Przygoda w dżunglii
Nie ma chyba osoby, która obojętnie podchodziła do przygód Robinsona Crusoe i jego przyjaciela, Piętaszka, zmagających się bezludnej wyspie z okrutną niekiedy przyrodą. Niewiele osób przyzna się też do braku znajomości takiego filmu jak „Cast Away - poza światem” lub serialu „Lost. Zagubieni”. Rzeczywistość jednak dalece odbiega od wizji podszytych nutką romantyzmu czy niebezpiecznego dreszczyku. Rzeczywistość bywa brutalna, bezwzględna i nierzadko pociąga za sobą ofiary w ludziach.
Dla pasażerów samolotu Gremlin Specjal lot do Sangri-La w Nowej Gwinei miał być nagrodą za wierną służbę. Takie loty krajoznawcze były jednym z elementów systemu motywacyjnego, wdrożonego przez pułkownika Petera J.Prossena dla swoich podwładnych. 13 maja 1945 również zafundował swojemu zespołowi wspaniałą nagrodę – podnoszący morale lot nad malowniczą doliną. Na pokładzie samolotu znajdowały się dwadzieścia cztery osoby – dziewięciu oficerów, dziewięć kobiet i sześciu żołnierzy. Przeżyło tylko troje z nich…
Historię rozbitków, którzy zostali uwięzieni w dżungli, opisał Mitchell Zuckoff, a jego książka Uwięzieni w Raju to fascynująca historia, odsłaniająca kulisy tej tragedii. Autorowi udało się spotkać z jedynym jeszcze żyjącym uczestnikiem tamtych wydarzeń, zdobył również dziennik pisany przez kilka tygodni – od katastrofy do dnia uratowania – oraz zdjęcia i dokumenty wojskowe. W oparciu o zgromadzone materiały powstała wspaniała literatura faktu, którą czyta się z zapartym tchem niczym najlepszą powieść. Barwny język autora podkreśla jeszcze tragizm sytuacji, a także jej ironiczną wymowę – otoczenie, nieskalane jeszcze działalnością białego człowieka i zamieszkiwane przez plemiona nie mające styczności ze światem zewnętrznym, rzeczywiście przypominało tytułowy raj.
Nieuwaga, nieostrożność, błąd pilota – to wszystko przyczyniło się do katastrofy. Zderzenie z ziemią oraz pożar na pokładzie przeżyły tylko trzy osoby: kapral Margaret Hastings z Women`s Army Corps, jedna z pierwszych kobiet służących w wojsku, John McCollom, Skaut Orli ze stopniem porucznika oraz sierżant Kenneth Decker. Zarówno Margaret, jak i Kenneth byli ranni, nie mieli żadnych środków medycznych ani nadziei na ratunek. Wędrówka poprzez parną dżunglę tylko pogorszyła stan rozbitków, w rany wdała się gangrena. Mimo wszystko, pokonując ogromny ból, parli przed siebie…
W tym samym czasie, kiedy trójka ocalałych narażała się na spotkanie łowców głów, na terytorium których przebywali, rząd amerykański planował ich ewakuację. Jednak z uwagi na specyficzne położenie doliny, jak i samą dżunglę, nie była to prosta operacja. Minęły długie tygodnie, zanim rozbitkowie wydostali się z dziczy, choć na szczęście, dzięki obecności medyków w ekipie ratunkowej udało się zapobiec amputacji zaatakowanych przez bakterie gnilne części ciała.
Uwięzieni w raju to nie tylko wciągający dokument i obraz spektakularnej katastrofy, która pochłonęła dwadzieścia jeden ofiar – i to pod koniec wojny z Japonią. To także fascynujące studium oswajania strachu i bólu, przekraczania granic swoich możliwości oraz fizycznych ograniczeń organizmu. To również relacja z niezwykłego spotkania białego człowieka z tubylcami, nazywającymi siebie abkuni i zamieszkującymi wioskę Uwambo. We fragmencie pamiętnika prowadzonego przez Margaret możemy przeczytać krótką relację z tego wydarzenia: Tam na pagórku, czarny człowiek, który nigdy nie widział białego, i biały, który nigdy wcześniej nie spotkał dzikiego na jego terenie, zrozumieli się nawzajem. Dzięki uśmiechom.
Świadomość, że autor opisuje wydarzenia mające rzeczywiście miejsce, a także załączone dokumenty i zdjęcia sprawiają, że lektura tej książki jest niezwykle emocjonalna. Wrażenie robi również męstwo samych bohaterów, a szczególnie Margaret, która mimo świadomości tego, jak rozległe są jej obrażenia i małych szans na uratowanie nóg, wciąż owijała je szmatami i szła ramię w ramię z ocalałymi towarzyszami broni. Tym samym Uwięzieni w raju to jedna z tych książek, które pamięta się przez całe życie, a sama historia przypomina gotowy scenariusz filmowy. Tylko cierpienie rodzin ofiar świadczy o tym, że opowieść ta nie ma w sobie nic z hollywoodzkiego patosu i jest boleśnie prawdziwa.
Jedenastoletni Bernard po raz pierwszy leciał samolotem. Dwuletnia Christine zostawiła w łóżku ukochaną przytulankę, żeby nic jej się nie stało podczas...
Na przełomie 1942 i 1943 roku trzy amerykańskie samoloty wojskowe rozbiły się na Grenlandii. Po pierwszych sygnałach SOS kolejne maszyny wzbijały się w...