Opowiem Wam bajkę...
Była sobie dziewczyna, która za wszelką cenę chciała być dobra. Temu celowi podporządkowała wszystkie swe decyzje. Starała się być posłuszna ojcu i przez cały czas pomagać matce. Dbała o to, by w mig rozpoznawać wszystkie życzenia brata i pomagać mu czynić dobro.
Również w dorosłym życiu Dorota pragnęła wyłącznie dobra. Dobra, które docelowo miało doprowadzić do jej wielkiego triumfu. Dobra, które wszystkich i wszystko wokoło zmieniłoby na lepsze. Rzecz w tym, że jej definicja tego pojęcia i drogi dążenia do jego realizacji nieco rozmijały się z tym, co większość czytelników za dobre by uznała.
Przewrotność dobra to po trosze rzecz o definicjach właśnie. O daleko posuniętej subiektywności tego, co przywykliśmy określać mianem dobra lub zła. O tym, jak definicje te kształtuje nasze otoczenie, kultura, religia. Kilka wydarzeń z dramatycznego dzieciństwa głównej bohaterki na jej życie wpłynęło tak mocno, że w Dorocie już na stałe zrodziła się przepaść. Przepaść między Dorotką-idiotką, skrzywdzoną dziewczynką, aniołkiem, który światu nieba byłby gotów przychylić a dorosłą kobietą, zimną i wyrachowaną, żyjącą w kłamstwie i okłamującą wszystkich, z samą sobą na czele.
Kilka wydarzeń z dramatycznego dzieciństwa... Jolanta Kwiatkowska opowiada także o roli przeszłości w naszym życiu. O tym, jak kształtuje ona nasze życie, jak często determinuje naszą teraźniejszość. W Dorocie wciąż żyją ludzie z jej przeszłości, wciąż pragnie ona odwdzięczyć się ludziom za „dobro”, jakiego doświadczyła w dzieciństwie. To przeszłość nakazuje jej działać, to przeszłość nakazuje jej dokonywać takich, a nie innych wyborów.
Kwiatkowska pisze również o różnych twarzach każdego człowieka, o maskach, jakie każdy z nas przywdziewa na potrzeby bliższych i dalszych znajomych oraz nieznajomych. Dorota cały czas gra. Gra, aby manipulować ludźmi, którzy stoją na drodze do celów, jakie postanowiła zrealizować. Ale gra też na potrzeby osób naprawdę jej życzliwych. Dorota nikogo do siebie nie dopuszcza, nikomu nie mówi o sobie całej prawdy. Nikomu nie mówi również o "dobru", jakiego doświadczyła w dzieciństwie. I w tym momencie książka Jolanty Kwiatkowskiej staje się opowieścią o sztuce przemilczeń, jaką bywa codzienne życie każdego człowieka. To historia o manipulacji, jakiej często musimy (chcemy?) się dopuszczać, by normalnie funkcjonować na co dzień.
Tym, co niesie tę powieść, jest jej różnorodność formalna. Mamy tu fragmenty korespondencji mailowej, mamy dyskusję na forum, mamy dialogi, mamy fragmenty utrzymane w konwencji baśni. To sprawia, że choć Kwiatkowska dotyka tematów niełatwych, jej powieść wprost się "połyka", nie mogąc wprost oderwać się od lektury. Ale równocześnie można odnieść wrażenie, że czegoś jest tu zbyt wiele. Że zbyt wiele tu wątków pobocznych, zbyt wiele mało znaczących epizodów, zbyt wiele tematów, których autorka koniecznie chciała dotknąć. Zbyt wiele w powieści też... zła.
Zła, przybierającego zresztą bardzo różne postaci. Jeśli przychodzi Wam na myśl jakakolwiek patologiczna sytuacja, o jakiej słyszeliście w mediach, jakikolwiek ludzki dramat czy nieszczęście - Dorota, dziewczyna z pozoru z normalnej, przeciętnej rodziny, z pewnością go doświadczyła. Bicie przez ojca – jest. Maltretowanie – fizyczne i psychiczne, także z podtekstem seksualnym – oczywiście. Ksiądz-pedofil? Jego brak byłby przecież prawdziwym nieszczęściem. Zabieg to, oczywiście, celowy, jednak sprawia on, że powieść traci nieco na wiarygodności.
Podobnie irytować może miejscami nadmiar symboli. Znakomicie wypada nie-baśń o Calineczce, stanowiąca niejako wstęp i komentarz do losów głównej bohaterki, ale symbole pojawiają się też w korespondencji bohaterki z wirtualnym znajomym, którego wybrała na spowiednika-przyjaciela i w głównym toku jej opowieści. I potrafią wówczas czytelnika przytłoczyć.
Wady te nie zmieniają jednak faktu, że powieść Jolanty Kwiatkowskiej to bardzo mocna społecznie zaangażowana proza. To znakomita powieść, jedna z lepszych, jakie w ostatnim czasie ukazały się na polskim rynku. Wspomnienie o jej mankamentach to przede wszystkim wyraz szacunku wobec autorki. Autorki, która – choć stosuje lekką, przystępną, typową dla literatury popularnej formę oraz język – pozostaje bardzo daleko od miałkich powieści obyczajowych, jakie dominują dziś na rynku wydawniczym. I jej, i polskim czytelnikom na szczęście wychodzi to na dobre.
Akcja „Pułapki Nowego Roku” zaczyna się w piątek. Ale taki, który wypada raz na kilka lat i staje się ostatnim dniem roku. Główna bohaterka...
Małgorzata od dawna próbowała odciąć się od tego, co było i nawet kilkakrotnie jej się to udawało. Może nie całkowicie, ale na tyle, żeby móc żyć dniem...