NIESAMOWITA OPOWIEŚĆ, W KTÓREJ ZACIERA SIĘ GRANICA MIĘDZY JAWĄ A SNEM
Do zapomnianej przez świat wsi przyjeżdża młoda pisarka, która planuje rozpocząć pracę nad swoją najnowszą powieścią. Wynajmuje pokój u tajemniczej kobiety, zwanej przez miejscowych Szarą. Już pierwsze chwile pobytu u gospodyni pokazują dobitnie, że zarówno dom, jak i cała wieś kryją w sobie wiele sekretów.
Równolegle do fabuły prowadzonej na jawie czytelnik zostaje wprowadzony w świat niezwykle realistycznych snów pisarki. Pojawiają się w nich niby ci sami bohaterowie, których spotyka w świecie rzeczywistym, a jednak zupełnie odmienni od postaci rzeczywistych. Sny prowadzą pisarkę dalej niż jej dociekania na jawie. Podążając ich tropem, główna bohaterka zaczyna odkrywać zarówno tajemnice pobliskiego wzgórza, jak i sekrety skrywane przez mieszkańców całej wsi.
Pisarka pochłonięta swoimi dociekaniami nie zauważa nawet, że jej najnowsza powieść zaczyna pisać się sama. Każdy kolejny sen przynosi nowy rozdział, a zagadki rozwiązują się zarówno podczas jawy, jak i w czasie snu.
Ostatecznie główna bohaterka będzie musiała odpowiedzieć na pytania: Co wydarzyło się naprawdę, a co jej się tylko śniło? Kto jest bohaterem powstającej powieści? Czy przypadkiem nie jest tak, że pisarka to tylko postać z własnej książki...?
UTRZYMANA W WYJĄTKOWYM KLIMACIE ONIRYCZNA OPOWIEŚĆ, OD KTÓREJ TRUDNO SIĘ ODERWAĆ...
O autorce
Marta Trzeciak debiutowała powieścią psychologiczną pt. Inframundo. Jest dwukrotną stypendystką Stypendium Kulturalnego Miasta Gdańska oraz zdobywczynią wyróżnienia w kategorii prozy pomorskiej i kaszubskiej COSTERINA (za dwie kolejne powieści: Bliżej Dalej oraz Dwa życia Kiki Kain). Trenerka i sędzia Odysei Umysłu. Pracuje nad doktoratem z dziedziny fizjologii środowiskowej - w ramach Interdyscyplinarnych Studiów Doktoranckich. Autorka artykułów naukowych i popularnonaukowych z zakresu fizjologii, weterynarii i biologii. Prowadzi warsztaty kreatywnego pisania - między innymi w Bibliotece Publicznej w Gdańsku oraz w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku.
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2016-05-24
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 336
Muszę sączyć to uczucie powoli - jak drinka. Nie mogę się na nie rzucić dwoma haustami, bo wszystko popsuję.
Sen. Czym jest sen? Znacie to uczucie, kiedy to, co na jawie, miesza się z życiem codziennym? Doznaliście sytuacji, w której uparcie twierdziliście, że coś się wydarzyło, a okazywało się, że to zwykły sen? Ja tak miałam. Niejednokrotnie. Bardzo dziwne lecz fascynujące uczucie. Nigdy bym nie przypuszczała, że w moje ręce może trafić książka, która ma możliwość wywołać we mnie podobne uczucia. Czy tej się udało?
Marta Alicja Trzeciak na swoim koncie ma już kilka niebanalnych powieści. Debiutowała książką Inframundo. Jest dwukrotną stypendystką Stypendium Kulturalnego Miasta Gdańska. Za powieści Bliżej dalej oraz Dwa życia Kiki Kain zdobyła wyróżnienie w kategorii prozy pomorskiej i kaszubskiej COSTERINA. Aktualnie prowadzi warsztaty kreatywnego pisania. Z twórczością autorki spotkałam się po raz pierwszy w jej najnowszej powieści i żałuję. Żałuję, że nie trafiłam na jej prozę wcześniej!
