Joanna Bator spędziła dwa lata w Japonii, pracując na jednej z tokijskich uczelni. Dla kulturoznawczyni i filozofki pobyt w tym kraju stał się źródłem nieustannych zadziwień i przemyśleń. Codzienne życie, nawet kiedy jego fragmenty wyglądały całkiem znajomo, zaskakiwało szczegółami i zasadami. Prowokowało do notowania. Wrażenia i refleksje nawarstwiały się w narrację dokumentującą osobiste spotkanie z inną kulturą. Zachwyty i pytania kierowały ku odpowiednim książkom, a te pomagały w lepszym rozumieniu tego innego świata i zarazem inspirująco jego odbiór komplikowały. Prowadziło to ku nowym zachwytom, kolejnym spacerom i wyprawom, ku kolejnym książkom. Tak powstała ,,jej Japonia", wachlarz widoków z Krainy Kwitnącej Wiśni.
Dziesięć lat temu trafiłam do kraju, o którym nigdy nie marzyłam i o którym nie wiedziałam wiele. Tamta podróż wydawała się być jednorazową przygodą, piękną, ale nieznaczącą, którą los ofiarował mi na życiowym rozdrożu w jednym z niewiarygodnych zbiegów szczęśliwych okoliczności. Wiem, że z różnych powodów podobna wyprawa już mi się nie przydarzy, dlatego wspominam ją z czułością i nostalgią. Jej zapisem jest Japoński wachlarz, którego nową wersję oddaję Czytelnikom do rąk. Japoński wachlarz. Powroty, przewodnik osobisty i subiektywny, pozostaje tym, czym był od początku: kolekcją obrazków z podróży kreślonych wzorem zuihitsu, czyli ,,tak, jak pędzel prowadzi".
Joanna Bator (ze wstępu)
Joanna Bator uzupełniła książkę o nowe doświadczenia, w tym także o trzęsienie ziemi, jakie przeżyła w Tokio 11 marca tego roku, najpotężniejsze od czasu, gdy zaczęto je dokumentować.
Autorka nie cofała się przed żadnym doświadczeniem: ugotowała się na raka w ukropie japońskiej sauny, skosztowała trującej ryby fugu, nawet pracowała jako hostessa. Japońskich biznesmenów rozbawiła do łez, wprowadzając polski egzotyczny zwyczaj całowania pań po rękach. Otwartość, ciekawość, a też wytrwałość autorki są tym bardziej godne podziwu, że przyjeżdżając do Japonii, nie znała języka. Uczyła się go dopiero w trakcie pobytu. Jednak nawet bez japońskiego Bator potrafiła nawiązać japońskie przyjaźnie, . z byłą prostytutką.
Maria Kruczkowska, ,,Gazeta Wyborcza"
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2018-04-18
Kategoria: Edukacyjne
ISBN:
Liczba stron: 376
Japończycy potrafią czytać w warunkach ekstremalnych. Nie zdziwiłabym się, gdyby kamikadze zabierali w ostatni lot jakąś lekturę dla zabicia czasu przed zabiciem siebie. Podejrzewam, że japońscy himalaiści i speleolodzy czytają, gdy tylko mają jedną wolna rękę i trochę światła, a niebo w wersji japońskiej to wielka biblioteka w otoczeniu dobrych restauracji.
To przy tym jedyna wersja nieba, do której Joanna Bator dałaby się przekonać. Ja również.
Joanna Bator, polska pisarka, publicystka i żeby być poprawnym politycznie, kulturoznawczyni, w ciągu ostatnich dziesięciu lat spędziła w Japonii większość czasu. O swoim zdziwieniu świeżo upieczonej gaijinki, która ma za chwilę na dobre wsiąknąć w wielość japońskich kultur, pisze w Japońskim wachlarzu, który miałam okazję przeczytać w wersji uzupełnionej, z podtytułem Powroty.
Japonia nie jest jedna, Japonii jest wiele. A każda w podobny sposób zaskakująca nas, gaijinów - obcokrajowców, wychowanych w zupełnie innej kulturze. Oczami Bator zwiedzamy więc Japonię czytających wszędzie i o każdej porze Japończyków, zaglądamy do ich sterylnie czystych domów i ultranowoczesnych łazienek, zajrzymy im nawet do wanny, marzeń i tęsknot za światem dzieciństwa lub miejscami, w których nigdy nie byli. Odwiedzamy świat, w którym z jednej strony gejsze są tylko hollywoodzką kliszą, z drugiej taki, w którym znaczna część małżeństw to wciąż związki aranżowane przez rodziny. Razem z autorką dziwimy się jednym z najbardziej skomplikowanych systemów językowych na świecie i japońskiej skłonności do pomniejszania wszystkiego, co tylko da się pomniejszyć. Zwiedzamy też Tokio, miasto kontrastów, z idealnie czystą i punktualną komunikacją i adresami, których nie ma na mapie - trzeba je dopiero narysować, bo zapisanie nie ma najmniejszego sensu praktycznego. Poza skłonnością do utrzymywania sterylnej czystości, pomniejszania rzeczywistości do rozmiarów bonzai, czytania w niewygodnych pozycjach i dobrego, pięknie wyglądającego jedzenia (mówi się, że Japończycy zjedzą wszystko, co pływa, za wyjątkiem łodzi podwodnej...), Japonia to też kraj cukierkowego kiczu - kawaii, który z własnego podwórka znamy pod postacią różowej kotki Hello Kitty.
