Różne jedynki i różne zera
Zaczyna się kolejny czerwiec na jakże pięknie wyglądającej - zwłaszcza z orbity - Ziemi. Lato nadchodzi wielkimi krokami, tak jak trzecia wojna światowa, godna kontynuatorka zarówno tej pierwszej, jak i drugiej, poprzedniczek nie mających sobie dotąd równych w dziejach świata pod względem liczby ofiar uzyskanej w tak krótkim czasie. Broń zakazana międzynarodowymi konwencjami i traktatami zostaje wyciągnięta z arsenałów rozmaitych państw, uznanych obrońców pokoju. Broń chemiczna i atomowa. Nad warszawskim niebem przelatują samoloty z czerwonymi gwiazdami, zostawiając po sobie spopielone zgliszcza i zwęglone ciała mieszkańców. Wojska NATO, siły UE wykonują dobrze zaplanowany manewr odwrotu, unikając przelewania krwi na obcej ziemi. Garstka ludzi, którym dane było przeżyć, kryje się w ruinach, w podziemiach, na terenach mniej skażonych, poza centrami miast. Także w podziemiach dwóch nitek słynnego warszawskiego metra, stanowiącego pokaz geniuszu organizacyjnego, finansowego i inżynieryjnego III RP.
Jak to zwykle bywa, nie wszyscy boją się wojny i jej skutków. Niektórzy widzą w takich wydarzeniach wielką szansę na zmiany. Szansę na lepsze życie, przynajmniej w stosunku do innych. Na władzę nareszcie pozbawioną dotychczasowych niepotrzebnych ograniczeń. Do nich należy typowy wojskowy twardziel, starszy kapral Nowicki. Wraz ze swoją drużyną wiernych towarzyszy broni nie zamierza on niczego bronić, a tym bardziej ginąć za coś tak abstrakcyjnego jak ojczyzna. Za bardzo ceni życie, swoje. Jak przystało na nowoczesnego patriotę, chce przeżyć - i to w jak najlepszej kondycji. Realizuje plan krok po kroku, w przemyślany i pozbawiony skrupułów sposób. Na stacji metra Dworzec Wileński i pobliskich powoli, acz niezwykle skutecznie tworzy Imperium. Autokratyczną strukturę, na której czele stoi on, pan i władca życia i śmierci poddanych, Imperator. Za nim stoją jego uzbrojeni żołnierze i odpowiednio dobrani poplecznicy, wykonujący bez szemrania każdy rozkaz. Osiłki uwielbiające rządy silnej ręki. Imperator rządzi taką właśnie twardą ręką, stale mając na uwadze popularne hasło o zabawie z pełnym żołądkiem: panem et circenses. Jest władcą, samozwańczym cesarzem w krainie... umarłych.
W innej części metra powstają odmienne struktury władzy: enklawy naukowców, sekt religijnych czy politycznych, grup mniejszości narodowych takich jak Wietnamczycy, skupisk ludzi, których łączy silny przywódca bądź jakaś mniej lub bardziej prężna idea. Jedną z takich grup jest sojusz kilku stacji metra zwany Twierdzą, rządzony ręką człowieka zwanego generałem Gromem, byłego kapitana rezerwy. Nie do końca struktura tak demokratyczna, jak by się mogło na pozór wydawać, ale jedna z tych ze względną wolnością jednostek i jako takim dobrobytem.
W pewnym momencie głównie na wskutek przemyślanych intryg niewielkiej, acz zadziwiająco skutecznej (czyżby element fantasy?) sekty Świętego Krzyża dochodzi do starcia dwóch sił: Imperium oraz Przymierza, zjednoczonych wokół Twierdzy i generała Groma. Kto wyjdzie cało z tego starcia? Jak będzie wyglądał świat po owym starciu podziemnych tytanów?
