Dobre uczynki mają to do siebie, że im więcej ich robisz, tym szerzej się rozprzestrzeniają.
Zbliżają się święta, ale nikt nie myśli o światełkach, prezentach i pierniczkach, gdy epidemia wywróciła życie do góry nogami. Maja utknęła na kwarantannie, a jedyną osobą, do której może się odezwać prze drzwi, jest aspirant Sylwester. Andrzej próbuje zdobyć pracę marzeń, ale w międzyczasie oblewa egzamin na bycie ojcem. Perfekcjonistka Paulina nigdy nie pozwala sobie na słabości, przez co zapomniała, że najmilszych niespodzianek nie da się kontrolować...
Losy przypadkowych osób splatają się w opowieść o tym, że nawet jeżeli los nam nie sprzyja, zawsze trzeba mieć nadzieje. Jeden drobny gest może wywołać lawinę cudów, szczególnie w czasie, gdy chcemy się dzielić tym co najlepsze - sercem.
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2020-11-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 208
To już okres kiedy mamy ochotę sięgać po książki w świątecznym klimacie, które wprawiają nas w świąteczny nastrój.
"Dorzuć mnie do prezentu", to książka która czekała na mojej półce cały rok, ale doczekała się swojej kolejki. Jest to bardzo przyjemna i lekka opowieść o losach kilkunastu bohaterów, których losy w pewien sposób się ze sobą w życiu splatają. Okres grudniowy, który obejmuje wydarzenia z ich życia i przeplata się że świątecznymi wydarzeniami, które u niektórych są bardziej, a u innych mniej lubiane. Wiadomo, jak to w życiu jedni na punkcie świat dostają totalnego bzika, inni najchętniej wyjechali by w ciepłe kraje zapominając co to za okres.
Dodatkowym utrudnieniem w tym wyjątkowym świątecznym okresem okazuje się być panującą pandemia koronawirusa, która w tym roku na święta uziemia na kwarantannie niejedną osobę.
Poznajemy Paulinę, wysoko postawioną biznes woman, która co drugi rok musi spełniać mamy wymagania i przygotowywać wigilijną kolację dla szesnastu osób,a jej brat Andrzej i tak zawsze jest przez matkę faworyzowany, mimo iż od roku nie robi nic konkretnego poza szukaniem pracy. Paulina w tym roku zaprasza również na kolację kolegę z pracy, pochodzącego z Kanady, który miałby spędzić święta samotnie. Jego losy również są nam bliżej przedstawione.
Poznajemy również Andrzeja i jego syna Borysa, którzy tego roku na zaproszoną kolację dodatkowo się spóźniają z powodu wybryku chłopaka, który ląduje na komisariacie psując tym samym ojcu humor i rozmowę o pracę.
Poznajemy również Majkę, która na świąteczny okres wylądowała na kwarantannie po niewinnym pocałunku na imprezie, gdzie została poczęstowana wirusem, który uziemił ją w samotności na święta.a odwiedza ją wyłącznie policjant Sylwester, który nadzoruje osoby przebywające na kwarantannie. Jego osobę również mamy możliwość bliższego poznania.
Całość składa się na ciekawą, przeplatana różnymi wydarzeniami historię.
Niemniej jednak dla mnie nieco brakuje wykończenia niektórych historii. Chociażby losy Pauliny, której pożegnanie z Tomem, kolegą z pracy w windzie daje obiecujący początek, dla alternatywy dla toksycznego związku.
Książka mi się spodobała, choć po jej zakończeniu czułam pewien niedosyt i miałam ochotę na jeszcze.
Czuc w niej świąteczny klimat i dodatkowo aktualne czasy, w których została umiejscowiona wzmagają ciekawość czytelnika.
Serdecznie polecam.
"Dorzuć mnie do prezentu" ciężko mi to napisać, ale mnie nie zachwyciła.
Książka o tematyce świątecznej i to tego jest bardzo aktualna poprzez wpleciony wątek covidowy, który mnie drażnił. Książkę szybko się czyta, ale bez większej rewelacji i emocji. Połowę historii można byłoby pominąć, nie lubię jak w książce są powtórzenia, które nic nie wznosiły. Jedyny plus, że była krótka.
