Zdobywca. Władcy łuku to już drugi tom fabularyzowanej biografii Dżyngis-chana, króla traw. Tym razem dorosły wódz rusza na podbój królestwa Kinów. W jego życiu osobistym zaczynają się kłopoty, z którymi trudno mu sobie poradzić, choć prowadzi pięćdziesiąt tysięcy wojowników. Jak poprzednio, w pierwszej części historii, życie pokazuje, że najważniejsza w życiu jest dyplomacja.
Iggulden to jeden z najbardziej popularnych w Polsce pisarzy powieści historycznych. Jego cykl o Dżyngis-chanie sprzedał się w milionach egzemplarzy. Nie sposób jednak rozsądzić, czy przypadnie do gustu polskim czytelnikom. Porównując Zdobywcę do polskiej powieści historycznej, można dostrzec, jak bardzo jest statyczny. Na jego stronach nie ma tylu ekscytujących bitew, zapewniających historii dynamikę i napięcie. Pamiętamy o tłumach, jakie szły za wielkim chanem, ale w książce te zjednoczone plemiona wydają się znikać. Nie czuć smrodu zgromadzonych na stepie ludzi i tragedii oblężonego miasta, brakuje wielkich starć, brakuje świstu strzał i lejącej się krwi. Musimy wierzyć narratorowi, że jesteśmy w tłumie. Licentia poetica – ktoś powie. Oczywiście, a jednak żal.
Ciekawi natomiast sposób pokazania podbijanych miast Kin. Wizyta w domu handlarza-przemytnika niezwykle przypomina biesiadę w starożytnym Rzymie. Potrawy inne, ale atmosfera podobna, nawet łudząco.
Widziane oczyma Mongołów miasta z kamienia i drewna są nieco zbyt mało wyraziste, brakuje szczegółu, zbyt mało opisów tego, co jedli i jak się ubierali wrogowie. Wystarczy zwrócić uwagę na to, jak pisze Iggulden, że podczas oblężenia w mieście zabrakło żywności, którą kupcy handlowali, stosując lichwiarskie ceny. Zapewne wielu czytelników chętnie dowiedziałoby się, czego konkretnie brakowało i jakie metody kupieckie zastosowano.
Drugi tom przygód Dżyngis-chana to głównie opowieść o rozgrywkach pomiędzy braćmi chana i o napięciu pomiędzy jego synami. Dominują one nad zarysowanymi z wielkim rozmachem scenami batalistycznymi, opisami jednego z największych państw świata, romantycznymi scenami wielkiej miłości i opiniami o charakterze uniwersalnym, które doskonale znamy z choćby z Ogniem i mieczem. Dżyngis-chan rusza na podbój świata, ale nie jest to podbój w stylu Hollywood. Chiny Igguldena są pokazane przez pryzmat wiedzy współczesnego człowieka, brak im tajemniczości i magii. Są, zaryzykuję stwierdzenie, dosyć swojskie. Z nadzieją czekam na kolejny tom przygód wielkiego chana - szczególnie, że Władcy łuku nakazują rozstanie z chorym, kaszlącym Temudżynem, który zmusił do uległości potężne miasta Kraju Środka. Co przyniesie zetknięcie stepowej żywiołowości z wyszukaną kulturą ludzi (wedle niektórych) najstarszej cywilizacji świata? Miejmy nadzieję, że więcej napięcia i emocji.
Pierwszym tom, którym poznajemy dzieciństwo i młodość Gajusza, który - jak każdy chłopiec z warstwy nobilów - otrzymuje staranne wychowanie...
Perykles, Lew z Aten, powraca... Aby jedna potęga mogła powstać, inna musi upaść Perykles, Lew z Aten, wraca z wojny jako ktoś więcej niż bohater: jest...