Recenzja książki: Wszechświat kontra Alex Woods

Recenzuje: Damian Kopeć

Alex Woods kontra Wszechświat

Alexander Morgan Woods, lat siedemnaście. Dla większości Alex, dla matki, która nie zawsze o tym pamięta - Lex. Tak, tak, jak ten od dura lex sed lex. Alex to główny bohater i zarazem narrator opowieści snutej w książce Wszechświat kontra Alex Woods. To debiut Gavina Extence’a, który zwrócił nim na siebie uwagę rynku czytelniczego. Alex, którego poznajemy w finale zdarzeń, powraca do przeszłości po to, by inni mogli zrozumieć wszystko, co wydarzyło się wcześniej. Powraca do tej przeszłości, która według niektórych (na przykład według cytowanego w powieści Kurta Vonneguta), nigdy nie odchodzi, bo trwa, jest zawsze tak samo obecna. Człowiek w niej żyje, a chwile przeszłe, obecne i przyszłe zawsze istniały i zawsze będą istnieć - jak klatki gotowego filmu, w którym wszystko zostało zaplanowane, zrealizowane i niczego już zmienić nie można.

Początkowo cofamy się do czasu, kiedy Alex miał dziesięć lat. Spotkał go wtedy wypadek, w myśl wyrażonej wyżej teorii - nic niespodziewanego, raczej coś, co zawsze trwało. Nie zwykły wypadek z kroniki milicyjnej lub policyjnej lokalnej gazety, tylko incydent, który nie schodził z czołówek programów informacyjnych całej planety. Wypadek bez precedensu w historii ludzkości (to nie do końca prawda, bo już się coś takiego podobno zdarzyło, ale kto by tam przywiązywał wagę do szczegółów) polegał na tym, że w dom Alexa uderzył Kamień z kosmosu - i to w taki sposób, że trafił (on lub nie on) w głowę głównego bohatera tej opowieści. Na dwa tygodnie, choć okres miejscami wydaje się wydłużać, stracił on przytomność, a kiedy ją odzyskał, okazało się, że częściowo stracił pamięć. W sumie to nic ważnego, kawałek życia, który i tak miał miejsce pomimo amnezji. Od czego jednak dobrzy ludzie, życzliwi dziennikarze, przychylne człowiekowi media. Czytając, słuchając, oglądając, Alex odbudował pamięć tamtych dni. Choć nie była to już jego pamięć, ale twór zbiorowy, wydawało mu się to lepsze niż pustka. Incydent uczynił chłopaka sławnym, choć nie tyle otworzył mu oczy na świat czy na nowe możliwości, co otwierając czaszkę, ukazał światu na chwilę zawartość jego głowy. W sumie zmienił jego i tak już dawno istniejące życie. Ognista kula z Kosmosu wpłynęła na jego losy bardziej niż światłe decyzje Banku Światowego czy działaczy ONZ. Dzięki temu zdarzeniu - a właściwie dzięki rzadkiemu meteorytowi żelazowo-niklowemu - chłopak otrzymał niewyobrażalną dawkę informacji na temat meteorów, meteorytów i meteoroidów. Poznał też, na czym polega medialny szum i młyn, oraz czym może być dla młodego człowieka padaczka. To wpłynęło na jego styl życia, samotność, fascynację astronomią, fizyką i neurobiologią. Gdyby przeżył pożar, prawdopodobnie marzyłby o zostaniu strażakiem.

 

Incydent z Kamieniem nie wpłynął jednak - przynajmniej bezpośrednio, w sposób możliwy do rzetelnego wykazania - na poznanie pana Petersona. A to właśnie pan Peterson, a nie meteoryt uderzający Alexa w głowę odgrywa w powieści Wszechświat kontra Alex Woods większą rolę. Pana Petersona Alex poznał dzięki kolegom z klasy - prześladującym go niewybrednym osiłkom. Można by powiedzieć, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Niestety, zarówno Alex, jak i pan Peterson nigdy na ten fakt nie spojrzeli obiektywnie i nigdy wyraźnie nie docenili poważnej roli mało przyjemnych dla otoczenia kolegów Alexa.


Pan Peterson to Amerykanin, który opuścił swój kraj. Kaleki żołnierz, walczący kiedyś w Wietnamie, pacyfista i autor setek listów, pisanych w ramach różnych słusznych akcji Amnesty International. Wielbiciel muzyki klasycznej, mrukliwy, wiecznie niezadowolony, poirytowany i naburmuszony. Nie dbający specjalnie o kulturę słowa, bo i po co. Wszak słuchanie wartościowych utworów muzycznych sprawia, że człowiek jest już lepszym niż inni i nie musi tego wcale potwierdzać łagodnymi słowami. To z panem Petersonem nawiązuje nić przyjaźni Alex i z nim doprowadzi do tzw. szczęśliwego końca pewne trudne sprawy. Jakie? Nie uprzedzajmy faktów, które i tak już skądinąd zostały dawno temu ustalone, czyli uprzedzone.