Dawny slogan "święta, święta i po świętach" idealnie pasuje do dzisiejszej daty. Tegoroczne święta niosły ze sobą wiele niepewności, smutku, ale również nadziei. Czuliście różnice? Ja tak i to bardzo. Jestem człowiekiem, który stanowczo wspomaga całą przedświąteczną komercję, chodząc obsesyjnie po sklepach, oglądając, a niekiedy nawet kupując w dużych liczbach świąteczne ozdoby. Zawsze całą duszą cieszyłam się z tych pięknych dekoracji, z tego pośpiechu, planowania, czekania i życzenia ludziom wszystkiego co najlepsze. W tym roku niestety musiałam się pogodzić z tym, że są tylko święta, a nie też czas oczekiwania na nie. To nic – i tak je dobrze wspominam, więc postanowiłam przedłużyć sobie klimat świąteczną powieścią.
Planowałam przeczytać "Dorzuć mnie do prezentu" przed samymi świętami, jednak przez różne zbiegi okoliczności nie było mi to dane. I teraz po czasie bardzo się cieszę, że jednak rozpoczęłam 2021 rok z tą książką. Niosła ze sobą opowieści, w których odnajdywałam samą siebie i ludzi dobrze mi znanych. Spodziewałam się wyłącznie rozrywki, a oprócz tego dostałam głębszą warstwę ludzkiego istnienia. Skąd takie refleksje?
Zacznijmy po prostu od początku, czyli od stylu pisarki. Dotychczas nie miałam przyjemności czytać żadnej innej powieści autorki, więc nie miałam też żadnych oczekiwań co do języka. Dostałam opowieść o lekkim piórze i wyjątkowo przyjemnym odbiorze, co idealnie komponowało się ze świąteczną atmosferą i treściami, które miały trafić do serca czytelnika. Jednak w pewnym momencie Agnieszka Błażyńska zaskoczyła mnie rzadką wśród pisarzy umiejętnością. A mowa tutaj o zmianie narracji. Cała książka to opowieść o różnych ludziach, czemu odpowiada jeden rozdział o każdym. To duże wyzwanie, bo każdy jest inny, a pisarka nie bała się żonglować płcią i wiekiem. Wyszło jej to naprawdę wspaniale, gdyż czułam u każdego jego unikatową osobowość i historię przeszłości, gdzie małe kawałki lodu wpływały na przyszłość. Jak nie docenić takiego talentu?
Fabuła mimo różnych postaci jest bardzo ciągła i oczywiście w jakiś sposób powiązana ze sobą, co jest kolejnym przyjemnym zabiegiem, ale istotnym na niespodziewanym dla mnie poziomie, choć o tym nie będę mówić więcej, bo bez wątpienia zepsułabym przyszłym czytelnikom zabawę. Te historie oczarowywały mnie w większym lub mniejszym stopniu i sprawiały, że nie mogłam odłożyć tak po prostu książki. Chciałam wiedzieć, jak potoczą się dalej losy bohaterów. Co w sumie też mnie fascynuje, bo przedstawiony okres odnosi się przede wszystkim do grudnia, więc nie jest zbyt długi i w obyczajówkach nie pozwala na zbyt wielkie zwroty akcji, które nie są przesadzone. Choć to też wiele zależy od samej fabuły.
"Dorzuć mnie do prezentu" to uczta dla psychiki czytelnika, która pozwala na rozrywkę, ale w nienarzucający sposób pozwala też na głębokie rozważanie. Wszystko zależy od decyzji czytelnika. Może pozostać przy sferze świątecznej zabawy, a może iść o krok dalej i poszukać swoich własnych tematów do refleksji. Przed sobą mamy całą gamę ludzi, którzy przeżywają małe i wielkie szczęścia, pomniejsze i paraliżujące problemy. I każdy musi sobie na swój własny sposób poradzić z tymi emocjami. Obserwowanie ich poczynań było fascynujące. A to wszystko w cudownie przedstawionej otoczce miłości i poszukiwaniu samego siebie.
Natomiast bohaterów jest naprawdę dużo i są bardzo dobrze wykreowani. Każdy z nich reprezentuje coś sobą i ten aspekt niezmiernie mi się podoba, bo zachowują wielowymiarowość, ale przez małą dozę karykaturalności podają czytelnikowi pewne cechy, które w zależności od celu albo bawią, albo skłaniają do przemyśleń. Najbardziej polubiłam Borysa, który jest wyjątkowo dojrzałym nastolatkiem, choć nie z typu przedwczesnych, pretensjonalnych dorosłych, tylko posiada w sobie jeszcze ten błysk młodości i wiele mądrych spostrzeżeń.
"Dorzuć mnie do prezentu" to bez wątpienia urocza, pełna ciepła książka, która otwiera oczy na pewne wydarzenia w życiu człowieka. Byłam pozytywnie zaskoczona, gdyż naprawdę stereotypowo spodziewałam się tortu posypanego wszystkimi możliwymi dodatkami, a przecież nie o to chodzi. Na pewno zapoznam się z pozostałymi książkami autorki.
