Na rozstajach dróg
Co jest szczególnie charakterystyczne w prozie zawartej w tym tomie opowiadań? Skondensowanie myśli. Ułożenie ich ciasno obok siebie. Są one bardzo poważne, dotykają samych istotnych spraw życiowych. Są nabrzmiałe, dość nietypowo zestawione razem. Inna cecha tego zbioru opowiadań? Zwięzłość. Oszczędność słów, krótkie stwierdzenia faktów, opisy często ograniczone do minimum. Pośpiech autora w ukazaniu mnóstwa myśli. Autor pragnie - w tak krótkiej formie, jaką jest opowiadanie - zawrzeć jak najwięcej. Może to jest błąd? Ta próba zamknięcia w ograniczonej liczbie słów stada myśli, morza uczuć? Może czasami lepiej dotknąć czegoś drobnego, a nie od razu rzucać się na cały niespokojny byt i wszystko, co z nim związane? Może czasami zbyt wiele oznacza przesyt? Ilość nie przechodzi w jakość? Może, zamiast wielkich spraw, przełomowych zdarzeń, wystarczy czasem dotknąć chwili w całym jej pięknie, ubóstwie, wielkości i marności?!
Jan Grzegorczyk ukazuje tu głównie ludzi, którzy stają na rozstaju życiowych dróg i z jakiegoś powodu trwają w smutnym rozkroku. Muszą podjąć decyzję, choć w miarę możliwości odwlekają ją, ile się tylko da. W końcu decydują, choć nie zawsze najlepiej, optymalnie, dobrze nawet z ich punktu widzenia. Ci ludzie, mocno zasłuchani przede wszystkim w siebie, zwróceni stale do środka, zatwardziali introwertycy, wydają się nie słyszeć innych. Ich subiektywny świat, w którym zatracają się bez reszty, zasłania im oczy przed ujrzeniem czegoś więcej niż tylko ich emocji, uczuć, przemyśleń. Nie są w pełni szczęśliwi, ale czy mogą tacy być? Skoro ciągle tylko mówią: ja, moje, mnie, dla mnie. Są samotnymi wyspami, nie zawsze może do końca z własnej winy, ale i nie bez mniej czy bardziej świadomego osobistego wyboru. Są jak cierpiący egzystencjaliści, wyjątkowo dumni z przeżywanego bólu istnienia.
Człowiek w prozie Grzegorczyka jest tak skomplikowany, że na ogół nie umie tego wypowiedzieć. Złożoność jednostki ludzkiej jest prawdą, choć są różne sposoby ukazywania tej złożoności. Mniej czy bardziej ciekawe, prawdziwe. Mniej czy bardziej przekonywające. Może to zależy od osobistej wrażliwości odbiorcy?! Mnie większość zawartych tu opowiadań nie poruszyła emocjonalnie, raczej rozdrażniła swoim dziwnym przeintelektualizowaniem. Wyjątkami były dwa utwory: tytułowa "Pieśń słoneczna Róży Bluszcz" i "Posłaniec". Opowiadania, w których autor pozwolił sobie na więcej emocji, a mniej złożonych, pogmatwanych, niejasnych myśli.
Człowiek w utworach Jana Grzegorczyka otoczony jest przez wszechobecny niepokój. Nie czuje się dobrze w swoim ciele, w swoim czasie, w takich realiach, jakie są. To, w czym tkwi, ogranicza go, nie jest dla niego pełnią prawdy, ale wyrwanie się z owego kręgu okazuje się zbyt trudne. Cierpi, ale w jakiś dziwaczny sposób to cierpienie hołubi, szanuje i docenia.
W większości opowiadań, poza dwoma końcowymi, emocje są obecne i wyrażane w sposób stonowany, choć mają swoją siłę. Przykrywa je wyraźnie intelekt, przemyślenia. Myśli dręczące, pełne smutku, pozbawionego uśmiechu spojrzenia na świat. Jednostronne po prostu, nie oddające całego bogactwa życia. Przeintelektualizowanie bohaterów irytuje. Rozkładanie siebie na czynniki pierwsze, indywidualizm idący w skrajności i szczególny egocentryzm. Ocenianie wszystkiego poprzez swój subiektywny punkt widzenia, własne emocje i przemyślenia. Poprzez twierdzenie, że najważniejsze jest poszukiwanie szczęścia i prawdy, nawet - mylenie się i błądzenie, byle takie, jakie sobie sami wybraliśmy. Do postaci bardziej zdaje się przemawiać mędrca (czyli siebie samego) szkiełko i oko niż czucie i wiara. Nie są jako dzieci pełni ufności, są zamknięci na całą gamę doznań. Nie wierzą temu, co widzą i czują, słyszą i doświadczają.