Pewna pisarka, szukając natchnienia, przyjeżdża do małej wsi, aby w ciszy i spokoju rozpocząć pracę nad swoją najnowszą książką. Kobieta wynajmuje pokój u Szarej - gospodyni, która mieszka razem ze swoją matką oraz wnuczką. Wynajmowane cztery ściany mają być nawiedzone, jednak autorka czuje się w nich świetnie i wie, że spędzi w nich miło czas. Od tego momentu wszystko zaczyna się ze sobą mieszać. Sny wydają się być rzeczywistością, a rzeczywistość zdaje się być jak ze snu. Co w tym wszystkim jest prawdą, a co nie? Gdzie jest granica pomiędzy rzeczywistością, a iluzją?
Co mogę powiedzieć o tej książce? Pierwsze co nasuwa mi się na myśl to WOW! Pierwszy raz miałam możliwość przeczytać tak dobrą i polską prozę. Na pewno nie tego się spodziewałam, wybierając ten tytuł. Zdecydowanie nie jest to książka lekka i relaksująca, którą można przeczytać w jeden wieczór. To ten typ powieści, nad którym trzeba pomyśleć, zastanowić się i wysilić szare komórki. Książka nie ma jednoznacznego przekazu. W zależności od tego, jak odbierasz rzeczywistość, tak odbierzesz tę pozycję. Historia opisana przez Martę A. Trzeciak nie jest lekka, ale nie jest też kosmicznie trudna i nużąca. Choć ta magiczna opowieść z pozoru wydaje się nierealna, to po dłuższej chwili namysłu okazuje się być bardzo rzeczywista i prawdopodobna.
Autorka zajmuje się prowadzeniem kursu kreatywnego pisania. Po przeczytaniu tej książki wiem, że chciałabym kiedyś trafić do niej na zajęcia. Od jej opowieści nie sposób się oderwać. Bohaterowie wykreowani są wręcz idealnie. Szukałam na siłę jakichkolwiek niedociągnięć, jednak ich nie znalazłam. Czy gdzieś się pojawiły? Stwierdzam, że nie. Może po prostu autorka tak mnie zaczarowała, że nie potrafiłam ich zauważyć? Brawa, wielkie brawa! Dawno nie czytałam książki, w której głównym bohaterem jest pisarz. Ostatnią taką książką były bodajże Wszystkie kształty uczuć - Edyty Świętek. Lubię tego typu książki. Czytając je odnoszę wrażenie, że zagłębiam się w myśli samego autora, który umiejętnie umieszcza własną osobę w swoim literackim bohaterze. Czy Marta A. Trzeciak taki miała zamiar? Mam nadzieję, że tak, gdyż po skończonej lekturze mam wrażenie jakbym poznała bliżej samą autorkę, którą bardzo polubiłam.
Dwadzieścia siedem snów to niebanalna i nieszablonowa opowieść, pełna niezwykle realistycznej magii. To książka, od której nie sposób się oderwać. Czytając tę opowieść masz wrażenie, że poznajesz dokładnie samą autorkę, a opisana historia na długo pozostanie w Twojej pamięci. Niezwykłości tej powieści dodaje piękna i magiczna okładka, która przyciąga spojrzenie z daleka. Serdecznie polecam!
Tworzenie czegoś z niczego, to największa tajemnica świata...
http://krainaksiążkazwana.blogspot.com
Czasami sny są tak realistyczne, że po obudzeniu nie wiemy, czy był to sen, czy jawa.
Są w życiu sytuacje tak nierealne, że wydają się tylko snem.
„Tworzenie czegoś z niczego to największa tajemnica świata...”
Cisza i spokój jest właśnie tym, czego potrzebuje autor do stworzenia nowej powieści. Wieś wydaje się rozwiązaniem idealnym, kusi swoją sielskością i obietnicą, niczym niezakłóconego, spokoju. Jednak dom, w którym zamieszkała młoda pisarka aż prosi się o wysłuchanie historii jej mieszkańców, a dla nich ktoś z zewnątrz może okazać się ostatnią deską ratunku. Czy podoła temu wyzwaniu?
„Dwadzieścia siedem snów” było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Marty Alicji Trzeciak. Było to spotkanie, muszę przyznać, wymagające ode mnie pełnego skupienia i dokładnego analizowania. Na początku miałam pewien problem z dopasowaniem się do stylu autorki, jak i do konstrukcji książki. W tej książce sny przeplatają się z jawą, jednocześnie się do siebie dostrajając i uzupełniając. Czytając, byłam często zagubiona, niepewna tego, co było wspomnieniami mieszkańców wsi, a co snem pisarki. Ten zabieg zmusił mój mózg do wytężonej pracy podczas czytania oraz sprawił, że odkładając tę książkę, wciąż o niej myślałam.
