Czy szczęście jest dla wybranych? Czy można na nie zasłużyć? A może jest zapisane w gwiazdach i nie ominie nas, nawet jeśli wszystko wskazuje na to, że nic dobrego nas nie czeka? Czy warto poddawać się rozpaczy, a może raczej należy wierzyć w to, że świat ma dla nas mnóstwo niespodzianek, tych pięknych i tych przerażających? Czy jesteśmy na nie gotowi? Czy potrafimy otworzyć nasze serca na to, co nieznane?
W najnowszej powieści Weroniki Tomali Szepcz do mnie więcej bohaterka, Lena, otrzymuje po siostrze swojej matki zaskakujący spadek. Dom, a wraz z nim przeszłość, która aż kipi od tajemnic. Dom w Tyńcu pod Krakowem, ciepłe, urocze miejsce, staje się przestrzenią do odkrywania trudnej rodzinnej historii. Ale, jak to zwykle bywa, wraz z każdym kolejnym krokiem w przeszłość bohaterka zacznie też budować swój świat, pełen emocji, oczekiwań, marzeń, pragnień i olbrzymiej tęsknoty za tym, co najważniejsze.
Literatura popularna, obyczajowa, dysponuje całym obszarem powieści, których bohaterowie w wyniku nieoczekiwanej odmiany losu wyruszają na wieś, gdzie czeka na nich odziedziczony po przodkach dom. Do najlepszych tego typu powieści należy Dobry rok Petera Mayle’a, książka przeniesiona na srebrny ekran przez Ridleya Scotta z niezapomnianymi kreacjami Marion Cotillard jako Fanny Chenal i Russella Crowe’a jako Maxa Skinnera. Również na polskim gruncie opowieści o rozpoczynaniu życia w nowym miejscu (niekoniecznie dzięki nieoczekiwanemu spadkowi) cieszą się niezmiennie popularnością. Ich bohaterki nie boją się wyzwań, choć droga do celu jest zawsze bardzo trudna i pełna niespodzianek. Ale zawsze po fontannie wylanych łez nadchodzi nagroda.
Szepcz do mnie więcej to przykład prozy zwanej literaturą terapeutyczną. Fabuły zwykle przebiegają w niej dwutorowo. Coś się otwiera i coś musi być w nich na nowo odkryte. Przeszłość splata się z teraźniejszością, marzenia z rozczarowaniami, łzy ze śmiechem. Nadzieja Świąt Bożego Narodzenia z jesiennymi słotami, a miłość z odrzuceniem i utratą. To swoiste katharsis, głębokie przeżycie wraz z bohaterami tego, co złe, aby na końcu doświadczyć radości i szczęścia. Niezwykła popularność literatury terapeutycznej dowodzi niesłabnącego zainteresowania historiami, w których szczęście zawsze zwycięża i warto pozostać sobą, bo tylko ci, którzy potrafią być szczerzy wobec siebie, mogą być dobrzy dla innych. Źródło tej literatury leży przypuszczalnie w XIX powieściach angielskich i amerykańskich, znanych szerzej jako dzieła Jane Austin, sióstr Brontë i Louise May Alcott. Ich zręby stały się wzorem do kolejnych podgatunków powieści obyczajowej (czasami zwanej powieścią dla kobiet), do których można także zaliczyć powieści terapeutyczne z motywem ucieczki na wieś.
Książka Weroniki Tomali świetnie wpisuje się w ten nurt. To doskonała powieść na jesienne wieczory, pełna ciepła i trudnych pytań, na które nie zawsze potrafimy znaleźć odpowiedź – nawet jeśli ta okazuje się tak oczywista jak to, że w życiu trzeba podążać za głosem serca. Polecam.
Cyniczny biznesmen i skromna kelnerka. Szansa na znajomość jak jeden na tysiąc. Szansa na miłość?... Kolejna powieść autorki Tam, gdzie diabeł mówi...
On jest dziedzicem rodzinnej fortuny. Ją zawsze wytykano palcami. Więź między tą dwójką nigdy nie powinna się wydarzyć... Lilianna wie, jak gorzka potrafi...