Łowczyni nagród z piekła rodem i nieznośna lekkość bytu
Po pierwsze - pochłonęliśmy jedynkę, niekoniecznie dla pieniędzy. Po drugie - skonsumowaliśmy dwójkę, na ogół pozbywając się przy tym kasy. Po trzecie, niekoniecznie dla zasady, wszamaliśmy trójkę. Zaliczyliśmy czwórkę i przyszedł czas na piątkę. Trzeba się spieszyć, bo w kolejce, jak u lekarza pierwszego kontaktu zagrypionych, czeka jeszcze wiele tomów przygód Stephanie Plum. Wielki... ogromny... przeogromny... kubeł śliwkowego przecieru z przygód niezłomnej łowczyni nagród z Trenton.
Bierzemy do ręki piątą z kolei "Stefcię" pod jakże znaczącym tytułem Przybić piątkę (High Five, 1999). Puszczamy płytę zespołu Breakout. I co? I czytamy: Kiedy byłam małą dziewczynką, zwykle nie zakładałam mojej Barbie majtek (...) A być łowcą nagród to trochę tak jak być Barbie z gołym tyłkiem. Hmmm, ciekawe... Cóż, chodzi o to, że ma się wtedy tajemnicę. Na pierwszy rzut oka sama brawura i odwaga, podczas gdy w rzeczywistości działasz bez gatek. Za to z uroczymi gadkami. Okazuje się, że tak właśnie czuje się Stefcia. Jakby coś w jej image`u było tylko na pokaz, nie poparte twardymi dowodami, lecz zwykłą prowizorką.
Wyobraźcie sobie, że urocza Śliweczka znowu zalega z czynszem. Że w jej lodówce jest zimno i pusto. Że jeździ samochodowym klasykiem, a wolałaby czymś mniej oryginalnym. To dopiero nowina! Wyobraźcie sobie też, że akurat nie ma wolnych NS-ów. Skończyli się jak promocja w super-hiper-gigamarkecie. No, jeden jest, ale malutki, wart dla naszej łowczyni jakieś siedemdziesiąt "zielonych papierków". Czy warto dla takiego "niczego" ryzykować zdrowie, życie, opinię, radość kolejnego dnia? Oczywiście, że warto!
By czasem nie było zbyt łatwo i by nowej świeckiej tradycji stało się zadość, Stephanie ma na głowie jak zwykle więcej ważnych spraw. Zaginął wujek Fred, mąż Marbel, kuzynki babci. Jak to często miało kiedyś miejsce w dobrych filmach klasy B, wyszedł z domu na zakupy i już nie wrócił. Wyszedł w piątek, a w poniedziałek - którego, jak wiemy, nikt nie lubi - jeszcze nie zdążył powrócić do ukochanej małżonki. "Konikiem" wuja Freda były skąpstwo i zdradzanie żony, a może raczej próby dokonania tego ostatniego. W końcu, mając ponad siedemdziesiąt lat, nic nie jest tak łatwe, jakim się wydaje. Sprawa wujka oczywiście nie jest prosta - jak wypowiedzi ministra finansów, czego nauczeni doświadczeniem poprzednich tomów wcale się zresztą nie spodziewamy. Jest trudna, zagmatwana i niebezpieczna. Zaczynają ginąć ludzie, co cieszyć może tylko właścicieli domów pogrzebowych. Plum wszystko wyprostuje, rozwiąże, wyjaśni, ale zanim do tego dojdzie, przeżyjemy wraz z nią kilkaset stron przygód. Przy okazji, jak Mr Poirot, odkrywając rodzinne sekrety i ukryte głęboko ludzkie namiętności.
Idziemy wraz ze Stephanie krok w krok, podążając za jej myślami, wzrokiem, słuchem, węchem, pragnieniami i obsesjami. Towarzyszymy jej, mimo, że nie zawsze jesteśmy towarzyskimi towarzyszami. Spotykamy ciekawe postaci. Te najbardziej lubiane, bo już nam znane, jak również te nowe, które mamy szanse poznać i polubić. Mam na myśli trochę ciekawską babcię Mazurową, która nie może zrozumieć, że jej czas już się skończył i z tomu na tom jest coraz bardziej żywa. Wymienię jeszcze niektórych, zupełnie przypadkowo wybranych dziwaków i oryginałów, których spotkać możemy w Przybić piątkę: matkę Stefci, której "córcia" regularnie dostarcza cotygodniową porcję zgryzot i zmartwień; ojca Stefy, który milczy coraz bardziej uparcie; dużą kobietę Lulę, zawsze chętną do pomocy i przemocy; bolesną narośl na drzewie genealogicznym rodziny Plum - kuzyna Vincenta; Eddiego Gazarrę - dobrego przyjaciela, dobrego glinę i dobre źródło policyjnych informacji. Niezrównanego Joego Morellego, gliniarza, tajniaka i w końcu faceta, z którym łączą Stefanię dość skomplikowane stosunki. Pojawi się Komandos, który rozbudzi w Śliweczce trochę zaskakującą dla niej chęć do... Powróci Benito Ramirez - bokser wagi ciężkiej z bardzo ciężką ręką do kobiet i problemami z oddechem, wykazywanymi podczas rozmów telefonicznych. Poprawi on znacznie makro- i mikrokrążenie bohaterki. Z nowości na liście osobowości warto wymienić Majtasa, postać irytującą, a zarazem pełną wdzięku. Przyczepia się on do łowczyni nagród jak rzep do psiego ogona, wmawia jej, że jest bukmacherem, nawiedza w domu i w pracy, motywuje do zintensyfikowania poszukiwań zaginionego Freda.
Czekają nas hektolitry ironii, soczystej jak krwisty stek. Barwne postacie, niektóre nawet lekko psychopatyczne, co od razu powinno wielu czytelników wprowadzić w stan błogiego odprężenia. Tak zwane życie, opisane w Przybić piątkę, jest barwne i przez to tak rozkosznie nierealne. Mordobicia potrafią być śmieszne, wybuchy - nieszkodliwe dla wybrańców, strzelaniny - zabawne, zwłoki - niepoważne.
Życie Stephanie Plum będzie i tym razem niezwykle szybkie. Ukaże znowu swój głęboki sens - konieczność zdobycia środków finansowych na przetrwanie kolejnych dni. To wszak z powodu forsy i niechęci do nudnej papierkowej (i nie tylko) roboty nasza łowczyni co dnia ryzykuje utratę zdrowia i życia, urody i linii. Dla kasy i dla jedzenia, które jest jej jedyną niezmienną miłością. W Przybić piątkę Stefcia po raz setny uświadomi sobie, że jedyne, czego jest pewna, to to, że tak naprawdę nie wie, czego chce.
Wartością dodaną przygód łowczyni z Trenton są hasła kulinarne: zapiekanka z zielonej fasoli, ciasto z ananasem, udziec jagnięcy itp. Ten cykl może wywoływać uczucie głodu. Aż dziw, że sponsorem książki nie został jeszcze jakiś znany producent żywności...
Stephanie Plum, łowca nagród z New Jersey, wierzy w słuszność trzech prawd: ludzie nie znikają tak po prostu bez śladu, nigdy nie denerwuj starszych...
Wymarzone wakacje Stephanie Plum okazały się jednym wielkim koszmarem. Nie dość, że wraca z Hawajów sama, to jeszcze samolotem, w którym...