadło dość specyficznie. Oczywiście nastawiałam się na mocno wciągający thriller, a dostałam niespieszną powieść obyczajową.
To niezwykle klimatyczna, mroczna opowieść o kobiecie, której sekrety i tajemnice wyłaniają się z każdą stroną. Atmosfera jest ciężka, mroczna, a podczas czytania towarzyszy nam ciągły niepokój. Co do samej fabuły, to byłam zaciekawiona, chociaż są tu momenty przegadane i wtedy ta powieść trochę mi się dłużyła. Jednak ten stateczny, choć plastyczny styl, na pewno znajdzie swoich fanów.
Było poprawnie, chociaż to, że czytanie przeciągało się w czasie, trochę tej powieści ujmuje. Mimo tego, nie żałuję sięgnięcia po nią i wejścia w rolę obserwatora ludzkich zachowań.
"Macierzyństwo i małżeństwo odbierają nam, kobietom, tożsamość. Zamieniamy się w automaty czynne całą dobę, wypełniające swoje obowiązki, dbające o potrzeby wszystkich wokół. Stajemy się tłem, niewidocznym mechanizmem, dzięki któremu wszystko działa, jak należy."
Takim akcentem zacznę to, co chcę napisać. Fabuła jest naprawdę super. To jedyna książka z mocnym psim akcentem, która mi się podoba. Inga skradła moje serce. Poznajemy jej przeszłość, teraźniejszość, myśli, odczucia i stajemy się niemymi świadkami jej wewnętrznej przemiany. Przemiany pozytywnej, która doprowadza do tragedii.
To taka lektura, która spodoba się czytelnikom obu płci. Nie jest to typowa obyczajówka, ani typowy romans. To mieszanka gatunkowa. To historia kobiety, która utknęła w martwym punkcie, straciła siebie, nadzieję na zmianę, zapomniała kim jest i tylko zbieg okoliczności sprawia, że jej serce zaczyna w końcu bić. Krok po kroku znajduje radość z drobnych rzeczy. Krok po kroku buduje swoje poczucie wartości. Krok po kroku z uciekinierki, matki dwójki dzieci, mężatki, staje się uśmiechniętą, pełną życia kobietą. Niestety odbywa się to wielkim kosztem i tu tkwi haczyk. Nie każdy z was będzie zachwycony postawą Ingi.
Należę do kręgu osób, które uważają, że wszystko zależy od nas samych. Najważniejsze, to wyjść ze strefy komfortu, popuścić smycz i dać sobie szansę. Szansę na to, żeby żyć, ale tak naprawdę po prostu żyć. Gdy jednak spadnie deszcz, zawsze trzeba pamiętać, że przyjdzie po nim słońce, a nawet tęcza.
Książkę oczywiście polecam i młodszym i starszym czytelnikom. Okładka pierwszego wydania została zmieniona. Znajdziecie ją już pod inną.
PRZEPIS NA DOBRY THRILLER TO KŁAMSTWA I NIEDOPOWIEDZENIA, POCZUCIE WINY I WSTYD, GORYCZ I SŁODYCZ Cokolwiek robi, gdziekolwiek jest, czuje, że jego oczy...
Tylko w ciemności można naprawdę zobaczyć siebie. Mroczny thriller psychologiczny, który odkrywa najmroczniejsze zakamarki duszy. Kariera Joanny...