Myślę, że opowiadanie historii to jeden ze sposobów, by uczynić złożoność życia bardziej zrozumiałą - odsiać porządek z chaosu, przewidywalne wzorce z pandemonium zdarzeń. Nieco inaczej ten sam cel osiągają tarot i nauka.

Opowieść Alexa to raczej zbiór opowieści niż jedna zwarta i przemyślana historia. Choć zasadniczo są one ułożone chronologicznie, to tworzą osobne całości, są epizodami nie zawsze ściśle ze sobą powiązanymi. Alex buduje niezwykle rozbudowane zdania, choć złożone ze zwykle prostych słów. No, może poza mętnymi czy złożonymi wycieczkami na teren fizyki, matematyki czy podskokami po gałęziach jakiejś innej dziedziny nauki. Alex wykazuje się dojrzałością ponad swój wiek. To wydaje się skutkiem osamotnienia, oczytania (ściśle ukierunkowanego) i mniejszego niż w przypadku zwykłego dziecka wpływu edukacji szkolnej na jego osobę. Jest to być może związane z brakiem ojca, matką skoncentrowaną na ezoterycznych seansach i niuansach oraz jak najbardziej praktycznym prowadzeniu sklepu z akcesoriami magicznymi. Dla Alexa nauka i ezoteryka stanowią swoiste uzupełnienie. Tarot jest innym sposobem poznawania rzeczywistości, niekoniecznie zresztą gorszym niż fizyka.


Wszechświat kontra Alex Woods to tragikomiczna - z naciskiem na tragi- - opowieść o dojrzewaniu. Mniej śmieszna niż Sekretny dziennik Adriana Mole’a. Nie tak zaskakująca jak Lot nad kukułczym gniazdem czy Paragraf 22. Humor tu prezentowany nie wszystkim przypadnie do gustu, tak jak narracja czy styl książki. To nie jest dojrzała, przemyślana proza, na pewno nie jest to jedna z najlepszych książek, jakie można przeczytać czy jakie już przeczytał ktoś, kto wiele czyta.

Powieść może zachęcić do przemyśleń, jest to jednak głównie zależne od samego czytelnika. Owszem, skłaniać do tego może pewna prowokacyjność stawianych tu tez i ich jednostronne przedstawienie. Również polityczna poprawność, której autor pozostaje wierny, unikając kontrowersyjnych czy idących wbrew mainstreamowemu nurtowi poglądów. Gavin Extence bowiem stara się ukazać to, co według niego słuszne, pomijając milczeniem to, co niewygodne lub nie pasujące do schematu. Przykład: niesamowicie ważne są zasady i ich przestrzeganie, ale... od każdej zasady są wyjątki. To trochę tak, jakby kontrprzykład nie powodował nieprawdziwości jakiegoś twierdzenia matematycznego. Cóż, można zauważyć, że życie to nie matematyka, a na zasady warto się powoływać zawsze wtedy, kiedy nam to wygodne. W książce padają różnorakie ładnie brzmiące maksymy. Problem z nimi jest taki, że warto je (nie tylko zresztą w tej książce, ale zawsze) przemyśleć, przyjrzeć się im, a nie brać naiwnie za dobrą monetę. Pozorna ich mądrość może bowiem być złudna, a same w sobie niekoniecznie wnoszą tyle, ile zdają się obiecywać. Owszem, Wszechświat może się wydawać jednocześnie chaotyczny i uporządkowany, ale co to konkretnie znaczy? Co myślimy, wypowiadając takie zdanie? Czym jest dla nas osobiście chaos, czym się różni od chaosu w matematyce czy fizyce? W każdym konflikcie są dwie strony - to również prawda, ale czy coś wnosi w konkretną sytuację, poza samym niby to bardzo mądrym stwierdzeniem? Alex niejednokrotnie doświadcza, że pewne myśli, choć ładnie, prawdziwie brzmią, w pewnych momentach okazują się bezwartościowe. Z drugiej strony - sam wygłasza takie maksymy bez mrugnięcia okiem. Na przykład ocenia Szwajcarów jako krzepiąco praktycznych ludzi, słynących z neutralności w czasie wojny - woleli się w tym czasie oddawać konstruktywnym zajęciom, takim jak nauka, bezpieczna bankowość i produkcja niezwykle dokładnych zegarków. Dziś coraz bardziej jesteśmy świadomi tego, że ci praktyczni Szwajcarzy nie przeszkadzali Gestapo w działalności na ich terenie, z uśmiechem przyjmowali do skrytek bankowych skradzione przez nazistów bogactwa, w ramach bezpiecznej bankowości chronili i chronią tzw. "brudną forsę". Neutralnie przyglądali się, jak w sąsiednich krajach morduje się w obozach miliony ludzi. Oni pozostawali obojętni na losy innych, neutralni w ocenach totalitaryzmu. Czyżbyśmy to im i ich twardej postawie zawdzięczali wyzwolenie Europy od Hitlera?

