W swojej najnowszej powieści Komuda opuszcza XVII wiek i przenosi czytelników w schyłkowe lata PRL. Młody zawodnik Legii, Jakub Błażyk, dobrze zapowiadający się szablista, pada ofiarą bratniej miłości krajów demokracji ludowej do ZSRR i nie zdobywa złotego medalu na spartakiadzie w Dreznie. Poznaje za to człowieka, który daje mu możliwość wykorzystania talentu w szczególny, choć nie do końca legalny sposób. Wkraczając w świat brudnych pieniędzy, ustawianych pojedynków, zemsty i zabijania za pieniądze, musi wybrać pomiędzy wpajanym mu od zawsze etosem uczciwej walki a starciem na śmierć i życie. Szybko okazuje się, że za pokazowymi „ustawkami” jest historia o jakiej Błażyk nigdy nie myślał, jaką spotyka się tylko w książkach, w opowieściach pisanych ku pokrzepieniu serc.
I wtedy rozpoczyna się prawdziwa historia „Ostatniego honorowego”. Poruszająca, chwilami rzewna, opowieść może zaskakiwać. Próżno szukać tu rubasznych żartów i Komudowego humoru, użyczanego bohaterom powieści. Bo też i śmiać się nie ma z czego. Świat się wali, po PRL przychodzą jeszcze gorsze czasy, a bandyterka, jak zawsze, ma się dobrze. Nie czasy to dla ludzi honoru, nie dla patriotów. Kto może, robi interesy i nie pyta o pochodzenie zarabianych pieniędzy. Byle przeżyć, bo jutro może być jeszcze gorsze niż dziś. W powieści wyraźnie pobrzmiewa i tragedia grecka, i Podziemny krąg Charlesa Michaela Palahniuka. Błażyk, wszedłszy w piekło niesportowej walki, nie może uciec. Jest uczciwy i dotrzymuje raz danego słowa, co w końcu staje się jego przekleństwem. Jest Janem Skrzetuskim końca PRL, człowiekiem bez przyszłości, idealnym kandydatem na wcześnie zmarłego bohatera.
Warto także przyjrzeć się kobietom, które pojawiają się na kartach powieści. Pomijając matkę Jakuba, postać ze spiżu, mamy zestawienie, na zasadzie kontrastu, dwu piękności. Obie są motorem działania bohatera, obie warunkują jego decyzje. I obie są niezwykle papierowe, kreślone grubą kreską, przejaskrawione jako wcielenie Dobra i Zła. Klasyczna dychotomia, oparta na wzajemnym wykluczeniu się i dopełnieniu. Ich zarysowanie to najsłabszy element Ostatniego honorowego, jednak nieodzowny dla równowagi opowiadanej historii.
Tych dualizmów jest zresztą w książce mnóstwo. Komunizm i wolny świat, marna złotówka i mocny dolar, uczciwy szlachetny ułan i podły radziecki zbir, wyśniona miłość i miłość sprzedajna, szlachetna polska szabla i fałszywe, ciężkie rapiery. Pomimo tej schematyczności i braku próby wyjścia poza nią, Komuda ujmuje przywoływaniem najlepszych cech polskich żołnierzy, szczególnie szwoleżerów. Nie jest to tani sentymentalizm, próżno tu szukać fanfar i kwiatów rzucanych bohaterom przez młode szlachcianki. Oni sami zbierają poważne cięgi, ani życie, ani okoliczności ich nie oszczędzają, a mimo to, jest w nich wszystko, co powinno zostać zawarte w modelowych bohaterach powieści historycznej.
Historią jednakże autor bawi się przewrotnie. Stawia tezy, o których nawet dzisiaj wielu woli nie wspominać. Przywołuje na przykład tajne archiwum Piotra Jaroszewicza, byłego premiera PRL i jego zabójstwo w willi w Aninie. Historia, jak jedna z wielu, nie wyjaśniona do dziś, a zatem atrakcyjna dla każdego, kto interesuje się tajemnicami XX wieku. To świetnie, że zainteresowały one także Jacka Komudę, wielbiciela zupełnie innych czasów. Teraz pozostaje już tylko czekać na kolejne odsłony tajemnic PRL w jego wydaniu.
Jacek Komuda po mistrzowsku odtwarza atmosferę i koloryt średniowiecza -- podobnie jak Umberto Eco w Imieniu Róży -- bawi się konwencjami epoki. Niezwykle...
Jacek Komuda po mistrzowsku odtwarza atmosferę i koloryt średniowiecza -- podobnie jak Umberto Eco w Imieniu Róży -- bawi się konwencjami epoki. François...