Kultura zachodu jest dla Japończyków tak egzotyczna, jak dla nas gaijinów - kultura japońska. Wiele rzeczy, które nam (lub im) wydają się uniwersalne, ulega przewartościowaniu, jeśli spojrzymy na rzeczywistość, używając odpowiednich soczewek. Autorka Japońskiego wachlarza udostępnia nam soczewki kulturoznawcze, pozwala nie tylko zobaczyć, ale i przeanalizować (bo rozumienie to słowo za duże). Marcin Bruczkowski, również gaijin na obczyźnie, nie posunął się do wysuwania wniosków i choć jego Bezsenności w Tokio czyta się może trochę łatwiej, to jednak Japoński wachlarz pod względem poznawczym jest pozycją znacznie bardziej wartościową. Wysiłek autorki, niepozbawiony oczywiście przyjemności, włożony w badania, jest godny najwyższego podziwu, a chłodne spojrzenie naukowca dodaje obrazowi Kraju Kwitnącej Wiśni wiele obiektywizmu. W Japońskim wachlarzu nie chodzi przecież tylko o rozrywkę czytelnika, który mógłby liczyć na nieco prześmiewcze porównanie "wyższej" (zdaniem statystycznego Europejczyka) kultury zachodu i tej egzotycznej - na Dalekim Wchodzie.
Niewątpliwie najważniejszy, walor poznawczy Wachlarza, nie wyklucza oczywiście spojrzenia na Japonię z ogromnym poczuciem humoru, które z rosnącym podziwem wyczytywałam z kart kolejnych rozdziałów. Oto kilka perełek:
Bannana Yoshimoto, córka (...) wybitnego japońskiego intelektualisty (...) nie poszła w ślady ojca. Proza Banany jest ostentacyjnie antyintelektualna: taki mógłby pisać Andrzej Stasiuk, gdyby był młodą Japonką. (...) Ten śmieszny pseudonim okazał się dobrym chwytem marketingowym i przyciągał uwagę japońskich czytelników, tak jak, powiedzmy, we Francji wzbudziłaby ją pisarka nazywająca się Banan Sartre albo Banan Foucault. Nie jestem pewna, czy Banan Mickiewicz albo Słowacki brzmi podobnie intrygująco, choć Banan Gombrowicz z pewnością ma jakiś potencjał.
Potok słów japońskich windziarek, sekretarek czy stewardes, którym polecenie zapięcia pasów zajmuje podejrzanie dużo czasu, płynie tak obficie właśnie z powodu grzecznościowych formuł. W dosłownym tłumaczeniu na nie tak grzeczny angielski czy polski brzmi to oczywiście komicznie. "Uprzejmie przepraszamy szanownych podróżnych za niewybaczalną niewygodę, jaką jest oczekiwanie na start w naszym skromnym samolocie. Prosimy, by szanowni podróżni wybaczyli nam tę wielką niegrzeczność, jaka popełniamy, nieuprzejmie przerywając im konwersacje i prosząc ich uniżenie o zapięcie tych skromnych pasów".
Przetłumaczony dowcip japoński (...) przypomina angielskie streszczenie spektaklu kabuki, z którego po kilkakrotnym przestudiowaniu wiadomo tyle, że ktoś komuś ukradł przyrząd do palenia kadzideł i córka tego kogoś sprzedała się do domu publicznego, a brat - nie wiadomo, czyj - powrócił i popełnił samobójstwo, bo musiał, mimo iż ukradziona rzecz znalazła się dzięki samurajowi. Który też popełnił samobójstwo.
Japoński wachlarz. Powroty to jedna z lepszych i mądrzejszych książek przybliżających kulturę Kraju Kwitnącej Wiśni i mentalność jego mieszkańców. Warto zastanowić się nad tym, że Japończycy patrzą na nas - gaijinów - z nie mniejszym zdziwieniem i poczuciem obcowania z egzotyką, z jakimi my postrzegamy ich rzeczywistość i ich samych.
Joanna Bator wraca w swoim pisarstwie do Japonii, której poświęciła swój debiutancki zbiór esejów Japoński wachlarz. Choć jest...
Reporterka Alicja Tabor wraca do Wałbrzycha, miasta swojego dzieciństwa. Osiada w pustym poniemieckim domu, z którego przed laty wyruszyła w świat. Dowiaduje...