Rok szarańczy Terry'ego Haeysa to książka tak zaskakująca i złożona, że będzie dla czytelnika czymś więcej niż tylko przygodą. To głęboka, fascynująca podróż, w której każdy kolejny etap jest wielką zagadką.
Terry Hayes tworzy filmowe scenariusze, więc zdaje sobie sprawę z tego, jak trudno utrzymać uwagę widza. Czytelnika także. Mimo to po raz drugi serwuje nam historię, która liczy niemal osiemset stron. I to stron zapełnionych akcją, opowieścią, gęstą fabułą. A skoro o fabule mowa – Kane to tajny agent, specjalista od Regionów Niedostępnych. Na swojej drodze, a konkretnie na pograniczu Iranu, Pakistanu i Afganistanu, spotyka kogoś, kto może doprowadzić znany nam świat do katastrofy. Świat, który i tak jest już katastrofą po tym, co wydarzyło się po 11 września (to zdanie samych bohaterów). Kane stanie przed chyba najtrudniejszą misją. Czy uda mu się uratować innych? A może powinien skupić się na ratowaniu własnej skóry?
Terry Hayes jest autorem śmiałym. Nie pisze pod trendy i upodobania, ale odważnie snuje własną opowieść. Pierwszych pięćset stron to klimat, który znamy z Pielgrzyma. Mamy więc kawał soczystej, ale też niezwykle zawiłej sensacji. U Hayesa trzeba się skupić, bo narrator uwielbia dygresje, czasem skręca w jakąś uliczkę i w pewnym momencie czytelnik ma wrażenie, że znajduje się w wielkim labiryncie. Nie jest to niemiłe uczucie, nawet całkiem ekscytujące, ale Rok szarańczy to proza bardzo gęsta, wymagająca łączenia faktów, myślenia. Kane robi więc swoją szpiegowską robotę. Robotę niewiarygodną, bo każda minuta misji jest niebezpieczna, dzika i – ze względu na topografię – trudna do przewidzenia.
I kiedy czytelnik jest przekonany, że ma do czynienia właśnie z powieścią szpiegowską, z oszałamiającą mieszanką sensacji i thrillera, niespodziewanie autor wprowadza nas w klimat… science fiction! Tak to się robi, proszę Państwa! – bo większość czytelników po prostu spadnie z krzesła. Na arenie pojawia się pewien wynalazek, który… Cóż, więcej powiedzieć nie mogę. W powieści pojawia się także coś na kształt podróży w czasie. Dodam, że będziemy mieli do czynienia z mutacjami, nadludzką siłą i starciem tytanów. Choć Kane to tylko człowiek.
Cóż, Rok szarańczy to postapo w klimacie Terminatora. Albo Marvela. Dla wielu fanów może być to rozczarowujące (w końcu nic nie zapowiadało hybrydy gatunkowej), ale moim zdaniem jest to zabieg arcyciekawy i… całkiem logiczny. Czy nie jest tak, że tajne amerykańskie służby od zawsze mają swoje mroczne, paranormalne sekrety? A przynajmniej taką wersję sprzedaje nam popkultura…
Rok szarańczy to książka wielka (nie tylko ze względu na rozmiary), mistrzowsko skomplikowana i nieoczywista. Jazda bez trzymanki. Polecam!
,,Pielgrzym" to kryptonim człowieka, który oficjalnie nie istnieje. Dawniej dowodził tajnym wydziałem wewnętrznym amerykańskiego wywiadu. Zanim...
,,Pielgrzym" to kryptonim człowieka, który oficjalnie nie istnieje. Dawniej dowodził tajnym wydziałem wewnętrznym amerykańskiego wywiadu. Swe zawodowe...