Wylęga i inni
Bardzo lubię rodzinne historie. Zwłaszcza te nietypowe, w których co chwila pojawiają się jakieś zadry, konflikty i wstrzasy, a bohaterowie w niczym nie przypominają "ugrzecznionych" postaci z oper mydlanych. Dlatego chętnie sięgnęłam po powieść Iwony J. Walczak Nagie myśli. I nie zawiodłam się. To opowieść o rodzinie żyjącej nieco "na opak". Mężowi nawet nie przyjdzie do głowy, by pracować i utrzymywać dom, pozycja "zawodowego bezrobotnego" wydaje mu się najbardziej właściwym sposobem na życie. Matka, zamiast być pogodną staruszką, która gotuje pożywne rosołki dla całej rodziny, tylko szuka okazji, by swoją córkę - jedyną żywicielkę rodziny - poniżyć i upokorzyć, dając jej do zrozumienia, że zawsze była w jej życiu kimś niepożądanym - wylęgą. Właśnie takiego obraźliwego neologizmu, przywołującego na myśl skojarzenia rodem z kurnika - używa w stosunku do swojej córki matka-rodzicielka. Nawet pies, ten rzekomo najwierniejszy przyjaciel człowieka, ani myśli zamerdać ogonem, zamiast tego kąsa rękę, która go karmi.
Bohaterka książki - ponad czterdziestoletnia Elżbieta - jest w potrzasku. Musi pracować i utrzynywać domowych "darmozjadów", którzy zamiast wdzięczności okazują jej pogardę. Świadomie lub nieświadomie odgrywa Elżbieta wyznaczoną jej przez patriarchalne społeczeństwo rolę nieszczęsnej "mamuśki", którą wszyscy wykorzystują, a nikt jej nie szanuje. I nawet trudno się temu dziwić. W końcu zaniedbana kobieta w średnim wieku, ubrana w zmechacony sweterek z lumpeksu i ufryzowana przez osiedlowego specjalistę od pretensjonalnych uczesań, raczej nie może budzić szacunku, ani tym bardziej pożądania. Jednak mimo tego swoistego kamuflażu, Elżbieta w końcu spotyka mężczyznę przez "duże em". W dodatku wolnego i światowego. Czy mamy zatem do czynienia z bajką o Kopciuszku? O tym warto się przekonać, czytając Nagie myśli. Tym bardziej, że jest to lektura naprawdę ciekawa.
Na uwagę zasługuje język powieści. Autorka operuje krótkimi zadniami, nie waha się używać dosadnych określeń tam, gdzie jest to uzasadnione. Dzięki temu nie tylko widzimy wnętrze zapuszczonego domu Elżbiety, ale możemy poczuć wszechobecny tam smród psiego jedzenia i posłania. Również opisy Poznania i jego mieszkańców są bardzo sugestywne i plastyczne. Gdy Elżbieta wsiada do zatłoczonego autobusu, jesteśmy tam razem z nią. Słyszymy powtarzajacy się na każdym przystanku komunikat, że drzwi "zamykają się" - z naciskiem na "się" - i wyglądamy przez okno, zastanawiając się, jaką jeszcze niespodziankę zgotują Elżbiecie jej najbliżsi.
Kasię, Dorotę i Majkę łączą wspomnienia lat spędzonych na uniwersytecie, dzieli - dorosłość. Los rzucił je w różne miejsca. Kasia osiadła w Poznaniu,...
Powieść o sile ducha, jaką dają zasady i odpowiedzialność, nie tylko za siebie. Iga, poprzez kolejne zamążpójście, wchodzi w posiadanie olbrzymiego majątku...