Jeśli jak Arystoteles przyjmiemy, że barwą przezroczystości jest światło, to po lekturze najnowszej książki Marka Bieńczyka przyjdzie nam stwierdzić, że źródłem owego światła na pewien czas stał się sam autor. W swoim eseju pt.: „Przezroczystość” Bieńczyk ukazał bowiem gamę kolorów, którymi może zajaśnieć tytułowe pojęcie, ukazał delikatne drgania cieni, które rzuca i wreszcie wszelkie migotania sensów, jakie jest w stanie pomieścić w swoim wnętrzu. Ta opowieść to wielopłaszczyznowe i wielokierunkowe filtrowanie- rzeczywistość zostaje przefiltrowana przez przejrzystość, a przejrzystość przez rzeczywistość, te dwie z kolei doprowadzają do procesu filtrowania podmiotu, a i podmiot odwdzięcza się tym samym.
Po zapoznaniu się z tytułem książki i notką wydawcy pomyślałam, że może przejrzystość ma stanowić swego rodzaju alternatywę wobec metafory zwierciadła- głównej kategorii wykorzystywanej do opisu współczesnej kultury. Nie stwarza wielkiej trudności wytłumaczenie się z takich skojarzeń. Najnowsza refleksja humanistyczna mnóstwo miejsca poświęca metaforom lustra, zwierciadła, szklanego odbicia. Te przedstawienia zwielokrotnionego świata i obrazów alternatywnych rzeczywistości odcisnęły swoje znaczące piętno na dylematach filozofii, nauk społecznych, literatury i sztuki. Wystarczy wspomnieć o wielkiej karierze Alicji w Krainie Czarów, historii Narcyza czy zwierciadła Twardowskiego. Nie można zaś na pewno pominąć lacanowskiego lustra czy Baudrillarda i jego precesji symulakrów. Przejrzystość tymczasem kwestionuje i zwielokrotnienie, i lustro, i maskę.
W błędzie jest jednak ten, kto sądzi, że przezroczystość równa się normom oczywistości i jednoznaczności, że wyzwala od epistemologicznych i ontologicznych nawiasów, likwiduje czar tajemnicy i zagadki. Refleksje Bieńczyka zdecydowanie znoszą pewność, którą pozornie zawiera w sobie to pojęcie. Wprowadza przejrzystość raczej w sferę duchowości, metafizyki i transcendencji, ukazując ją jako coś, co w całości przenika realny świat, ale zarazem wyrasta gdzieś daleko poza jego ramy.
Esej często charakteryzowany jest jako gatunek z pogranicza publicystyki i literatury, o którego „czystej literackości” stanowi oczyszczenie z plotki- fabuły. U Bieńczyka jest inaczej. Forma „Przezroczystości” oscyluje wokół monologu i soliloqium, po to by ostatecznie zbliżyć się do dialogu i opowiadania. Ciągłe powracanie do tego samego motywu wywołuje kolejne asocjacje, pozwala na grę skojarzeń. Pojawiający się w tekście bohaterowie zostają wplątani w grę z pojęciem przejrzystości, która zaczyna coraz bardziej przenikać ich życie.
Marek Bieńczyk i stworzone przez niego postacie- jako „bliscy świadkowie przezroczystości”- prowadzą czytelnika przez tajemniczą strefę, którą wzięła we władanie przejrzystość. Tym samym począwszy od świata materialnego, poprzez świat konstruktów społecznych, czytelnik kieruje wzrok ku dalekiej od banalności rzeczywistości abstrakcji i marzenia.
Podstawowy rys osobowości Bieńczyka jako eseisty wyznaczają indywidualizm i erudycyjność. Autor serwuje czytelnikowi dużą porcję wiedzy z różnych dziedzin; literatury, sztuk plastycznych, muzyki, socjologii, filozofii, a nawet architektury. Stawia tym samym przed odbiorcą dość trudne zadanie. „Przezroczystość” nie przypomina jednak wywodu naukowego. Bieńczyk nie próbuje wyczerpać problemu, nie próbuje udzielić odpowiedzi na wszystkie nasuwające się pytania- takie są z reguły przecież aspiracje badacza. Czytelnik odnosi raczej wrażenie, że oto zetknął się z pasjonatem, który dąży do zgłębienia pewnej tajemnicy, a dodatkowo pozostawia swój tekst otwarty na interpretacje i dalsze ciągi asocjacji. To mądra, odkrywcza i rzeczywiście poruszająca książka. Jej największa siła tkwi w ciepłym osobistym tonie, w planie którego autor pozwala rozwijać się swoim myślom. Dzięki temu dochodzi do przeobrażenia mnóstwa przytaczanych faktów w liryczną ekspozycję wyobraźni.
Na koniec pozostaje pytanie najważniejsze:
„Dlaczego przezroczystość, przejrzystość, transparence, transparencia? (...) czyż to nie ona była pierwszym zapamiętanym obrazem życia, ikoną bądź krzyżem na drogę? Pierwszy obraz: pusty, poranny, jasny pokój z ogromną plamą słońca, żółtym kwadratem na ścianie. Powietrze tak rozświetlone, z rozedrganymi drobinami pyłu, tak w tym świetle czyste i pełne, że zdawało się mieć odsłonięte wnętrze; przez swą odkrytą powierzchnię przepuszczać wzrok ku jeszcze głębszej czystości. Drzemała więc przez długie lata, niekiedy podsyłała skrycie pragnienie samotności, ciszy, nieobecności, była wizualna projekcją życia, jego nieodkopaną protoewangelią, aż wreszcie wybuchła w pełni swej nazwy, przezroczystość, transparence, transparencia, jako motyw, prawda i iluzja, jako hobby egzystencji, uchwytna poręcz, o którą można oprzeć własne istnienie, a nawet próbować wsypać je w tekst.” (s.20)
Być może najlepsza książka Marka Bieńczyka. Najpierw był pomysł by napisać książkę o oddechu. O zadyszce od natłoku zdarzeń, o nerwowym a może smogowym...
Historia miłości dwojga stypendystów przybyłych z różnych stron świata do Francji. Główny bohater – Marek – jest w związku z kobietą, która...