Miała na sobie tyle srebrnej biżuterii, że spokojnie mogłaby otworzyć kramik. Albo i mały sklep. Skórzana bransoletka nabijana ćwiekami na jednym nadgarstku, kilkanaście srebrnych kółek na drugim, łańcuszki i wisiorki na szyi, pierścionki prawie na każdym palcu. Ćwiek z małym kamykiem w nosie. Artur nie znosił złomu - jak to nazywał - którym ludzie przyozdabiali sobie twarze.
Momentami dopadało ją poczucie bezsensu. Wcześniej miała plany, nawet jako tako konkretne - zdać maturę, załapać się na studia, jakiekolwiek i byle gdzie. Żeby tylko wyrwać się z domu, z Jastrzębia. Teraz wszystkie jej plany ograniczały się do jednego - obudzić się rano. Chociaż i na tym specjalnie jej już zależało.
Stary chciał ją zamknąć w domu, zabrać telefon, odciąć od ludzi. Niedoczekanie.
Pogrzeb... To wspomnienie powracało do niej dzień w dzień. Pięć trumien obok siebie, w tym jedna wyraźnie mniejsza. Wiktorka...
Martyna niedawno skończyła osiemnaście lat i niemal od samego dnia urodzin przestała przestrzegać domowych zasad, które lata temu ustanowił jej ojciec, nie pytając nikogo o zdanie. Pan i władca domu.
Od dawna nie chodziło jej o jakąkolwiek misję czy karierę. Dochrapała się stopnia młodszej aspirant i to jej wystarczało. Służba dawała jej pieniądze niezbędne do przeżycia oraz powód do wstawania z łóżka. A także sens dalszego trwania - choćby to był tylko nikły cień sensu.
Westchnęła. Czy tego chciała, czy nie, musiała zmierzyć się z kolejnym dniem. Była pewna, że nie przyniesie on niczego miłego ani dobrego. Normalne w jej życiu, więc przywykła.
- Kawa bez mleka, bez cukru... bez sensu - uśmiechał się pod nosem, dodając do kubka wszelkie niezdrowe składniki, tak krytykowane przez eksperymentów żywieniowych. W sumie miał to gdzieś. Wrzątkiem też nie powinienem zalewać, bo niszczę wartości odżywcze, dodał w myślach, dochodząc do wniosku, że śmianie się z własnych żartów jest osobliwym nawykiem.
Przygotowanie się do pisania na podstawie wymienionych lektur było dla mnie strasznym doświadczeniem. Przeraziło mnie zaś najbardziej to, że im głębiej studiowałem nazistowskie teksty, tym więcej widziałem powiązań z charakterem języka, jakiego używają współcześnie niektórzy hierarchowie kościelni i politycy w naszym kraju. Oswajanie społeczeństwa z segregacją, dzieleniem na prawdziwych i nieprawdziwych, lepszych i gorszych, wypowiedzi odwołujące się do zarazy, ośmieszanie i stygmatyzowanie mniejszości seksualnych albo wskazywanie i stygmatyzowanie mniejszości seksualnych albo wskazywanie winnych roznoszenia chorób jest podłością, obok której nie mogę przejść obojętnie.
Według babci Stasi każda roślina miała swoje ukryte znaczenie, a miejsce, w którym zasiał ją Duch Gór, nie było przypadkowe.
Wyciągnęła z plecaka zdjęcie pożyczone od Rudnickiej. Po raz kolejny spojrzała na Odrodzenie. Schronisko nie zmieniło się ani trochę, nie licząc jednego, "drobnego" szczegółu - na sztandarach przy tarasie na pierwszym piętrze nie wisiały już wielkie swastyki.
Spojrzała na swoje schronisko w sposób, w jaki patrzyła jeszcze nigdy w życiu. To opowieści Rudnickiej i Węglorza sprawiły, że Odrodzenie wydało jej się nagle nieznane, a przez to obce. Czuła się dziwnie. Tak jakby miała przyjaciela, o którym zdawało jej się, że wie wszystko, aż tu nagle ktoś ujawnił przed nią jego brudne sekrety z przeszłości.
Sąsiedzi nie słyszeli o żadnych awanturach, nawet sprzeczkach czy problemach. Poza tym Bóg ich dziećmi szczodrze pobłogosławił, a oni co niedziela pod rękę chodzili na sumę, więc jak miało być między nimi źle? Po prostu nie ma takiej możliwości.
Z chwilą gdy żywioł odchodził, góry wydawały jej się najpiękniejsze. Deszczowe chmury rozmywały się powoli, ukazując, że w czasie, w którym zasłaniały widok na nieboskłon, słońce pokonało sporą drogę i chyliło się powoli ku zachodowi.
Sny pomagają uporządkować pewne fakty. Odkryć to, czego nie zauważyliśmy na jawie. Zrozumieć swoje emocje. Uświadomić sobie to, co ważne.
Miała na sobie tyle srebrnej biżuterii, że spokojnie mogłaby otworzyć kramik. Albo i mały sklep. Skórzana bransoletka nabijana ćwiekami na jednym nadgarstku, kilkanaście srebrnych kółek na drugim, łańcuszki i wisiorki na szyi, pierścionki prawie na każdym palcu. Ćwiek z małym kamykiem w nosie. Artur nie znosił złomu - jak to nazywał - którym ludzie przyozdabiali sobie twarze.
Książka: Swąd
Tagi: biżuteria, kolczyki, kobiety