Co robić, gdy lęk jest coraz większy i nie daje się opanować? Gdy cały świat daje znaki, że zbliża się jego koniec? Gdy brak jasności, rzeczywistość staje się nieprzewidywalna, a rozchwianie klimatu i ciągłe konflikty – to nasza współczesność. Joanna, choć jest dojrzałą kobietą, kompletnie sobie z tym nie radzi, coraz bardziej gubi się w swoich lękach. Nie ma wsparcia w rodzinie – mąż odnalazł drugą młodość, tyle że poza domem, dzieci dorastają i mają swoje sprawy. Kobieta przeżywa swój koniec świata. A potem budzi się w okolicznościach, których nie ma już siły dłużej znosić. Pomoc przyjdzie z nieoczekiwanej strony, znaczącą rolę odegra w tym pewien artysta lalkarz. Ale czy sztuka wystarczy do naprawy świata, choćby świata jednej osoby?
Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 2021-03-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 304
Życie nie zawsze toczy się tak, jakbyśmy tego chcieli, czasami poza naszą kontrolą idzie w złym kierunku, a my toniemy w otchłani nicości i mroku, które ma jedną prostą nazwę, jest nią depresja.
Kiedy umiera mama Joanny, kobieta zyskuje sporo wolnego czasu, niestety przez to poznaje grupę osób, która wierzy w koniec świata i to sprowadza ja na złą drogę. Kobieta zaczyna gromadzić zapasy, uczy się jak przetrwać ten trudny czas, a najbardziej martwi się tym, że nie uda jej się ocalić całej rodziny.
Jest to moje drugie spotkanie z twórczością tej autorki i przyznam, że byłam nastawiona pozytywnie do lektury, która trochę jednak mnie rozczarowała. Całość jest chaotyczna i mocno depresyjna, mąż przystojny i dobrze zarabiający niestety robi częste skoki w bok, nie mniej jednak wcale nie myśli o rozwodzie, syn niezdarny pomimo swojego wieku, jak mama nie podstawi jedzenia pod nos, to nie zje i córka, która nie może doczekać się studiów w innym mieście. Do tego wszystkiego pojawia się lalkarz Thijs, długo nie mogłam doczytać, kim on jest, dopiero koło środka pojawia się informacja, że to partner zmarłego brata Joanny, on też nie jest pozytywną postacią, bo pomimo tak długiego czasu, jest pogrążony w żałobie i nie potrafi wrócić do pracy.
Ta lektura naprawdę może zdołować, mnóstwo razy miałam ochotę potrząsnąć Joanną, ale próbowałam sobie tłumaczyć, że ona ma depresję, a ja o tej chorobie tak naprawdę nie wiem prawie nic. Z tej książki można sporo wyciągnąć, na pewno to, że wsparcie rodziny jest tutaj kluczowe, bo jeżeli ludzie wokół wezmą na poważnie chorobę, jaką jest depresja i dadzą maksymalne wsparcie, to łatwiej będzie danej osobie z niej wyjść. Niestety obecnie ludzie myślą, że to nie jest choroba, że ktoś zmyśla, że powinien się ogarnąć, zająć pracą, rodziną i na pewno mu przejdzie, ale niestety tak nie jest, szkoda tylko, że gdy ta osoba już nie daje rady i popełnia samobójstwo, to ci sami ludzie współczują i mówią, że gdyby wiedzieli, to by pomogli.
Nie bądźmy obojętni na depresję naszych bliskich, bo to choroba bardzo poważna i podstępna, która kiedyś może nam tę osobę odebrać.
To moje trzecie spotkanie z Autorką, po raz kolejny oczarowała mnie swoją wrażliwością, umiejętnością opisywania ludzi i uczuć.
Joanna to moja rówieśniczka, matka, żona, kobieta z, wydawałoby się, uporządkowanym życiem osobistym i zawodowym. Okazuje się jednak, że nic nie jest dane na zawsze, że wszystko może się zmienić pod wpływem jednego wydarzenia. Gdy mąż oddala się coraz bardziej, a dzieci zaczynają żyć własnym życiem, Joanna coraz bardziej pogrąża się w chorobie…
„Apokalipsy według Joanny” to napisana z dużą czułością opowieść o lęku, o lęku przed przyszłością, przed chorobami, o lęku o dzieci i bliskich. To wzruszająca historia o współczesnej rodzinie. Autorka oddaje głos prawie wszystkim bohaterom, dzięki czemu mamy okazję poznać ich punkt widzenia, jakże czasem odmienny od naszego.
Anna Robak-Reczek tworzy niezwykłe postaci, przez swoją zwyczajność bardzo bliskie czytelnikowi. Nie ma tu wydumanych problemów, dziwnych bohaterów, wszystko jest idealnie wyważone, w doskonałych proporcjach. Świetnie się tę powieść czyta!
Niezwykle ciekawa to była lektura, dowiedziałam się nieco o prepersach, o lalkarzach – oba wątki bardzo ciekawe! Chętnie poczytałabym więcej.
