„Śmierć fałszywemu Imperatorowi! Precz z Górą, wolność dla ludzi!”.
Arena Dłużników płonie w ogniu dzikiej, desperackiej rebelii, rozpętanej przez wyposażonych w płonącą Purpurą broń gladiatorów.
Archanioł Michał miota się w bezsilnej furii, rzucając przeciwko ludziom kolejne zastępy Wysłanników.
Jednak sprawy komplikują się… nie to, że „niespodziewanie”, bo w sumie nigdy nic nie było proste. Ale tym razem nawet Zek czuje, że coś jest mocno nie tak i zaczyna się gubić.
Nie to, że w przebiegu wydarzeń. Nawet nie w przestrzeni i nie we własnej głowie.
Zek zaczyna gubić się w czasie.
Trąby nieudanej Apokalipsy nadal grają swą fałszywą melodię, świat powoli pokrywa się pleśnią, niczym ostatnia kanapka zapomniana w czeluściach plecaka podczas wakacji, ale impreza przecież trwa! Nie ma zlituj, trzeba zakasać rękawy i zasuwać – gdzieś tam jest Jonasz, no i wypadałoby spotkać się z Azraelem. A może i zobaczyć własną rodzinę?
W końcu świat się sam nie uratuje!
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2023-04-14
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 442
Tak wiele dzieci Zony W morderczej próbie sił Znikają za kordonem On synem Zony był Obiecywał sobie, że już nigdy więcej. Że tamten raz był...
No dobra, powiedzmy to otwarcie – Rebelia na Arenie Dłużników upadła i sobie głupi ryj rozbiła, a jej niedobitkowie rozpierzchli się po całym świecie...
Przeczytane:2023-04-19, Ocena: 6, Przeczytałam,
„O KURWA, O CHUJ, O TAK” - przyznam szczerze, że nie podejrzewałam nigdy tego, że właśnie od takich słów rozpocznę recenzję najnowszej powieści Michała Gołkowskiego pt. "Komornik. Arena dłużnikow #3". Jednakże po przeczytaniu tej książki uznałam, że zaczerpnięty z jej stron powyższy cytat będzie w pełni adekwatnym względem tego, jaką jest ta opowieść (poza tym, skoro Michał Gołkowski może, to mogę i ja) . Otóż jest ona totalnym, odjechanym, odważnym i ze wszech miar znakomitym, literackim szaleństwem na polu postapokaliptycznego fantasy!
Stało się - rewolta gladiatorów z areny dłużników ruszyła, pochłaniając kolejne ofiary, siejąc zniszczenie i emanując płonącą Purpurą z broni Zeka, Cat, Cartera i reszty ekipy. Tyle tylko, że jak ze wszelkimi powstaniami bywa, po dumnym początku nadchodzi chmurna proza walki o przeżycie kolejnego dnia. Co więcej, Zek zaczyna popadać w coraz częściej następujące zagubienie w czasie, które w dobie walki z przeważającymi siłami przeciwnika, nie może oznaczać niczego dobrego. Oto jednak pojawia się w jego głowie plan - dziwny, mało realistyczny, kompletnie chory, ale jednak plan, który może zmienić to piekło w coś... - coś innego...
I kreśli nam Michał Gołkowski dalsze losy naszych ulubionych bohaterów, umiejscowione w świecie kolejnej, kompletnie nieudanej i co gorsza jeszcze bardziej nieprzewidywalnej, boskiej Apokalipsy. I czyni to on w swoim charakterystycznym stylu, serwując nam raz po raz sceny rodem z fantastycznego horroru z czarną komedią w tle, które przybierają postać walki, ucieczek, pościgów, magicznych emanacji i żartów z Kościoła. Ba! - zapomniałabym o krwistym języku, w którym moje trzy słowa wstępu stanowią naprawdę niewinne wyrażenie emocji przez jednego bohaterów tej książki...
Lubię prostotę fabularnej relacji u Michała Gołkowskiego, która w piękny i zamierzony sposób pozwala nam się łatwo odnaleźć w chaosie wydarzeń, jakie wypełniają strony tej powieści, nawiązując często do tego, co już było i jeszcze częściej do tego, co dopiero się wydarzy. Otóż mamy jedną stałą - Zeka, jego wiedzę, pamięć i poczucie odpowiedzialności za to, co się dzieje. Mamy go i to jemu towarzyszymy w kolejnych dniach, tygodniach i miesiącach, przemierzając wraz z nim apokaliptyczną scenerię, walcząc o życie, ratując bliskich i próbując okiełznać to, co się da. Reszta jest istotna i zarazem mocno pogmatwana, aczkolwiek u boku Zeka jest nam znacznie łatwiej doświadczać tego, co się tu dzieje...