Powieść jest niezwykle współczesna - zgadzam się z tym stwierdzeniem w zupełności. Nie ma w niej pierwiastka ponadczasowości, nie ma poczucia sięgania głębiej i dalej niż teraźniejszość. Może to wpływa również na jej status bestsellera czyli nie tyle - jak uczy życie - status bardzo dobrej książki, co bardzo dobrze sprzedającej się książki. Biorąc pod uwagę wszechobecną niechęć do myślenia i refleksji można nawet postawić hipotezę, że wielu czytelników książka ta nie zachęca do owych męczących czynności, służąc im za rozrywkę sprawiającą pozory bycia czymś więcej. Owszem, można powieść Wszechświat kontra Alex Woods przeczytać szybko i bezproblemowo - nie jest wszak lekturą samą w sobie żmudną i wymagającą ani pod względem formy, ani treści. Można to nawet uznać za jej zaletę. Mieszanina zabawnych stwierdzeń i sytuacji, zdarzeń może wciągać tak jak wyrażane nieskomplikowanym językiem opinie nastolatka/niby dorosłego, żyjącego w dość ograniczonym świecie, a podejmującego się oceniania wszystkiego.

Alex żyje w bardzo zamkniętym świecie, podobnie jak pan Peterson. Alex podobno wcale nie potrafi kłamać, ale robi to dość często - i to z dużym powodzeniem. Okazuje się zresztą, że kłamać  można wtedy, kiedy to służy chronieniu kogoś lub czegoś ważnego. Większość postaci w książce zajmuje się przede wszystkim sobą, jednocześnie uważając się za nowoczesnych humanistów. Lubią jednak nie wszystkich ludzi, ale tylko tych, których akceptują. A jest ich raczej niewielu. Wobec innych potrafią być chamscy, nazywać ich dupkami, fiutami, używając tym podobnych pejoratywnych określeń. Każdy niby ma prawo do podążania własną drogą, ale nie można tolerować dróg innych niż jedyna słuszna - czyli własna. Naczelną zasadą wydaje się ta, by nie krzywdzić innych (mając na myśli głównie fizyczne oddziaływanie). Tylko kiedy tymi "innymi" okazują się ci, których nie lubimy, nie akceptujemy, zasada przestaje nagle działać.

Warto ostrzec niektórych czytelników przed dawką wulgaryzmów, szczególnie padających z ust zawsze wkurzonej, bardzo bezpośredniej i pozornie niezakłamanej Ellie (wulgarność jako wyraz niezakłamania). Być może jej wolność właśnie w tym się wyraża, ale uważam, że tak rozumiana wolność ogranicza moją własną do niestykania sę z grubiaństwem i chamstwem. Krzywdzić innych można bowiem również słowami, które ranią czyjąś wrażliwość, są odbierane jako przykre, niepotrzebne, nie wnoszące niczego konkretnego.

Wydaje mi się, że w przypadku książki Wszechświat kontra Alex Woods nadmierne entuzjastyczna, mocno przesadzona reklama przynieść może więcej szkody niż pożytku. To smutne, że dziś na półkach księgarskich nie ma już normalnych, przeciętnych pozycji: są tylko bestsellery, wiekopomne dzieła, tytuły wielokrotnie nagradzane. Choć Wszechświat kontra Alex Woods nie jest złą powieścią, to do miana wyjątkowego dzieła jeszcze sporo jej brakuje.

Kup książkę Wszechświat kontra Alex Woods

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Wszechświat kontra Alex Woods
Książka
Inne książki autora
Lustrzany świat Melody Black
Gavin Extence0
Okładka ksiązki - Lustrzany świat Melody Black

Raz na wozie, raz pod wozem. Najnowsza powieść autora głośnego debiutu Wszechświat kontra Alex Woods  Jak to nieraz w życiu bywa, wszystko zaczęło...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy