Stres i tempo codziennego życia każą myśleć o relaksie jako o towarze pożądanym. Idealnie by było, gdyby można było go kupić, zaaplikować sobie i wypocząć. Każdy urlop byłby udany, każdy weekend stałby się przyjemnością. Relaks. W dodatku taki amerykański, pełną gębą, na bogato.
Juliusz Strachota poświęcił mu całą książkę, opowiadając o losach bohatera uzależnionego od relaksu. Zaczyna się niewinnie – od stresu związanego ze zbliżającym ślubem. Juliusz wybiera się do psychiatry, by ten przepisał mu coś na uspokojenie nerwów. I dostaje cudowny środek, który sprawia, że od razu nadchodzi luz i poczucie spełnienia. Jest naprawdę bombowo tu i teraz. Bo to tak właśnie działa, że nie musisz już nic robić, że jest dobrze, że czas się zatrzymuje. Takie lekarstwo, co jest na taką chorobę, którą miewa każdy. Trzeba tylko razem z lekarzem poudawać, że nie jest się ćpunem, a on nie jest dilerem. Tak zaczyna się wielka przygoda z Xanaxem, lekiem silnie uzależniającym, ale dającym wymarzony relaks choć przez chwilę.
Bohater popada w coraz większe uzależnienie, przechodząc samego siebie w wymyślaniu kolejnych sposobów zdobycia cudownego środka. A może go dostać wyłącznie na receptę, odwiedza więc wszystkich lekarzy w okolicy, opowiada wyssane z palca historie o swojej pracy zagranicznego korespondenta, o czyhających na niego niebezpieczeństwach w strefach walk zbrojnych, o związanym z tym stresie. Wszystko zostaje podporządkowane zdobyciu kolejnych dawek.
Tak, jest to książka o narkomanii, o staczaniu się, o ograniczaniu swojego istnienia do jednego punktu – ekstazy po zażyciu leku. Bohater nie pamięta, co robi, gdzie, z kim, jest uzależniony tylko od tego, by mieć odpowiednie ilości różowych tabletek. Przerażające, a zarazem prawdziwe. Każdy bowiem chce się wyluzować, zrelaksować, mieć na wszystko "wyjechane" - przynajmniej od czasu do czasu. A gdyby tak ten czas przedłużyć i mieć relaks nieustanny? Ale jest coś jeszcze – poszukiwanie sensu, który jakoś wcale niełatwo znaleźć. Niby gdzieś tam jest, ale w codziennej gonitwie dostrzec go nie sposób. Tabletka pomaga zapomnieć o konieczności jego poszukiwania. Życie nie będzie lepsze, bogatsze i pełniejsze dla wszystkich, ale każdemu dajemy możliwość łykania dokładnie tej samej tabletki. Żeby nie musiał nic robić, tylko kupował więcej tabletek. I tu kończy się poszukiwanie sensu istnienia, zaczyna szukanie kolejnej apteki. Prostsze, prawda?
Tylko ta cena jakby za wysoka...
Dzięki temu, że każdy zyska wgląd w swoje przeszłe wcielenia, zniknie tożsamość, która jest dla ludzkości zniewoleniem. Zaprowadzimy zupełnie nowy porządek...
Jeśli pół życia się zmyśliło, a resztę przegapiło, to można zawrócić do ostatniego wyraźnego obrazu w pamięci i od niego zacząć jeszcze raz...