Jest w niektórych z utworów zawarta pośrednia pochwała prostego człowieka, bezpośredniego i otwartego. Który nie dokonuje nieustannej wiwisekcji własnego wnętrza, nie ocenia stale, nie kręci się w kółko, nie idealizuje bólu istnienia i tragiczności losu. Większość postaci jest jednak ponad miarę złożona (a przynajmniej - chce taka być, dba o to, kreuje taką postawę życiową). Nieufni wobec czegokolwiek lub kogokolwiek, zagubieni we własnych myślach, oczekiwaniach, psychologicznie nierealnych pragnieniach. Mówiący jedno, robiący drugie, pragnący jedno, czyniący drugie. W gruncie rzeczy mało z tych swoich wzniosłych przemyśleń wynoszący. Chcący dopasować świat - wiarę, kulturę, obyczaj, przekonania do samych siebie. Poszukujący, ale bez otwartości i żaru poszukiwań. Na przemian wierzący i wątpiący we własny rozum, ale stawiający go zarazem na piedestale, czyniący niejako swoim bogiem. Wierzący w swoje wątpliwości, dumni ze swojej nieufności i braku zaufania wobec otaczającej rzeczywistości, ludzi i słów. Nie potrafiący połączyć drgnienia serca i porywów myśli w jedno, rozdarci dualizmem ciało-umysł, który intelektualnie zdają się odrzucać.
Ludzie grzeszni, mający jednak do swoich słabości i grzechów pobłażliwy stosunek. W końcu oni poszukują siebie i nie jest ważne, jak inni to odbierają, co inni czują i jak odbierają ich słowa i czyny. Tam, gdzie drwa poszukiwań rąbią, tam wióry zgorszenia lecą. Poszukiwanie wydaje się często najważniejsze, jest wartością samą w sobie.
Grzegorczyk dokonuje ciekawego zabiegu: zestawia historie wybranych świętych i skomplikowane losy swoich bohaterów. Towarzyszą nam: św. Antoni - patron ludzi zatroskanych i rzeczy zagubionych, św. męczennik Jan Nepomucen, św. Rita - patronka spraw trudnych i beznadziejnych, Matka Teresa, św. Weronika i św. Franciszek. Towarzyszą ludziom obracającym się w zaklętym kręgu niemocy, w kieracie bezsilności. Nawet niezwykłe znaki, sygnały, które ku nim trafiają, uznają tak, jak im wygodnie - za przypadek, los, złudzenie. Dla nich po prostu nie ma cudu, są wątpliwości i dystans do wszystkiego.
Autora zdają się fascynować ludzie rozdarci, ludzie grzeszni, poszukujący. Ludzie, którzy nie zawsze jednak odrzucają grzech, nie zawsze podejmują z nim walkę. Czasami wręcz poszukują dla niego głębokich uzasadnień, choć podstawowe motywy wydają się całkiem proste. Chrystus, chodząc po Ziemi, tak jak to czytamy w Piśmie, pochylał się nad każdym, nawet nad największym grzesznikiem. Ale mówił też jasno: "Idź i nie grzesz więcej, twoja wiara cię uzdrowiła". Nie mówił: trwaj w grzechu, masz prawo wątpić i szukać do woli, twoja niewiara cię uzdrowiła. Nie uzdrawiał zresztą każdego chorego, którego napotkał, wybierał tych, którzy w jakiś sposób byli gotowi go przyjąć i zmienić poprzez to swoje życie. Grzesznik jest wartością Kościoła, ale nie jego grzechy.
Tak odbieram tę, według mnie niejednoznaczną prozę. Takie wywołuje we mnie emocje i myśli. Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy z nas jest inny i to samo może na nim robić odmienne wrażenie. Autor po prostu nie "nadaje na tych samych falach", co ja. Nie znaczy to jednak automatycznie, że nie warto przeczytać tego zbioru opowiadań. Może ktoś wyniesie z niego o wiele więcej, niż ja zdołałem?
Kolejna książka autora Nieba dla akrobaty i cyklu o księdzu Groserze. Tym razem Grzegorczyk ukazuje arcyciekawą postać błogosławionego kapelana powstania...
Włączył odtwarzacz.Po chwili zaczęła sączyć się muzyka z Jeziora Łabędziego. Spojrzał na buty Pawła. Zmrużył oczy. Ale białe baletki siostry Bernadetty...