Tematy związane z wojskiem zwykle postrzegane są jako typowo męskie. O ile dramat wojny może przemawiać do obu płci, o tyle losy żołnierza to zagadnienie, które większość kobiet omija szerokim łukiem. Taki stan rzeczy jest w pewnym stopniu zrozumiały, choć bywają sytuacje, w których warto uczynić wyjątek. Kto kiedykolwiek widział film Jak rozpętałem drugą wojnę światową, ten wie, że nawet tak męski temat jak życie żołnierza może stanowić podstawę doskonałej rozrywki dla każdego. Jeśli chodzi o literaturę, to idealnym przykładem może być książka Władysława Zdanowicza - Misjonarze z Dywanowa czyli Polski Szwejk na misji w Iraku cz. 1 - Pinky czyli nowicjusz. Ufff, co za tytuł. A to dopiero początek wrażeń. Książka po prostu zwala z nóg i bardzo trudno odłożyć ją po rozpoczęciu lektury.
Główny bohater to zwykły szeregowy. Piotr Leńczyk najwyraźniej nie urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Niezależnie od tego, co by robił i gdzie by się nie znalazł, jest zawsze pierwszym, który wpada w kłopoty. I choć w swej wojskowej karierze zalicza wyłącznie porażki (czemu zresztą trudno się dziwić, biorąc choćby pod uwagę że Leńczyk... boi się strzelać!), to na skutek koszmarnego biurokratycznego nieporozumienia mężczyzna trafia na misję stabilizacyjną w Diwaniji. Na nic jego tłumaczenia, że zaszła wielka pomyłka. Wojsko szybciej uwierzy, że żołnierz stracił rozum niż w istnienie błędu w dokumentacji. Jak nasz bohater odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Czy ktoś wreszcie mu uwierzy? Tego dowiedzieć się trzeba podczas lektury.
Władysław Zdanowicz w niewiarygodnie ciekawy, zabawny, ironiczny sposób opisał życie prostego polskiego żołnierza. Nie interesuje go życie elity, która wojnę zna jedynie w teorii, a mimo tego decyduje o losach tak wielu podległych osób. Dla niego ważniejsi są ci, którzy faktycznie narażają swoje życie, biorąc czynny udział w misji. Choć głównym bohaterem jest tutaj Leńczyk, w książce nie brakuje innych, równie barwnych i starannie opisanych postaci. Plutonowy Zalewski, towarzysze broni Baryła, Jasiński czy choćby sam... P_E - każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy i wnosi coś do opowieści. A sama historia to słodko-gorzki obraz naszego współudziału w wojskowych misjach. Sytuacji, w których człowiek zastanawia się, czy lepiej wyruszyć na patrol z dwoma magazynkami broni (bo tyle przewidziano w regulaminie), czy też pozostać w bazie z oczami dookoła głowy, bo chwilę nieuwagi można przypłacić utratą wyposażenia czy nieumyślnym przekroczeniem któregoś z paragrafów. Takich smutnych refleksji pojawia się więcej, choć zdecydowanie przeważa doskonała rozrywka. Leńczyk jest specjalistą od spektakularnych wpadek, dlatego trzeba się poważnie zastanowić nad tym, kiedy książkę się czyta. Niekontrolowane wybuchy śmiechu są niemal gwarantowane.
W przypadku tej lektury trzeba również wspomnieć o samym języku bohaterów. Ten ma być możliwie autentyczny, dlatego nie brak w książce naprawdę wielu czasem bardzo wyszukanych wulgaryzmów, o czym zresztą autor już na początku uczciwie uprzedza. Nie należę do miłośników takiego słownictwa, jednak muszę przyznać, że w tym przypadku jego użycie jest naprawdę uzasadnione. Mało tego, po pewnym czasie wulgaryzmy przestaje się zauważać, stają się integralną częścią dyskusji.
Nie sposób ująć wszystkich walorów książki. Przezabawna, ale i bardzo wnikliwa, pełna naprawdę dopracowanych, interesujących postaci, wiernie oddająca atmosferę wojskowych misji i absurd zasad, których trzeba przestrzegać nawet, jeśli są kompletnie oderwane od rzeczywistości. Podczas lektury trudno nie docenić talentu pisarskiego, ale i wyobraźni autora. Choć tak naprawdę wciąż tli się obawa, że w książce jest więcej prawdy, niż dopuszczałby zdrowy rozsądek.
Polecić tę książkę warto wszystkim, których nie odstrasza specyficzny, dosadny język książki. To lektura, która na długo pozostanie w pamięci czytelników.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...