W przypadku drugiej powieści Jeanne K. Rowling, której akcja rozgrywa się poza światem Harry'ego Pottera, nasunąć się muszą liczne pytania. Czy autorka rzeczywiście potrafiła poradzić sobie z wyzwaniem napisania powieści wystarczająco udanej, by móc przestać być kojarzona z jedną tylko serią? Czy Wołanie kukułki moźe być początkiem cyklu, który nie tylko nie zrazi dotychczasowych fanów, ale i zjedna jej nowych czytelników - czytelników, którzy po fantastykę czy powieść młodzieżową nigdy by nie sięgnęli? Czy - wreszcie - ktokolwiek doceniłby lub zauważył tę książkę, gdyby jej autorką była zupełnie inna pisarka?
Cormoran Strike to były żołnierz, wykonujący obecnie zawód prywatnego detektywa. Niestety, jego agencji nie idzie dobrze. Dość rzec, że Cormoran jest jej jedynym stałym pracownikiem, długi znacznie przekraczają przychody, a wierzyciele częściej dzwonią tu do drzwi niż potencjalni klienci. W dodatku życie osobiste naszego bohatera właśnie się rozsypało, przydałaby mu się również nowa proteza nogi, bowiem dotychczasowa coraz gorzej spełnia swoją rolę. Cormoran ma już zwijać interes, gdy u jego drzwi staje Robin - przysłana przez agencję tymczasowa pracownica, mająca pełnić rolę sekretarki. Przybycie bystrej dziewczyny, której nie satysfakcjonuje nudna praca biurowa, to dopiero początek wielkich zmian. Cormoran Strike wkrótce bowiem zostanie zaangażowany w sprawę, która ma szansę przynieść mu prawdziwy rozgłos. W sprawę domniemanego morderstwa prawdziwej gwiazdy - Luli Landry. W dodatku jego klient - brat ofiary - choć mocno przytłoczony śmiercią przyszywanej siostry - wydaje się być co najmniej wypłacalny. A to miła odmiana w karierze Cormorana Strike.
Wołanie kukułki nawiązuje do kryminałów niemal już klasycznych. To hołd złożony przez autorkę opowieści o przygodach nastoletniego czarodzieja literackim legendom - Agacie Christie czy Raymondowi Chandlerowi. Modne jest obecnie nawiązywanie do konwencji dawnego kryminału, modne jest przypominanie, że jest się spadkobiercą dawnych powieści, wydawanych w miękkiej oprawie na papierze makulaturowym. Uczynił to choćby Stephen King przy okazji powieści Joyland, uczyniła to Rowling za sprawą Wołania kukułki.
Tradycyjne (konwencjonalne?) jest tu wszystko - agencja detektywistyczna, bohaterowie, konstrukcja i sposób prowadzenia narracji. Cormoran Strike to kolejne wcielenie "twardego gliny" po przejściach. Pogrążonego w rutynie, sceptycznego wobec zlecenia, ale za sprawą okoliczności zmuszonego do podjęcia się poprowadzenia sprawy. Robin z kolei to młoda dziewczyna ze świeżym spojrzeniem i sporym entuzjazmem. Niedoświadczona, naiwna, doskonale wychowana, zszokowana nieco zasadami panującymi w miejscu, w którym przyszło jej pracować, ale radząca sobie zaskakująco dobrze. Duet bohaterów stary jak świat i doskonale znany czytelnikom. Schemat - mógłby ktoś powiedzieć. I miałby sporo racji. Tyle, że Rowling schemat ten nieco odświeża, a poprzez wprowadzenie sprawy bardzo współczesnej potrafi tchnąć w swą opowieść sporo życia.
Akcja toczy się tu niespiesznie, ale sukcesywnie zdąża do przodu, zgodnie z regułami gatunku. Cormoran Strike prowadzi dochodzenie sprawnie, próżno jednak szukać w Wołaniu kukułki dynamicznych pościgów czy scen walki. Jest żmudna detektywistyczna robota, są kolejne przesłuchania i mozolne odsiewanie prawdy od fałszu. Warsztatowo nie można Rowling (przepraszam - Galbraithowi, bo pod takim pseudonimem autorka tę powieść opublikowała) praktycznie niczego zarzucić. No, może poza nadmierną zachowawczością i kilkoma dłużyznami. Pisarce kilkakrotnie uda się zwieść czytelników na manowce, napięcie buduje sprawnie i udaje jej się utrzymać zainteresowanie praktycznie do ostatnich stron. Konwencja obrana przez Rowling i umiejętność budowania atmosfery, przywodzącej na myśl dawne kryminały, na których wielu czytelników się wychowało sprawiają, że wielu czytelników pod wpływem nostalgii powrócić będzie chciało do tej powieści. Jej bohaterów, choć pozbawieni wad nie są, polubić bardzo łatwo. Trudniej za to się z nimi rozstać, co dobrze wróży zapowiadanej już serii. Strike'a i Robin łatwo wyobrazić sobie przy pracy nad kolejnymi sprawami. Te zaś zapewne już czekają na rozwiązanie.
Wołanie kukułki nie jest raczej powieścią, która czytelników zachwyci, która mogłaby kogokolwiek rzucić na kolana i skłonić do stwierdzenia, że Robert Galbraith wprowadza do kryminału zupełnie nową jakość. To po prostu całkiem udana książka, nawiązująca do klasyki gatunku, wciągająca, budząca nostalgię, miejscami - zabawna. To okazja do powrotu do świata dawnego kryminału, a także interesujące otwarcie serii mającej spory potencjał. Trzeba też jednak zaznaczyć, że powieść ta nie miałaby tak dużego potencjału, gdyby nie nazwisko i wcześniejsze dokonania autorki. Nie jest tak, że Rowling odcina tą powieścią kupony od popularności Harry'ego Pottera. Ale też od jego dziedzictwa z pewnością się nią nie uwolni.
Akcja sztuki odbywa się 19 lat po wydarzeniach znanych czytelnikom z Insygniów śmierci. Harry Potter jest już dojrzałym mężczyzną i pracuje jako...
Jeśli was ciekawi, skąd pochodzi złoty znicz, w jaki sposób powstały tłuczki albo dlaczego emblematem Wedrowców z Wigtown jest topór rzeźnicki, weźcie...