Święta już za nami, mnie jednak nie opuszcza ten magiczny klimat. W tym roku udało mi się przeczytać kilka „sezonowych” powieści i jedną z nich była „Dorzuć mnie do prezentu”, zbiór nietypowych opowiadań. Co w niej było nowatorskiego? Samo życie!
Naszą codzienność zdominowała epidemia, nawet jeśli nie odczuwamy jej na własnej skórze, to nie mamy możliwości zignorowania całej sytuacji. Nie inaczej jest z bohaterami „Dorzuć mnie do prezentu”. Książka zaczyna się od historii Mai, która z powodu kwarantanny nie może spędzić świąt z rodziną. Jedyną osobą, którą widuje na co dzień jest… kontrolujący ją Sylwester. Ale to tylko początek. Z każdym kolejnym tekstem otrzymujemy na wskroś współczesne historie kolejnych bohaterów. Czy w tych niesprzyjających warunkach nie zabraknie miejsca na miłość?
Każdy z tekstów jest króciutki i jednocześnie zupełnie inny od poprzedniego. Chociaż początkowo może się wydawać, że nic je nie łączy, szybko odkrywamy klucz wiążący wszystkich bohaterów. To rozwiązanie świetnie wpływa na odbiór całości. Niweluje bowiem wrażenie, że co chwilę „przeskakujemy” w inny, oderwany od poprzedniego świat i daje nam szerszą perspektywę niż tylko punkt widzenia jednej postaci.
Niesamowicie podobało mi się, że każde z opowiadań porusza odmienną problematykę. Świąteczne antologie mają to do siebie, że teksty pisane są na jedno kopyto. Tutaj otrzymujemy prawdziwy miszmasz, pojawiają się zarówno kwestie związkowe, jak i rodzinne. Każda z historii doczekuje się też swojego zamknięcia, chociaż nie zawsze jest to szczęśliwe zakończenie. Momentami czułam niedosyt, chciałam zostać z danymi bohaterami na dłużej, dlatego cieszy mnie myśl, że autorka rozważa rozwinięcie poszczególnych wątków w kolejnych publikacjach.
Ciąg dalszy:
Wyrobiłam się z przeczytaniem książki przed wigilią yeah 😅.
Książkę ze zdjęcia miałam w planach jak tylko zobaczyłam okładkę. Tęsknię za momentami w swoim życiu, kiedy to romantyzm prowadził mnie przez życie. Ten obrazek przypomniał mi jedne z najpiękniejszych momentów w życiu. Odkładałam przeczytanie tej książki w czasie, bo powoli zaczęłam mieć przesyt świątecznych opowieści. Zawzięłam się jednak i co? I przeczytałam jedną z najpiękniejszych świątecznych lektur ♥️. Na początku przestraszyłam się porównań do filmu To właśnie miłość, bo nie jestem fanką tej produkcji (tak wiem sama się czasem zastanawiam skąd się wzięłam 🙈). Ale po przeczytaniu pierwszego rozdziału, poczułam, że ma się czego bać. Wręcz przeciwnie. Ja w tych krótkich opowiadaniach odnalazłam cząstkę siebie, którą zostawiłam w przeszłości, niosę ze sobą w teraźniejszości i mam nadzieję nieść w przyszłość. Czasem tak niewiele trzeba, by poruszyć czyjeś serce. Moje mocno zostało wprawione w ruch. Ode mnie 10/10.
Chociaż Pani Agnieszka Błażyńska ma na swoim koncie już kilka książek, to "Dorzuć mnie do prezentu" jest moją pierwszą książką tej autorki. "Dorzuć mnie do prezentu" to zbiór kilku opowiadań, w których bohaterowie są w jakiś sposób ze sobą powiązani. Akcja rozgrywa się w współczesnych czasach, to też mamy aktualną sytuację na świecie, a mianowicie koronawirusa.
Powoli zbliżają się święta. Jak Maja, Paulina, Tom, Natalia, Andrzej, Borys i Sylwester radzą sobie w tym okresie, na dodatek w czasach pandemii? Każdy rozdział oddany jest jednej osobie. A ich losy gdzieś po drodze się ze sobą splatają. Maja musi siedzieć w domu z powodu kwarantanny i codziennie odwiedza ją aspirant Sylwester, którego obowiązkiem jest sprawdzić, czy Maja trzyma się zasad dotyczących kwarantanny. Paulina jest w związku, w którym jak się okazuje nie czuje się najlepiej, a na dodatek musi użerać się z własną matką. Tom to mężczyzna, który przyleciał na kontrakt z pracy do Polski. Andrzej od dłuższego czasu próbuje sobie znaleźć pracę, a na dodatek nie do końca radzi sobie z nastoletnim synem Borysem. Natalia przejęła rolę swoich rodziców, którzy wyjechali na kontrakt do Hiszpanii. To teraz ona jest matką i ojcem dla swojego rodzeństwa.
Taka forma książki bardzo mi się spodobała. Chociaż z początku może się wydawać, że jest to lekka i śmieszna powieść, to jakże można się pomylić. Poruszane są w niej codzienne problemy zwykłych ludzi. Te wszystkie emocje od radości aż do smutku odczuwałam razem z bohaterami.
Piękne opowiadania z morałem. Z nutką magii świąt.
Lubię w czasie przedświątecznym zaczytywać się w książkach ze świętami w tle. Co roku takich książek powstaje wiele, niektóre zachwycają świątecznym klimatem, inne niekoniecznie. Okładka książki "Dorzuć mnie do prezentu" wygląda zachęcająco, przyciąga wzrok.
Maja zamiast szykować się do świąt, zastała zamknięta na kwarantannie. Samotnie siedzi w domu i wyczekuje wizyty pod oknem aspiranta Sylwestra. Andrzej ciągle poszukuje swojej wymarzonej pracy, a jego relacje z synem nie zawsze są idealne. Paulina przygotowuje wielką Wigilię u siebie w domu, a wszystko musi być jak zawsze perfekcyjne. Jest jeszcze Natalia, Borys i Tom, wszyscy tworzą swoje historie, które w tym świątecznym czasie się ze sobą przeplatają.
Książka nie jest gruba 200 stron, ale wciąga już od pierwszej kartki. Możemy utożsamiać się z bohaterami, są bardzo wyraziści i prawdziwi. Nie pozbawieni wad, a każda z postaci usiłuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, w której panuje wirus. W książce pokazana jest bardzo wyraźnie, samotność ludzi na kwarantannie, zwykła tęsknota za drugim człowiekiem, za normalnością. Z drugiej strony możemy śledzić pracę policjantów, którzy sprawdzają, czy ludzie tej kwarantanny przestrzegają.
Możemy również przeczytać o problemie dzieci, których rodzice nie mogli wrócić z pracy w Hiszpanii, ponieważ wszystko zostało zablokowane przez pandemie. Widzimy jak życie bohaterów książki zmieniło się przez wirusa. Dlatego ta książka idealnie pasuje do naszych czasów. Doskonale możemy zrozumieć ludzi opisanych w książce, bo niektórzy z nas musieli borykać się z podobnymi problemami.
Historie opisane w książce są zabawne, ale też i smutne, różne losy, różni bohaterowie z różnymi problemami, a wszystkie kończą się na Wigilii.
Po przeczytaniu książki żałowałam, że jest ona taka krótka. Mogłabym ją czytać jeszcze długo, w niektórych miejscach nie można było powstrzymać się od śmiechu. Świetnie napisana, zabawna, ale też dająca do myślenia. Bardzo kojarzyła mi się z filmami Listy do M. I fajnie byłoby, gdyby kiedyś została sfilmowana, gotowy scenariusz do super świątecznego filmu. Bardzo polecam:))))
Właśnie skończyłam książkę "Dorzuć mnie do prezentu" pani Agnieszki Błażyńskiej. Jest to książka na czasie, ponieważ poruszony jest tu temat koronowirusa, kwarantanny, maseczek. To nasza obena rzeczywistość, więc wiadomo, że temat jest również obecny w książkach.
"Im więcej czynisz dobra, tym bardziej ono się rozprzestrzenia".
Poznajemy Maję, która przebywa na kwarantannie; Sylwestra, który jest policjantem i sprawdza czy Maja wywiązuje się z obowiązku kwarantanny; Paulinę, która jest perfekcjonistką w tym co robi; jej brata Andrzeja, który szuka swojej drogi; jego syna Borysa, który jest bardzo dojrzały jak na swój wiek; oraz Natalię, nastolatkę, która opiekuje się swoim młodszym rodzeństwem.
Losy bohaterów przeplatają się ze sobą i wyniknie z tego bardzo ciekawa historia.
Książka nie jest obszerna, ma tylko 203 strony. Czyta się szybko i przyjemnie. Jest to idealna lektura na okres przedświąteczny oraz w sam raz na obecne czasy.
Ja swój egzemplarz zdobyłam dzięki punktom w serwisie czytam pierwszy.
