Gry szpiegowskie?!
(...) niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie - tak swojego czasu rozmyślał Immanuel Kant, wędrując uliczkami Königsberga - czyli Królewca. Tak jednak nie chcą, nie mają czasu, nie potrafią myśleć bohaterowie trzeciego tomu cyklu Stalowe Szczury Michała Gołkowskiego, mającego w podtytule nazwę właśnie tego miasta. Königsberg z 1917 roku - choć w zasadzie Königsberg Gołkowskiego - to miasto Prus Wschodnich, będące zapleczem trwającej właśnie Wielkiej Wojny. Miasto fabryk zbrojeniowych; naukowców intensywnie pracujących nad nowymi, bardziej skutecznymi narzędziami do zabijania; elit używających życia bez zastanawiania się, jaki rak toczy ich świat. Miasto tych, którzy okaleczeni wrócili z wojny; tych, co nigdy jej bezpośrednio nie doświadczyli i tych, którzy przez chwilę odpoczywają, by znowu powrócić na linię frontu. To właśnie w tym mieście toczy się akcja powieści Königsberg.
To właśnie w Królewcu nabiera sił niemiecki bohater wojenny Teodor Grossmann. To tutaj bawi się, włóczy po balach i knajpach z Kellerem - swoim towarzyszem broni i przewodnikiem po mieście, nieświadomym tego, że odznaczony Krzyżem Żelaznym żołnierz jest w rzeczywistości rosyjskim szpiegiem, Fiodorem Grigoriewiczem Wielikowem. Dzięki przemyślnej mistyfikacji wcielił się on w postać autentycznego niemieckiego oficera, pragnąc poznać ważne tajemnice Królewca - na czele z Wunderwaffe.
Jeśli ktoś spodziewa się dynamicznej, rwącej jak fala uderzeniowa akcji, licznych potyczek, krwi i potu, to nie znajdzie tu tego w obfitości. Nie brakuje tu potu... kochanków, a i smugi krwi pojawiają się co pewien czas, ale nie tej przelewanej na froncie. Stalowe Szczury. Königsberg to raczej powieść obyczajowa z podskórnym napięciem erotycznym, trochę historyczna, z wątkami szpiegowskimi w tle. W zamierzeniu miała być prawdopodobnie powieścią szpiegowską z wątkami obyczajowymi, z elementami romansu, ale wyszło trochę na opak. Wątki okołoerotyczne to swoisty ukłon autora w kierunku tak dziś modnej literatury tego typu. Wątki szpiegowskie nie są do końca porywające, sprawiając wrażenie literatury pop-szpiegowskiej, mniej poważnej niż powieści Johna le Carre, Kena Folletta, Charlesa Cumminga czy Roberta Littella. Owszem, tajemnice intrygują i potrafią wciągnąć, ale postaci, choć intrygujące - zwłaszcza Wielikow - nie są szpiegami z krwi i kości. Grossmann jest nie do końca przekonujący zarówno w swojej roli superszpiega, jak i jako Rosjanin. Na szczęście nie brakuje mu uroku, inteligencji, magnetyzmu. Ciekawszą postacią wydaje się Keller - bardziej złożoną, niejednoznaczną, budzącą sprzeczne uczucia. To on w sumie zachowuje się jak człowiek z zasadami. Jest cyniczny, porywczy i bezwzględny, a jednocześnie romantycznie zakochany i bezbronny. Kolejną „zagwozdką" dla czytelnika jest pewien mocno przerysowany niemiecki profesor, wielbiciel gry w szachy, przewidujący „ruchy“ swoich przeciwników na kilka kroków naprzód.
Stalowe Szczury to fantastyka oparta na alternatywnej wersji historii Wielkiej Wojny. Mniej tu jednak w sumie owej fantastyki, więcej historii, fascynacji I Wojną Światową, militariami, życiem żołnierza w okopach, mechanizmami kierującymi ludźmi w czasie walki. Jeśli chodzi o realia wojny, jest ich sporo - zwłaszcza w pierwszym tomie, zatytułowanym Błoto. Dynamiczna akcja to również cecha Chwały - drugiego tomu cyklu. Inaczej jest z Königsbergiem. To przejście z linii frontu i bezpośrednich walk do zakulisowych rozgrywek zaplecza wojny, z pewnością nie mniej ważnych z punktu widzenia losów opisywanego świata. Rozgrywek głównie wywiadów, choć nie tylko. Również - potyczek intelektualnych i emocjonalnych między bohaterami. Zmiany wzajemnych relacji wydają się być chwilami ważniejsze niż wszelkie szpiegowskie intrygi.
Sprawy sercowe, rozgrywki damsko-męskie, sceny erotyczne, niespieszne wędrówki po balach, kawiarniach. Wojna trwa, ale wiele kilometrów dalej, a Königsberg i jego elity żyją, skoncentrowani na korzystaniu z przyjemniejszych niż walka uroków życia. Szpiedzy, co prawda, licznie snują się po mieście, próbując wykradać tajemnice - w tym niemieckiej Wunderwaffe - i nie dać się złapać, ale czynią to często bez pełnego zaangażowania, czasami w sposób niemal amatorski. Powieść czyta się dobrze, choć ważniejsze niż akcja i potyczki bitewne są potyczki słowne oraz sercowe. Jest to wyraźna zmiana w stosunku do poprzednich tomów cyklu Stalowe Szczury - mniej tu owych Szczurów właśnie. To z pozoru kontynuacja, a w rzeczywistości - zupełnie inne ujęcie tematu.
W porównaniu z Błotem mocno poprawił się styl Michała Gołkowskiego. Pisze znacznie lepiej, ciekawiej. To cieszy. Również portety postaci są na ogół pełniejsze, ciekawsze, bardziej złożone niż kiedyś. Z jednej strony mamy więc dojrzalszą, bardziej dopracowaną formę, z drugiej - treść, która nie każdemu musi przypaść do gustu. Na szczęście w tym przypadku mamy fantastycznie wolny wybór.
Rzucony przez samego siebie na główkę w wir ponownie rozpoczętej, równie co poprzednia nieudolnej Apokalipsy, nasz poczciwy Ezekiel robi to, co powinien...
Jeden lud, jedna rada, jedna władza! Stary król nie żyje, zrzucony z tronu przez falę największego powstania ludowego, jakiego zaznała dolina Rzeki. Wygłodniali...