„Misjonarze z Dywanowa, cz. 2. Jonasz”, Władysław Zdanowicz – ciąg dalszy przygód Leńczyka w Iraku
Misjonarze z Dywanowa, cz. 2 JonaszDruga część powieści Zdanowicza to oczywiście ciąg dalszy przygód niezbyt rozgarniętego szeregowca Leńczyka w Iraku. Tym razem jest jeszcze lepiej, bo więcej tutaj samego Leńczyka, a dużo mniej Szwejka – co mnie osobiście cieszy. Sama fabuła jest o wiele bliższa i przestałem się w końcu doszukiwać podobieństw do powieści Haska.
Szeregowiec Leńczyk zostaje postawiony przed sądem. Oczywiście sprowadzono w tym celu specjalnego prokuratora, przesłuchiwani są świadkowie… No dobrze – próbuje się przesłuchać świadków, bo rzecz jasna, jeśli coś dotyczy bezpośrednio Leńczyka – wszelkie reguły przestają mieć znaczenie, a cała sytuacja jest prędzej czy później sprowadzona do granic absurdu. Tym razem Leńczyk znajduje ratunek ze strony, z której najmniej moglibyśmy się tego spodziewać (zdradzę, że P_E dużo mu pomaga!), chociaż i to zawdzięcza bardziej temu, że Ratownik bardziej się trzyma litery prawa, niż zapałał nagle sympatią do szeregowca.
Niestety, nie wszystko kończy się szczęśliwie – szeregowiec trafia do plutonu rotacyjno-dyspozycyjnego, pod „opiekuńcze” skrzydła sierżantów Gecco i Drwala, których mieliśmy już okazję spotkać w pierwszym tomie. Oddział ten jest odpowiednikiem dawniejszej karnej kompanii; trafiają tutaj żołnierze, podoficerowie i oficerowie, którzy coś przeskrobali: jeden wypełnił dokładnie rozkaz swojego przełożonego i przejechał na skos rondo, inny – snajper – odmówił wykonania rozkazu. Towarzystwo bardzo kolorowe, z różnych stron kraju (oczywiście jest Hanys – gwara śląska w wojsku – to musi naprawdę robić niesamowite wrażenie „w realu”!). Jednocześnie, o czym szybko się dowiadujemy, pluton rotacyjno-dyspozycyjny jest wojskiem z prawdziwego zdarzenia – tutaj są prawdziwi, doświadczeni wojacy, zaprawieni w bojach. Po części dlatego, że najczęściej mają okazję „potrenować” (bo – jako oddział karny – najczęściej są wysyłani poza teren bazy), a po części dlatego, że trafili tutaj żołnierze, którzy są żołnierzami z powołania, a nie z chęci zysku, czy po prostu przetrwania misji. Poznając bliżej służących tutaj „szwejów” nawet jakoś tak inaczej, z politowaniem wręcz patrzymy na wszystkich innych.
Jak już wspomniałem, w drugim tomie „Przygód Dobrego Wojaka Leńczyka” odnajduję znacznie mniej nawiązań do Szwejka. I bardzo dobrze robi to Leńczykowi, ale też całej książce. Jest oryginalniejsza, widać, że autor „złapał wiatr w żagle”, zaczął żyć tą historią i teraz ona sama go niesie. Szeregowy Leńczyk, ale też i pozostali żołnierze, są dokładniej scharakteryzowani, wydają się bliżsi. Do tego dochodzą historie z ich życia, które dodatkowo przydają całej historii realizmu.
Do tego – jeszcze więcej humoru żołnierskiego! Nie znam autora, ale mam wrażenie, że miał sporo wspólnego z wojskiem – tego typu pikantnych szczegółów z życia armii nie da się wyczytać z gazet, nie widziałem ich też w książkach. To trzeba było przeżyć, usłyszeć na własne uszy, żeby tak dokładnie i w takiej ilości opisać. Za ten element książki należą się prawdziwe wyrazy szacunku, panie Zdanowicz – zatem gratulacje!
Tom drugi jest jeszcze bardziej godny polecenia, niż pierwszy (chociaż warto jednak zacząć lekturę od początku, żeby zachować chronologię). Oczywiście, ak w każdej nowoczesnej powieści autor pozostawił nas nagle, w środku akcji – i aż nie mogę się doczekać, gdzie los rzuci Leńczyka w tomie trzecim!
Informacje dodatkowe o Misjonarze z Dywanowa JONASZ tom drugi:
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2011-10-15
Kategoria: Rozrywka, humor
ISBN:
978-38-925232-1-5
Liczba stron: 384
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2013-10-01, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2013, Mam,
Władysław Zdanowicz wręcz kipi pomysłami na to, jak napiętnować absurdy służby polskich sił w misjach stabilizacyjnych. Tworzy sytuacje z jednej strony zupełnie nieprawdopodobne, z drugiej do bólu prawdziwe. Każda kolejna strona stanowi jedną, wielką niewiadomą, bo i umiejętność przyciągania kłopotów przez Leńczyka zdaje się nie mieć granic.
O ile w pierwszej części zdecydowanym hitem książki była niecodzienna podróż rowerem Leńczyka, o tyle w tej byłabym skłonna wybrać scenę, w której niejaki kapral Cymlański usiłuje w kuchni zdobyć jedno, surowe, kurze jajo... poezja :-) Choć oczywiście rewelacyjnych scen jest dużo, dużo więcej.
Podejrzewam, że książki wcale nie muszę polecać, bo niemal każdy, kto miał szczęście poznać pierwszą część, z przyjemnością sięgnie po kontynuację. Ze swojej strony mogę jedynie zagwarantować, że ta książka ich nie rozczaruje. Nadal jest zabawnie, choć z drugiej strony przerażająco prawdziwie, błyskotliwie, lekko, wciągająco... Po prostu warto. Zachęcam.