Napiszę Wam kilka słów o książce Agnieszki Błażyńskiej "Dorzuć mnie do prezentu" wydawnictwa Wielka Litera (bardzo dziękuję za egzemplarz recenzyjny).
"...im więcej czynisz dobra, tym bardziej ono się rozprzestrzenia..." ❤❤❤
Najpierw wspomnę o okładce, która bardzo mnie urzekła! Ta kokarda pięknie komponuje się z tytułem 😁
Jeżeli zaś chodzi o ośrodek... znajdziemy w nim siedem krótkich historii.
W każdej życie bohaterów zostało wywrócone do góry nogami przez koronawirusa przez co nikt z nich nie myślał o kupowaniu prezentów czy spędzaniu razem świat...
Czytając te opowiadania można się zatrzymać na chwilę i pomyśleć, ponieważ żyjemy w takich czasach gdzie pewnie niektórzy będą zmuszeni do spędzenia świąt w izolacji z dala od rodziny:(
Ciężki okres nam się trafił, ale mam nadzieję, że wszyscy będziecie zdrowi i święta miną Wam bez koronawirusa!
Najbardziej urzekła mnie historia "Szary zeszyt", która prowadzona jest w formie pamiętnika. Główna bohaterka Maja ma izolacje i zapisuje wszystko co się z nią dzieje - "dzień po dniu". Podczas kwarantanny odwiedza ją miły pan policjant - oczywiście pod oknem🙈 Czy kwarantanna zbliży ich do siebie?
A druga historia pt. "Sylwester" była pisana oczami policjanta 😁 czyli poznajemy historię Mai oczami Sylwestra😁 Jakoś najbardziej mi sie one spodobały!
Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę:)
Mam w ręce pierwszą książkę, gdzie w fabule przewija się okres pandemii, a kwarantanna jest jedną z bohaterek. Zapewne będzie coraz więcej takich pozycji na rynku wydawniczym, ale ta zapowiada się wyjątkowo ciekawie, bo łączy ten trudny czas ze Świętami Bożego Narodzenia.
Maja utknęła na kwarantannie, a jedyną osobą, z którą się kontaktuje, jest aspirant Sylwester. Zbliżają się Święta, a dziewczynie nie jest do śmiechu, bo samotność zaczyna jej coraz bardziej ciążyć. Andrzej stara się o nową pracę, ale to nie ona jest powodem tak dużego stresu, a syn, którego musi odebrać z komisariatu. Paulina ma wszystko dokładnie zaplanowane. Jest zawsze miła i uczynna, nigdy nie pozwala sobie na małe słabości. Jest zdyscyplinowana i można zawsze na niej polegać. Ale czy nie jest już tym zmęczona, czy nie zasługuje na to, by przestać być taka idealna, choć na chwilę?
To niesamowite, w jak ciekawy i przebiegły sposób autorka połączyła ze sobą losy przypadkowych osób. Ich historie wydają się oddzielne, ale niepostrzeżenie odnajdujemy w nich wspólny mianownik.
Bardzo dobrze zbudowani bohaterowie, są realni, wręcz namacalni. Aż trochę się przestraszyłam, bo jedna z bohaterek, tak bardzo przypomniała mnie samą. Niebywałą zdolność obrazowego pisania posiada Agnieszka Błażyńska i tworzy historie, które czyta się jednym tchem. Zaskakuje ogromne bogactwo słów, pięknie przeplatanych dobrym dowcipem i inteligentną ironią. To wszystko powoduje, że płynie się z każdą koleją stroną z uśmiechem na twarzy w klimacie świątecznych emocji.
Poznamy wpływ otaczających nas ludzi na nasze życie i na odwrót, my też możemy wpłynąć na czyjś los. Wystarczy czasem drobny gest, przyjacielski ton, wyciągnięta ręka lub mała przysługa, by uszczęśliwić zupełnie obcą nam osobę. Dla nas drobiazg, a dla niej ogromna pomoc w ten świąteczny czas, w który szczególnie odczujemy moc życzliwości.
Okładka przepięknie się prezentuje, a na skrzydełkach można znaleźć informacje o autorce okraszone jej szczerym uśmiechem, który towarzyszy nam przy czytaniu cały czas.
To powieść, która dostarczy sporo dobrego humoru i ogromnej dawki optymizmu. Bohaterowie zaskoczą nas, a ich życie w okresie świąt może niejednokrotnie być odzwierciedleniem naszego. Jestem pod ogromnym wrażeniem całej powieści i chętnie poznałabym dalsze losy bohaterów. Czułam niedosyty i chciałam więcej, bo szczerze odpoczywałam, a czytanie sprawiało mi ogromną przyjemność.