A dzieje się, oj dzieje - chciałoby się powiedzieć, kontynuując poprzednią myśl. Przede wszystkim mamy apokaliptyczną rąbankę, czyli walkę ludzi z nieumarłymi, aniołami, świętymi, cherubinami i innymi potwornościami tej spaczonej Apokalipsy..., mamy również spotkania z ważnymi, dobrze nam już znanymi bohaterami - wśród ludzi i nie tylko, którzy zmieniają całkowicie sytuację na tej literackiej scenie..., jak i wreszcie nie zabrakło mocnych, poruszających scen, które chyba od pierwszej części „Komornika” nie były aż tak bardzo dramatycznymi i poważnymi. Bo przy tym tomie przyjdzie się nam nie raz uśmiać, ale też i nie raz wzruszyć...
Oczywiście w kolejnej książce już tak wielce doświadczonego autora muszą stać na wysokim poziomie także i pozostałe, kluczowe literackie elementy - czyli m.in. kreacja bohaterów z drugiego planu, którzy są z pewnością wyjątkowi w swoim sposobie bycia, postrzegania tego co się dzieje i piekielni źli (zwłaszcza ci z założenia najbardziej święci)..., kolejno obraz wyniszczonego, koszernego, ale jednak przy tym rodem z filmów o „Mad Maxie” świata, w którym już nic nie powinno nas zdziwić..., jak i kończąc na dobrych proporcjach pomiędzy akcentami komediowymi i dramatycznymi, tak by w danej sekwencji scen nie było całkiem śmiesznie, ale też i nie całkiem poważnie. I jeszcze język - podwórkowy, potoczny, pełen inwektyw, ale przy tym idealny dla tej historii.
W ogólnym ujęciu jest to dobra, zaskakująca i z pewnością najodważniejsza w historii polskiej literatury, fantastyka. Akcja, przygoda, humor i zawrotne tempo relacji to jedno, ale mamy tu także bardzo mocne słowa względem Kościoła i chrześcijańskiej religii - owszem, w konwencji fantasy i rubasznej komedii, ale jednak raczej nie do zaakceptowania przez osoby głęboko wierzące. Ja osobiście nie mam z tym żadnego problemu i cieszę się, że w dzisiejszej Polsce ukazują się takie książki - tu ukłon w wyrazie szacunku tak dla Michała, jak i dla Fabryki Słów.
Wspaniałą była decyzja Wydawcy o równoczesnej premierze trzeciego i czwartego, finalnego tomu tego cyklu. Oto bowiem po zakończeniu lektury tej książki, przetrawieniu jej fabularnej, emocjonalnej i humorystycznej oferty oraz krótkim ochłonięciu po finalnej scenie..., możemy sięgnąć od razu po ciąg dalszy - kolejne 630 stron opowieści o Zeku i jego pogmatwanych losach. I to jest piękne, wspaniałe i wpływające siłą rzeczy na samo odkrywanie tej trzeciej części „Areny Dłużników”, której to poznawania nie musimy sobie dozować, spowalniać i odkładać na później, gdyż tym razem nie będzie koniecznym oczekiwanie kilku miesięcy na nowy tom.
Michał Gołkowski bawił się świetnie tworząc tę powieść – jestem o tym przekonana, a i też kilka jego zabawnych uwag względem czytelnika, redaktorów i wydawcy, o tym świadczą. I świetnie bawimy się również i my, zagłębiając w tę historię, odkrywając niezbadane ścieżki wyobraźni autora i podziwiając kunszt Pawła Zaręby, które pięknie zilustrował tę relację. Oczywiście trzeba lubić i akceptować tę literacką konwencję, która raczej nie uznaje żadnych świętości, co też stanowi w dużej mierze o jej wielkości i popularności. I jeśli to akceptujecie, to zachęcam was gorąco do sięgnięcia po powieść „Komornik. Arena Dłużników #3” – warto, naprawdę warto.