Związki między ludźmi tworzącymi rodzinę bywają skomplikowane. Każdy żyje przecież własnym życiem, tworząc indywidualną historię. Jednak w jakiś sposób powiązania między członkami jednego drzewa genealogicznego wpływają na to, jacy jesteśmy, jak odbieramy świat.
Irena Matuszkiewicz w powieści Zjazd rodzinny starała się pokazać losy postaci powiązanych więzami krwi. Pretekstem do ich przedstawienia staje się tytułowy zjazd rodzinny. Podczas tego typu spotkań zwykle odkrywane są dawne nieporozumienia, problemy z przeszłości, bywają też wyjaśniane (lub pogłębiane) konflikty. Nie inaczej jest w tej opowieści. A rodzina jest tu liczna. Na jej przykładzie autorka starała się pokazać także pewną wizję historii Polski, w której to jej bohaterowie biorą poniekąd udział. Mogłaby to być zatem kolejna saga rodzinna, jednak związki łączące postaci i nagłe przeskoki w czasie sprawiają, że czytelnik gubi się w zawiłościach i, niestety, traci kontakt z bohaterami. Jak można się „zaprzyjaźnić” z bohaterką, która w jednej scenie przychodzi na świat, by w kolejnej być już starszą panią? By „wypełnić” jej biografię, musimy poczekać, poznając tymczasem inne osoby. Efekt jest zatem chaotyczny, brakuje także konfliktu, tajemnicy, którą chciałoby się poznać. Losy poszczególnych bohaterów niczym praktycznie się nie wyróżniają. Być może jest to literackie przełożenie historii rodzinnej samej autorki, co dla członków jej rodziny ma z pewnością znaczenie niebagatelne, jeśli jednak jest to wyłącznie fikcja literacka, to zabrakło, niestety, pomysłu na całość. Rodzina Korzeńskich nie wyróżnia się niczym specjalnym. Jej członkowie raczej nie zapadają w pamięć. Mają te same problemy, co wszystkie inne rodziny: ciężkie czasy (zawsze są ciężkie, za wyjątkiem tych, które minęły, prawda?), konieczność znalezienia środków na utrzymanie, wychowywanie dzieci...
Oczywiście myśl, jaką niesie powieść Ireny Matuszkiewicz, jest jak najbardziej słuszna: skoro pochodzimy z jednej rodziny, powinniśmy się wzajemnie wspierać, kochać i szanować (o czym zresztą przypomina okładka). Wzajemna miłość musi mieć jednak mocne podłoże, a jest nim patriotyzm, miłość do tego, co "nasze", tęsknota za idealizowanym okresem międzywojennym. Odnieść można wrażenie, że w ujęciu autorki wszystko, co było potem stanowi już tylko cień. Najlepiej nam było przed wojną - chciałoby się powiedzieć. Trzeba bardzo lubić sagi rodzinno-obyczajowe, by odnaleźć w tej powieści prawdziwą przyjemność z lektury.
Życie zaczyna się po setce. Jadwiga właśnie skończyła sto lat i nie zawraca już sobie głowy planowaniem najbliższej przyszłości. W zamian za to żyje „do...
Sabina sprząta firmament niebieski, a mówiąc prościej, mieszkania gwiazd. Wcześniej jej życie było bardzo barwne. Córka znanego jubilera...