„Dorzuć mnie do prezentu” zasługuje na to, by ofiarować ją najbliższym. Dużo uśmiechu oraz odrobina refleksji w ten świąteczny czas zostanie nam zagwarantowana.
"Dorzuć mnie do prezentu" to zbiór opowiadań rozgrywających się w okresie świątecznym. Szczególnym, bo naznaczonym skutkami panującej na całym świecie epidemii. W każdej z historii pojawiają się inni bohaterowie, którzy przeżywają większe lub mniejsze rozterki. Okazuje się, że wszyscy oni są ze sobą w jakiś sposób powiązani. Jedni bliżej, inni dalej, niemniej ich drogi przeplatają się. Święta Bożego Narodzenia to szczególny czas, kiedy powinno się zwolnić tempo, spędzić czas z rodziną i na chwilę zapomnieć o codziennych obowiązkach. Nasi bohaterowie podczas tych świąt odkryją, czego brakuje w ich życiu, spotkają kogoś, kto stanie się dla nich szczególnie ważny, zmierzą się ze skutkami swoich decyzji i zrozumieją, że czasami warto zrezygnować z bycia perfekcyjnym na rzecz własnego szczęścia.
Te krótkie opowieści napawają optymizmem i pokazują, że życie w czasach pandemii bynajmniej nie osłabia więzi międzyludzkich, a wręcz je umacnia. Teraz o wiele częściej mamy sposobność ku temu, by okazać innym bezinteresowną pomoc - na przykład robiąc zakupy osobom uziemionym na kwarantannie. I choć pisanie covidowej powieści jest dość ryzykownym posunięciem, bo sytuacja jest bardzo dynamiczna, a czas od napisania książki do jej wydania dość długi i wiele może się zmienić, to jednak muszę przyznać, że tutaj nie przeszkadzały mi nawet nieścisłości, które się pojawiły (jak choćby to, że w książce dzieci i młodzież od września do samych świąt uczą się stacjonarnie w szkołach).
Powieść oceniam bardzo pozytywnie. To sympatyczna, krótka (licząca zaledwie 200 stron) lektura, która pozwoli się zrelaksować, wprowadzić w świąteczny nastrój, a co najważniejsze - pokaże, że to, w jaki sposób spędzimy nadchodzące dni zależy tylko od nas. Nie musimy być perfekcyjni, aby nasze święta były piękne. Bądźmy sobą i cieszmy się z drobnych podarunków, jakie daje nam los.
Bardzo miło czytało się tą pozycję, zwłaszcza że jest tak aktualna i na czasie.
Jest to zbiór opowiadań o świętach podczas 👑
Mamy tutaj 7 opowiadań, które wciągają czytelnika. Historie łączą się ze sobą tworząc spójną całość.
Sama książka jest dość cienka, bo ma tylko 203 strony. Jest pisana lekkim językiem. Idealnie sprawdzi się jako poprawiacz humoru w tych niepewnych czasach.
Genialna, lekka i bardzo przyjemna książka. Osobiście uwielbiam świąteczne opowieści, dodatkowo książka idealnie wplata się w panujące czasy. Czyta się szybko i przyjemnie. To zdecydowanie idealna pozycja na ponure, szare jesienne wieczory.
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.
Książka bez większego ładu i składu, poprzeplatanych kilka historii - w tle jednej pandemia COVID.
Dorzuć mnie do prezentu? Dorzuć! Ale licz się ze skończeniem znajomości z obdarowanym!
Zmarnowany czas i pieniądze a autorka trafia u mnie na czarną listę.
Opowiadania to nie moja bajka. Nie lubię ich ze względu na to, że zanim dobrze się wczytam to historia już się kończy. A tu w moje ręce wpadła malutka i króciutka książka - właśnie z opowiadaniami. Świąteczne opowiadania to już inny kaliber, więc czemu nie dać im szansy.
Siedmiu różnych bohaterów, siedem historii, świąteczny klimat i widmo wigilii razem z jej wszystkimi zaletami i wadami. Coś w stylu filmowego "To właśnie miłość". Niby każda część dotyczy kogoś innego, jednak postacie są połączone ze sobą cienkimi nićmi. Świetny zabieg, który mnie bardzo odpowiada, bo mimo że kończę czytać o jednej osobie to wiem co u niej słychać, chociaż z innej perspektywy. Całość jest spójna i kompletna, a książkę mogę nazwać powieścią. Co do fabuły to nie ma może tutaj zaskoczenia, ale Autorka dokładnie oddała klimat świąt. Plus za umieszczenie akcji w trudnej covidowej rzeczywistości. Podobało mi się że jest bardzo realnie, a nie słodko i przesadnie romantycznie. Bohaterzy to postacie z krwi i kości, którzy są charakterystyczni i każdy ma swoje specyficzne zachowanie. Nie są to może barwne postacie, a raczej szarzy ludzie, tacy którzy mogą mieszkać obok nas.
