"Pieśni dziadowskie i legendy" to zbiór krótkich opowiadań wzorowanych na ludowych opowieściach. Każde z nich jest opatrzone postscriptum- komentarzem odautorskim. Opowieści te są pełne nonsensu i humoru. Już początek książki daje nam do zrozumienia, że autor będzie często przymrużał oko. "Pieśń dziadowska, którą napisali czytelnicy" to zbiór autentycznych przesłanych o Niego listów. Układ jest następujący: na przemian pojawiają się głosy wychwalające Go pod niebiosa i pełne wyzwisk. Podam dla przykładu pierwsze listy:
"Proszę mi wierzyć, mistrzu, po przeczytaniu Pańskich książek nie mam już spokoju, nieustannie męczy mnie i prześladuje niewymowne piękno, subtelność, żartobliwość, smutek, mądrość, o rany, a niech to licho.
Ten wieprz wynajduje takie sytuacje, by dać wyraz swoim seksualnym perwersjom. Od chwili, kiedy to przeczytałem, nie mam spokoju, nie mogę przestać myśleć nie bez lęku, ileż to szkód wyrządzi wśród dojrzewającej młodzieży".
W postscriptum do owych głosów czytelników autor zauważa, że "starożytni8 doskonale wiedzieli więc, że portret człowieka składa się dialektycznie z paszkwilu na niego i peanu na jego cześć". Przytacza przy okazji przykład pewnego władcy perskiego. Jego nadworny poeta przyrównał go w pochwalnym wierszu do słońca. Władca wysłuchawszy wiersza powiedział, że tym słowom przeczy... jego nocnik.
Równie pełne humoru, ironii i niejednokrotnie groteski są pozostałe opowiadania. W "Legendzie o Egonie Bondym i o Włodeczku", malarzach "totalnego realizmu" widzimy, jak inspirują ich pęknięcia na murze. Szukają w nich podobieństw do elementów z życia codziennego (tak jak w dzieciństwie nieraz odczytywało się kształty chmur). Zdarzają się przy tym omyłki. Jeden z nich był zachwycony, bo zobaczył plamę, która wyglądała jak człowiek palący papierosa. Zaczął obrysowywać jej kontury na murze. Po chwili dostał w twarz, bo rzekoma plama to w rzeczywistości był właśnie chłopak z papierosem! Drugi z kolei "gwałtownie wszedł w drzwi, które jednak okazały się plamą". W pozostałych opowiadaniach zdarzają się równie groteskowe sytuacje. Nie ma tu żadnych świętości. Żartobliwie ukazane są tu nawet poważne tematy, jak śmierć czy religia. Po wypadku kolejowym trudno doliczyć się trupów. Jak więc sobie poradzono? Zobaczmy.
" O brzasku pan zawiadowca zgodnie z przepisami ułożył obok siebie najpierw wszystkie tułowia, ręce, nogi i głowy. Później zestawialiśmy z nich ludzkie ciała. Ogólnie zabitych okazało się pięciu. Ale jedna noga zniknęła na zawsze."
Osobnego opisu doczekała się też śmierć wieśniaka, który został stratowany przez własnego wieprza... Kpiny odnoszące się do religii nie wyśmiewają samej wiary, lecz jarmarczną, odpustową wersję pobożności. Widzimy na przykład kiczowaty "obraz Najświętszego Serca Jezusowego, z rozdartą skórą, lecz z wnętrzem pełnym żółtych promieni, z płomieniem u góry". Z kolei inny artysta wyrzeźbił Chrystusa na krzyżu... z gatkami w barwach flagi narodowej. Zanim zaczniemy się oburzać, zwróćmy uwagę na dewocjonalia sprzedawane np. na odpustach. Przecież kicz jest tu na porządku dziennym. Wspomnę chociażby o butelkach wody źródlanej w kształcie Matki Boskiej. Co to ma wspólnego z wiarą?
Rewelacyjną kpiną z tandety jest też opowiadanie złożone z fragmentów książek, popularnego sennika, akt sądowych i podsłuchanych na ulicy rozmów. Przytoczę króciutki fragment:
"Katarzyna z Aleksandrii. I w niewłaściwy sposób obmacywał ją po całym ciele. Centymetrem miłość mierzyć- osiągniesz powszechny szacunek."
Cała książka, skrząca się humorem, jest jedną wielką kpiną z tandety i odpustowości. Kpiną celną i bardzo inteligentną. Wbrew tytułowi nie jest to lektura dziadowska. Wręcz przeciwnie - ma wysoką wartość. Polecam.
Kalina Beluch
"Miss April, z tej mojej popularności dostaję porządnych drgawek, krzyczę już nie tylko "Pod Tygrysem" i w "Zielonym Laboratorium" na dziennikarzy, ale...
"... I tak oto w tych opowiadaniach zatrzymałem piękne obrazy, które nie starzeją się wraz ze mną: w książce tej pozostaję niezmiennie chłopczykiem w marynarskim...