Kurdyjską autonomię, położoną na północnym wschodzie Iraku, od zawsze nękały inne narody. Iraccy władcy nigdy nie obchodzili się z Kurdami delikatnie, to samo można powiedzieć o Turkach i Irańczykach. Saddam Husajn nienawidził mniejszości kurdyjskiej do tego stopnia, że w latach osiemdziesiątych dopuścił się ludobójstwa, którego skalę porównuje się dziś do zbrodni hitlerowskich. Kurdom nie pomogła również wojna domowa, która kilka lat później podzieliła kraj na zwolenników Barzaniego i Talabaniego.
Dzieli ich wszystko, nienawidzą się i chętnie przegryźliby sobie tchawice. Ale zebrali się dlatego, że łączy ich tak zwany problem kurdyjski, wspólnie mogą nam dopiec o wiele bardziej, niż w pojedynkę. Zostawiają więc na boku wszystkie różnice, Arab brata się z Persem, Syryjczyk ściska dłoń Turkowi. Mają cel nadrzędny: spacyfikować Kurdów. Nic innego się nie liczy.
Wśród narodów silnie związanych z szyickim islamem przedstawicieli tej mniejszości narodowej uznaje się za odszczepieńców. Ludność kurdyjską prześladuje się przede wszystkim za wyznawanie jazydyzmu, choć większość Kurdów jest sunnickimi muzułmanami. Europejski sposób myślenia i zachodnie aspiracje Kurdystanu sprawiają, że z ogromną determinacją dąży on do osiągnięcia swoich celów. Zakaz okaleczania kobiet ze względów religijnych, walka o równouprawnienie i przyzwolenie na luźny ubiór Kurdyjek to cechy odróżniające ten region od poddanych prawnej islamizacji prowincji Iraku.
Przed wiekami ćwiczyliście to samo w Europie. Dajcie nam trochę czasu.
Smoleński pokazuje, jak wiele znosili i ile wycierpieli Kurdowie w ostatnich latach. Mimo to, z historii jego rozmówców wyłania się obraz regionu silnego, dumnego i pewnego swojego zwycięstwa. W jedności i przekonaniu o słuszności walki o lepsze jutro tkwi siła ludzi, którym wciąż nie udało się oddzielić od znienawidzonego irackiego brata. Bolesne wspomnienia z pacyfikacji całych wiosek i miast utrwalone są w muzeach i mauzoleach, upamiętniających ofiary reżimu Husajna. Równie mocno wryły się w pamięć ludzi, którzy je przetrwali; nieliczni naoczni świadkowie nieludzkich tortur, którym poddawano Kurdów, dzielą się z autorem swoimi opowieściami.
Mocno doświadczony naród nauczył się walczyć o swoje i nie poddawać się nawet wtedy, gdy sytuacja wydaje się beznadziejna. Dziedzictwo partyzantów zwanych w Kurdystanie peszmergami pomaga im znieść o wiele więcej niż mogłoby się wydawać. Masakra w Halabdży wciąż tkwi w świadomości Kurdów jako najtragiczniejszy moment w ich zagmatwanych dziejach. Pamięć o tym, że w jednej chwili świat, jaki znamy, znika, nauczył ich, że należy cenić każdą odrobinę wolności, jaką uda się wywalczyć.
Warto przeczytać Zielone migdały, bo choć autor nie szczędzi czytelnikom krwawych historii, nigdy nie należy odwracać się od prawdy. Pamiętajmy o tym, że świat nie jest czarno-biały, a na zagarniętych przez Państwo Islamskie rejonach żyją ludzie, którzy w zupełności nie identyfikują się z ideologią dżihadu. Polecam.
Autorka bloguje na: www.book-loaf.blogspot.com
Zbiór reportaży o Izraelu i Izraelczykach pióra znakomitego, wielokrotnie nagradzanego dziennikarza Gazety Wyborczej. Czym jest naprawdę...
Po zmianie granic w Polsce Ludowej zostało siedemset tysięcy Ukraińców. Nie pasowali do nowej wizji państwa, dlatego wiosną 1947 roku władze postanowiły...