Nie jest to standardowa świąteczna historia, ale ma fajny klimat. Podobał mi się styl Autorki i talent do obserwowania rzeczywistości, całość dobrze mi się czytało i polubiłam bohaterów. Polecam.
Bardzo przyjemna lektura świąteczna opowiadająca o kilku osobach, które łączy albo praca, albo rodzina, albo szkoła. Autorka w niesamowity sposób przeplata ich losy. Choć każdy rozdział to historia innego bohatera, to wszystko zgrabnie łączy się w całość.
Ponadto bohaterowie musza zmierzyć się z trudnymi czasami pandemii oraz kwarantanną. Okazuje się, że COVID potrafi poważnie namieszać w ich planach życiowych i sprawić, że spojrzą na niektóre kwestie zupełnie inaczej. A może nawet poznają swoją drugą połówkę?:)
Pomimo przedstawionej obecnej sytuacji epidemiologicznej, jest to zdecydowanie pozytywna lektura, która wywołuje nieraz uśmiech na twarzy:)
To jest moje pierwsze spotkanie z autorką, ale na pewno nie ostatnie. Styl jej bardzo przypadł mi do gustu. Aż zal rozstawać się z bohaterami. Liczę na kontynuację losów zrównoważonego Sylwestra, rozgadanej Mai, odpowiedzialnej Natalii, utalentowanego Borysa, poukładanej Pauliny, przesympatycznego Toma i zadufanego w sobie Andrzeja.Koniecznie musi być kontynuacja! Zdecydowanie polecam :) 6/6
„Dobre uczynki mają to do siebie, że im więcej ich robisz, tym szerzej się rozprzestrzeniają”.
Epidemia zbiera swoje żniwo, każdy w jakiś sposób zostaje nią dotknięty. Zbliżają się święta, magiczny czas. Maja, Sylwester, Andrzej, Paulina, Tom, Borys i Natalia, po kolei odkrywamy ich losy, które gdzieś tam po drodze splatają się ze sobą. Maja musi pozostać w domu jest na kwarantannie, a w pracy ważą się jej losy dotyczące przedłużenie umowy. Codziennie odwiedza ją aspirant Sylwester, który sprawdza czy dziewczyna przestrzega zasad kwarantanny. Andrzej od dłuższego czasu próbuje znaleźć pracę, jest rozwodnikiem, nie za bardzo spisuje się w roli ojca nastoletniego Borysa. Paulina jest przede wszystkim profesjonalistką, od lat związana z Bartkiem, próbuje sprostać oczekiwaniom toksycznej matki.
Nie są to lekkie, powierzchowne opowieści, dotykają wzajemnych zależności, złożonej ludzkiej natury i odsłaniają je bez zbędnego ubarwienia czy słodzenia. Prawdziwe do bólu. Autorka porusza cały szereg trudnych i złożonych problemów. Samo życie i ludzie z bagażem przeróżnych doświadczeń. Kwarantanna i jej konsekwencje, wtedy wyraźnie idzie odczuć przyjaźń i ludzką bezinteresowność. Samotność, trudne relacje rodzinne, konflikty, niedopowiedzenia, brak wsparcia od najbliższych, szczerych rozmów. Zbyt duże wymagania i oczekiwania. Ogromne emocje, razem z bohaterami odczuwamy ich radości i smutki, bezsilność, niemoc, zagubienie, żal i wściekłość.
Czarujące, ciepłe, niosące ogromną nadzieję, opowiadania. Klimatyczne, otulone magią świąt. Czyta się je bardzo szybko i przyjemnie, chciałabym więcej… Z przyjemnością przeczytam inne powieści autorki. Za książkę dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera. Bardzo polecam :)
Nie wiem, kiedy autorka pisała powieść, ale częściowo przewidziała rzeczywistość. Akcję swojej książki umieściła w grudniu 2020 r. Świat i Polska wciąż zmagają się z epidemią Covid 19, a koronawirus stał się cichym bohaterem powieści. To on miesza w życiu niektórych bohaterów.