Polecam, jeśli lubicie dobrą prozę obyczajową, pięknie napisaną, wzruszającą i prowokującą do myślenia oraz zastanowienia się nad kondycją współczesnego świata.
Trochę zabrakło mi wyraźnego zakończenia, ale rozumiem, że tak miało być 😉
Co robić, gdy lęk jest coraz większy i nie daje się opanować? Gdy cały świat daje znaki, że zbliża się jego koniec? Gdy brak jasności, rzeczywistość staje się nieprzewidywalna, a rozchwianie klimatu i ciągłe konflikty – to nasza współczesność. Joanna, choć jest dojrzałą kobietą, kompletnie sobie z tym nie radzi, coraz bardziej gubi się w swoich lękach. Nie ma wsparcia w rodzinie – mąż odnalazł drugą młodość, tyle że poza domem, dzieci dorastają i mają swoje sprawy. Kobieta przeżywa swój koniec świata. A potem budzi się w okolicznościach, których nie ma już siły dłużej znosić. Pomoc przyjdzie z nieoczekiwanej strony, znaczącą rolę odegra w tym pewien artysta lalkarz. Ale czy sztuka wystarczy do naprawy świata, choćby świata jednej osoby?
"Apokalipsy według Joanny" jest wymagającą i dość pesymistyczną w odbiorze lekturą. Powieść odbiega konwencją i stylem od większości książek. Można odnieść wrażenie, iż mamy do czynienia z relacjonowaniem przebiegu wydarzeń. Przeważają bowiem wewnętrzne myśli, rozterki, a przede wszystkim lęki Joanny. Co prawda, to ona gra tu pierwsze skrzypce, lecz otrzymujemy także wgląd w to, co odczuwają pozostałe postaci - jej dzieci i mąż. Autorka doskonale potrafi wejść w głowy bohaterów oraz opisać towarzyszące im uczucia i emocje.
Każdy z nas miewa większe lub mniejsze leki. Nie wierzę, że są ludzie, którzy niczego się nie boją. Jeśli nie o siebie, to chociaż o bliską osobę. Anna Robak-Reczek w swojej powieści idzie o krok dalej. Próbuje uchwycić, zebrać nie tylko obawy dotyczące życia codziennego, rodzinnego, chorób, ale i społecznego czy odpowiedzialnosci globalnej. Myślę że to duży walor książki, gdyż uświadamia, że nie żyjemy sami na planecie, a nasze wybory i traktowanie natury będzie miało wpływ na przyszłe pokolenia.
"Z równowagi wyprowadzało ją niemal wszystko - ciemność za oknem, głośna rozmowa za jej plecami na ulicy. Najgorsze były noce. Wtedy dopadł ją lęk, który trzymał mocno w zimnym uścisku. Zgniatał jej głowę, zabierał oddech. Nie potrafiła uwolnić się od uczucia przez długie godziny. W głowie miała wtedy myśli, okrutne myśli dotyczące utraty, bólu i niemocy."
Oprócz tego autorka ukazuje też, iż nie można przesadzać co do naszych obaw, nie karmić siebie i innych czarnymi wizjami przyszłości, gdyż może się to negatywnie (jak w przypadku Joanny) odbić na naszym zdrowiu psychicznym. Kobieta w pewnym momencie dochodzi do takiego stanu, że nie radzi sobie z tym wszystkim. Jednak ważne, iż zaczyna rozumieć, że potrzebuje fachowej pomocy. Ale czy otrzyma również tę ze strony rodziny? Zwłaszcza niewiernego męża?
"Niech mówi co chce, ale lęk jest nierozerwalny z rodzicielstwem i nic nie może go uwolnić. Można do niego przywyknąć, żeby nie dusił tak jak na początku. Można go prawie nie zauważać, bo staje się częścią życia jak oddychanie. Ale wystarczy jedna chwila, w której pojawia się nad dzieckiem groźba, jeden moment zagrożenia, a natychmiast wybucha z całą siłą. I albo daje energię do walki, albo paraliżuje."
Moją uwagę przykuły wątki o prepersach i lalkarzach. Mało tego w literaturze, więc tym bardziej ten element wyróżnia tę pozycję wśród innych.
"Koniec świata wydawał się nie tylko pewny, ale i bliski, należało się do niego rzetelnie przygotować. Podstawą był bezpieczny, pewny dom."
"Apokalipsy według Joanny" to obraz nieustannej, obsesyjnej wręcz troski o bezpieczeństwo bliskich. Granica jest bardzo cienka. Jeśli jesteście ciekawi co może się stać jeśli przesadzimy - sprawdźcie!
Trzymająca w napięciu historia psychopatki Luizy, która po śmierci matki wraca do Polski, by odnowić relacje ze swoim ojcem. Luiza jest bezkompromisowa...
Widok nieznajomej, kpiąco uśmiechniętej kobiety na rodzinnym filmie prowokuje do wznowienia poszukiwań zaginionego przed laty ojca rodziny. Żona zaginionego...