„Muszę sączyć to uczucie powoli -jak drinka. Nie mogę się na nie rzucić dwoma haustami, bo wszystko popsuję.”
Ta nierealna i magiczna opowieść okazała się bardzo prawdopodobna. Duchy, diabły i demony okazują się tak bardzo prawdziwe, jak ludzie, a szaleństwo wydaje się jedynym zdrowym i naturalnym odruchem. Bohaterowie tejże powieści są tak wspaniale wykreowani, że od razu wiedziałam, czy mam do czynienia z upierdliwym nudziarzem, czy z przekorną nastolatką. Nie doszukałam się żadnej nieścisłości w ich charakterach, ale muszę przyznać, że fabuła wciągnęła mnie tak bardzo, że nawet gdyby były jakieś niedociągnięcia to raczej nie zwróciłabym na nie uwagi.
Zagłębiając się w myśli głównej bohaterki, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że M.A. Trzeciak opisywała samą siebie, swój stosunek do pisania i czytelnika. Dzięki tej książce mam wrażenie, że ją znam, a przecież nigdy nie miałam przyjemności jej poznać. Ten zabieg pozwolił mi utożsamić się nie tylko z bohaterką powieści, ale również z jej autorką, co było bardzo interesującym i dość niespotykanym przeżyciem.
„Tyle tylko, że nie chcę czytelnika traktować jak idioty. Nie chcę na niego patrzeć z góry. Jest moim partnerem- idziemy razem, a więc chcę, by to on zdecydował, jak jego zdaniem należy interpretować daną historię.”
To mogła być zwykła opowieść jakich wiele. W zwykłą historię buntu, miłości, strachu i żalu Marta Alicja Trzeciak tchnęła magię, która sprawiła, że nie można tej książki tak po prostu przeczytać.„Dwadzieścia siedem snów” jest powieścią, którą się przeżywa coraz mocniej z każdą przewracaną stroną.
Ciężko się połapać co jest jawą a co snem. Pisarka przyjeżdża do Tego Nowego, żeby zebrać materiały do najnowszej książki. W niewielkiej miejscowości zamieszkuje u Szarej, jednakże okazuje się, że we wsi pełno jest tajemnic. Sny, które nawiedzają pisarkę są na pewno tylko snem? Kim są tajemniczy Re, Mi, La, Sol, Sza? Czy aby pisarka na pewno przyjechała do tej wsi, czy może to wszystko jest tylko owocem jej bujnej wyobraźni, jej snów? Nie mniej książka ciekawa i fajnie napisana, po raz pierwszy miałam do czynienia z oniryzmem w literaturze, dlatego jestem nieco zagubiona i już w połowie czytania postanowiłam dać się ponieść i przestać szukać logicznych związków. Tam, gdzie sny, rzadko mamy do czynienia z logiką. Tutaj również jawa-sen, sen-jawa, wszystko było rozmyte, jak gdyby nie było już różnicy pomiędzy jednym a drugim.
Bohaterowie książki? Autorka opisuje ich gamą Do-Re-Mi-Sza-Sol-La-Si-Do. Młoda pisarka w poszukiwaniu weny trafia do wioski To Nowe. Poznaje tu pewne kobiety - „Opowieść trzech kobiet powoli zamierzała ku zakończeniu. Powiedziały tyle, ile mogły; tyle, ile wiedziały. Teraz sama musiałam zrozumieć ich demona – diabła, który przeklął je pokolenia temu.” Lato, magia, jawa mieszająca się ze snem. Bardzo oryginalna opowieść, którą polecam.
Książka przeczytana w ramach Book Tour z Książkowe Wyznania.
Nie da się ukryć, że jest to książka jakich mało. Zaskakujący tryb narracji, ciekawa historia, chwilami wręcz magiczna. Przez chwilę miałam problem się w nią wkręcić, co oczywiście ustąpiło im dalej zagłebiłam się w historię. Warto do niej zajrzeć, choć nie każdemu przypadnie do gustu.