Siedem rozdziałów to siedem opowiadań luźno ze sobą splecionych, a każde z nich jest poświęcone innej osobie. Bohaterowie ze swojego punktu widzenia opowiadają o radzeniu sobie z sytuacją. Autorka przedstawia ich losy na tle pandemii, w trakcie świątecznych przygotowań i Wigilii. Dokładnie nie przewidziała, jak będzie wyglądać Wigilia w czasie pandemii, ale dobrze oddała realia, nastroje ludzi, ich codzienne problemy i zagmatwane relacje z bliskimi. W powieści czuć święta – zapachy potraw, szelest opakowań prezentów, cieszy widok ubranej choinki. Pojęcie „żywa choinka” w tej powieści nabrało innego wydźwięku. Jest klimatycznie i pandemicznie w wersji light.
Książka jest niepozorna, a opowiadania krótkie, przez co czuję niedosyt. Brakuje zakończenia. Mam wrażenie, jakby akcja wszystkich opowiadań oprócz jednego została gwałtownie zatrzymana w czasie i urwana. Jestem ciekawa dalszych losów bohaterów. Z niektórymi bardzo się zżyłam, inni nieco mnie irytowali. Spostrzeżenia Amerykanów na temat Polaków i Polski, samoobsługowe dzieci, murale na blokach, rozwijanie talentu, odpowiedzialność za siebie i innych, działanie służby zdrowia w czasie pandemii to niektóre z poruszanych tematów. Całość napisana lekkim stylem, opleciona „koronką”.
„Dorzuć mnie do prezentu” to książka na jedno popołudnie, która częściowo przygotuje nas na święta z koronawirusem, ale i uświadomi, że Boże Narodzenie należy celebrować i doceniać obecność bliźniego, bo sam nie znaczy samotny. Pokazuje, co jest w życiu naprawdę ważne. Czasem niewiele trzeba, by coś zmienić. Mały gest czyni cuda, a i warkoczyki trzeba niekiedy poluzować… Książka dla każdego na ten niełatwy czas.
Czasami myślimy, że święta w cudowny sposób rozwiążą nasze problemy. Niektórzy jednak mają umiejętność pakowania się w takie kłopoty, że...
Dodająca otuchy historia szalonej babskiej przyjaźni i jeszcze bardziej szalonej podróży... Aśka, Sylwia i Magda znają się od czasu studiów...
Przeczytane:2020-12-05, Ocena: 6, Przeczytałam,
Kochani, ta książka jest zbiorem kilku świątecznych opowiadań. I choć zdają się być osobnymi, to jednak każde się ze sobą łączy. Mamy tu mały problem pandemiczny, który uniemożliwia spędzanie świąt z bliskimi. Bardzo się przy tym wzruszyłam, bo nie wyobrażam sobie abym ja miała w święta pozostać sama. Nawet w tamtym roku zaprosiliśmy do siebie nowo poznaną starszą osobę na naszą wigilię. Może nie było idealnie, ale tak bardzo chciałam, aby ona nie była w ten dzień sama. Tym bardziej, że jej dzieci i wnuki nie kwapiły się, aby do niej przyjechać. Dlatego może tak dobrze zrozumiałam pierwszą bohaterkę opowiadania. Ją odwiedzał jedynie policjant Sylwester. Niby nikt, ale w obliczu samotności, dla Maji stał się kimś bliskim.
Książka ma dla nas wiele przesłań. Między innymi takie, że choć posiadamy rodzinę z którą się nie zgadzamy, czy nie dogadujemy, to jednak w ten dzień, dzień świąt Bożego Narodzenia, w naszych sercach następuje rachunek sumienia. Wtedy czujemy co robiliśmy źle i bardzo nam bliskich brakuje. Nie na darmo gdy pan Jezus się urodził zeszli się do niego goście. My żyjąc tą historią również pragniemy bliskości i obecności bliskich, bądź kogokolwiek, gdy jesteśmy samotnymi ludźmi. Nie chcę tutaj zdradzać żadnych wątków, choć muszę zaznaczyć, że autorzy zwracali się tutaj troszkę bezpośrednio. Starali się nakreślić nieprzesłodzone opowiadania, by wyglądały jak prawdziwe. I bardzo im się za to chwali, gdyż na świecie nie niczego idealnego. Czasem i nam się wymskną słowa, które w przypływie agresji, czy bezsilności, wypowiemy do drugiego człowieka. Potem tych słów żałujemy, choć czasami jest na to już za późno. Słów nie cofniemy, ale możemy starać się naprawić własne błędy. I tutaj zdradziłam kolejne przesłanie z książki. Pamiętajmy, że zawsze można spróbować coś naprawić. Nikt nie da nam gwarancji na sukces, ale warto próbować.
Książka idealna dla osób, którzy chcieliby naprawić niejasne dla nich sytuacje życiowe. Zdecydowanie dla starszej kategorii wiekowej.