Książka Stacja: Nowy Świat opowiada o tym, co poprzedzało wydarzenia opisane w Kompleksie 7215, wcześniejszej pozycji Bartka Biedrzyckiego. Nie jest jednak spójną historią, charakteryzującą się jednolitą narracją i porządkiem czasowym. Zbudowana jest z obrazów z różnych okresów, dotyczących różnych postaci. Mocno utrudnia to lekturę, choć dla niektórych będzie miało walor ciekawostki. Kilka wątków przeplata się ze sobą, czytelnik musi sam sobie tę opowieść poukładać i się przy tym nie pogubić. Najciekawsze wydają się fragmenty tekstu, w których dominuje wartka akcja. Tak to już jest, że w działaniu wielu pisarzom często idzie nie najgorzej. Trochę inaczej jest z akapitami mającymi prowadzić do pogłębionych refleksji. Spowalniają bieg zdarzeń, czasami nużą, snując się jak węże w upalne popołudnie. Owszem, książka jest w jakimś stopniu próbą pokazania mechanizmów władzy, tworzenia się nowego porządku po wielkiej katastrofie. Wydaje się jednak w wielu miejscach mało wiarygodna, zwłaszcza biorąc pod uwagę różne doświadczenia historyczne. Opisywane w niej jest powstawanie grup ludzi (częściowo dosyć abstrakcyjnych), takich jak enklawa naukowców. Jak pokazuje życie, nauka czy technika nie są raczej czymś potrafiącym silnie łączyć ludzi. Naukowcy, co pokazała dobitnie chociażby II wojna światowa, potrafią wiernie służyć dowolnej ideologii, aktualnemu panu. Duża wiedza czy racjonalność ich od tego nie odstręcza. Ponadto ludzi nauki, tak jak i wszystkich innych, dotykają zwykłe ludzkie przypadłości: zawiść, niechęć, zazdrość, pragnienie władzy, sukcesu, niechęć do konkurentów. Trudno sobie wyobrazić, że ludzie ci spokojnie, twórczo i bezproblemowo ze sobą współpracują w imię przetrwania. Im silniejsze osobowości, tym o to trudniej - szczególnie w małej, zamkniętej społeczności. Zmarginalizowana zostaje w książce jako całkowicie nieważna, nieistotna niewielka, grupa komunistów i innych radykałów lewicowych, co jest w sumie dziwne. Wszak od czasów Oświecenia to właśnie stosunkowo małe grupy rewolucjonistów, wykorzystując niepewną sytuację i szczęśliwe dla nich zbiegi okoliczności, doprowadzały do wielkich przewrotów, mających dla świata poważne konsekwencje. Przykłady: Rewolucja Francuska, Rewolucja Październikowa, przewrót na Kubie, przejęcie władzy przez Mao w Chinach, Kambodża, Meksyk na początku XX wieku, Wietnam, Nikaragua. Trudno z kolei, od czasu Oświecenia, mówić o wielkim wpływie jakichkolwiek grup religijnych na losy świata. Jeśli już, to o wiele większe znaczenie miały sekty parareligijne, działające zakulisowo tajne organizacje w rodzaju masonerii. Sposób ukazywania tworzenia się nowych grup społecznych wydaje się więc miejscami ahistoryczny i mało wiarygodny.
Lepiej pokazane są mechanizmy sprawowania władzy w ramach grup, zwłaszcza takich jak rządzone autokratycznie Imperium czy nie do końca demokratyczna Twierdza. Nie tylko jednak wśród nich stosowane jest manipulowanie ludźmi, ograniczanie dostępu do informacji, dzielenie na podgrupy i umiejętne separowanie ich od siebie (chociażby wojskowi i cywile w Twierdzy), podsuwanie tematów zastępczych w obliczu kryzysu, napuszczanie ludzi na siebie - te mechanizmy znamy dobrze z uważnej obserwacji naszej rzeczywistości. Znamy tworzenie systemu przywilejów i łask, używanie języka, który choć pozornie przypomina ten faszystowski, to zaskakująco dobrze oddaje typową komunistyczną nowomowę, znaną z przemówień rozmaitych dygnitarzy partyjnych, zwłaszcza z czasu wielkiej wojny polsko-polskiej i puczu Jaruzelskiego. Ta zwyrodniała szajka, zaplute karły skażonej ideologii, wkradła się w nasze łaski, zdobyła nasze zaufanie, a następnie wbiła nam nóż w plecy po samą rękojeść!
Możemy zobaczyć, w skrócie, jak degeneruje się władza, jak to, co było z początku potrzebne jak element stabilizujący, szybko prowadzi do nadużyć. Jest to ciekawe, ale trudno powiedzieć, że odkrywcze. Nihil novi sub sole, nie pomogą trzeźwiące sole.
Silnym punktem książki jest kilka postaci-osobowości. Oprócz dwóch wyrazistych wojskowych-dyktatorów, Groma (wbrew pozorom pełni funkcję dyktatora) i Imperatora, uwagę przykuwają stalker Borka z Pola Mokotowskiego, kurierka Różyczka, Hanoi oraz Licznik. Fragmenty książki wciągają, ale spora część jest zwyczajnie nużąca. Wpływa być może na to ciągłe tłumaczenie czegoś, nie tyle naturalnie wplecione w wydarzenia, co podawane na plastikowej tacy. Chwilami kontrowersyjny jest potoczny język, jakim posługuje się część postaci, wulgarny i prymitywny. Ma on swoje uzasadnienie, ale nie powoduje, że czytelnikowi unikającemu takiego słownictwa, skądinąd dziś modnego nawet w ustach ludzi wykształconych, jest przez to łatwiej.
Wielu zapewne spodobają się liczne odniesienia popkulturowe w powieści, niektórym być może mało finezyjnie ukazane, płynące nurtem mainstreamu elementy bieżącej polityki. Książka nie jest zła, raczej przeciętna jak statystyczny Polak. To must read tylko dla prawdziwych fanów Fabrycznej Zony, którzy muszą przeczytać wszystko, co się ukazuje w tej serii. Stacja: Nowy Świat nie wywołuje wielu emocji, jest chyba pozbawiona tego czegoś, co czyni lekturę czystą przyjemnością.
Warszawskie metro dwie dekady po wojnie atomowej. Po globalnym konflikcie termonuklearnym w podziemiach zrujnowanej aglomeracji warszawskiej żyją ludzie...
W małych letniskowych miasteczkach żyje się spokojnie, kiedy skończy się już sezon turystyczny. Czasem jedynie ktoś podpali śmietnik albo potłucze szyby...