„Dwadzieścia siedem snów” Marty Alicji Trzeciak z przyjemnością zaliczę do powieści, które zwykłam określać mianem „inne niż wszystkie”. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po tę nietuzinkową historię, w której jawa miesza się ze snem, a to co realne nabiera metafizycznego wymiaru.
Pewna pisarka przyjeżdża do „zabitej dechami”, jak dziś byśmy to określili, wsi aby tam pracować nad swoją nową książką. Już samo miejsce wydarzeń o nazwie To Nowe brzmi dość tajemniczo. Położone w otoczeniu lasów, łąk i pobliskiego wzgórza sąsiaduje z oddaloną wsią To Stare. Dom, w którym zatrzymuje się bohaterka ma swoje duchy i tajemnice. Mieszkające tu trzy kobiety – Szara, jej matka określana jako Stara i wnuczka Laura mają swoją historię. Jest jeszcze Milena – samotniczka mieszkająca na pobliskim wzgórzu, która również, a może nawet najbardziej, pragnie zrzucić z siebie brzemię przeszłości. Te wszystkie opowieści dosłownie same proszą się, aby przelać je na papier. I w ten sposób każda z kobiet „rozwija tę opowieść ze swojej szpulki, a ja (pisarka) przejmowałam ją jak nić i nawijałam na moje czerwone pióro. Potem oddzielałam zasadniczą nić, dodawałam coś swojego, niepowtarzalnego i rozwijałam ją na nowo.” Każda z tych historii przekazywana jest w formie rozbudowanego, alegorycznego, chwilami absurdalnego snu, który śni główna bohaterka. Dzięki temu jej książka pisze się właściwie sama.
Czy uda jej się zmienić przeznaczenie?…
Autorka stworzyła tzw. powieść oniryczną, w której rzeczywistość świata przedstawionego zostaje znacznie zdeformowana i przekształcona. Bardzo cienka granica pomiędzy jawą i snem zaciera się i po chwili sami już nie wiemy w jakim świecie obecnie się znajdujemy. Sen w postaci marzenia lub koszmaru wykorzystany został jako płaszczyzna kontaktu z inną, alternatywną rzeczywistością. Imiona bohaterów tu występujących zostały skrócone do Sza, Mi, Sol, Si, La, Re i nabierają symbolicznej wymowy. Liczne wyolbrzymienia i odrealnienia wprowadzają niepewność i tajemniczość, momentami wieje grozą. Z drugiej strony ten irracjonalny, sprzeczny logicznie świat fascynuje i przyciąga. Jego magia wnika głęboko w umysł czytelnika.
Płaszczyzna oniryczna dostępna tylko dzięki snom, a zamknięta szczelnie za dnia, staje się coraz bardziej rozbudowana w miarę rozwoju wydarzeń.
Realizm magiczny, którym posłużyła się autorka powieści tak naprawdę na każdego czytelnika oddziałuje w inny sposób. Ma to ścisły związek z indywidualnym postrzeganiem rzeczywistości i dlatego nie dziwią mnie rozbieżne opinie. Mnie osobiście powieść nie wciągnęła, choć czytałam ją z zainteresowaniem. I tu znowu pojawia się sprzeczność. Już nie pamiętam kiedy sięgnęłam po książkę, która działałaby na mnie tak usypiająco i jednocześnie… intrygująco. „Dwadzieścia siedem snów” to powieść – wyzwanie. Nie jest to łatwa historia, gdyż wymaga skupienia i zaangażowania w lekturę. A na zakończenie każdy może ją inaczej odebrać i zinterpretować.
Ciszę się, że sięgnęłam po tego rodzaju opowieść. Polecam ją wszystkim, którzy poszukują w literaturze alternatywnych form przekazu, nowych wyzwań i niesztampowych pomysłów.
Jak zwierzęta wychowują swoje dzieci i czego możemy się od nich nauczyć?Mogłoby się wydawać, że skoro rozmnażanie się jest instynktem biologicznym, to...
Poruszająca historia o niezwykłym chłopcu, który ocali niejedno życie Baltazar rodzi się w małej księgarence pośród działu z legendami....
Przeczytane:2017-09-08, Ocena: 5, Przeczytałam, 2017, liceum,
Malownicza atmosfera snu, rodzinna klątwa, wakacje w pięknej wsi... Co tu więcej opisywać, po prostu trzeba przeczytać!